Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Wiara bezdomna
Wiara bezdomna
Wiara bezdomna
Ebook214 pages4 hours

Wiara bezdomna

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Wiara bezdomna jest znamieniem naszej epoki i głębokim doświadczeniem bardzo wielu ludzi. Rzuca ona wyzwanie trydycyjnym wierzeniom religijnym, niepokoi, wyzwala i jest twórczym zaczynem. W książce tej opowiadam, jak do niej doszedłem i jak ją rozumiem. Ponieważ doświadczenie wiary bezdomnej jest zbyt potężne, by można je zamknąć w zwartym traktacie, dla jego wyrażenia posłużyłem się formą aforyzmu mówiąc kolejno o wierze, wierzeniach, bezdomności i wierze bezdomnej. Natomiast pierwsza część książki, zatytułowana „Kobierzec”, to sto wypisów z przypisami, które odsłaniają rodowód tego doświadczenia i określają jego kontekst. Tytuł książki zasugerował mi Miłosz, który w Metafizycznej pauzie pisał: „...jeżeli silna jest u ludzi nadal potrzeba wiary, jest to, zwłaszcza u młodych pokoleń, wiara bezdomna, poszukująca, jednak niekoniecznie zwracająca się ku chrześcijaństwu”.
LanguageJęzyk polski
Release dateNov 26, 2013
ISBN9788868850814
Wiara bezdomna

Related to Wiara bezdomna

Related ebooks

Reviews for Wiara bezdomna

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Wiara bezdomna - Maciej Bielawski

    wiary

    Kobierzec

    1.

    Co myśmy dali światu? Myśmy dali poezję, miniaturę i dywan. Jak pan widzi, z wytwórczego punktu widzenia same bezużyteczne rzeczy. Ale właśnie w tym wyraziliśmy siebie. Myśmy dali światu tę cudowną, niepowtarzalną bezużyteczność. To, co daliśmy światu, nie polegało na ułatwieniu życia, tylko na jego ozdabianiu, oczywiście, o ile takie rozróżnienie ma sens. Bo na przykład dywan jest dla nas potrzebą życia. Pan rozkłada dywan na strasznej, spalonej pustyni, kładzie się na nim i czuje, że leży na zielonej łące. Tak, nasze dywany przypominają kwitnące łąki. Pan widzi kwiaty, widzi ogród, sadzawkę i fontannę. Między krzewami przechadzają się pawie. A dywan to trwała rzecz, dobry dywan zachowa kolor na wieki! I w ten sposób, żyjąc w nagiej i monotonnej pustyni, pan żyje jak w ogrodzie, który jest wieczny, który nie traci barwy ni świeżości. A jeszcze można sobie wyobrazić, że ten ogród pachnie, można usłyszeć szum i śpiew ptaków. I wtedy pan czuje się wyróżniony i pan jest blisko nieba, pan jest poetą.

    (Ryszard Kapuściński, Szachinszach, Czytelnik, Warszawa 2007)

    Książkę Ryszarda Kapuścińskiego Szachinszach przeczytałem najpierw po włosku i jej zakończenie tak mi się spodobało, że przepisałem je do notatnika, by czasami móc do niego wracać. Słowa te przynosiły mi ulgę, gdy niepokoił mnie narzucający się ze wszech stron demon utylitaryzmu. Ja bowiem często miałem wrażenie, że byłem kimś nieużytecznym i nieproduktywnym i co najwyżej moim życiem wyplatałem jakiś przedziwny, nawet przeze mnie samego nie do końca zrozumiały, kobierzec. Kilka lat później byłem w Bydgoszczy i wszedłem do księgarni znajdującej się na rogu ulic Gdańskiej i Dworcowej, gdzie pośród książek Kapuścińskiego dojrzałem polski oryginał Szechinszacha. Odczytałem zakończenie, ciesząc się, że w końcu mogę poznać je w oryginale. Natychmiast też – w sklepie – przepisałem je do mojego notatnika. Ja widać lubię książki. Niekiedy zachwyci mnie – dlaczego akurat ten? dlaczego właśnie w tym momencie? - jakiś tekst, którego potem, jeżeli można lub trzeba, szukam w oryginale, przepisuję, staram się zrozumieć, komentuję. Żyję z notatnikiem na podorędziu i często zapisuję w nim myśli innych i własne. Czytanie, myślenie, pisanie, to niektóre (nie wszystkie) z nici tworzących kobierzec mego życia.

