You are on page 1of 274

JAMES DASHNER

Wizie labiryntu
Tom I
Tumaczenie ukasz Dunajski

To obecnie jedno z najgortszych nazwisk w wiecie literatury dla modziey.


Jego trylogia Wizie Labiryntu od wielu miesicy jest jednym z najwikszych
bestsellerw na rynku amerykaskim. To seria porwnywana swoim rozmachem i okrutn
wizj dystopicznego wiata do synnych Igrzysk mierci Suzanne Collins.
Zreszt podobnie jak trylogia Collins, rwnie Wizie Labiryntu ma zosta
sfilmowany. Wytwrnia th Century Fox okrelia realizacj tego filmu jako jeden z
najwikszych priorytetw na najblisze miesice, reyseri powierzajc Catherine
Hardwickle, odpowiedzialnej za sfilmowanie pierwszej czci sagi Zmierzch.
Zanim James Dashner odnis midzynarodowy sukces trylogi Wizie Labiryntu
napisa kilka serii dla modszych czytelnikw.
Mieszka w South Jordan City w stanie Utah z on i czwrk dzieci.
Caa trylogia Wizie Labiryntu ukae si w Polsce nakadem wydawnictwa
Papierowy Ksiyc. www.wiezienlabiryntu.pl

Powsta, rozpoczynajc nowe ycie, otoczony przeszywajc ciemnoci i stchym,


zakurzonym powietrzem.
Dwik metalu uderzajcego o metal; podoga gwatownie zadraa i przewrci si.
Przeczoga si na czworakach do tyu, kropelki potu spyway z jego czoa pomimo
przejmujcego chodu. Uderzy plecami o zimn, metalow cian. Wsta i przesuwa si
wzdu niej, dopki nie dotar do kta pomieszczenia. Osun si na podog i przycign
nogi do tuowia, majc nadziej, e jego oczy wkrtce przywykn do ciemnoci.
Przy kolejnym wstrzsie pomieszczenie szarpno w gr, niczym stara winda w
szybie kopalnianym.
Dwiki skrzypicych acuchw i mechanicznych k, przywoujce na myl
staroytn fabryk stali, rozbrzmieway dookoa, odbijajc si od cian pustym, brzkliwym
wistem. Pozbawiona wiata winda koysaa si na boki, wjedajc na gr, przyprawiajc
go o mdoci; zapach spalonego oleju zaatakowa jego zmysy, sprawiajc, e poczu si
jeszcze gorzej. Zbierao mu si na pacz, jednak jego oczy pozostaway suche; mg jedynie
siedzie samotnie w ciemnoci i czeka.
Nazywam si Thomas, pomyla.
To... to bya jedyna rzecz, jak pamita ze swojej przeszoci.
Nie pojmowa, jak to mogo by moliwe. Jego umys funkcjonowa bez zarzutu,
prbujc rozpozna otoczenie i znale wyjcie z tej sytuacji. Fala informacji zalaa jego
myli - fakty i obrazy, wspomnienia i szczegy o wiecie, o sposobie, w jaki ten wiat
funkcjonowa. Przywoa obraz niegu na drzewach, wspomnienie przejadki drog zasypan
limi, hamburgera z frytkami, ksiyca rzucajcego jasn powiat na trawiast k, kpieli
w jeziorze, zgieku i zamtu miejskiego ycia o poranku.
Jednak nadal nie wiedzia, skd pochodzi ani w jaki sposb znalaz si w spowitej
ciemnoci windzie, czy te kim byli jego rodzice. Nie pamita nawet swojego nazwiska.
Obrazy ludzi przemykay mu przez gow, jednak nie potrafi ich rozpozna, twarze
zastpowaa udrczona plama kolorw. Nie potrafi sobie przypomnie choby jednej znanej
mu osoby lub przywoa jakiejkolwiek rozmowy.
Wagon windy wci si wznosi, koyszc si na boki. Thomas przyzwyczai si do
nieustannie szczkajcych acuchw, ktre wcigay go na gr. Upyno sporo czasu.
Minuty zamieniy si w godziny, chocia nie mg by tego pewny, poniewa kada sekunda
wydawaa si wiecznoci. Nie. By przecie sprytniejszy. Jego zmysy podpowiaday mu, e
by w ruchu od co najmniej p godziny.
Co dziwne, poczu, jak strach go opuci, zupenie niczym chmara komarw

