Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Bez zażyłości
Bez zażyłości
Bez zażyłości
Ebook429 pages6 hours

Bez zażyłości

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Idę trotuarem w świetle jasnego czerwcowego dnia. Lekkim chodem przemierzam ulice miasta , które pokochałam w dzieciństwie.
Nie ma we mnie niestosownej poufałości, a jest za to życzliwy szacunek dla wszystkich i wszystkiego, co mnie otacza . Idę . Dobrze ułożona jako człowiek, zorganizowana , poważna ...., że aż irytująca.

Mijam kawiarnię.

LanguageJęzyk polski
Release dateJan 13, 2019
ISBN9781370834006
Bez zażyłości
Author

Janina Glomska

Janina Maria Głomska urodziła się 14.03.1954 roku w Brusach. Studiowała bibliotekoznawstwo i informację naukową na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz polonistykę w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Bydgoszczy. Pracowała jako bibliotekarka i nauczycielka. Jest autorką kilku prac monograficznych, scenariuszy, artykułów problemowych. Pisze reportaże, wspomnienia, biogramy, wiersze.

Read more from Janina Glomska

Related to Bez zażyłości

Related ebooks

Reviews for Bez zażyłości

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Bez zażyłości - Janina Glomska

    Spis treści

    Rozdział I. Ona

    Rozdział II . On

    Janina Głomska

    Bez zażyłości

    /powieść/

    Poznań 2015


    Moim NAJWIĘKSZYM PRZYJACIOŁOM

    polecam

    Autorka


    Miłość czyni człowieka wolnym dla dobra, piękna , dla wartości .

    Dla prawdziwej , głębokiej radości ...


    Rozdział I. Ona

    Idę trotuarem w świetle jasnego czerwcowego dnia. Lekkim chodem przemierzam ulice miasta , które pokochałam w dzieciństwie.

    Nie ma we mnie niestosownej poufałości, a jest za to życzliwy szacunek dla wszystkich i wszystkiego, co mnie otacza . Idę . Dobrze ułożona jako człowiek, zorganizowana , poważna …., że aż irytująca.

    Mijam kawiarnię.

    Mijam kawiarnię o nazwie związanej z prasą. Świetne ciasta, kupowane w przedsionku wywołują u mnie w mózgu określone skojarzenia. Został smak wspomnieniowy i słodki zapis w pamięci.

    Kiedyś było to miejsce spotkań wielu zacnych ludzi pióra i burzliwych zapewne dyskusji . Idąc, zaglądam przez okno, ostała się ta wielka hala, prostokątne stoliki i zwykłe krzesła. Frekwencja dopisywała tu szczególnie wieczorem. Nie było wolnego stolika. Dziś ludzie chyba wolą i cenią sobie większą intymność i ciszę, choć nie zawsze-analizuję w myślach.

    Kilka lat temu jeszcze pękała w szwach w godzinach popołudniowo-nadwieczornych , w godzinach 16-18 było tu naprawdę rojno ...

    Dzisiaj już otworzyła swe progi. Jest wcześnie, zatem jest jeszcze pusto. W kuluarach można już jednak nabyć ciasta , które mi zawsze bardzo smakowały. Rezygnuję z wiadomych celów....

    Byłam tu może z koleżankami ze 2 razy.

    Przede mną budynek redakcji.

    Jakoś tu dziś pusto i cicho. Brakuje mi tu zwykłej krzątaniny. Nikt nie wchodzi, ani stamtąd nie wychodzi. Przełom. Internet wyparł mass media dotychczas znane, zajął wśród nich I i naczelne miejsce. Drastycznie spadł nakład innych źródeł informacji , ale może to nie jest tendencja stała, choć prognozy mówią, co mówią. Do pewnych rzeczy i faktów nie ma powrotu. Gazety i czasopisma –ilu czytelników dziś mają ,bo zmniejszyły się nakłady i dlatego różne tematy też drążą, jakieś struny duszy również poruszają, chcąc zdobyć , czy odzyskać czytelnika lub nawet prenumeratora.

    Zmieniły się jednak czasy i inne reguły gry marketingowej się panoszą w świecie.

    A wydawałoby się, że to było tak niedawno. Tymczasem nowe technologie to nowe wyzwania. Internet wykosił wiele dobrych pism nie tylko codziennych. To znak czasu. Kiedyś reporter to był nie tylko prawdziwy zawód , ale i postawa życiowa i charakter . Czuło się określoną osobowość, przy zachowaniu prywatności, ale emanowały wartości, które ktoś wyznawał. A media były przekaźnikami informacji bieżącej , uczciwej , świecąc prawdą jak światlłem lampy. Ludzie mieli zaufanie do prasy codziennej , do tzw. brukowców , bo były miarodajnym i szybkim źródłem wiedzy i to dobrych lotów. Co prawda nie zgłębiały istoty zagadnienia ,bo tym zajmowały się poważniejsze pisma ,nawet może tygodniki , czy miesięczniki, ale nakreślały chwilę bieżącą dość wnikliwie.

    Stara poczciwa gazeta czasem bywala nawet rozdawana za darmo-to nie przeżytek-chce mi się wierzyć. Ludzie zachłystną się nowinkami technicznymi i wrócą do sprawdzonych pisanych maszynowo pism-tak sobie marzę.

    Tymczasem redakcje czasopism, jak wszędzie, trzymają się trendów ogólnych . Komercja.