    2.

    Człowiek myśli miejscami.

    (Czesław Miłosz, Zdobycie władzy, II, III).

    Myśl nasza pracowicie porządkuje przestrzenie, w których mija nam nasze życie. Chaosowi świata przeciwstawiamy się nieustannie go porządkując: horyzontalnie (ja tu, oni tam), chronologicznie (rano śniadanie, wieczorem kolacja) i wertykalnie (Bóg w górze, ja w dole). Życie jest zaś jak kamień toczący się po zboczu góry. Na chwilę zatrzymuje się tu lub tam, by potem dalej potoczyć się w dół. Pejzaż naszej myśli znaczą miejsca, w których żyliśmy, przez które przeszliśmy, o których marzyliśmy i które się nam śniły. Rozmyślam o tym na poddaszu domu w Weronie. Równocześnie jednak okiem serca ogarniam inne miejsca, w których bywałem: Bydgoszcz, w której się urodziłem, wyrosłem i do której często wracam; Kraków, w którym dojrzewałem i studiowałem; krainy Europy od portu Lizbony po złote cerkwie Kijowa, od krużganków Oxfordu, którymi na przestrzeni wieków przeszło kilka ważnych dla mnie postaci, po grotę na wyspie Patos, gdzie św. Jan pisał swoją Apokalipsę; wspominam Niebieski Meczet Istambułu i katarakty górnego Nilu, obok których wyłaniają się z mojej pamięci szerokie autostrady Oregonu oraz wąskie dróżki wijące się pośród bananowych gajów w Tamil Nadu. A przecież moim był także ów ogród z krzewami porzeczek pod jabłoniami, którego zapach wyczarował mi Niewidzialność; ów brzeg jeziora z szumiącymi trzcinami, które pouczyły mnie o Obecności; ów mur z białych kamieni chroniący małe stado owiec, przy którym zatrzymałem się w gwieździstą noc poznając Wieczność i marząc o pozostaniu tam na zawsze. Wszędzie tam byłem i byłem tym wszystkim. Gdy myślę o tych miejscach, są one tu ze mną i wiem, że one także mnie myślą i jestem z nimi, choć mnie tam już nie ma. Z kim będą one, gdy mnie i tu, gdzie jestem teraz, już nie będzie?

    3.

    Wiem Panie, że nie człowiek wyznacza swą drogę; i nie w jego mocy jest kierować swoimi drogami, gdy idzie.

    (Księga Jeremiasza 10,23).

    Nie zależało od nas, gdzie się urodziliśmy i nie wiemy, kiedy i gdzie zakończymy naszą wędrówkę. Nie wiemy, czemu dzisiaj jesteśmy właśnie tu i nie potrafimy przewidzieć, gdzie będziemy jutro. Z perspektywy czasu patrzymy na mapę naszego życia i dziwimy się, że wszystko odbyło się tak, a nie inaczej, że przebiegło ono pośród tych, a nie innych osób i miejsc. W zadumie szukamy w tym wszystkim zamysłu jakiegoś tam Boga. Takie medytacje pomagają unieść ciężar tajemnicy naszego losu. Rzadko czułem się wolny. Wielokrotnie martwiłem się, że nie wybierałem i nie decydowałem o moim losie. Czasami miałem poczucie winny dlatego, że czegoś nie wybrałem, innym razem, że coś wybrałem. A jeżeli nie winny, to przynajmniej czułem się niezaradny, gdyż nie byłem „kowalem mego losu. Zawsze jednak miałem wrażenie, że jakaś dziwna moc, spoza mnie choć we mnie i w świecie obecna, prowadzi mnie, podsuwając mi myśli, rodząc we mnie pragnienia, kierując moimi krokami, a ja sile tej zawsze się poddawałem i poddawać chciałem. Nawet teraz nie wiem, czy to ja piszę, czy też „pisze mi się to, co piszę. Nie zmienia to jednak faktu, że chcę to napisać jak najlepiej i sprawia mi to przyjemność. Nie przeniknę tajemnicy wolności. Porzucam jej ideę, aby być wolnym nawet od idei wolności.

