You are on page 1of 10

AUTOSALON sztuka w trzech aktach AKT 1 Wntrze salonu samochodowego znanej marki.

Due przeszklone okna wychodzce na ulic zalepione informacjami o znikach i promocjach. Na cianach foldery reklamowe i informacje o niezwykle korzystych kredytach. W rodku stoliczek i sofa dla klientw, dwa-trzy pokazowe samochody, i pokrgy kontuar za ktrym siedzi rozwalony w fotelu znudzony SPRZEDAWCA i gra na komputerze w jak strzelank. Oprcz sprzedawcy w salonie nikogo nie ma. Nad wszystkim unosi si dobrze zauwaalne widmo recesji. Sycha gong towarzyszcy otwieraniu si drzwi wejsciowych. Sprzedawca zrywa si, zdejmuje nogi z kontuaru i wycza gr. Wchodzi KLIENT mczyzna w wieku lat okoo pidziesiciu-sze dziesiciu, o pospolitej, nalanej twarzy, lekko ysiejcy, wosy niechlujnie zaczesane. Ubrany jest w elegancki, ale le lecy garnitu. Pod pach trzyma wypchan czym plastikow torb, tzw. reklamwk. Wida e klient jest lekko onie mielony, prbuje jednak gra waniaka. K: (wadczo) Halo! Mody czowieku! Czy to ty tu obsugujesz? S: Sucham szanownego Pana K: Samochd chciaem kupi! Jedn sztuk! S: Tak, oczywiscie... Szanowny pan chiaby kupi sobie samochd. Jeden. A konkretnie to jaki? K: (bez chwili wahania) Zielony. Albo czerwony. I jeszcze, eby mia tak farb co to si tak w socu iskrzy i migocze, rozumiesz pan? S: (profesjonalnym tonem) Tak, oczywi cie, chodzi o metalic. K: (z oburzeniem w gosie) No pewnie e metalik! Czasy plastikowych samochodw to si ju skoczyy, panie mody! Pan to mleko masz pod nosem i tego nie pamietasz, ale szwaby robiy kiedy taki samochd. (mentorskim tonem) Ale to se ne wrati, panie mody. Wic ja chc przyzwoity samochd z metalu, panie mody! ME-TA-LIK! S: (tumic miech) Taak, oczywi cie, z metalu. Co znajdziemy. Ale konkretnie jaki samochd? K: (patrzc na sprzedawc podejrzliwie) Przecie ju raz mwiem. Pan guchy jeste , panie mody? Zielony. Albo czerwony. ona by chciaa czerwony, ale midzy nami mwic, panie mody (sciszonym gosem) to ja wole zielony. Jak pan powiesz e czerwonych nie ma, to si nie zmartwie. S: Oczywi cie, zielony, tak, jasne... Oczywi cie, mamy zielone... Ale moe mgby szanowny pan nieco sprecyzowa swoje wymagania? Nasza firma produkuje rne samochody. (wyuczonym tonem) Moe w zwizku z tym zaprezentuj szanownemu panu pene spektrum szerokiej gamy oferty naszej firmy w segmencie samochodw osobowych. Firma nasza, bdca liderem... K: (przerywa, patrzc na sprzedawc wzrokiem godnym rozumu) e jak pan mwisz?