    Dziś media to biznes , który podlega prawom rynku . Dziś nie chodzi o przedstawienie problemu , ale o atrakcyjność przekazu. Do lamusa idą pojęcia -prawda, czy uczciwość i to w wielu wypadkach .Dziś informacja to towar do sprzedania , a dziennikarz to już nie misja , to nawet nie zawód prawdziwy , to chyba raczej prezenter treści . Nie angażuje się najczęściej w losy bohaterów, ktróych przedstawia , nie stawia trudnych pytań -moralnych czy etycznych , nie poszukuje istoty ... -Przekaz dzisiejszy to jakaś przestroga czy tylko relacja faktów ? -retoryzm. -Czy tak zawsze będzie ? -marzę sobie, że nie . -Czy ta kwiecistość okładek zniknie? -Nie -odpowiadam sobie w myślach i dodaję -Chcę tylko poprawy merytorycznej środka , na co wiem,składa się wiele czynników , w tym ryzyko koncernów medialnych .Własne wizje nie mają tu nic do rzecy. Liczą się twarde prawa rynku.

    Niby inne czasy i inne reguły gry marketingowej, ale ilość sprzedanych egzemplarzy się zawsze liczy i świadczy nie tylko o powadze, czy upodobaniach czytelniczych i popularności tematów w społeczeństwie, a także prestiżu w zakresie poczytności danego tytulu , co nie znaczy, że tak zawsze musi być...Jednak jak chodzi o codziennie wydania popularne, to rzecz tak się właśnie ma.

    Pamiętam ,że z zapartym tchem i jak to się mówi, od deski do deski czytało się „Gazetę Poznańską i „Ekspress Poznański „.Człowiek wprost nie mógł się doczekać pory dnia , gdy w kioskach „Ruchu pojawiały się popołudniowe wydania . Ludzie nawet stali w kolejce. A kiedy dotrwali ,to uśmiechem na twarzy dzierżyli w ręce cenne pismo. Czytali je w tramwaju , na przystankach , w parkach, domach , dworcach- wszędzie. Na pewno bardzo cieszyli się dziennikarze, że tak udaje im się trafić w gusty czytelników.

    -A dziś ?-pytanie wraca jak bumerang .

    Stara poczciwa gazeta nie zeszła w katakumby. Jest dużo tytułów, ludzie niby coraz więcej czytają . Po latach kompletnej posłuchy widzę nawet młodych często w pociągu z książką w dłoni. Ale zazwyczaj w pociągach na dłuższych dystansach. Na krótszych odcinkach, powiedzmy 50-80 kilometrowych, czasem jakiś uczniak coś czyta-notatki z lekcji lub student zagląda w skrypty.

    Rzadko jakaś dziewczyna ma jakieś pismo w dłoni. Może podziwia krajobraz, przemyśliwa coś lub kogoś, odmawia różaniec, czy inne modlitwy, medytuje, je, drzemie, rozmawia z kimś.

    Podróżując, wiele przecież czynności można realizować. Wystarczy tylko odpowiednio zagospodarować czas.

    Wiele ludzi jedzie zazwyczaj niemo pociągami . Ci, którzy dojeżdżają do pracy nie zagospodarowują tego czasu przejazdu czytaniem. Może w tym czasie odpoczywają, odreagowują stresy milczeniem, może marzą o czymś ,lub zbierają siły do czekającej ich pracy.

    A tu gazeta mogłaby ich myśli skierować na nowe inne tory , poszerzyć horyzonty, zmniejszyć monotonię przejazdu, czy jakiś przykry problem, pocieszyć.

    Nawet muzyki przez dostępne techniczne nowości nie słuchają dla relaksu, oprócz kilku młodych.

    Trochę jednak powinno popracować się nad innymi, ekonomiczniejszymi i efektywnymi nawykami w podróży. Wszak trzeba cenić czas, bo strasznie ulata, a potem jest zapłata.

    Dziwią niektórych podróżujących moje słuchawki w uszach, a przecież można i słuchać nie tylko rozgłośni radia "„Maryja „w domu , ale i innych stacji... I umilać sobie ten przymusowy czas.

    W kioskach wszędzie i na dworcach pojawiają się nowe tytuły gazet i czasopism . -Do wyboru i do koloru-krzyczy serce – z różnymi treściami, sposobami kreacji, przepisami, dawkami wiedzy zapraszają wszystkich lub pasjonatów z jakiejś dziedziny czy zagadnienia dopraszając się , by je nabyć i zanurzyć się w ich strony przeobfite...

    Jeszcze i dziś się zdarza , że gazeta tzw.handlowa , czy reklamówka często jest rozdawana za darmo, ale rzadko widzę, by ktoś ją w pociągach czytał. Może dopiero w domu, na spokojnie...

    Koniec rozważań, ale niestety się nie da jeszcze...

    Mieszkam na prowincji od pewnego czasu nie ze swej woli i winy. Z przypadku, czy Opatrzności Bożej , czy poplątanych losów-nie wiem.

    Nie śledzę na bieżąco rynku wydawniczego różnych czasopism w Polsce czy nawet wybranego tytułu... Na pewno ktoś poczynił już takie badania , ale raczej z nowymi technologiami się nie wygra. Można jedynie być alternatywnym konkurentem , starać się o miejsce obok, równoległe. To jest wyzwanie nie niemożliwe, ale wymagające dobrych tematów, ciekawego ujęcia testów i całego tego, że tak powiem blichtru informacyjno -techniczno-psychologicznego w tym zakresie. Ale zostawmy to.