przegoniona przez wiatr, ustpujc miejsca wszechogarniajcej go ciekawoci. Chcia


wiedzie, gdzie si znajduje i co to wszystko oznaczao.
Wagon, skrzypic i wydajc dwik guchego uderzenia, szarpn i zahamowa,
sprawiajc, e Thomas ponownie upad na tward podog. Zrywajc si na nogi, poczu, e
wagon koysze si coraz wolniej, a w kocu zatrzyma si zupenie. Zapada zowroga cisza.
Upyna minuta. Dwie. Spoglda w kadym kierunku, jednak zewszd ogarniaa go
ciemno. Szed ponownie po omacku wzdu ciany w poszukiwaniu wyjcia. Jednak nie
znalaz niczego prcz zimnego metalu. Jk zawodu rozbrzmia echem, niczym przenikliwe
zawodzenie mierci. Kiedy zanikn, powrcia cisza. Krzykn znowu, wzywajc pomocy,
uderzajc piciami w cian.
I nic.
Thomas wrci z powrotem do kta, obj kolana ramionami i zadygota, a strach
powrci. Poczu niespokojne drenie w piersi, jak gdyby jego serce chciao si wyrwa i
opuci ciao.
- Niech... kto... mi... pomoe!- krzykn. Kade sowo rozdzierao jego gardo
przenikliwym wrzaskiem rozpaczy.
Nad jego gow rozleg si gony brzk - przestraszony, wcign gwatownie
powietrze, spogldajc w gr. Prosta linia wiata przeszya sufit, Thomas obserwowa, jak
si powikszaa. Ciki zgrzytliwy dwik ujawni obecno podwjnych rozsuwanych drzwi,
ktre po chwili stany otworem. Po tak dugim czasie spdzonym w ciemnoci, wiato ranio
jego oczy; odwrci wzrok, zasaniajc twarz domi.
Usysza dwiki dochodzce z gry - gosy - i strach sparaliowa jego ciao.
- Patrzcie na tego sztamaka!
- Ile moe mie lat?
- Wyglda jak klump w koszulce.
- Sam jeste klump, smrodasie.
- Stary, ale tam mierdzi pociskiem!
- Mam nadziej, e podobaa ci si przejadka, wieuchu.
- Std nie ma powrotu, kole.
Thomas poczu ogarniajc go fal gorca i paniki. Gosy byy jakie dziwne,
rozbrzmieway echem. Niektre z nich wydaway mu si zupenie obce - inne za znajome.
Spojrza spod przymruonych powiek w stron mwicych osb, starajc si przyzwyczai
oczy do wiata. Z pocztku dostrzeg jedynie przemieszczajce si cienie, ktre wkrtce
przybray ksztat ludzi nachylajcych si nad wyrw w suficie, spogldajcych na niego i

