Gościniec dusz
()
About this ebook
Franciszek Mirandola
Poeta, prozaik i tłumacz okresu Młodej Polski. Sylwetka Mirandoli, w swej złożoności, być może najpełniej wyraża ducha epoki.
Z wykształcenia magister farmacji; studiował również filozofię na uniwersytetach w Krakowie, Heidelbergu, Berlinie i Paryżu. Odwiedził Włochy i Anglię; podróż do Indii rozbudziła w nim fascynację buddyzmem. Pochodził z rodziny aptekarzy od pokoleń prowadzących aptekę „Pod Jednorożcem” w Krośnie. Jego matka była spokrewniona z wynalazcą lampy naftowej, Ignacym Łukasiewiczem. Po powrocie do kraju pracował jako farmaceuta, publikując jednocześnie swoje utwory pod pseudonimem przybranym od renesansowego pisarza Francesco Pico della Mirandoli. Szczególnie godna uwagi jest jego ekspresjonistyczna proza, powstała w okresie I wojny światowej; w drugim tomie nowel Mirandola chętnie sięga po środki nowe w literaturze polskiej: paraboliczność, symbolizm, groteskę, surrealizm, baśniowość. Jego teksty oscylują z jednej strony w kierunku fantastyki, z drugiej dając wyraz ciekawym poglądom filozoficznym autora: był zdeklarowanym darwinistą zainteresowanym zarazem działaniem podświadomości (abonował czasopismo „Sphinx”, czytał Carla du Prela i Wilhelma Huebbe-Schleidena),filozofią Wschodu czy pracami Nietzschego i Schopenhauera.Był związany z ruchem socjalistycznym i PPS, jest autorem słów do pieśni Warszawianka 1905 roku oraz innych wierszy opublikowanych w antologii Lutnia robotnicza (Kraków, 1906).
W latach dwudziestych poświęcił się wyłącznie pracy przekładowej. Tłumaczył teksty wielu autorów, m.in.: Goethego, Verlaine'a, France'a, Rollanda, Kiplinga, Maeterlinka, Andersena, Knuta Hamsuna, Selmy Lagerfof, Tagore'a - jako podstawę traktując tekst niemiecki, oryginalny lub tłumaczenia.
Zm. 3 czerwca 1930 w Krakowie
Najważniejsze dzieła: Liber tristium (tomik poezji, 1898), Liryki (tomik poezji, 1902), Warszawianka 1905 roku, Tempore belli (tom nowel 1916), Tropy (tom nowel 1918)
Read more from Franciszek Mirandola
Drogowskaz Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsTropy Rating: 0 out of 5 stars0 ratings
Related to Gościniec dusz
Related ebooks
Na Wzgórzu Śmierci Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsŻycie snem Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsHenryk Ofterdingen Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDamnata Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPoezje: Wybór Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsCzyściec Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGalileusz Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGloria victis (tom opowiadań) Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZ Alp Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOni Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPoematy Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZ wichrów i hal Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsFaust, część druga Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKról-Duch Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDziady, część III Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsWiersze: Wybór Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsHorla Rating: 4 out of 5 stars4/5Opowieści Nadzwyczajne Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKsiądz Marek: Poema dramatyczne w 3 aktach Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsVesalius Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsRóża: Dramat niesceniczny Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsRaj Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsI część: krzyż człowieczy Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPiekło Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSzaleństwo Almayera Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKunigas Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOstatnia godzina Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsGloria Victis Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsFortuna Kasjera Śpiewankiewicza Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsChore dusze, tom I Rating: 0 out of 5 stars0 ratings
Reviews for Gościniec dusz
0 ratings0 reviews
Book preview
Gościniec dusz - Franciszek Mirandola
2016
Gościniec dusz
Czarne zwały fal przelewały się niespokojnie, dęły się i rozluźniały na przemian, podobne muskułom olbrzymiego ciała gorączką trawionego, podobne rytej histerią twarzy, myśli wichrem brużdżonemu czołu... na grzbietach fal biała strzępiła się piana.
Pociemniało już stare, odwieczne niebo, pustynia, kędy tyle od wieków przemieszkiwało stworów dziwnych, ciągle innej postaci, ciągle pożądanych tym pełzającym po dołach bogotwórczym... tym, jako morze ustawną targanym udręką.
Noc nachodziła świat burzliwa, zdradna¹, żądna łupu, kryjąca zamachy w sobie, do złego skłonna...
Pomału, ostrożnie zstępując ze śliskich grzbietów fal w parowy płynne, migotliwe nawet w pomroce, to znów dźwigając się na wyże, nie wiadomo skąd się jawiące, po szafirowym morzu sunął wielki okręt.
Śmigłe maszty darły się w górę, wydymały się białe, na zieleni ciemnej toni żagle, skrzypiały na wietrze reje, a z pokładu zapełnionego tłumem ludzkich postaci dochodziły dźwięki poważnego hymnu o modlitewnych akordach.
Na pomoście przednim, wysoko, widoczny wszystkim innym stał kapłan w białą ubrany szatę.
Orlim wzrokiem śledził horyzont, zaś u stóp jego na marach pokrytych białym płótnem spoczywał człowiek uśpiony czy zmarły, nie wiadomo.
Wiatr powiewał szerokimi rękawami szaty kapłana, iż wydawało się, że uleci w przestworze na skrzydłach uniesienia wnętrznego, niby przedziwny duch — albatros, pan mórz nieprzebytych...
Rytm hymnu, zda się, nie wiatr, nie podwodne prądy niepokoiły fale.
Akordy kładły się czasem, by² dłonie przyjacielskie na spiętrzonych, zadzierżystych grzywach i wtedy pod ich lekkim, a możnym uciskiem, strzępiste, garbate grzbiety mieniły się w płaszczyzny lśniące, podobne podstawom jedwabnych tkanin rzuconych na powietrze. Czasem znowu ton tętniący, mocny, rozpędzony wpadał, zatapiał się dziobem w toń, pruł ją, rozdzierał, głębił się³, sięgał... aż czerwona jawiła się posoka fali, a on szedł coraz dalej, dalej, aż na dno, aż gdzieś... gdzieś...
Chór śpiewał:
O Panie, o Panie!
Kędyż posłałeś nas, wichry swoje?
Kędyż na wielki bój, płyniemy oto o ciemku duchy ducha niosące, drogą przeznaczeń, niepisanych nawet w snach duszy człowieczej!
Jako oddech TWÓJ jest świat, jako tchnienie TWE jawi się życie i jako nicość jest, gdy zechcesz, a wciągniesz w głąb swoją wszystkie jawy, wszystkie znaki Bytu.
Oddechem BRAHMY jest to, co jest, a nic prócz tego w przestrzeni.
O Panie! Kędyż wysłałeś nas, tchnienia swoje?
Kędyż na wielki bój na spełnienie chwili następnej płyniemy o ciemku, duchy ducha niosące, bezmiernym gościńcem stawania się, szlakami, kędy nie stąpa nawet myśl śpiącego u stóp tronu TWEGO