    4.

    Nigdy nie zapomnę, jak bardzo wstrząsnęła mną ta przeprowadzka: konieczność zmiany punktów odniesienia, wywołało u mnie straszliwe poczucie przygnębienia. Nie wiem ile bym dał, aby nie musieć przystosowywać się do nowego terenu, do innego pala... Całymi godzinami zastanawiałem się nad ową przedziwną zdolnością, z jaką ludzie przywiązują się do otaczających ich przedmiotów, które nie mają żadnego znaczenia, przywiązują się nawet do narzędzi ich męki, tylko dlatego, że stały się one częścią skromnej scenografii ich codzienności, tylko dlatego, że się do nich przyzwyczaili.

    (Francois Bizot, Le Portail, Editions de La Table Ronde, Paris 2000, rozdział 4).

    Blizot pisze o przejściu z jednego więzienia do drugiego, w którym, przykutego do drewnianego pala, trzymali go w Kambodży Czerwoni Khmerowie. A ja z jego pomocą myślę, jak to przywiązujemy się także do przedmiotów, które sprawiają nam ból, nawet do narzędzi tortur. Także odraza i ucieczka od czegoś jest bowiem formą przywiązania się do tego czegoś. Związujemy się z porcelanową filiżanką, butami, szafą, fotelem, z jakimś zakątkiem świata i pejzażem. Miejsca i przedmioty wpływają na nas i nas tworzą. My także niepokoimy sobą miejsca, osoby i rzeczy. Cóż myśli o mnie „mój" kot lub ów kubek, w którym rankiem zaparzam kawę? Pragniemy stałości i zadomowienia, lecz nie jeden raz szukamy zmiany i uciekamy. Odchodzimy i wracamy. Przenosiny wstrząsają nami i nas zmieniają, niszczą nas i tworzą. Nawet bezdomny pielgrzym wspomina miejsca, które opuścił lub utracił, a gdy jego bezdomność mu ciąży, wznosi wzrok ku niebu, łudząc się, że przynajmniej ono jest zawsze i wszędzie takie same. Asceci zalecają oderwanie się od rodziny, kraju, osób i przedmiotów, a życie na obczyźnie uznają za konieczny warunek osiągnięcia wewnętrznego pokoju. Nakazują zapanować nad wspomnieniami, pragnieniami i odrazami. Czy mają rację? Czy jest to możliwe i konieczne? Żyłem w wielu miejscach. Lubiłem i lubię mieć przy sobie kubek z herbatą, fajkę i notatnik. Przedmioty te były i są wiernymi towarzyszami, które pomagały mi wglądać się w świat, w siebie i w Boga. Z nimi wędruję przez życie, aż do chwili, gdy odejdę w całkowitą wolność. Czy jednak to właśnie nie owe przedmioty zawiodą mnie tam? Czy w dowód wdzięczności nie powinienem ich ze sobą zabrać, nawet jeżeli nie będą mi już, być może, potrzebne?

    5.

    Własny los nosimy w sobie; to złożony zespół karmicznych sił i uwarunkowań, a także indywidualny charakter każdego z nas, splot tych czynników sprawia, że postępujemy tak a nie inaczej i że musi nas spotkać to właśnie, co nas spotyka.

    (Ireneusz Kania, Muttāvali. Wypisy z ksiąg starobuddyjskich, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2007).

    Los, fatum, przeznaczenie, opatrzność, wolność, odpowiedzialność – w kontekście takich idei starałem się przeżywać i rozumieć me życie. Były to wywody powikłane i mętne, które doprowadziły mnie do pojęcia karmy, którym obecnie rozjaśniam i przybliżam sobie tajemnicę mego istnienia. Będę tak czynił, aż i ten miraż zniknie.

    6.