    Na pewno nowe technologie , jak wspomniałam , to nowe wyzwania. Internet wykosił wiele dobrych pism nie tylko codziennych. To znak czasu. Ponadto wygodny środek informacji. Bez dreszczyku oczekiwania . Bez fatygi. Siadasz przy biurku w domu i otwierasz podwoje-szukasz, znajdujesz, czytasz. Potem wyłączasz. Skończył się przegląd wiadomości dnia. Inna technika, ceremoniał i nawyk. Prasówka dokonana-tak czy siak.

    A w tamtym czytaniu był jakiś specyficzny rytuał .Niektórzy zaczynali czytać od razu po zakupieniu, na ulicy,w tramwaju. Rozpoczynali od pierwszej, inni od ostatniej strony. Dzierżyło się papier pachnący jeszcze farbą drukarską w dłoni, szukało ulubionego kącika treści, lub zaczynało od kącika humorów . Była ciekawa atmosfera. Naprawdę.Od razu się człowiekowi lżej robilo na duszy. Chyba dlatego te dzienniki cieszyły się taką poczytnością. -No, dobra. Czas kończyć temat pism periodycznych.

    Do pewnych spraw nie ma jednak powrotu. Coś zanika i powstaje nowe. Wszystko ewaluuje.

    Podążam trotuarem dalej.

    Po mojej prawej stronie klub . Tu dopełniał się mój akademicki czas. Ostatnie popisy tańca z bratem na zakończenie studiów. Kolejny podziw tłumu . Zrobiło się nawet kółko ,żeby popatrzeć, jak brylujemy na parkiecie . Serce moje miało się wtedy cieszyć , a krwawiło. Sunęliśmy po sali w rytm różnej muzyki, ale mózg i serce moje były gdzie indziej. Jakaś podzielność uwagi, jakaś rana i ból rozrywały się w takty tych melodii. Coś krzyczało we mnie niemo. Drżało, zawieszało się w eterze, błądziło , odbijało rykoszetem o podłogę i ściany , wyło w swej bezmiernej boleści . Plątały się skojarzenia, uczucia, myśli , nie nogi. Miarowo -za miarowo sygnowały i wyrażały swój ból. Tańczylismy bezbłędnie , elegancko ,z maestrią .Tylko moje serce płakało w środku

    Nikt tego nie widział, a może lepiej by było, gdybym się tym nieznośnym bólem podzieliła.

    Serce jednak krzyczało: -Nie teraz. To czas radości dla wszystkich. Ciesz się, że dobrnęłaś do końca , że on cię nie zniszczył, że Pan pomógł.

    Trauma wywołana niezasłużoną stratą nie wzięła góry. Nie podzieliłam się bólem.

    Tańce trwały dalej, ale czas od wtedy zaczął liczyć się na nowo, stawało się inaczej . Ot , przebłyski wspomnień, a jakie świeże jeszcze po wielu dziesiątkach lat, niestety.

    Minęłam na szczęście tę budowlę.

    Idę dalej

    Poranek jest rześki, czysty i piękny. Niebo w wymiarze wschodzącego słońca odbija się wolnym strumieniem na blacie ulicy i powoli wciska się w cienie kamienic zbudowanych czerwonych cegieł.

    I już naraz nie tak poetycko pytam siebie

    -Co ja tu robię ? -i sobie odpowiadam w myśli.

    - Zdecydowałam się w końcu. A więc jestem. Idę, dźwigając w torebce to, co niosę. Jak trudno znaleźć transcendentalną radość-stwierdzam rzeczowo w duszy. Nie odnajdę utraconego świata.

    Tu i teraz postrzegam nową perspektywę i chcę o niej pisać z dziennikarską pasją , precyzją i misją niesienia prawdy, bez złowieszczego nerwu, z laickim spokojem. Czy z przyganą . Osąd rzeczy zostawię Panu i czytelnikowi.

    Teraz oto mam inne zadanie. Rozdrażnienie ulicy-nie dopada mnie nigdy. A tak w ogóle....Jest jeszcze beztroski ranek tego miasta. Chwilo trwaj... Napiszę później o tym wszystkim.

    Przechodzę...

    Po przejściu krzyżówki zauważam rozłożysty kasztan.

    Stoi samotny z mej lewej strony. Jakiś dostojny, wielki , potężniejszy , wyższy niż ponad 40 lat temu . Jego obfite liście tańczą lekko ,kołyszą się i powoli kładą się cieniem na powierzchni chodnika, a inne liście jeszcze delikatnie odchylają się to w jedną, to w drugą stronę na lekkim wietrze, ukazując swe piękno z różnych profili . Są jak panna wdzięcząca się do kawalera, w rozkwicie młodości i pełni szczęścia. Roztacza się na tych kilku metrach kwadratowych zupełnie inny świat -zielony, skończony, pełny, jakiś dziwnie kojący, daleki niby ,a taki bliski rwetesowi ulicy. Taki mini świat graniczący z monumentalnymi domami, prostymi ulicami , spieszącymi się ludźmi, czy mknącymi nieopodal zielonymi tramwajami trwa w jakiejś pełni .

    -Czy to drzewo jest szczęśliwe w tym miejscu , a może w ogóle szczęście to sprawa tylko ludzi ?-zastanawiam się. Coś mnie z nim łączy-jakieś nici i fluidy natury wyczuwam. Energia nowa przepływa we mnie. -Czy w nim też ?-stawiam retoryczne pytanie i idę dalej.

