Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Zabójstwo z urzędu
Zabójstwo z urzędu
Zabójstwo z urzędu
Ebook274 pages3 hours

Zabójstwo z urzędu

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Lilia Łada daje czytelnikom kryminał w najbardziej klasycznym rozumieniu prawideł gatunku – z krwawą zbrodnią, rzetelnym śledztwem, pełnowymiarowymi postaciami bohaterów oraz tłem utkanym z szemranych biznesowo-politycznych układów towarzyskich. Ale tym, co decyduje o prawdziwej wartości tej książki, jest umiejętność pokazania mikroklimatu miejskiej instytucji. Owego zamkniętego ekosystemu, rządzącego się własnymi prawami, podporządkowanego swoistym rytuałom – tym formalnym i nieformalnym. Nieodpornego przy tym na typowe dla takich miejsc patologie. Jednocześnie autorka potrafi wybić się w swej powieści ponad lokalne problemy i opowiedzieć uniwersalną historię o zachłanności, małości i cynizmie, które mogą prowadzić do zbrodni.
Przemysław Poznański
zupelnieinnaopowiesc.com
LanguageJęzyk polski
Release dateJul 10, 2018
ISBN9788394883423
Zabójstwo z urzędu

Related to Zabójstwo z urzędu

Related ebooks

Related categories

Reviews for Zabójstwo z urzędu

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Zabójstwo z urzędu - Lilia Łada

    zawiesić.

    Rozdział II

    Na czele sporej grupy interwencyjnej, złożonej głównie wcale nie z policjantów, czego podświadomie oczekiwały, ale raczej z techników i lekarzy, jak oceniły po ich strojach i wyposażeniu, szedł wysoki, barczysty brunet około czterdziestki. Bez wahania podszedł do siedzących na ławce kobiet, które odruchowo wstrzymały dech, bo facet był bardzo, ale to bardzo przystojny. Nawet szczęśliwa mężatka Alicja poczuła niewyraźne sensacje w okolicy serca, nie mówiąc już o często zmieniającej partnerów Magdzie.

    – Podkomisarz Młotkowski – przedstawił się. – Rozumiem, że panie to Alicja Zabielska, Magdalena Chyży i Wanda Nowak.

    Kobiety milcząco skinęły głowami i nadal wpatrywały się w podkomisarza, a wyraz ich twarzy świadczył o wszystkim, tylko nie o inteligencji. Jednak policjant był przyzwyczajony do przejmowania inicjatywy.

    – Pani Wando, nie będę pani dłużej zatrzymywał, proszę przekazać swojemu szefowi, że będziemy chcieli się z nim zobaczyć za około godzinę – powiedział z ujmującym uśmiechem. – Pani Magdo, gdyby była pani tak miła i pokazała miejsce zdarzenia ekipie technicznej… Później z panią porozmawiam. Teraz poproszę panią Alicję, myślę, że ten gabinet z boku będzie najodpowiedniejszym miejscem na rozmowę. Mam nadzieję, że już doszła pani do siebie?

    Alicja miała już dosyć powtarzania tego samego kolejny raz, okazało się jednak, że Młotkowski wcale nie zamierzał jej pytać o to, jak znalazła zwłoki. Interesował go raczej fakt, czy spotkała kogoś, idąc przez urząd, i czy osoba postronna może się łatwo dostać do biura prasowego.

    – Nikogo nie spotkałam i nie słyszałam. Rano, gdy w urzędzie jest pusto, to głos się niesie, więc gdyby ktoś był w pobliżu, to na pewno bym go usłyszała. Zwłaszcza że przyjechałam windą, więc żeby tu się dostać, musiałam przejść spory kawałek korytarza – wyjaśniła. – Przychodzę dość wcześnie, nikogo jeszcze nie ma, poza strażnikami miejskimi, oczywiście. Urzędują w recepcji na parterze, ale regularnie robią obchód budynku, przez całą dobę.