S: Chodzi o to, prosz szanownego Pana, ktry z modeli samochodw produkowanych przez nasz firm yczy Pan sobie... K: (patrzc na sprzedawc jak na idiot, prawie krzyczy) Jakich znowu modeli? Pan ocipia, panie mody?! Ja nie chc adnych modeli! Czy ja trafiem do sklepu z zabawkami? Ja chc prawdziwy samochd, taki do jedenia, a nie model! S: (z lekka osupiay) Aaaa... rozumiem. Taki do jedzenia. Wa nie miaem powiedzie, e samochody produkowane przez nasz firm znakomicie nadaj si do jedzenia. Tak. Bez wtpienia. Jednakow, produkujemy wiele rznych mod..., znaczy si, rodzajw samochodw. Jedne s due, inne mae, jedne... K: (wadczym gosem) Duy! Najwikszy jaki macie. Byle gwnem dupy wozi nie bd. S: No to oczywi cie Superstar... ekskluzywna limuzyna z wyszego segmentu, wyposaona... K: (patrzc podejrzliwie) Zaraz, zaraz! Jak pan mwisz? Jakie co z czego? S: Taki luksusowy wzek. Produkowany w kilku wersjach nadwoziowych, z silnikami wolnosscymi o pojemnosciach od 1.8 do 3.0 litra, silnikami z doadowaniem 2.5 i 3.0 litra, oraz silnikami wysokoprnymi 2.6 i 3.0 litra, ten ostatni take z doadowaniem... K: (przerywa, lekko oszoomiony) Rzucasz pan cyferkami jak Belka w sejmie, panie mody. A tak po ludzku, to o co si rozchodzi? S: Po prostu, podaem w jakie silniki wyposaany jest ten mod..., ten samochd. K: (nieufnie) A po kiego grzyba mi tyle silnikw? Jeden nie starczy? Psuj si czsto, czy jak? S: Oczywi cie, e starczy. Chodzi o to, e moe pan szanowny sobie wybra, jaki silnik chce mie pan w swoim samochodzie. K: No patrz pan, jaka Europa. Wybra se mog. (zgry liwie) A moe by mi, panie mody, co doradzi. Za co panu pac chiba, mody czowieku. Cyferkami rzuca, to i ja potrafi panie mody! Osiem! Dwana cie! Trzy! Pidziesit cztery! S: (prbuje zachowa powag) Im wikszy silnik, tym lepsze s osigi samochodu. Ale samochd z wikszym silnikiem jest droszy. Taki silnik pali te wicej paliwa, zatem jest kosztowniejszy w eksploatacji. Moe pokae panu cennik... (Klient klepie rk po wypchanej plastikowej torbie. Sycha szelest papieru) K: (pobaliwym tonem) Cen nie zaprztaj sobie gowy, mody czowieku. S: Skoro tak, to polecam panu silnik 3.0 z turbodoadowaniem. To wysokiej klasy jednostka napdowa, sze ciocylindrowa w ukadzie widlastym, z wielopunktowym wtryskiem paliwa i kolektorem dolotowym o zmiennej... K: (przerywa) Przesta gada szyfrem, mody czowieku, bo si wkurwi. Powiedz pan, jak czowiek: ma kopa?

S: Zajebistego! K: (zadowolony) No, i potrafisz pan gada po ludzku, panie mody! S: (rozlu niony) Rozumiem, e szanowny Pan yczy sobie pen opcj: sprzt grajcy wysokiej klasy, klimatyzacja, skra, pena elektryka? K: (pobaliwie) To si chyba rozumie samo przez si, mody czowieku! A bdzie zielony? S: Akurat mamy egzemplarz w kolorze zielonym na stanie. To moe pokae szanownemu panu z bliska... (podchodz do stajcego w rogu zielonego Superstar-a. Sprzedawca otwiera drzwiczki i pokazuje wntrze) K: (z zadowoleniem) Taaaaak, to jest to! (rozglda si po wntrzu) A te fafkulce tu na dole, pod fotelem, to nie bd przeszkadza? Ja bym chcia nogi trzyma w tym miejscu... S: e co prosz..? Co pan ma na my li? K: O, te tutaj... S: (maksymalnie zaskoczony) To s peday! K: Peday? My laem e peday s w rowerze! Czy musz pedaowa w czasie jazdy? Mwi pan, panie mody, e tu jest silnik? S: Oczywi cie e jest silnik. Nie musi pan pedaowa w czasie jazdy. To znaczy... eeee... pedaami reguluje si prac silnika... eee... i hamulcw... K: (z przygan) Co pan krcisz, panie mody! To w kocu, bd musia pedaowa? Czy to jest bardzo mczce? S: Nie bdzie pan musia pedaowa! Na peday NACISKA si eby przy pieszy lub zahamowa... K: Bo jak byem may, to miaem taki samochodzik dziecinny... On te mia peday... I eby jecha, trzeba byo je na przemian naciska... dokadnie tak jak pan mwisz. Pan jeste pewien, panie mody, e to co pan mi pokazujesz to prawdziwy samochd? Nie czasem ten "model", ktry mi pan proponowae na pocztku? S: (z rozpacz) To NIE JEST MODEL! Kady prawdziwy samochd ma peday! Nie trzeba ich na przemian naciska! Nawet jest to niewskazane... Naciska si eby przy pieszy lub zahamowa... (do siebie) O Chryste Panie... K: Troch mnie pan uspokoie , mody czowieku. Dobrze... O pedaach ju wiem. Ciekawe, czym jeszcze pan mnie zaskoczysz... S: (patrzc niepewnie na klienta) Ten tego... czy mog szanownemu panu zada jedno pytanie..? K: Oczywi cie. Prosz pyta, mody czowieku. Sucham... S: (z zakopotaniem) Czy szanowny Pan ma w ogl prawo jazdy? K: (oburzony) Oczywi cie! Mam takie prawo! Gwarantuje mi je konstytucja!

