Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Ameno I
Ameno I
Ameno I
Ebook130 pages1 hour

Ameno I

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

O bogowie! Czy za sprawą energii piramid to właśnie oni odradzają się w egipskich zaświatach, gdzieś w gwiazdozbiorze Oriona, czy może to zaawansowana wirtualna gra, w której stawką jest samo przetrwanie? Faktem jest jedynie, że ósemka wybrańców budzi się w zupełnie nowej rzeczywistości i odtąd mnożą się pytania, na które nikt nie zna ostatecznej odpowiedzi. Zaś każdy z bohaterów będzie się musiał zmierzyć nie tylko z zagadkami, zewnętrznymi demonami, ale i mrokiem w sobie.
W rolach głównych występują: Egipcjanka archeolog Zahira, pan Takashi oraz pani Sakura jako japońska para z jakuzy, hinduska córka magnata sojowego Devi i jej krajan Kavi, żołnierz i kosmonauta kapitan Henen, jazydzka uciekinierka Nadia oraz dżihadysta Abdul.
Role drugoplanowe: bogini Bastet, starzec Re, Anubis, królowe: Kleopatra, Hatszepsut, Meritation, faraon Ramzes, król Sargon i inni.
Ameno – podróż do zaświatów czas zacząć – nich się stanie, a oko Horusa wskaże drogę.
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateFeb 15, 2019
ISBN9788381660136

Read more from Krzysztof Bonk

Related to Ameno I

Related ebooks

Reviews for Ameno I

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Ameno I - Krzysztof Bonk

    góry.

    II. HENEN

    Orbita okołoziemska

    Pokład międzynarodowego statku badawczo-ekspedycyjnego Ozyrys II.

    *

    – Salut moja ty kosmiczna braci! Na stanowiska!

    – Jawoll!

    – Da! Urrra!

    – Henen! Ty przodem i pamiętaj, nie zasłaniaj tym razem kamery, cały świat na nas patrzy!

    Jasne i… włączam transmisję… – mruknął sam do siebie, ale jedynie w myślach wywołany mężczyzna. W końcu był już w pełnym skafandrze i wolał oszczędzać tlen. Następnie spojrzał z otwartego włazu statku kosmicznego na bezkresną, gwiezdną dal. Upajał się tą chwilą, wrażeniem, z którym niczego innego nie można było porównać.

    Jednocześnie już transmitował podziwianą przez siebie wizję do milionów odbiorców na Ziemi. Stanowiło to jeden z warunków prywatnych sponsorów, pokrywających częściowo koszty misji w kosmosie. Inny warunek postawiono taki, że w celach reklamowych sam Henen miał poddać się kreacji na wielkiego, kosmicznego bohatera. Dlatego zawsze ruszał do akcji przodem. Zaś ludzie na planecie mogli podziwiać go nie tylko w czasie samych misji. Jego imieniem sygnowano sportowe marki samochodów, męską garderobę, sprzęt wyłącznie dla twardzieli, jak narzędzia, także ogrodnicze. Ponadto dumna sylwetka kapitana dominowała choćby na pudełkach popularnych sojowych płatków śniadaniowych dla dzieci i całej masie innych reklamowanych przez niego produktów.

    – Henen! Nie marnuj tlenu! – Mężczyzna usłyszał naraz z głośników w hełmie ponaglenie, skąd inąd słuszne. Uniósł więc przed siebie zaciśniętą dłoń, tak, aby jego pięść znalazła się w kadrze na tle rozgwieżdżonego nieba, po czym przytwierdzony za linę do Ozyrysa II, dał potężnego susa w kosmiczną próżnię. Dla zwielokrotnienia wizualnego efektu wirował wokół własnej osi, żeby obraz z umieszczonych na nim miniaturowych kamer również szybko się zmieniał. Potęgowało to wrażenie dynamicznej akcji w kosmosie, szczególnie gdy w tle co raz pojawiała się i ginęła Matula Ziemia. To zawsze wzbudzało dodatkowe zachwyty wśród telewidzów. Lecz teraz, po tych tanich popisach, Henen skoncentrował uwagę głównie już tylko na powodzeniu samej misji.

    Chwycił mocno za linę, do której był przytwierdzony i odzyskał pewną kontrolę nad dryfowaniem w próżni. A zaraz ostrożnie złapał kontakt stopami z potężną asteroidą, o bardzo nietypowym kształcie piramidy, a pędzącą, nie inaczej, tylko wprost na planetę Ziemię. Było to już kolejne złowrogie ciało niebieskie, które w ostatnim czasie zamierzało potraktować ludzkość niczym pradawne dinozaury. A kto miał temu zapobiec? Oczywiście nieprzejednany bohater Ziemian walczący dzielnie z kosmicznymi kamieniami! Tak na marginesie znudzony już nieco życiem, ale bynajmniej nie kosmosem, kapitan Henen.