wskazujcych go palcem.
Nagle, zupenie jak gdyby kto wyregulowa ostro jego wzroku, twarze stay si
wyrane. Jego oczom ukazali si chopcy - niektrzy modsi, inni starsi. Thomas nie wiedzia,
czego si spodziewa, jednak ich widok zaskoczy go. Byli nastolatkami. Dzieciakami.
Niektre z jego obaw odpyny, jednak nie na tyle daleko, aby uspokoi omoczce wci
serce.
Kto spuci lin, na kocu ktrej znajdowaa si wielka ptla. Thomas zawaha si,
nastpnie podszed i wsadzi do niej praw stop; ciska j mocno, podczas gdy kto na grze
wciga go w stron wiata. Zobaczy las doni, cae mnstwo rk, i te donie chwyciy go za
ubranie, wcigajc na gr. Rzeczywisto zdawaa si wirowa kbic si mg twarzy,
kolorw i wiate. Burza emocji rozrywaa mu wntrznoci; chcia krzycze, zbierao mu si
na pacz i wymioty. Chralne gosy ucichy, kiedy wycigano go z ciemnego kontenera i kto
do niego przemwi. Wiedzia, e nigdy nie zapomni tych sw.
- Mio ci pozna, sztamaku - powiedzia chopak. - Witaj w Strefie.
Wcigajce go donie w kocu znikny, gdy Thomas stan twardo na ziemi i otrzepa
kurz z koszulki i spodni. Wci olepiony wiatem, zachwia si. Zeraa go ciekawo,
jednak czu si zbyt sabo, aby dokadniej przyjrze si otoczeniu. Jego nowi towarzysze
milczeli, kiedy obraca gow we wszystkie strony, starajc si rozejrze wokoo.
Gdy obraca si powoli, pozostae dzieciaki chichotay, przygldajc si mu.
Niektrzy chopcy wycignli rce i szturchali go palcami. Musiao ich by co najmniej
pidziesiciu. Mieli poplamione i przepocone ubrania, jak gdyby wrcili po cikim dniu
pracy. Byli rnej postury, wzrostu oraz rasy, a ich wosy miay rn dugo. Nagle
zakrcio mu si w gowie. Zamruga oczami, przygldajc si twarzom chopcw oraz
dziwnemu miejscu, w ktrym si znalaz.
Stali porodku olbrzymiego dziedzica wielkoci siedmiu boisk pikarskich,
otoczonego z czterech stron potnym murem z szarego kamienia, ktry pokrywa gsty
bluszcz. Wysokie na kilkadziesit metrw ciany tworzyy idealny kwadrat wok nich, a w
kadej z nich, dokadnie porodku, znajdowaa si duga szczelina, za ktr rozpocieray si
cieki i dugie korytarze.
- Patrzcie na tego szczylniaka - rozbrzmia chropowaty gos. Thomas nie widzia, kto
wypowiedzia te sowa. - Od tego krcenia si w kko kole skrci sobie kark.
Kilku chopcw wybuchno miechem.
- Zawrzyj twarzostan, Gally! - wtrci kto niskim gosem.
Thomas ponownie skupi wzrok na tumie obcych stojcych przed nim. Wiedzia, e

musi mie si na bacznoci - czu si, jakby by pod wpywem rodkw odurzajcych.
Wysoki, jasnowosy chopak o kwadratowej szczce powcha go, jego twarz pozbawiona
bya jakiegokolwiek wyrazu. Niski, pulchny kole wierci si nieustannie, spogldajc na
Thomasa wybauszonymi oczami. Krpy, uminiony Azjata skrzyowa ramiona,
przygldajc si mu, a podwinite rkawy obcisej koszulki uwidoczniy bicepsy.
Ciemnoskry chopak - ten sam, ktry go powita - spojrza na niego z marsow min.
Niezliczona reszta wpatrywaa si w niego.
- Gdzie jestem? - zapyta Thomas, zdziwiony tembrem wasnego gosu. Nie brzmia
tak, jak powinien, by wyszy, ni si spodziewa.
- Na pewno nie u mamy - rzuci ciemnoskry chopak.
- Wylaksuj.
- Do ktrego Opiekuna trafi? - krzykn kto z gbi tumu.
- Mwiem, smrodasie - odpowiedzia ostry i przenikliwy gos. - To klump, wic
bdzie Pomyjem. Bez dwch zda.
Chopak rozemia si, jak gdyby opowiedzia najlepszy kawa w yciu.
Thomas ponownie poczu uporczywy mtlik w gowie, syszc tak wiele sw i zda,
ktre pozbawione byy sensu. Sztamak. Smrodas. Opiekun. Pomyj. Wyskakiway z ust
chopakw tak naturalnie, e czu si nieswojo, nie znajc ich znaczenia. Zupenie jakby wraz
z utrat pamici utraci rwnie cz rozumienia mowy.
Ocean emocji zalewa jego umys i serce. Zdezorientowanie. Ciekawo. Panika.
Strach. Jednak przede wszystkim ogarniao go ponure uczucie rozpaczy, jak gdyby wiat,
ktry zna, przesta istnie, zosta wymazany z jego pamici i zastpiony obrzydliwym
substytutem. Pragn uciec jak najdalej od tych ludzi i tego miejsca.
Chopak o szorstkim gosie przemawia:
-...nawet tego nie zrobi, dam sobie za to rk uci.
Thomas w dalszym cigu nie widzia jego twarzy.
- Powiedziaem, zawrzyj twarzostan! - krzykn ciemnoskry modzieniec. - Lepiej
zwijaj chlipado, inaczej ci je ukrc!
To musia by ich przywdca, uwiadomi sobie Thomas. Nie mogc znie widoku
wpatrujcych si w niego kilkudziesiciu par oczu, skupi swoj uwag na przygldaniu si
miejscu, ktre tamten chopak nazwa Stref.
Podoe dziedzica wyoono olbrzymimi kamiennymi blokami. Wiele z nich byo
naznaczonych pkniciami, spomidzy ktrych wyrastay chwasty i trawa. W pobliu jednego
z naronikw dziedzica znajdowa si dziwny, rozpadajcy si drewniany budynek, ktry