    Niedaleko szpital i w głębi wąskiej i krótkiej uliczki mieści się Kościół pod wezwaniem św. Michała. Tam jest preludium do wiecznego świata -klekoce się moje ego... Prawie co tydzień bywałam tu na mszach świętych. Czasem odwiedzałam inne kościoły. Błagałam tam swego czasu o niego. Wznosiłam gorące modły, żeby Pan mi go zechciał dać. Nie dał.

    Innego też nie.

    Po latach wzdycham znów

    - PANIE, jeśli tam jesteś , a wiem , że tak -pomóż mi teraz. Bądź łaskawszy. Wspomóż sierotę. Nie pozwól mnie już krzywdzić. Wspomóż sierotę.

    Długi mur i szkoła

    Jeszcze tylko ten długi mur i znajdę się na skwerze. A potem wkroczę w jeszcze ruchliwsze ulice. I zarejestruję rytuał ich dnia.

    Tymczasem po mojej lewej stronie rozgościła się szkoła średniaz czerwonej cegly -jakiś numer LO. Nie ma teraz przerwy. Cisza za parkanem. Nie widać zapóźnionych ani maruderów na boisku . Młodzieżw tego typach szkół jest zazwyczaj żądna wiedzy-w jej przybytku trwają zajęcia lekcyjne. Może padają jakieś dobre noty, ktoś rzucił kawał , jest bystro… Niby teraz tu pusto jakoś i uderza przytłumiona cisza, ale za to kurz nie unosi się w powietrzu. Były czasy, że nim oddychałam , idąc z uczelni. Lubiłam te długie spacery w samotności. Były oddechem po zajęciach w dostojnych murach uczelni.

    Budynek instytutu chemii

    Po mojej prawej stronie jeden z gmachów uniwersytetu- monumentalny , harmonijny , mający coś z dawnych czasów. Dziś cieszy też moje oko. Ostoja wiedzy i potęga ciszy. Jak to ladnie brzmi. Dziś nie wylewa się z niego strumień studentów. Nikt nie spieszydo niego. Przeniesiono go podobno, gdzie indziej może zachwyca ...

    Odbywałam tu praktykę po I roku . Dostałam za nią wyższą niż przyjęte na uniwersytecie noty. To był dobry studencki czas, tylko zawodowy zresztą.

    Refleksje osobiste

    Na roku zostałam zauważona i doceniona. Dowiedziałam się o tym nie tylko w tańcu z jednym z profesorów moich na balu, kończącym dzieło, już po uzyskaniu magisterium .

    Poprosił mnie wtedy do tańca jeden z moich byłych wykładowców ,wtedy doktor, a na abolutorium wystąpił już jako profesor akademicki, który chwalił moją inteligencję, rzeczowość,sumienność, bycie wybitnym studentem.

    Powiedział do mnie dokładnie tak: „Nie było takiego drugiego studenta jak pani. Inteligentna , miła,zbierająca najwyższe noty, sumienna, obowiązkowa"-miłe to były słowa.

    Jakiś przebłysk dobroci w kończącym się moim czasie w tym wielkim mieście, które postanowiłam opuścić.

    Skwer

    Tymczasem przede mną skwer, gdzie widzę monumentalny pomnik naszego wieszcza. No, jest. Wcale się nie postarzał.

    Polonista z wykształcenia stoi kamienny, niemy, dostojny, majestatyczny, stabilny i niewzruszony. Może właśnie patrzy na mnie z nieba. Mój idol. Niedościgły model. Czasem wzór.

    Zatrzymuję się przed kamienną sylwetą. Upamiętnili. Docenili. A ja nadal zakochana w literaturze, w jego twórczości . Dziś nie leżą tu kwiaty i nie słychać gwaru wycieczek. Tylko on i ja .Intymnie. Czas na zwierzenia. Chcę się pożegnać definitywnie. Już nie pójdę jego drogą. Byłam swego czasu w Odessie i na Krymie. Przemierzyłam jego prawie cały trakt życiowy. Zrozumiałam jego przesłania i romantyzmu, te zacne idee, te wielkie wartości. Nie wszystkie są moje. Nurt,j aki doceniłam, nie będzie już tkwił we mnie tak bardzo,choć czasem hipnotyzował mnie. Zapisano, zapamiętano, zamknięto.

    Refleksje osobiste

    Pożegnałam go na Krymie w tych cudnych przestworzach oceanu i w Bakczyseraju... Wróciłam inna do Ojczyzny. Było mi dane.To nie ta linia. Nie przejmę pałeczki…To już było.

    Idąc jego śladami w Europie, wróciłam do życia. To dziwne. Stwarzam już sobie nieco inny świat. Moja miłość się wyczerpała. Złożyłam mu porzez liczne artykuły największy hołd, na jaki było mnie stać..Doceniłam ogrom przemyśleń, wiedzy, wrażeń. Czas na ostatnie gesty. - Stój sobie w pokoju. Jesteś bardzo zasłużony. Składam Ci ostatnią laudację. Odchodzę.-mówię i dodaję -Spełniłam swe zadanie. Ofiarowałam Ci wiele z mego życia. Wiele o Tobie, wieszczu pisałam, byłam w wielu miejscach, gdzie przebywaleś, nawet w piwnicy w Wilnie, miejscu waszych wspólnych młodzieńczych zabaw z przyjaciółmi. Leciałam samolotem nad Ankarą. Czy będzie mi dane...

