Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Światło
Światło
Światło
Ebook106 pages1 hour

Światło

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Strach minął przed chwilą. Z niewielkim zaciekawieniem Mietek przyglądał się brudnemu, dawno nie malowanemu sufitowi. Leżąc na korytarzu, na łóżku szpitalnym przed salą operacyjną niewiele można zauważyć. Dla leżącego na boku chłopca, sufit z pajęczynami w rogach i grudki na przeciwległej, zielonkawo-żółtej ścianie pomalowanej do połowy olejną farbą, to jedyne miejsca na których można zatrzymać wzrok. Przed dziesięcioma minutami dostał zastrzyk, zniknął ból i lęk. Przedtem, pół godziny temu, nakazano mu zgłosić się do dyżurki pielęgniarek na lewatywę. Widok tego urządzenia, które zamierzano włożyć we wrażliwe i wstydliwe miejsce, tak go wystraszył, że wyrwał się z rąk pielęgniarki i pobiegł do ubikacji. A tam błyskawicznie dokonał wymaganego oczyszczenia. Za drzwiami kabiny niecierpliwa siostra dopytywała czy już skończył, bo chirurdzy czekali.

LanguageJęzyk polski
Release dateJan 31, 2017
ISBN9781370894499
Światło
Author

Tomasz Hejnowicz

Tomasz Hejnowicz (born: 1958)The author of books such as "Jak ograbić starą ciotkę i być szczęśliwym", "Cmentarz szczurów" ("The graveyard of rats"), "To ja ukradłem panu samochód", "Światło" ("The Light") and "Gorące lato i mroźna zima". Flunked the senior year in high school. A former competitive-sports practitioner. Work physically and studied, simultaneously. Studied sociology, completed pedagogy studies as well as an additional, postgraduate course. Has recently become a grandfather. A Former tutor, teacher and a representative of the educational labor union. Lives in Poznań.https://sites.google.com/view/tomaszhejnowicz/

Read more from Tomasz Hejnowicz

Related to Światło

Related ebooks

Reviews for Światło

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Światło - Tomasz Hejnowicz

    Janek

    (1962)

    Ciotka Wanda ciągle kaszlała. Chyba przeziębiła się. Może to od papierosów? Jednak nie od papierosów. Teraz Janek choruje. Ma cztery lata i dziwne kulki urosły mu pod brodą, pachami i w pachwinach. To bardzo groźna choroba, śmiertelna, ale ono tym nie wie. Widział zmartwione miny mamy i taty. A teraz ciocia i wujek wiozą go samochodem do kolejnego szpitala.

    - Czy znowu będą zastrzyki. Ja się boję! Ja nie chcę zastrzyków! Dajcie mi wreszcie spokój! – błagalnie, ze łzami w oczach mówił Janek

    Szlaban, mały budynek, duża sala pełna małych dzieci. Czy to jest szpital? Wygląda jak zwykły dom, lecz tych dzieci jest za dużo, a te panie w białych fartuchach do żadnych cioć nie są podobne.

    Siedzi teraz na środku pokoju, na dywanie,wokół niego chodzą panie. Inne dzieci bawią się w drugiej części sali. Pani Kasia trzyma w ręku łyżkę z paskudną breją.

    - Nie zmusi mnie do jedzenia! Zacisnę zęby i już - pomyślał chłopiec.

    ani Kasia ciągnie za rękę, Janek wyrywa się. Druga pani łapie za drugą rękę. Chłopiec krzyczy i popuszcza w majtki. Słabnie, traci przytomność. W oczach widzi już tylko ciemne i jasne kręgi. Jeszcze słyszy, co wokół niego mówią. A po chwili już niczego nie widzi i nie słyszy. Bezwładnie osuwa się na miękki dywan.

    - Dajcie mu spokój! - wrzasnęła niezwykle głośno kierowniczka sanatorium.

    - Głupie baby! Czy nie widzicie, że dostał histerii i będzie tylko gorzej? Ojej, on zemdlał! – powiedziała sama do siebie i szybko ocuciła malca, lekko uderzając w policzki.

    Nareszcie ktoś się zlitował. Chłopiec po chwili chwyta oburącz rękę kierowniczki i trochę chwiejnie wychodzi z nią na podwórko. To piękne, zielone miejsce. Przestaje się trząść. Pani kierowniczka ściąga mu rajtuzy, czyści i zmienia majtki. Po chwili malec siada na ławeczce, przestaje szlochać i już tylko cicho płacze.

    - Ja chcę do domu, do mamy i taty...

    - Jeszcze nie możesz, jesteś chory, ale już niedługo, za kilka dni przyjedzie mama z wizytą. A teraz chodź ze mną w ciekawe miejsce, gdzie nikt nie będzie Ciebie gonić z łyżką.

    - Co to za miejsce? Daleko?

    - Nie, blisko. Tam pracuje miły starszy pan, który pokaże wielkie rośliny.

    I w ten sposób znalazł się w oszklonym budynku, pełnym kwiatów, krzewów,a nawet małych drzew. Miejsce jak z bajek opowiadanych przez jego mamę, ciocię i babcię. Z niektórych krzewów zwisają rzeczy, których nigdy nie widział na stole. Bardzo wiekowemu już panu Piotrowi,który opiekował się szklarnią, udało się w niej wyhodować cytryny, pomarańcze i pomidory.

    - Spróbuj kawałek pomarańczy, nie zaszkodzi - powiedział pan Piotr, obierając świeżo zerwany owoc.