wyrnia si na tle szarego kamienia. Wok niego znajdowao si kilka drzew, ktrych
korzenie niczym pazury przebijay kamienn podog w poszukiwaniu poywienia. W innym
rogu znajdoway si uprawy - z miejsca, w ktrym sta, Thomas rozpozna kukurydz,
sadzonki pomidorw, drzewa owocowe.
Po drugiej stronie dziedzica znajdoway si drewniane zagrody dla owiec, wi oraz
krw. Spora kpa drzew w ostatnim z naronikw wygldaa na uschnit i obumar.
Pogodne niebo mienio si bkitem, jednak Thomas nie dostrzega ladu promieni soca,
pomimo blasku dnia. Pezajce po murach cienie nie zdradzay czasu ani kierunku - rwnie
dobrze mg by wczesny poranek, jak i pne popoudnie. Gdy wzi gboki oddech,
starajc si uspokoi nerwy, zaatakowaa go mieszanka zapachw: wieo przekopanej ziemi,
nawozu, zapachu sosny, czego zgniego oraz czego sodkiego. Z jakiego powodu wiedzia,
e byy to zapachy gospodarstwa.
Thomas spojrza na swoich porywaczy, odczuwajc dziwn, acz konieczn potrzeb
zadania im pyta.
Porywacze, pomyla. Dlaczego to sowo pojawio si w mojej gowie?
Spojrza na nich, przyjrza si dokadnie ich twarzom. Oczy jednego z chopcw
pony nienawici. Wyglda na tak rozwcieczonego, e Thomas nie zdziwiby si, gdyby
ten dzieciak wyskoczy na niego z noem. Mia czarne wosy, a kiedy ich oczy si spotkay,
chopak pokiwa gow i odwrci si, odchodzc w kierunku liskiego, elaznego supa i
drewnianej awki. Wielokolorowa flaga zwisaa nieruchomo na szczycie masztu, jednak z
powodu braku wiatru nie mg dostrzec jej wzoru.
Wstrznity Thomas wpatrywa si w plecy chopaka, dopki ten nie odwrci si i
nie usiad. Thomas szybko spojrza w inn stron.
Nagle przywdca grupy, ktry wyglda na jakie siedemnacie lat, zrobi krok
naprzd. Mia na sobie zwyczajne ubranie: czarny podkoszulek, jeansy, teniswki, zegarek
cyfrowy. Z jakiego powodu jego ubir zaskoczy Thomasa. Wyobraa sobie, e powinni tu
nosi co bardziej zowieszczego, niczym wizienny uniform. Ciemnoskry chopak mia
krtko przycite wosy i gadko ogolon twarz. Lecz poza zmarszczonymi brwiami, nie byo
w nim nic gronego.
- To duga historia, sztamaku - przemwi. - Z czasem zrozumiesz. Jutro zabior ci na
Wycieczk. Do tego czasu... postaraj si niczego sobie nie poama. - Wycign do niego
do. - Jestem Alby - powiedzia, wyranie czekajc na ucisk doni.
Thomas odmwi. Instynkt przej kontrol nad jego czynami. Bez sowa odwrci si,
podszed do pobliskiego drzewa i usiad, opierajc si plecami o szorstk kor. Fala paniki,