    – Czy nie powinno ich zdziwić zapalone światło? – zainteresował się podkomisarz.

    Alicja wzruszyła ramionami.

    – To jest biuro prasowe. My pracujemy w różnych godzinach i dość często do późna, więc to nic dziwnego – powiedziała. – Strażnicy są przyzwyczajeni, że tu ludzie siedzą dłużej niż gdzie indziej, także w soboty i niedziele. Bo jak pracuje prezydent i jego zastępcy, to i my także.

    – Dyrektor też?

    – Dyrektorzy mają nienormowany czas pracy, więc mogą być tu o każdej porze. W większości wydziałów ich szefowie informują przynajmniej swoje sekretariaty o porządku spotkań, żeby pracownicy mogli udzielać informacji, gdy ktoś poszukuje szefa, gdzie jest i o której wróci. Ale u nas nie było takiego zwyczaju. Tyle mogę panu powiedzieć, że czasami dyrektor pojawiał się w pracy już o ósmej rano, a czasami nie było go cały dzień i dopiero około piętnastej dowiadywaliśmy się, a i to przypadkiem, że ma wolne albo jest w delegacji poza miastem.

    – Czyli gdyby wczoraj siedział do późna w swoim gabinecie, nie byłoby w tym niczego dziwnego?

    – Wie pan, ja pracuję do godziny piętnastej, rzadko kiedy dłużej, więc nie bardzo wiem, co tu się dzieje później – zastrzegła się Alicja. – O to powinien pan zapytać dziewczyn, które pracują od dziewiątej do siedemnastej. One najczęściej obsługują popołudniowe imprezy i spotkania tu na miejscu. Są dwie: Barbara Nioska i Janina Kaczmarek. Mamy też współpracownika, Andrzeja Tomaszewskiego, który pisze problemowe artykuły. Dyrektor Talarek ściągnął go z Warszawy. Ale Tomaszewski, chociaż ma swoje biurko, pojawia się tu rzadko, częściej przysyła teksty mailem. No i jest kierownik biura, Michał Janiak, on też siedział często dłużej, jeśli dyrektor tego wymagał albo było coś pilnego do zrobienia. Może oni będą wiedzieli coś o popołudniowych planach dyrektora.

    Młotkowski uprzejmie jej podziękował za informacje.

    – Ale sądzę, że będziemy się jeszcze spotykać, w miarę rozwoju sprawy na pewno będę miał do pani kolejne pytania – zaznaczył. – Bo o ile zdążyłem się zorientować, to właśnie pani ma tu najdłuższy staż pracy i największą wiedzę na temat zasad funkcjonowania urzędu.

    Po Alicji przed oblicze Młotkowskiego powędrowała Magda, która powiedziała dokładnie to samo, co Pawłowi ze straży miejskiej. Jej także podkomisarz obiecał kolejne spotkania, ale w przeciwieństwie do Alicji, ona się z tego powodu wyraźnie ucieszyła.

    Później policjant wypytywał pozostałych pracowników biura. Zaczął od zażywnej Barbary, która wyjątkowo nie spóźniła się dziś do pracy, potem zabrał się za Janę, najmłodszy nabytek zespołu, tak przerażoną spotkaniem z policją, że kilka minut zajęło jej przypomnienie sobie, jak się nazywa. Na rozmowę z Tomaszewskim musiał poczekać, jako że nie miało go dziś być w biurze i kierownik musiał go specjalnie wezwać. Wszyscy pracownicy po przesłuchaniu byli odsyłani do sąsiadującego z biurem prasowym pokoju promocji, gdzie mieli czekać, aż policja skończy oględziny miejsca zbrodni i będą mogli wrócić do pracy. Pokój był pusty, bo pracownicy tego biura z reguły nie pojawiali się w pracy przed dziewiątą, a karty magnetyczne biura prasowego otwierały pokoje promocji, jako że obie jednostki miały tego samego szefa.