    Trzeba chyba dziś przeciąć te ścieżki i pójść w inną ulicę. Nie chcę iść na inny skwer z innym wieszczem. Byłeś mi bliski w literaturze. Zostaniesz w mej pamięci. Czas się wyczerpał i zamykam go dziś nieodwołalnie . Żegnam. Wrócisz być może we wspomnieniach…, ale są i inne drogi w życiu i działaniu i realizacji. Wybieram swoją. Wiele się od Ciebie nauczyłam. Dziękuję.

    Wiele stanowczości wykazałam w tych słowach i zdecydowania. Dziś się odważyłam przerwać badania nad swoistością Twej literatury i życiem Twoim ...Wiele było Ci dane od czasu „Panno święta ,co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie … Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem Gdy martwą podniosłem powiekę.."

    Dobrze, że było Ci dane . Mi też.

    To dzieło Opatrzności.

    Było Ci dane. Genialny pisarz,bardziej poeta, niż pisarz, patriota, mąż ...

    „My z Ciebie wszyscy brzmiało dumnie, ale ja idę w innych czasach, inną już drogą, zachowując rzecz jasna miłość ido Ojczyzny. Nieco inaczej ją sobie wyobrażam, tę służbę krajow - Czy ktoś łzę roni ? -Czy ktoś mnie też woła ? „ –pytam Twoją frazą, naśladując Ciebie. -Wielki śład zostawiłeś w moim sercu i umyśle, stąd ciężko odejść, ale trzeba odejść- przekonuję sama siebie. Dopiero po krótkim retuszu warg oddalam się.

    -Już mnie chyba nie zaskoczysz ?-pytam samą siebie, ale do końca nie jestem pewna...

    Myśl moja biegnie dalej .

    Wtedy w tym miejscu nie rodziły się żadne me nadzieje ... Nawet nie wiedziałam , że pójdę czy pojadę Twoimi śladami. Będąc we Włoszech , Francji , na Litwie , Białorusi, czy Krymie starałam się jak najwięcej o Tobie dowiedzieć i spojrzeć na wiele spraw z Twego punktu widzenia. Potem się jak gdyby wpisałeś sam w kalendarz. Wiesz. ten Krym. Piękny, niebanalny, malowniczy, jeszcze trochę tajemniczy i surowy , ale cywilizacja wkracza. Założono w niektórych miejscach pola winogron jak w Chorwacji. Wiesz, było mi też dane. Jakie to miłe uczucie. Wolę ,żeby zawsze było mi dane.

    Wiem ,to były uporządkowane chwile . Sięgałam do wielkiej literatury. Skończyłam też polonistykę.

    -Czy coś w tym jest ? -Jakieś namaszczenie losu ? -Czy przypadkowość, czy zrządzenie , czy fatum ?

    Jak by nie było, ktoś miał rację chyba w większej części : „My z Ciebie wszyscy..."

    Każdy ma też swe własne życie, swe przeznaczenie, swój ból i troski, radości i smutki...Swoje dziś i jutro.

    W życiu najlepiej zaczepić się o niebo. PANU oddać wszystkie dobre i złe rzeczy... Może będzie mi dane ofiarować mu coś miłego, zacnego, może jeszcze dziś.

    Przechodzę na lewą stronę drogi.

    Ktoś zamiata chodnik przed jakim wysokim secesyjnym domem . Ulicą wędruje młodzież szkolna z plecakami na barkach .Młodzi idą pojedynczo, lub grupką. Pewnie zdążają do pobliskiej szkoły, do tej, którą właśnie minęłam.Niektóre twarze są roześmiane, inne nie. Tak jak w życiu. Albo się coś dobrego dzieje , albo nie.

    Ktoś otwiera drzwi do pobliskiego hotelu, a inny wnosi do niego w koszu bułki . Kiedyś tego hotelu tam nie było. Za to funkcjonowały jakieś sklepy, czy sklep. Tak oto następuje konfrontacja starego z nowym , wyłaniają się też nowości , które rejestruję mimo woli.

    Ktoś powie może

    -„Świat coraz bardziej otula ziemię we wschodzącym cieple" , a ja widzę postępy poranka . Robi się nieco cieplej i ruch uliczny nabiera powoli tempa.

    Wchodzę już prawie w centrum miasta , niedługo zapewne skwar ogarnie domy, sklepy, ulice. Zrobi się gorąco. Ale jeszcze trwa rześkość ranka. Cieszę się z tej aury.

    Za chwilę uruchomi się dalszy ciąg zdarzeń , ruchów miasta i moich , pamięć, et caetera. Zajmujące chwile . Sprawy niebawem przybiorą inny obrót.

    Świat targów

    Po prawej domostwa targów. Za wysokim szarym betonowym płotem dzieje się obecnie inny świat. Wystawy , handel , prosperity, kredyty, wytwórcy…o nie ,to nie moja działka.

    W czasach studenckich zachodziłam za tamten mur , przychodziłam w czasie trwania targów , czy giełd , żeby popracować w polskiej firmie w kuchni, żeby sobie dorobić do stypendium socjalnego i naukowego. To były dobre czasy. Pracowało nas zawsze kilka dziewczyn.

    Wzbogacając kiesę studencką,przeżyłam jednocześnie miłe chwile-rzadkie co prawda, ale były cenne. Dobrze,że wydarzyły się. Czasem żyć się nie chciało. I to nie tylko przeciążona pamięć doskwierała . Człowiek jak gdyby był zamrożony, znajdował się w bezruchu duszy. -Pozory sensu,czy sens pozorów ?

    Nic z tych rzeczy.Trwanie istniało i się realizowało.Tyle złego może zrobić człowiek człowiekowi i to nie tylko w czas wojny.