(patetycznie) yjemy w demokratycznym pastwie prawa, jakby zauway, mody czowieku!

tego nie

S: (nieco zbity z tropu) Tak, tak, oczywi cie, konstytucja... Ale do jedzenia samochodem po drogach publicznych musi pan szanowny posiada specjalne zezwolenie. Taki kwitek, ktry... K: (pobaliwym tonem) Panie mody, to ju nie te czasy kiedy na wszystko trzeba byo mie zgody, pozwolenia, zezwolenia, kwitki... (gro nie) Wic niech pan mody gupot nie gada, tylko prosz mi pokaza jak si obsuguje to auto. Ja pac i wymagam! S: No dobrze. To kko tutaj, to jest kierownica. Uywa si j w celu... K: (w cieky) Pan sobie chyba kpisz ze mnie, panie mody! Pan masz mnie za idiot!? WIEM co to jest kierownica! (klient wykonuje kilka zamaszystych obrotw koem kierownicy, aby udowodni e wie co to jest kierownica) K: (nieufnie) A ten dzyndzel, tutaj, to co to jest? S: D wignia zmiany biegw. Je li pan chce zmieni bieg, to wtedy... K: Nie chce! Prosz mi ustawi od razu tak eby byo dobrze! Nie bd nic zmienia! Potem mi powiecie e co zmieniaem i popsuem! S: (tonem perswazji) Trzeba zmienia biegi w czasie jazdy K: Jak to "trzeba"? A jak ja nie chc to kto mnie zmusi? S: Noo, jakby to powiedzie. Rusza si zawsze z pierwszego biegu. Ale na pierwszym biegu nie da si osign duych prdko ci, wic potem zmienia si na drugi, potem na trzeci i tak dalej... K: (zniesmaczony) Kretyskie rozwizanie! I tak cigle trzeba zmienia? Ile tych biegw jest? S: Pi. K: Pi biegw! Bez sensu! A nie ma pan mody takiego samochodu ktry ma tylko jeden? S: Posiadamy te samochody z automatyczn skrzyni biegw. Wtedy nie trzeba nic zmienia bo zmieniaj si same. Tylko si ustawia czy chce si jecha do przodu czy do tyu. K: Ja nie bd je dzi do tyu, panie mody. Zawsze do przodu, nigdy wstecz - to moja dewiza yciowa. Prosz mi pokaza to auto co w nim nie trzeba zmienia! Nie mona byo tak od razu, tylko musia pan dup zawraca? S: Samochd z automatyczn skrzyni biegw jest duo droszy K: Powiedziaem, mody czowieku, eby nie zamartwia si nie swoimi problemami. Chc go obejrze! S: W zwizku z tym propnuj, by my wyszli na plac manewrowy. KURTYNA AKT 2