    Zgodnie z zeznaniami pozostałych pracownic biura prasowego dyrektor nie zapowiadał, że zostanie dłużej ani że będzie miał gości. Za tym ostatnim zresztą świadczył też fakt, że rano po przyjściu do pracy Alicja zastała w biurowej kuchni porządek: zlew był czysty, a naczynia umyte. Brudnych szklanek i filiżanek nie było też w gabinecie Talarka, a zwykle po spotkaniach u niego zostawały całe sterty brudnych naczyń, które potem musiała pucować któraś z dziewczyn. Sprzątaczki zazwyczaj nie zmywały naczyń, podobno nie miały tego w zakresie obowiązków, więc robili to według wyznaczonych dyżurów pracownicy biura. Skoro brudnych szklanek i filiżanek nie było, oznaczało to, że dyrektor nie miał żadnych gości.

    Ale Baśka, jak oznajmiła po przesłuchaniu, siadając na najwygodniejszym krześle w promocji, nie czuła się przekonana tymi argumentami. A gdy już zmusiła się do myślenia, to wychodziło jej ono całkiem nieźle i warto było posłuchać.

    – Brak brudnych naczyń nie musi nic znaczyć – zauważyła. – Gość mógł nic nie chcieć do picia, poza tym dziewczyny, które sprzątają u nas, mogły umyć naczynia, czasem im się to zdarza, zależy, jaka zmiana ma dyżur.

    W pierwszej chwili dziewczyny pokiwały głowami, zgadzając się z argumentami Baśki, ale już po kilku sekundach Alicja z potępieniem popukała się palcem w czoło.

    – No co ty! I według ciebie taka sprzątaczka weszłaby tu, jak gdyby nigdy nic ominęła leżące zwłoki i poszła do kuchni myć szklanki?!

    – Ano prawda… – zreflektowała się Baśka. – Ale przecież ktoś, on czy ona, musiał być, prawda? Może nie chciał ani kawy, ani wody, jeśli naczynia są czyste. Ale ktoś tu był na pewno, bo jednak zabił dyrektora Talarka, no nie?

    Po stwierdzeniu Baśki zapadła przytłaczająca cisza, zupełnie jakby dopiero teraz do pracowników dotarło, że nie rozprawiają o abstrakcyjnym problemie czy przeczytanej ostatnio książce, ale o realnym wydarzeniu, które miało miejsce tu u nich i które pozostawiło trwały, krwawy ślad na zniszczonym parkiecie biura prasowego.

    – To musiało się stać po piątej, nawet dobrze po piątej, bo przecież one zaczynają wtedy sprzątać piętro i wcale nie jest powiedziane, że u nas – przerwała ciszę Magda, której, ponieważ kiedyś pracowała w brukowcu, nieobce były tematy związane ze zwłokami. – I chodzą po wszystkich pokojach, myją korytarz, wszędzie ich pełno przez jakieś dwie godziny. Jeśli ktoś zaplanował zabicie dyrektora, to raczej bliżej siódmej, kiedy tu już jest spokój, ale jeszcze trochę ludzi się kręci, bo albo jest jakiś koncert, albo konferencja.

    – No ale skąd wiesz, że wczoraj? A może dziś nad ranem? – zapytała Alicja.

    – Nie, wczoraj. Ci technicy mi powiedzieli, od razu podobno można to było stwierdzić po stanie krwi – wyjaśniła zadowolona z siebie Magda. – I jeszcze wiem, że został uduszony, sprawca miał na rękach rękawiczki, a wcześniej była u niego w gabinecie jakaś szarpanina, bo stół został przesunięty i przewrócone krzesło. A same wiecie, jaki ten stół jest upiornie ciężki. Jak było malowanie, to czterech chłopa musiało go przestawiać.

    – A skąd krew, skoro został uduszony? – zainteresowała się Alicja, gdy okazało się, że czarna plama, która wywarła na niej tak wstrząsające wrażenie, była właśnie kałużą krwi.