    Choć może nie było mi dane zobaczyć wielkich tego świata i rytuału dobijania dużych interesów, czy uczestniczyć w rautach, na które byłam z firmy zapraszana, ale nie podejmowałam tego typu zaproszeń, to coś się dobrego działo..

    Praca trwała co prawda 12 godzin dziennie i bywałam bardzo zmęczona. Bolały mi nogi , no i miałam jednego takiego w sercu...

    Mimo wszystko, dzięki tej pracy zyskałam jakieś pojęcie o przedmiocie i celowości odbywania wielkiego handlu. I nie musiałam liczyć na kieszonkowe w wakacje od Rodziców.

    Pojawiały się też nowe sensy... -Czy dziś jest jak kiedyś ?

    -Nie-wszystko w pełni , ewoluuje, zmienia się , następuje...

    Teraz skręcam w lewo.

    Idę wzdłuż kina. Ostało się . Napisy na afiszach wrzeszczą wielkim drukiem, zapraszając na nowy seans.

    Kiedyś lubiłam tu przychodzić na seansy, oglądać filmy, więc znałam ten przybytek kultury masowej.

    Dziś głośniki w tym miejscu sączą dobry jazz, a potem rozlega się pop. Żadnej próżni. Wyobraźnia muzyczna miesza się z fikcją i realiami.

    Muzyka jest przednia. Pasuje do teraźniejszej chwili dnia . Nastraja spokojem, stonowana rytmicznie uwzniaśla duszę. Aż dziw bierze, że brak tu hałasu, agresji i wysokiej głośności. Ktoś dobrze wyczuwa nastroje. I ja wkomponowuję się radośnie w to tł -zaczynam iść rytmicznie podawanym z głośnika krokiem. Nie ma jak wyczucie, nie tylko rytmu. Zauważam, że ludzie gapią się na mnie.

    To miasto jest znane z wysokiego szyku i elegancji. Zawsze to doceniałam. Jest jak trzeba. Prowadzi mnie dobra ręka. Dzień nastraja optymistyczne , jak gdyby mówił

    –Istnieję i kłaniam się na dzień dobry.To już nie mój taniec. Oddaję go tobie. Przyjmuję jak gdyby te wymyślone hołdy i oddalam się nie tylko od tej budowli, muzyki, powstającego rwetesu wokół , potęgującego się z każdą chwilą wzwielokrotnionego tłumu..

    Zastanawiam się jednak

    -Jakie tajemnice jeszcze dziś przekaże mi to miasto ?

    -Czym będzie zachęcać?

    -Co odkryję ?

    Wiem, czego oczekuję od tego dnia , nie od tej czy tamtej ulicy, które przemierzam i które zbliżają mnie do mego celu. Zapewne oczekuję też dobrych zachowań, poprawności stylu, piękna ludzi, na coś zawsze liczę ...

    Nie ściga mnie chyba żadne spojrzenie. Miasto niby czy dopiero budzi się do życia. Spoglądam z nadzieją naprzód.

    -Co mnie jednak dziś zadziwi?

    -Czy wiele tego będzie, czy mało ? -może mniej, niż myślę..

    - Czy ten dzień będzie rzeczywiście zwykłym startem w nowy świat i czas ? A może tylko przewróconą kartą książki-losu.

    Mam nadzieję wbrew wszystkiemu i wszystkim. Idę naprzód.

    -Czy zdarzy się jakaś przypadkowość ?

    W symetrii miasta i jego harmonii tkwią uparcie różne układy i możliwości manewru losu.

    -Czyjego ? - Czy mojego też ?

    Czas znowu ruszył.

    Maszeruję miastem moich dawnych marzeń i straconych nadziei.

    -Czy można jeszcze kochać to miejsce ? Po tylu przejściach! -Czy miłość naprawdę może być bezwarunkowa ? Może wtedy, gdy wszystko się dobrze układa, a tak jest limitowana czy nie? -chcę to wiedzieć.

    Kiedyś byłam podatna na nowości… To było jak otwarcie na nowe trendy.. To był mój czas w tej metropolii i to nie cały mój. Trochę było naszego, ale bardzo mało. Za to ślady potężne zostały i ten ból, który rozdziera serce. Ucisz się , serce. Tylko jeszcze dziś, a potem zacznie się coś pięknego-pouczam się i pocieszam.. Inni ludzie -Jacy dla mnie byli ? Niektórzy, zapisali się mniej źle, o wiele mniej źle , ale i dobrze ,nawet wspaniale. Oczy przesłonięte mgłą. Muszę wytrzymać. A wydawało się , że jestem mocna.

    Musiałam tu przyjechać , żeby to zakończyć. Nie mogłam sobie poradzić gdzie indziej. Musiałam tu wrócić-do tych ulic, faktów, trwogi. Przeżyć to jeszcze raz-ostatni raz. Dziś trzeba zamknąć ten rozdział. Niektórzy zastanawiają się, jaki będzie ten dzień -zwyczajny czy osobliwy, pospolity w swym wymiarze ,czy lepszy, życzliwszy ,otwierający pokłady dobra, niezapomniany. Dla mnie ma być zasadniczy. Skończony. Ostatni tego rodzaju. -Czy dzień można porównać do człowieka? -retoryzm .

    Idę.

    Przede mną rozkwitają frezje i tulipany . Ktoś dźwiga naręcza tych kwiatów. Dobrze, że istnieje piękno. Teraz jest wiosna. Czas nadchodzącej miłości.

    -Czy dla mnie też?