    Po udanym abordażu na asteroidę, na której powierzchni z trudem utrzymywał się z powodu prawie zerowej grawitacji, uczynił on zachęcający ruch ręką do pozostałych członków ekipy. Była ich w sumie czwórka. Zgodnie z obowiązującym parytetem płci dwóch mężczyzn i dwie kobiety; Rosjanin, Francuzka, Niemka oraz on – międzynarodowy bohater. Pod nimi natomiast znajdował się kawał kosmicznego gruzu, który musieli skierować w inną stronę kosmosu, ale nie tylko to. Mieli też za zadanie pobrać próbki tego kosmicznego draństwa i między innymi to właśnie dlatego asteroida nie została na dzień dobry potraktowana atomówką, a w to miejsce rozgrywało się prawdziwe, międzygwiezdne show.

    Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, kiedy NASA, wtedy jeszcze dyskretnie, zlokalizowała pierwszą asteroidę mającą duże prawdopodobieństwo kolizji z Ziemią i postanowiła wysłać na nią misję badawczą. Okazało się wówczas, że na tym miniaturowym ciele niebieskim zagnieżdżone jest najprawdziwsze w świecie życie. Co prawda zamrożone i w formie jednokomórkowych bakterii, ale jednak. Informacja ta przeciekła niebawem do mediów i od tego czasu rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo. Dotacje dla kosmicznych agencji, w tym wpływy od prywatnych sponsorów, poszybowały w górę, podobnie jak kolejne wystrzeliwane ku niebu statki. Lecz te, ku wielkiemu rozczarowaniu sponsorów, niestety nie odnalazły innych przykładów kosmicznej flory czy fauny. Niespodziewany przełom nastąpił, dopiero gdy Europejska Agencja Kosmiczna dostrzegła za pomocą teleskopów całe roje gwiezdnego gruzu zmierzającego wprost ku ziemi. I w tym momencie cała ta kosmiczna sprawa przybrała zupełnie inny wymiar. Wkrótce bowiem okazało się, że jedynie asteroidy atakujące, jak z premedytacją, błękitną planetę zawierały obce DNA, zupełne jakby ktoś świadomie pragnął zainfekować nimi Ziemię. Aczkolwiek nie był to koniec niespodzianek. Na niektórych takich skałach odnaleziono już nie jedno, a wielokomórkowe twory obcego pochodzenia. Natomiast na ostatniej misji wielki kapitan Henen rozdeptał na asteroidzie najprawdziwszego w świecie kosmicznego robala. Czego oczywiście nie omieszkał skrzętnie sfilmować. I wtedy świat już totalnie oszalał.

    Zaś teraz? Kapitan korzystał z całego tego kosmicznego zamieszania i jakby to powiedzieć piekł wiele ognisk na jednej asteroidzie. Zatem wraz ze swoją grupą nagrywał film dla sponsorów, zmieniał trajektorię kosmicznej skały i równocześnie poszukiwał następnych gatunków obcych form życia.

    W tym celu, obok czwórki astronautów, wylądowały na niewielkim ciele niebieskim wystrzelone z Ozyrysa II skrzynie ze specjalistycznym sprzętem. Były to zdalne mechanizmy do odwiertów. Zasysały one do pojemników materiał z asteroidy, a w wyżłobionych tunelach umieszczały silniki, które odpalone, miały za cel przesunąć kawałek kosmicznej skały, by w konsekwencji ominęła ona Ziemię. Natomiast ekipa Henena stała na straży całego tego procesu, by go bezpośrednio kontrolować i zapobiegać ewentualnym komplikacjom.

    Jak do tej pory wszystko szło zgodnie z planem. A na potwierdzenie w pewnym momencie kapitan usłyszał z mikrofonu w hełmie budujące słowa Rosjanina:

    – Zgodnie z analizą spektralną skała jest wystarczająco miękka, wszystko idzie bez zarzutu, Henen, wgryzamy się po całości!

    W odpowiedzi kapitan uniósł ku mężczyźnie kciuk do góry, oczywiście tak, aby wyprostowany palec był widoczny na wizji. Zaciśnięte pięści, uniesione kciuku. Tak właśnie miało to wyglądać i kreować jednoznaczny przekaz na Ziemię – kapitan Henen znowu wygrywa z obcymi, kupcie zatem dzieciakom więcej tuczącej, lukrowanej karmy z płatków sojowych z jego dumną podobizną!