    – Nie wiem, nie mówili. – Magda wzruszyła ramionami. – Może upadając, uderzył się o coś? A może ten, co go udusił, uderzył go jeszcze w głowę dla pewności, że na pewno nie przeżyje.

    – Jesteś makabryczna! – powiedziała z wyrzutem Alicja i szczelniej otuliła się swetrem, jakby od samych słów Magdy poczuła chłód tej strasznej śmierci dyrektora.

    – A ty przewrażliwiona… – westchnęła Magda. – Zamknij wreszcie to okno, a nie siedzisz i ciągle się trzęsiesz. Czemu je w ogóle otworzyłaś? Tu nie jest wcale duszno…

    – Nie otwierałam go – odpowiedziała z oburzeniem Alicja. – Nie wiem, dlaczego to zawsze ja mam być winna, gdy gdzieś jest otwarte okno… To promocja pewnie wczoraj zapomniała zamknąć. Na pewno nie sprzątaczki, one okien nie tykają, chyba że do mycia i za dodatkowe pieniądze.

    Zamiłowanie Alicji do świeżego powietrza bez względu na porę roku było powodem kilku sporów i wielu długich wywodów na temat korzyści płynących ze świeżego, zimnego powietrza w pomieszczeniach. Sądząc po błysku w oku i gwałtownym nabraniu powietrza, zamierzała wygłosić kolejną pogadankę, ale Barbarze udało się zmienić temat.

    – Jak ja wychodziłam o piątej z pracy, to on jeszcze był – powiedziała.

    – O piątej? – powtórzyła Magda i rzuciła Alicji porozumiewawcze spojrzenie. Obie wiedziały doskonale, że w przypadku Barbary „piąta oznacza co najwyżej „za dwadzieścia piąta.

    – A nie uważacie, że to bez sensu? – zastanowiła się Alicja. – Po co o tej porze umawiał się z kimś w urzędzie? Nie lepiej było gdzieś na Starym Rynku na przykład? Tam jest mnóstwo ludzi, byłby bezpieczniejszy.

    – No wiesz, nie przypuszczam, żeby od razu wiedział, że spotyka się ze swoim zabójcą i że powinien zadbać o środki bezpieczeństwa. Raczej dziwię się zabójcy, że nie poszukał jakiegoś ciemnego kąta, lasu, bagna czy czegoś w tym rodzaju – prychnęła Magda i popatrzyła na Alicję znacząco. – A dyrektor przecież umawiał się w różnych miejscach. W zależności od tego, co chciał załatwić…

    „Tylko nie przy nich – mówił wzrok Magdy, a Alicja to bezbłędnie zrozumiała. Pracownicy biura prasowego dzielili się na tych zatrudnionych po znajomości, którzy nie musieli ani nic umieć, ani nic robić – i tych, co nie mieli znajomości, ale byli profesjonalistami. Ci zazwyczaj musieli też odwalać czarną robotę za tych po znajomości. Alicja i Magda były z tej drugiej grupy, szlify zdobywały jeszcze za poprzedniego prezydenta, natomiast Baśka i Jana trafiły tu po znajomości. I Alicja, i Magda bardzo uważały, żeby nie zdradzić się ze swoją wiedzą na temat lewych interesów dyrektora przed pozostałymi pracownikami, bo dokładnie nie wiedziały, dzięki jakim koneksjom reszta zespołu trafiła tu do pracy. Bezdyskusyjne było z pewnością to, że nie ze względu na wiedzę, doświadczenie czy umiejętności, nawet w przypadku Tomaszewskiego, przedstawionego im przez dyrektora Talarka jako gwiazdor stołecznego dziennikarstwa. Magda za często musiała poprawiać jego teksty, by mieć jakiekolwiek wątpliwości co do poziomu warsztatu, jaki reprezentuje ów „gwiazdor. Baśka jeszcze czasami udawała, że pracuje, i jak się przyłożyła, wychodziło jej to zupełnie nieźle. Niestety, chciało jej się bardzo rzadko, ale ogólną wiedzę o urzędzie miała całkiem przyzwoitą. Jana zdecydowanie taką wiedzą nie mogła się pochwalić, miała natomiast doskonałą figurę, śliczną buzię i długie blond włosy. Wiedzy o mieście i samorządzie nie miała w ogóle i nic nie wskazywało na to, żeby ją mogła kiedykolwiek zdobyć, bo jej to nie interesowało. Pytania typu „a który wydział zajmuje się wycinką drzew i „co to takiego ten smog, o którym wszyscy mówią były u niej na porządku dziennym i trzeba było bardzo pilnować, żeby nie rozmawiała z dziennikarzami. Ale najwyraźniej zdaniem urzędowych rekruterów – albo kogoś, kto im wydawał polecenia – jej umiejętności były wystarczające, by reprezentować prezydenta.