    Nawet zatrzymuję się przy oknie wystawowym kwiaciarni na rogu. Rejestruję reportersko piękne oznaki corocznej eskapady kwiatów. Widać, że to ciągle ta sama ręka, ta sama technika, choć inne kompozycje. Gustowne jak zawsze. Na świat ciągnie wszechogarniająca radość , a mi w sercu smutno. Stosy żółtych tulipanów w barwnych wiadrach nieśmiało wychylają głowy, jak gdyby szukając tej jednej jedynej, którą chcą swą radością obdarować, obsypać płatkami ,wywołać uśmiech i coś w sercu. Trwa przecież przepiękna część roku -czas żonkili , tulipanów i żółci wszelakiej . Żółci w znaczeniu koloru, nie uczuć.

    Po mojej lewej stronie wyłania się wysoki gmach akademika uniwersytetu. Tu działy się złe rzeczy dla mnie i płynął zły czas. I to 10 piętro. Nie spoglądam wzwyż. Przerażenie bladą ma twarz .Coś we mnie drży.. CHRYSTUS upadł na twarz. Tu ktoś kiedyś serwował mi padoły, Odwracam wzrok, przechodzę mimo , odchodzę , oddalam się ,odwracam twarz. Łzy kapią. Potrzebna chustka. Nikt mnie nie podtrzymuje . PANIE, TY miałeś dobrego Cyrenejczyka . Znów muszę poradzić sobie sama. Muszę wstać. Weryfikuję zdanie . -Nie, jednak to Ty go oddaliłeś i powiedziałeś wtedy

    -Nie-po czym przejąłeś nade mną ster. Ty idziesz zawsze z pokrzywdzonymi. I nie daj ,proszę, jemu i nikomu więcej mnie krzywdzić.

    Wycieram łzy.

    Ty, Panie , podajesz mi zawsze rękę . Dobrze, że ze mną jesteś, bo ludzie zawiedli.

    Muszę odwrócić tę dręczącą myśl, przewijającą mi się za często w głowie. Zatrzymać muszę naj najszybciej ten ból, bo by mnie zniszczył.

    Odwracam się. Uspokajam . Włączam ogólne myślenie. Już inaczej patrzę na świat, bo łzy się wyczerpały.

    Mój wzrok jednak mimowolnie wędruje znów w stronę witryny kwiaciarni, ale już inaczej rejestruje ten moment, z innego punktu widzenia. Wiadomo, kwiaty jednoznacznie kojarzą się zawsze z pozytywnymi emocjami , z czymś dobrym i wzniosłym. Są wyrazem czegoś-najczęściej szacunku, miłości , wdzięczności, podziękowania.... -Czy same w sobie mają moc i ładunek dobra ? -Co w nich takiego jest oprócz koloru i kształtu , że wyrażają o wiele więcej? Mi teraz pomagają swym widokiem docenić piękno Stwórcy.

    Nie mogę się powstrzymać -zaglądam znów w głąb okna wystawowego. Widzę tam całe królestwo kwiecia -tulipany jasnokremowe i białe jak na cześć Papieża Jana Pawła II . Są też wiśniowe i czerwone. Całe wiadra bukietów patrzą sobie na dzisiejszy świat .I na mnie. Zastanawiają się zapewne , kto je kupi.

    -Czy kwiaty myślą i wiedzą , czy czują ? -Może jeszcze nie wiedzą, że głównie ludzie dobrzy je kupują.. Źli nie kochają kwiatów i ich nie zauważają .

    -Kto je dziś kupi, komu podaruje ?- zostawiam ten dylemat kwiaciarkom..

    -Jaką spełnią dziś misję ? -to pytanie już jest mi bliższe.

    -Co będą wyrażać ?

    -Czy te kwiaty będą kwiatami miłości,czy potarganych uczuć, czy błazeńskich eskapad , czy przeproszenia , a może wyrazem szacunku ?

    Dzisiaj to piękne kwiecie jest skazane jedynie na mój podziw . -Czy tylko skazane na mój czy innych podziw ? -Czy dla innych nieosiagalne? -przecież można sobie samej też jakąś różę kupić, ale czy to jest to ? I przetłumaczyć sobie nznaczenie. Wszak znana jest od dawna mowa kwiatów.

    Trwa przepiękna część roku -czas żółci wszelakiej-żółci w znaczeniu koloru tulipanów, frezji,narcyzów,szklarnianych nawet róż,może nawet kościelnych matczynych uczuć i nie tylko matczynych …

    Już nie mam chrapki . Nacieszyłam się widokiem. Może innym razem...

    Zostawiam temat. Dość czasu mu poświęciłam.

    Kaponiera

    Zanurzam się w podziemia. Kaponiera. Równy miarowy chód . Butiki takie jak kiedyś. Dziwny światłocień. Przechodziłam tędy tysiące razy. Czasem kogoś znajomego spotkałam, ale nic z tego nie wynikało.

    To były raczej znajome i nikt więcej. Ot ,takie skomunikowanie chwilowych osób , ale nie połączeń , ale nie mojego z kimś. Teraz to odkrywam.

    Nie lubiłam tej piwnicy i tej niby ciemni. Trzeba było wejść schodami w dół, przejść kawałek i wynurzyć się w odpowiednim miejscu- wschód, zachód, północ, południe, czyli do miasta, z traktów tramwajowych na tramwajowe, czy w inne kierunki w mieście.

    Jaki los bywa dziwny.