Plac manewrowy na zapleczu salonu. Nieduy teren, jaki metr poniej poziomu ulicy, otoczony niewysokim betonowym murkiem. Prawie pusty, tylko w jednym rogu stoi kilka pojemnikw na mieci, a naprzeciwko murka zaparkowana jest luksusowa, czarna limuzyna. Sprzedawca prowadzi Klienta w stron samochodu. K: (z pretensj w gosie) Zaraz! On jest CZARNY! Mia by, kurna, zielony. Pan jeste tym, jak mu tam, dalto... tego... no, tym od kolorw, panie mody? S: (konfidencjonalnie) Tak midzy nami to te najdrosze wersje s zawsze czarne. Widzia pan szanowny kiedy jakiego premiera, albo inszego ministra, eby zielonym przyjecha? No chyba e wojskowy. A tak, to zielonymi plebs jedzi... K: (takim tonem, jakby nigdy nie uwaa inaczej) Ma pan suszno , panie mody. Cay czas starej mwi, e prawdziwa kurtula to czarny. Ale gupie babsko si na zielony uparo. Ale co ja si bab bd przejmowa. Mam racj, panie mody? S: (u miechajc sie pod nosem) Jasne, e tak! (Klient otwiera drzwiczki i sadowi si za kierownic. Sprzedawca stoi obok przy otwartych drzwiach kierowcy.) K: Noooo, to rozumiem. Full luksus. (z pretensj, pokazujc na d wigni od automatycznej skrzyni biegw) Ale ten dzyndzel tu dalej sterczy... S: Tu si wa nie ustawia, czy pan chce jecha w przd czy w ty. Teraz, eby pojecha do przodu, po wczeniu silnika musi Pan przesun wajch w pozycj oznaczon liter "D", i to wszystko. K: Dlaczego oznaczon "D"? S: Hmmmm.... to jest skrt od "Do przodu"! K: A litera "N"? S: W pozycji "N" samochd nie bdzie jecha. To jest skrt od "Nie jedzie" K: wietnie! A "P"? S: Suy do parkowania, jak atwo si domy li. K: A "R"? S: To jest bieg wsteczny. K: (podejrzliwie) Zaraz! Wsteczny? To dlaczego "R"? Powinno by "W"! Oj, co tu pan mody krci... S: (sciszajc gos) To oznaczenie pochodzi jeszcze z czasw zimnej wojny. Wie Pan, eby wrg si nie domy li... No a teraz jak si wszyscy przyzwyczaili to ju zostao. A poza tym jeste my w NATO i powinni my przyjmowa ich oznaczenia. K: No tak, to zrozumiae. A te pozostae literki? S: Nimi si Pan moe nie przejmowa. To do rcznego zmieniania biegw. A Pan przecie niczego zmienia nie bdzie...

(Klient patrzy badawczo pod nogi) K: (odkrywczo) Brakuje jednego pedaa. W tamtym byy trzy. S: W samochodach z automatyczn skrzyni s tylko dwa. Pierwszy z prawej to gaz. Im bardziej go Pan wci nie, tym szybciej bdzie Pan jecha. A ten szeroki peda z lewej, to hamulec. Jak si go naci nie, to samochd stanie. K: A ten trzeci peda co go tu nie ma? S: By przydatny przy zmianie biegw. Ale poniewa w tym samochodzie biegi zmieniaj si same, to nie jest konieczny. K: A ta wajcha tutaj? S: To jest dzwignia kierunkowskazw K: Kie-run... co? S: Jak Pan chce skrci w prawo, to tu trzeba przestawi... o! (sprzedawca przestawia d wigni kierunkowskazw i pokazuje migoczc kontrolk na tablicy rozdzielczej) A jak w lewo, to o tak... K: (zdziwiony) I musz przestawia przed kadym skrtem? Nie wystarczy przekrci kierownicy? S: Do skrtu wystarczy. Ale dziki kierunkowskazom inni kierowcy bd widzieli, w ktr stron Pan chce skrci, i... K: (zdenerwowany) A gwno ich to obchodzi! To moja sprawa gdzie chc jecha! Gdyby wszyscy w tym kraju pilnowali swoich spraw to by wiele rzeczy wygldao inaczej, mody czowieku! S: (ugodowo) Z pewno ci ma szanowny Pan racje. To jeszcze tylko pokae Panu klakson... o tutaj (sprzedawca wciska klakson). K: (ucieszony) Fajne! Da si to wczy na stae? S: Na stae? K: No tak eby cigle wyo... Wtedy ludzie wiedzieli by e jad i usuwali si z drogi... > S: Tak, to atwe. Trzeba w tym celu zalepi guzik przylepcem, tak eby by cigle wci nity. Przylepiec znajdzie Pan w apteczce ktra jest w baganiku. K: (z uznaniem) Widz e o wszystkim pomy leli cie. S: (chepliwie) Si wie. Fachury. Znamy swj fach. (Sprzedawca siada na miejscu pasaera) S: Teraz pokae Panu jak wczy silnik. Prosz upewni si czy wajcha skrzyni biegw jest w pozycji "Nie jedzie"..., o tak, a teraz wozy kluczyk w otwr pod kierownic... o, tutaj, i delikatnie przekrci. (Rozlega si cichy szum) K: (rozmarzonym gosem) Nie ma nic milszego uszom prawdziwego mczyzny,