    Malec z pewną nieufnością chwycił mały kawałeczek podobny do Księżyca. Słodycz wypełniła usta.

    Od tego momentu codziennie wiele godzin spędzał w szklarni lub opodal niej, biegając pomiędzy żywopłotami. Inne dzieci ani inne miejsce nie są potrzebne. Jest szczęśliwy, chociaż wie, że gdzieś tam daleko jest mama i tata. W końcu kiedyś tu przyjadą... W pamięci zamazuje mu się obraz ich twarzy.

    Żył czasem teraźniejszym, pamiętał tylko poranek i najwyżej dzień wcześniejszy. Nie miał poczucia czasu. O terminach pamiętają dorośli.

    Tak więc dość niespodziewanie przyszedł ten dzień, w którym dwie panie szykują go do podróży. Umyty, ubrany w najlepsze ubranko stoi blisko szlabanu. Nadjeżdża szary samochód, otwierają się tylne drzwi. Wysiada... mama! Ubrana jest w krótki prochowiec. Biegnie! Szlaban podnosi się, mama dobiega, chwyta na ręce i podnosi w górę. Kręcą się, tańczą w kółko i płaczą, płaczą z radości. Dlaczego? Przecież powinni śmiać się z radości!

    - Mamo, coś mi piszczy w uszach!

    - To nic, synku, to z emocji, w razie czego pójdziemy do lekarza.

    - Oj nie! Nie chcę do lekarza. Już przestało. Jedźmy już! Do domu, do taty.

    (1,7 mln p.n.e.)

    Słoneczny, ciepły dzień. W okolicach równika, na wielkiej polanie, opodal ogromnego, błękitnego jeziora, leżącego u podnóża wulkanicznej góry, po bardzo długiej podróży, bezszelestnie i powoli ląduje dziwny pojazd. Wygląda jak dzwon lub bardzo nieforemny stożek.

    Pasażerowie statku zamierzają zobaczyć zmiany jakie nastąpiły na niebieskiej planecie po wielkiej katastrofie, która nastąpiła 70 milionów lat temu.

    Widzieli to z oddali z dużym opóźnieniem, około 30 milionów lat później. Otwierają właz. Po niedawnej burzy, uderza zapach świeżego, czystego powietrza, przepełnionego ozonem. To jest intensywnie zielone miejsce; szumi mały wodospad, którego przezroczyste wody wpadają do błękitnego jeziora. Na wielkiej polanie, pod kilkoma drzewami, nieopodal upolowanej antylopy, wypoczywają lwy. Zaciekawione, zdezorientowane małpy biegają na brzegu tropikalnego lasu, próbując wystraszyć dziwnych przybyszy.

    - Dobra atmosfera, sporo tlenu i azotu. Możemy oddychać bez aparatów – powiedział dowódca.

    Siódmy przekazał nam, że tu tylko odpoczniemy i polecimy dalej, według czasu tej planety za około 100 lat. Planuję krótkie badania terenu, a potem stały monitoring.

    - No dobrze, to bierzemy się do pracy. Mały spacer dla zdrowia i zaraz po posiłku rozstawiamy kamery. 100 lat to bardzo niewiele czasu – rzekł pierwszy oficer.

    - Wybierzcie więc najsprytniejszego zwierzaka, zaszczepimy go, a to bardzo przyspieszy wszystkie prace nad tą planetą - dodał genetyk.

    Zdzisio

    (1964)

    Niby nic nie miało się dziać, miało to być zwykłe badanie bolącego gardła. A tu nagle lekarz, ze świecącym talerzykiem na czole, wsunął do niego długie, zimne narzędzie, pielęgniarka od tyłu chwyciła za głowę, coś tam głęboko chrupnęło i z ust na nerkę poleciała krew. A w nerce znalazły się jakieś kulki. Nie udało się zakrzyknąć. Zdziś zaniemówił, szeroko otworzył oczy. Nie spodziewał się czegoś takiego. Chwilę później, skołowany i przestraszony został zawieziony na wielką salę, pełną małych dzieci. Szybko zapadł zmrok. Zasnął.

    Obudził się w środku nocy. Było ciemno. Za białym parawanikiem, przy stoliku na metalowych nogach, siedziała pielęgniarka i czytała książkę, oświetloną małą lampką na chromowanej nóżce. Dzieci spały. Nikt nie zwracał uwagi na skołowanego Zdzisia. W pewnej chwili chłopiec poczuł ból, straszny ból. Próbował krzyknąć. Wpadł w panikę. Jeszcze raz spróbował krzyknąć i w tym momencie zrobiło mu się ciepło w ustach. To była chwilowa ulga. Na pościel polała się krew. Plama robiła się coraz większa i większa. Miała wielkość poduszki.

    Wreszcie pielęgniarka coś zauważa, podbiega, krzyczy i prosi o pomoc. Nadbiegają inne osoby. Do sali wbiega lekarka dyżurna, na podłogę upada stetoskop. Przyjeżdża wózek, wiozą chłopca na salę operacyjną. Zastrzyk. Już nic nie widzi. Stracił przytomność. Cisza i spokój. Czy to sen? Jakieś kręgi i otaczające ciepłe, bardzo miłe światło. Szybko znika to uczucie. Wraca przytomność. Lekarze zeszyli to, co się w gardle urwało...

    Poranek był jasny, słoneczny. Chłopiec znowu jest na sali pełnej dzieci. Nic nie

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1