    – Wczoraj w urzędzie wcale nie było tak mało ludzi, i to na naszym piętrze – zauważyła Baśka. – W jednej sali reprezentacyjnej była ta gala „Przedsiębiorcy Roku". Miała trwać od osiemnastej do dwudziestej pierwszej, a w dwóch pozostałych były posiedzenia komisji. Oba zaczęły się po szesnastej, więc o dziewiętnastej mogły jeszcze trwać. A skoro tak, to przed naszym biurem przechodziła wuchta ludzi. I wszyscy mogli zabić dyrektora.

    Dziewczyny wzdrygnęły się i spojrzały z odrazą na Barbarę, która odwzajemniła ich spojrzenia ze stoickim spokojem. Nie wyglądało na to, żeby zabójstwo wzbudziło w niej jakieś szczególne emocje. Zdecydowanie bardziej denerwowała się, gdy nie udały jej się zakupy, co było jej prawdziwą i chyba jedyną pasją. Ale trudno było zaprzeczyć, że miała rację: biuro prasowe i promocja mieściły się w ślepym końcu korytarza pierwszego piętra. Obok były toalety oraz główna klatka schodowa, a naprzeciwko trzy sale reprezentacyjne służące do spotkań wszelkiego rodzaju. Wszyscy więc, którzy wybierali się do którejś z sal, musieli siłą rzeczy przechodzić obok biura prasowego.

    – Właśnie, a może dyrektor był na komisji albo na gali? – Magda zwróciła się z tym pytaniem do Jany. Było tajemnicą poliszynela, że dziewczyna cieszyła się szczególnym zaufaniem dyrektora. Chodziły nawet słuchy, że spotyka się z nią wieczorami w urzędzie, bo było to jedno z nielicznych miejsc, do których nie zajrzałaby jego żona szukająca swego wiecznie nieobecnego męża. Jeśli więc ktoś wiedział, jakie plany miał na wieczór Talarek, to na pewno ona.

    Jednak Jana, która właśnie wyszła z przesłuchania, była tak zdenerwowana i zapłakana, że uzyskanie od niej jakiejkolwiek logicznej informacji graniczyło z cudem. Zalewała się rzewnymi łzami i wyglądało na to, że ona jedna żałuje zmarłego dyrektora.

    – Alicjo, ty masz krople na uspokojenie, może dajmy jej trochę, co? – zapytała Magda.

    Jana płakała od ponad dwudziestu minut i zaczynało to wyglądać coraz bardziej niepokojąco. Baśka udała się na ploty do sekretariatu, więc zostały we dwie z histeryzującą dziewczyną.

    – Nie… nie wezmę… – wyszlochała Jana, udowadniając tym samym, że jednak może nawiązać kontakt z otoczeniem.

    – To ziołowe krople, nie bój się – uspokajała ją Alicja. – Chyba że jesteś na coś uczulona?

    – Nie, ale i tak nie chcę… – lamentowała Jana.

    – To może chociaż herbaty z melisy? – zaproponowała Magda. – Sama się chętnie napiję, po takim poranku. Policja powiedziała, że do kuchni i naszych pokojów możemy już wejść, tylko gabinet Talarka został zamknięty.