ni ten rasowy, czysty pomruk potnego silnika... S: Silnik na razie jest wyczony. A to co Pan syszy to dmuchawa. Prosz teraz przekrci kluczyk jeszcze mocniej i potrzyma przez chwil... o tak, a teraz pu ci. (Sycha rozrusznik, samochd zapala. Klient kreci koem kierownicy w lewo do oporu. Sprzedawca nie zwraca na to uwagi) K: Czy teraz silnik jest ju wczony? S: Tak. K: Czyli teraz, eby ruszy, wystarczy przeczy w pozycj "Do przodu" i wcisn gaz? (Sprzedawca potakuje. Klient nagym ruchem przecza d wigni biegw na "D" i wciska do oporu peda gazu. Samochd skacze do przodu i uderza i murek, przed ktrym by zaparkowany). S: (krzyczy) Co Pan najlepszego robi?! K: (zimnym, oskarycielskim tonem) Ten samochd jest popsuty! Nie skrca!! S: Jak to "nie skrca"? K: No nie skrca! Przekrciem kierownic ile tylko mogem w lewo, eby skrci i pojecha wzdu potu! A ten pojazd pojecha prosto i uderzy w cian! Jest niesprawny! S: Przecie stali my metr od potu! Jak mia skrci?! K: Jak to jak, normalnie! W lewo! Gdyby by sprawny... S: (stara si opanowa) aden samochd nie skrci w miejscu! Musi by troch miejsca. K: (zdumiony) Do dupy! Jak to nie skrci w miejscu? aden? S: aden. Do skrtu musi by miejsce. Ten samochd jest sprawny, tylko pan nie mia tu miejsca na skrt. K: Bez sensu! To jak mam std odjecha, skoro przed nami jest mur a samochd nie skrca? Trzeba bdzie rozebra ogrodzenie... S: Trzeba najpierw troch cofn. I cofajc zakrci. A potem do przodu i te zakrci... K: Aaaaaa, rozumiem. Troch cofn... (Klient przekada wajch w pozycj "R" i wciska gaz. Samochd gwatownie rusza wstecz) S: (przeraony, krzyczy) Hamulec! (Klient wciska z caej siy hamulec. Samochd staje praktycznie w miejscu. Klient i Sprzedawca uderzaj gowami w zagwki) S: Prosz ostroniej wciska peda gazu. To jest bardzo mocny silnik i ma spore przy pieszenie. Hamulca zreszt te prosz uywa nieco agodniej.

K: (rozradowany, wyglda jak dziecko ktre dostao now zabawk) Co, pkasz pan? S: Prosz przesun d wigni na "D" i DELIKATNIE przycisn gaz. I wyprostowa kierownic... (Samochd delikatnie rusza do przodu, przejedza kilka metrw i staje) S: Widzi pan, tak lepiej. To jak, czy poradzi ju pan sobie? K: Phi, to bana. Czuj si jakbym od urodzenia je dzi tym samochodem. S: To teraz proponuj wrci do salonu. Dopenimy formalno ci i bdzie pan mg odjecha. (Sprzedawca i Klient wychodz z wozu i znikaj w drzwiach salonu.) KURTYNA AKT 3 Wntrze salonu. Przez due okno wida plac manewrowy ze stojcym samochodem, i wyjazd na ulic. Sprzedawca za kontuarem koczy wypisywa jakie kwity. Klient nadal trzyma pod pach reklamwk, ale ju duo mniej wypchan. S: (wrczajc Klientowi plik papierw i kluczyki) No, to wszystko. Dzikujemy panu za dokonanie u nas tego wyjtkowego zakupu. W razie jaki problemw polecamy nasz warsztat, ktry znajduje si niespena p kilometra std - dokady adres ma pan w papierach. (nieco zgry liwie) Moe tam pan naprawi przedni zderzak, ktry troch popka kiedy samochd nie skrci... No ale to ju odpatnie, bo gwarancja tego nie... K: (zy) Mwiem ju, mody czowieku... S: ...ebym nie martwi si nie swoimi problemami. Tak, oczywi cie. W tym warsztacie bardzo dobrze reperuj te wszelkie uszkodzenia karoserii... wie pan, jakie obtarcia, wgniecenia, i tym podobne sprawy... K: (zdziwiony) Ale przecie karoseria nie jest uszkodzona... S: ...jeszcze... K: (podejrzliwie) Sucham? S: (niewinnie) Wie pan, jak ci ludzie jedz... K: (gro nie) No! Niech mi tylko kto powyrywam! S: Moe wyprowadz samochd na ulic? K: (dumnie) Co pan my lisz, e ja nie potrafi? (Klient wychodzi z salonu na plac manewrowy. Wsiada do auta, zapala i rusza z wielk prdko ci w stron rampy wyjazdowej prowadzcej na ulic. Rampa jest wska, niewiele szersza od samochodu, obramowana po bokach betonow barierk. Samochd klienta przyciera najpierw o jedn, potem o drug uszkodzi mj samochd, to nogi z dupy