    Lecz naraz kapitana coś zaniepokoiło. Z odwiertów dokonywanych przez maszyny na asteroidzie zaczęła się bowiem wydobywać bliżej nieokreślona czarna i płynna substancja, przyjmująca w próżni kształt licznych, miniaturowych kropel. Te jednak nie dryfowały bezładnie w pozbawionej atmosfery przestrzeni, a kierowały się w podejrzanie zorganizowany sposób wprost ku astronautom.

    Niezidentyfikowana ciecz pierwszą oblepiła Francuzkę. Coraz bardziej zaniepokojony Henen obserwował, jak nieszczęsna żabojadka próbowała energicznie zetrzeć z siebie smolistą substancję. W efekcie jej kombinezon został gwałtownie rozerwany i to raczej nie tylko pod wpływem siły kobiety. Zaś to coś czarnego wlewało się dalej do ubioru kosmonautki, a zaraz także i w nią samą, ponieważ czarnym kroplom w przestrzeni zaczęły towarzyszyć czerwone, uwalniane z otwartego krwiobiegu Francuzki.

    W tym momencie już z całkiem zdruzgotany Henen popatrzył na pozostałą dwójkę kompanów unurzanych w czerwono-czarnej posoce. Oni, w analogiczny sposób, co ich towarzyszka, również dogorywali na asteroidzie.

    Sam poczuł na plecach własnego kombinezonu uciążliwe gniecenie i nieprzyjemne wrażenie przewiercania. Aż ochronna powłoka i jego skafandra została rozerwana, po czym odniósł paskudne uczucie, że tajemniczy kosmiczny intruz z łatwością przeniknął przez powierzchnię skóry i gwałtownie penetrował wnętrze jego samego.

    Henen padł na kolana. Obraz zawirował mu przed oczyma, a w ciele odczuł piekielny ból. Najsilniejszy w czaszce, jakby narastające gwałtownie ciśnienie, przez które odnosił wrażenie, że zaraz dosłownie eksploduje mu mózg.

    *

    Lekarz i pielęgniarka z zapartym tchem wpatrywali się w monitor przed twarzą pacjentki. Widoczny był tam zarys gwiezdnego nieba, asteroidy oraz ludzi w skafandrach osnuwanych przez coś przywodzącego na myśl wylaną w próżnię ropę naftową przemieszaną z krwią. Do tego dochodził opętańczy wrzask, wylewający się z głośników Henena, a pochodzący od jego kompanów i transmitowany do odbiorców na Ziemi. Aż naraz obraz z hełmu kapitana zalała dokładnie czerwona ciecz.

    Z tą chwilą lekarz i pielęgniarka wręcz podskoczyli w miejscu, a aparatura elektroniczna w szpitalnym pomieszczeniu zaczęła wydawać z siebie piskliwy, alarmowy dźwięk.

    – To zapaść! – krzyknął jak wyrwany z hipnotycznego transu lekarz. Przez moment przymierzał się do reanimacji pacjentki, ale zamiast tego skierował gniewnie wypowiedziane słowa do pielęgniarki: – Pomóż mi! – Kobieta jednak wciąż wpatrywała się z rozdziawioną szczęką w czerwony ekran. – Tracimy ją! – ponaglał mężczyzna.

    III. TAKASHI I SAKURA

    Ośrodek rewitalizacji i terapii alternatywnych na wyspie Kiusiu.

    *

    Zapadał już zmierzch. Ekskluzywny, czarny śmigłowiec z parą leciwych vipów na pokładzie zawisł nad lądowiskiem mieszczącym się na dachu budynku w kształcie trapezu, czyli ściętej piramidy. Wiał dość silny wiatr zacinający dodatkowo deszczem, co wprawiało powietrzny środek transportu w stan lekkiego chybotania. Zaraz jednak pilot udanie skierował helikopter ku twardej nawierzchni z namalowanymi na biało pasami nawigacyjnymi.

    Odsunięte zostały boczne drzwi i z wnętrza śmigłowca z wolna wysunęła się mechaniczna rampa, która niebawem dotknęła dachu budynku. Po wystawionym podeście zeszła para młodych mężczyzn, Azjatów, w nienagannie skrojonych, czarnych garniturach. Stanęli po przeciwległych stronach rampy i rozłożyli

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1