    – Herbata ziołowa? A to dziecku nie zaszkodzi? – zapytała płaczliwie Jana.

    Alicji z trzaskiem wypadła z rąk szklanka, Magda zachłysnęła się kawą, którą właśnie piła. Spojrzały na siebie dzikim wzrokiem.

    – Jana, co ty chcesz… ty chyba nie chcesz powiedzieć, że jesteś w… – Alicji zabrakło słów.

    – W ciąży? – dodała Magda.

    Jana smutno pokiwała głową. Obu dziewczynom zabrakło tchu na samą myśl, że ojcem dziecka mógł być nie kto inny jak właśnie zmarły dyrektor. O jego zażyłych stosunkach z Janą biurowe plotki donosiły praktycznie od chwili jego przyjścia do pracy. Jana była singielką i z nikim się nie spotykała. Sama wspomniała o tym jakieś dwa miesiące temu, twierdząc, że ma dość rówieśników, bo są niedojrzali i tylko im jedno w głowie, a nic nie wiedzą o prawdziwej miłości. Talarka z pewnością trudno było wziąć za jej rówieśnika, był starszy od dziewczyny o dwadzieścia lat, no i co jak co, ale mówić to on potrafił. Mądrzejszych i bardziej krytycznych przekonywał do swoich niestworzonych pomysłów, a co dopiero taką młodziutką i naiwną pannę. Podobno nawet ktoś nakrył ich w niedwuznacznej sytuacji u niego w gabinecie późno po południu, gdy w urzędzie już prawie nikogo nie było…

    – Wczoraj się umówiliśmy, chciałam mu o tym powiedzieć, wiem, że by się ucieszył, bo ostatnio był przybity, że ten rozwód tak się wlecze – powiedziała cichutko Jana. – Miałam być na szóstą, ale zadzwonił i powiedział, że musimy to przełożyć, bo wpadło mu nagle ważne spotkanie. No to po pracy normalnie poszłam do domu, wyszłam nawet wcześniej, zaraz po was, bo miałam dwie nadgodziny do wybrania. A dziś, jak przyszłam do pracy… – I ponownie zalała się łzami.

    Alicja i Magda popatrzyły po sobie. Doskonale wiedziały, że dupek nie zamierzał się rozwodzić, bo to jego żona zarabiała pieniądze, nie on. Utrzymywała go też przez wszystkie lata jego bardzo średniej kariery w marketingach różnych korporacji. Dopiero od niedawna Talarek mógł jej się odwzajemnić, załatwiając spore pieniądze z budżetu miasta za przeróżne konsultacje, z czego skwapliwie korzystał. Poznań to małe miasto dla pewnych kręgów ludzi – akurat one obie miały z dyrektorostwem wspólnych znajomych. Magda troskliwie pielęgnowała dawne przyjaźnie z mediów, żeby być na bieżąco z plotkami, a mąż Alicji współpracował z kancelarią prawną obsługującą firmę żony Talarka, więc informacje były pewne. Natychmiast dowiedziałyby się, gdyby któreś z Talarków wystąpiło o rozwód. Ani jedno, ani drugie tego nie zrobiło. A teraz Jana była z dupkiem w ciąży…

    – Czy ty powiedziałaś o tym wszystkim policji? – zapytała ostrożnie Alicja, podając Janie kubek z herbatą.

    – O czym? Że jestem w ciąży? – Jana wydawała się autentycznie zdziwiona. – Ale co to ma do rzeczy?

    – Janeczko, jesteś jedyną osobą, która wie, że dyrektor miał zaplanowane jakieś spotkanie na wieczór – cierpliwie tłumaczyła Alicja. – Do zabójstwa doszło przecież mniej więcej właśnie o tej porze i może to ten gość go zabił. Powinnaś o tym powiedzieć. Przecież oni szukają zabójcy ojca twojego dziecka.

    – Nie mogę im powiedzieć o… o… mnie i Januszu, bo obiecałam mu, że nikomu nie powiem – chlipnęła Jana.