barierk, lec iskry...) S: (do siebie) Jezu..! (Samochd klienta znika z widoku. Sycha ostre hamowanie. Po chwili w cieky Klient wpada do salonu trzaskajc drzwiami) K: Macie krzywy wyjazd!! Porysowaem przez was samochd!! S: Ale szanowny panie, wyjazd jest idealnie prosty. K: (krzyczy) Jest KRZYWY! Idzie skosem! S: Jak to skosem! K: (dalej krzyczy) Po prostu, skosem! Ja jechaem prosto, a wyjazd by ukosem i dlatego przytarem w barierk! Jeszcze si policzymy! (Klient wypada z salonu. Po dziesiciu sekundach wraca, nieco spokojniejszy) K: Ten warsztat, co pan mwi, to gdzie jest? S: W lewo, i ulic do koca. (Klient wychodzi. Sycha jak wsiada do samochodu. Po chwli ryk silnika, pisk opon, charakterystyczny d wik zderzajcych si pojazdw. Sycha gosy ktni. Sprzedawca wyglda przez okno na ulic) Gos klienta: No i co narobia , kretynko! Cay botnik wgnieciony! Mj nowy samochd! Ty idiotko! Gos kobiety: Przecie zajecha mi pan drog! Trzeba uwaa jak si wcza do ruchu. Pirat! Gos klienta: Nie widziaa e jad? Nie widziaa? Gupia krowa i do tego lepa! Gos kobiety: Przecie ja miaam pierwszestwo... Gos klienta: Jak widziaa e jad, to powinna stan i poczeka! Ja mam wikszy samochd. Zobacz, krowo, co narobia ! (Sycha trza nicie drzwiami i d wik zapuszczanego silnika) Gos kobiety: Gdzie, gdzie!? Pan mi musi o wiadczenie podpisa... ludzie, niech kto go goni, ucieka pirat jeden... Policjaaaaa! (Sycha oddalajcy si d wik samochodu. D wik jest dziwnie metaliczny, tak jakby za samochodem wloko si co po ziemi. Sprzedawca odchodzi od okna, siada za kontuarkiem, siga po telefon, dzwoni) S: Warsztat? A, cze Kaziu, to ja, co u ciebie.... a dzikuje, jako si krci, wa nie opchnem Superstar-a... taaaaak, Superstar-a, dobrze syszysz... ktrego? T pokazwk z automatem, full wypas... tak, dobrze kojarzysz, t co staa z tyu na placu... no i co z tego e droga jak skurwysyn, trafi si dziany klient to wzi.. Jakie rabaty daem? adnych nie daem, wzi za pen cen... Taak, pewnie e nas to ustawia, szef pewnie wreszcie premie wypaci bo ju cienko byo... nie narzekaj, daem mu wasz adres, bdziecie mieli klienta, poywicie si troch..

(sprzedawca przecza telefon w tryb go nomwicy i odchodzi od kontuaru, eby sobie nala wody. Dziki temu syszymy, co mwi rozmwca) Rozmwca: ...i co z tego e mu dae nasze namiary, ty my lisz e z przegldw to wyy mona, naprawy to co innego ale sam wiesz e te cholerstwa si raczej nie psuj, a tak olej wymieni, klocki, my lisz e z tego co mamy... (chwila ciszy) Przepraszam ci, Heniu, ale nie mog teraz rozmawia, chyba mam klienta...(po krtkiej chwili). O rany boskie, co on z tym samochodem robi, oba boki obtarte do ywego, przd rozwalony, ty chyba te, zderzak si wlecze za samochodem... nawet trudno pozna co to jest... zaraz, zaraz, to chyba Superstar! (Sprzedawca u miecha si pod nosem i odkada suchawk) KURTYNA (C) Jozef Zbrodel 2002

You might also like