    Jak śpiew stanowi jedną całość z modulującym go głosem, jak droga jest czymś jednym z celem, do którego prowadzi, jak kochankowie stają się jednością w miłosnym uścisku, tak samo człowiek jest zjednoczony ze swoim przeznaczeniem i musi miłować go tak, jak miłuje samego siebie.

    (Karen Blixen, Pole cierpienia, ze zbioru Zimowe opowieści).

    Pokochać swój los, przylgnąć do niego cały swoim jestestwem. Z dnia na dzień coraz lepiej starać się go rozumieć i wypełniać. Niezależnie od tego, jak wspaniałym czy groźnym by on się nam wydawał. Nie zbaczać z drogi, a losowi patrzeć prosto w twarz, aż wszystko do końca się wypełni, a my wypalimy się do cna. Nikt bowiem za nas nie przeżyje i nie dokona tego, co nam trzeba przeżyć i dokonać. Jedyność i niepowtarzalność każdego istnienia i każdej chwili. Jest to wspaniałe i przerażające.

    7.

    Ludzie nie wyspacjalizowani ignorują fakt współczesnej nauki biblijnej, która – rozwijając i wykorzystując inne dziedziny wiedzy (filologię klasyczną, egiptologię, asyriologię, itd.) – wydała w ciągu mniej więcej ostatnich 300 lat niezwykle drobiazgowe dzieło erudycyjne, które jest jednym z największych zdobyczy duchowych ludzkości. Czy istnieje, poza kręgiem tradycji judeo-chrześcijańskiej inna religia świata, która tak dogłębnie i bez uprzedzeń przebadała własne podstawy i własne dzieje? Nie. W obrębie całej literatury świata, Biblia jest księgą najbardziej studiowaną. Nie ma w niej jednego zdania, do którego nie napisano by setek tysięcy współczesnych komentarzy naukowych w najróżniejszych językach świata. Nie ma w Biblii ani jednego słowa, o którym nie mówiłyby liczne słowniki oraz podręczniki filologii i historii. Nie istnieje żadne imię, któremu nie poświęcono by badań mniej lub bardziej wyczerpujących. Nie istnieje temat, którego by nie oświetlono z najróżniejszych stron – filologicznej, historycznej, psychologicznej, socjologicznej, teologicznej. Nie mówiąc już o całych bibliotekach, które napisano na temat tej jedynej książki, którą po prostu nazywa się „Biblia" (z greckiego biblia = książki).

    (Hans Küng, Ebraismo, Bur, Mediolan 2005³).

    Płyniemy po rozległym i głębokim oceanie, którego falami są poruszane wiatrem dziejów stronice ksiąg. Niezmierzona ilość pomyślanych idei i zapisanych słów. W obliczu tego ogromu, ja z tymi kilkoma mizernymi myślami, na które chucham i dmucham. Niezależnie od tego, ile bym napisał, będzie to jedynie kropla w oceanie ludzkiej wiedzy i nicość w stosunku do Księgi Życia. Moje pisanie jest jak puszczanie na rozległe wody oceanu papierowych łódek. Uświadomienie sobie tego faktu jest uzdrawiającym upokorzeniem, gdyż przywraca właściwe proporcje naszej refleksji i naszemu pisarstwu. Ksiąg jest za dużo i zawsze za mało. Jednak prędzej czy później trafiają do nas te, których nam potrzeba, co jest pokrzepiające. Dobrze jest należeć do rozproszonej w przestrzeni i czasie wspólnoty ludzi czytających, piszących, myślących. Nawet jeżeli czasami wobec ogromu piśmiennej produkcji i pustego wielosłowia nachodzą nas mdłości i szukamy milczenia. Na chwilę odwracamy wzrok od bezkresu oceanu i przyglądamy się małej, wyrzuconej na brzeg muszelce. Potem jednak znowu pociąga nas bezkresny horyzont, rzucamy się w podróż po falach wiedzy i dopisujemy do Księgi Życia nasze kilka słów.

    8.

    Często książki uważa się za „martwe przedmioty", których litery, skomplikowane i enigmatyczne, są nieme i pozbawione mocy. W rzeczywistości jest wprost przeciwnie, gdyż książka wcale nie jest niema

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1