    Gdzieniegdzie w życiu widać dno, czuć stęchliznę losu, ale nie tutaj... Nawet w subtelnym geście potaknięcia dzieją się wypadki losu. Nieme pytania ustępują kolejnym obrazom. –Dlaczego pozory spokoju w martwej jeszcze ciszy kaponiery tak mnie nastrajają ?-pytam bez odpowiedzi.

    Pojawia się inna kolejna dygresja .

    -Czy te rozmyte złudzenia w śliwkowych fioletach roślin ozdobnych, czyli kwiatów, które nie będą dziś moje, a które przekupka pod ścianą trzymała na ręce w w lochach kaponiery w jeszcze nieco mrocznej toni słabego żółtego światła jarzeniówki są odskocznią w inną przestrzeń ?-pytam bezwiednie, nie czekając odpowiedzi .

    Jedno jest pewne - refleksy wizualne wpływają na mój chwilowy pesymizm.

    Do głosu dopuszczam meritum.

    -Może w dzisiejszym świecie jest jeszcze miejsce na uczucia wyższe, może nie zawsze liczy się tylko zysk i komercja. Ludzie mają wiele twarzy, osobowości, natur, a umierają z niczym-konstatuję.

    -A ja ?

    -Co ja znaczę ? Dźwigam ciężar własnego przeznaczenia. Nie mogę się nim na razie podzielić. Jest wyłącznie mój.

    Dobrze,że wychodzę na górę. Oślepia mnie zewsząd jasność wschodzącego na linii mojej sylwetki słońca. Tym razem całkiem pusta ulica. Na krótko zresztą.

    - Wtedy-wspominam dalej- czas szedł ponad przeznaczeniem. On nie dał mi żadnego kwiatu. Nie pamiętał, nie chciał..., nie był zainteresowany...Upokorzył...Chwilo, nie trwaj, jesteś zbyt przykra, żeby o tobie pamiętać.

    Kwiaty są wyrazem miłości...Czas prawdy nadchodzi..Ja chciałam miłości... -Ucisz się ,serce moje -ponaglam siebie. Nie chcę zachorować z rozpaczy i żalu. Tylko jeszcze dziś musżę przez to przejść , a potem zacznie się coś pięknego-pouczam się i pocieszam.

    Idę samotna dalej.

    Analizuję. Wynurzyłam się oto przed chwilą z podziemnej rotundy, by jednym z wyjść wdrapać się na górę, by znów zobaczyć otulone błękitem niebo w innym skrawku miasta.

    -I oto jestem na powierzchni, ale czy losu ?

    Podążam teraz szeroką arterią. Pode mną, czyli pod mostem-wiaduktem ścielą się szyny kolejowe. Kilka par . Na prawo w oddali dworzec kolejowy.Tędy przejeżdżają ludzie z północy z troskami i bez, ze sprawami do załatwienia i z załatwionymi odjeżdżają w przeciwnym kierunku , są wśród nich i turyści , pracujący, zakochani i nie. Może inteligentni, zagubieni, może obojętni. Jacyś delegacyjni panowie i panie. Ktoś może w chwilowej rozpaczy...Jakaś trafia się dziś jakaś wycieczkowa młodzież, studenci zapewne też . Miasto żyje. Widzę ludzi milczących, dziwnie ubranych, może pokręconych , jak to dziś mówią, nawet czasem śmiesznych ,czy dostojnych .Nijakich …Jak w prawdziwym tyglu . Konglomerat ludzi i spraw.

    -Kim naprawdę są ci ludzie, którzy na jakiś czas zanurzają się w tym miejscu ?-może ktoś to dokładnie zbada. Opisze, wyciągnie jakieś uczone wnioski...

    -Jacy dziś są ci przyjeżdżający podróżni ?

    -Bardziej czy mniej ponurzy ? -podobno Polacy są smutni z usposobienia .

    -Jakie są ich prawdziwe oblicza, zawody, umiejętności, preferencje, zamierzenia ?-zostawiam ten temat psychologom i architektom krajobrazu.

    Większość Polaków naprawdę jest smutna, a tu taki piękny czas. Może ludzie są niegodziwi i zadają bliźnim za wiele cierpienia ,więc dlatego te twarze takie smutne są.

    Tak czy owak wszystko budzi się do życia.

    Lepiej zająć umysł czym innym.

    Oto ptaszek przeciął powietrze. Szybuje sobie bezpiecznie. Uśmiech na mej twarzy wywołał. Taki mały ,a taki dobry. Już mi lepiej. -Czy muszą być jakieś podniety na miłą atmosferę ?

    Życie nie powinno być smutne i nudne. Smutnym robią je źli ludzie. Nie chcę już poznawać ludzi złych. Mam dość.

    Po mojej prawej stronie szkoła muzyczna wyższego typu.

    Przed laty, idąc tym trotuarem , czasem słyszałam grę skrzypiec. Ktoś ćwiczył akordy, kantaty, koncerty, polonezy i niekiedy szłam w rytm granej pieśni , lub na chwilę przystawałam, napawając się muzyką. Ta gra była czysta, krzepiąca, podnosiła na duchu, stanowiła pokarm duchowy dla mej niekiedy umęczonej duszy. Dawała też pokrzepienie ciału, które prężąc się, postępowało naprzód w rytmie granych nut. Zatrzymywałam się tu też nieraz na nieco dłużej .

    Może dziś jakiś przyszły maestro ma tu swój debiut. Widzę, że akademia rozbudowała się wyraźnie, co mnie cieszy, gdyż muzyka najbardziej łączy narody i pokolenia. Mnie nie połączyła

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1