    – Nam powiedziałaś – zauważyła Magda.

    – Bo byłam zdenerwowana… No i czułam się źle, więc pomyślałam, że jakby mnie zabrali na pogotowie, zemdlałabym czy coś, to lepiej, żeby ktoś wiedział, że jestem w ciąży, zanim mi jakąś chemię podadzą – wyjaśniła Jana.

    – Przecież chcesz, żeby znaleźli tego, kto to zrobił, prawda? – próbowała nadal Alicja. – Twoja informacja jest bardzo ważna, powinnaś powiedzieć policji.

    – Ale ja nie wiem, z kim on był umówiony! – zaprotestowała Jana. – Wiem tylko, że to musiał być ktoś ważny, bo Januszek był bardzo zdenerwowany. No i to spotkanie wpadło w ostatniej chwili, dzień wcześniej mówił mi, że będzie miał luźniejszy cały tydzień, bez spotkań. Ucieszyłam się, bo pomyślałam, że może nawet uda nam się gdzieś wyjechać na weekend i wtedy mu powiem… – I znów zalała się łzami.

    Magda bezradnie wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi pokoju promocji, zamierzając wrócić do swojego biurka Przeciąg sprawił, że okno otworzyło się z donośnym trzaskiem.

    – Cholera, Alicja, zamknij porządnie to okno! – powiedziała Magda. – Może powinnyśmy to powiedzieć temu podkomisarzowi… jakże mu… Młotkowskiemu…

    – O otwartym oknie w promocji? – zdziwiła się Alicja. – A po co?

    – Nie, kretynko! – zezłościła się Magda. – O ciąży Jany! Tylko że ile będzie warte to zeznanie, jeśli ona go nie potwierdzi? On pomyśli, że zmyślamy, żeby odsunąć od siebie podejrzenia.

    – Jakie podejrzenia? – Alicja spojrzała na koleżankę ze zdziwieniem i weszła do kuchni. – Tobie dał naganę za niewypełnianie poleceń służbowych, bo się nie chciałaś podłożyć za jego kuchy, mnie ukarał brakiem premii, bo spóźniłam się dzień z oddaniem tekstu. Nie sądzę, żeby na tej podstawie policja nas na serio podejrzewała.

    – Ja też nie sądzę, chociaż fakty, przynajmniej te dotychczas zebrane, wskazują na kogoś z was. – Zza futryny drzwi kuchennych nieoczekiwanie wyłonił się podkomisarz Młotkowski. – Ale na tym świecie nie ma nic pewnego… Chciałem się do pań wprosić na kawę i nawet nie przypuszczałem, że tu usłyszę najważniejsze rzeczy…

    Rozdział III

    Magda i Alicja, zaskoczone, nie mogły z siebie wydobyć głosu. Jana, którą koleżanki przewidująco usadowiły na krześle przy kuchennym stole, znów się rozpłakała.

    – No niech się panie tak nie stresują. – Policjant czarująco się uśmiechnął i rozejrzał z zainteresowaniem po kuchni. Gdy zlokalizował zmywarkę do naczyń, otworzył ją, wyjął czysty kubek i podsunął go Alicji, która stała akurat koło ekspresu do kawy. – Mam nadzieję, że to nie jest czyjeś prywatne naczynie? – poinformował się uprzejmie.

    Alicja zaprzeczyła, a potem machinalnie uruchomiła ekspres, chociaż gdyby ją ktoś zapytał, jaką kawę wybrała, nie umiałaby odpowiedzieć.

    – Wszystko… pan… to znaczy słyszał pan wszystko? – zapytała. I z niezadowoleniem pomyślała, co będzie, jeśli po urzędzie rozniesie się, że w obecności policji nazywały zmarłego dyrektora dupkiem.

    Niby wszyscy o tym wiedzieli, ale tego określenia używano tylko w zaufanym gronie. Alicja wiedziała, że

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1