niemal nie do zniesienia, ponownie zalaa jego ciao. Wzi jednak gboki oddech, starajc
si pogodzi z sytuacj.
Uspokj si, pomyla. Niczego nie wymylisz, jeeli pozwolisz, aby strach tob
zawadn.
- Opowiedz mi - zawoa Thomas, starajc si opanowa gos. - Opowiedz mi t dug
histori.
Alby spojrza na kompanw stojcych przy nim, przewracajc oczami, a Thomas
ponownie przyjrza si tumowi chopcw. Jego pierwotne obliczenia nie odbiegay daleko od
rzeczywistoci - byo ich pidziesiciu lub szedziesiciu, poczwszy od dziesiciolatkw
a po niemal dorosych, jak Alby, ktry wydawa si jednym z najstarszych. W tej wanie
chwili Thomas poczu, jak serce podchodzi mu do garda. Uwiadomi sobie wanie, e nie
wie, ile sam ma lat.
- Powanie - powiedzia, porzucajc mask odwagi. - Co to za miejsce?
Alby podszed do niego i usiad po turecku. Tum chopcw zgromadzi si za nimi.
Zagldali z kadej strony, aby lepiej widzie.
- Jeeli si nie boisz - powiedzia Alby - to znaczy, e nie jeste czowiekiem. A jeeli
bdziesz dziwaczy, to zrzuc ci z Urwiska, bo to bdzie oznaczao, e jeste wariatem.
- Z Urwiska? - zapyta Thomas, a krew odpyna mu z twarzy.
- Purwa - powiedzia Alby, przecierajc oczy. - Nie byo tematu, rozumiesz? Nie
tuczemy sztamakw, moesz mi wierzy. Po prostu nie daj si zabi, postaraj si przey,
rozumiesz?
Przerwa i Thomas uwiadomi sobie, e krew musiaa ju cakowicie odpyn z jego
twarzy po tym, co przed chwil usysza.
- Posuchaj - powiedzia Alby, a nastpnie przejecha doni po swoich krtko
ostrzyonych wosach i westchn. - Nie jestem w tym dobry. Jeste pierwszym sztamakiem
od czasu, kiedy zgin Nick.
Thomas otworzy szeroko oczy, a kolejny chopak zrobi krok naprzd i trzasn
Albyego w gow.
- Wstrzymaj si do cholernej Wycieczki - powiedzia z dziwnym akcentem,
ochrypym gosem. - Dzieciak nam tu skona ze strachu, a jeszcze nic nie usysza. - Pochyli
si i wycign do w kierunku Thomasa. - Jestem Newt, wieuchu. Mam nadziej, e
wybaczysz ten klumpobekot naszemu nowemu szefostwu.
Thomas wycign rk i ucisn do chopca, ktry sprawia wraenie
sympatyczniejszego ni Alby. By te od niego wyszy, jednak wydawa si o rok modszy.

Mia dugie blond wosy, ktre opaday na uminione ramiona.


- Morda, smrodasie - burkn Alby, cignc go za rami, aby usiad przy nim. Przynajmniej rozumie poow z tego, co do niego mwi. - Kilka pojedynczych miechw
dobiego zza ich plecw, a nastpnie wszyscy zebrali si za Albym i Newtem, stajc jeszcze
bliej siebie, aby przysuchiwa si rozmowie.
Alby rozoy rce domi do gry.
- To miejsce to Strefa. Tutaj mieszkamy, jemy i pimy. My jestemy Streferami. To
wszystko, co...
- Kto mnie tu przysa? - zapyta Thomas, dajc odpowiedzi, porzucajc strach i
dajc upust zoci. - Skd...
Jednak zanim zdy zada kolejne pytanie, Alby chwyci go za koszulk i pochyli
si, wsparty na kolanach.
-Wstawaj, sztamaku, no wstawaj! - powiedzia, unoszc si i cignc Thomasa za
sob.
Thomas, cay rozdygotany, w kocu si podnis. Opar si o drzewo, prbujc
wyrwa si z ucisku Albyego, ktry sta naprzeciw niego.
- Nie przerywaj mi, choptasiu! - wrzasn Alby. - Purwa, jeeli powiemy ci wszystko,
co chcesz usysze, to zdechniesz na miejscu, a jeszcze wczeniej walniesz klumpa w portki.
Grzebacz wycignie ci za kopyta i tyle bdziemy mieli z ciebie poytku.
- Nie wiem, o czym mwisz - odpar powoli Thomas, zdumiony stanowczoci w
swoim gosie.
Newt chwyci Albyego za ramiona.
- Stary, wylaksuj. Swoim kazaniem narobisz wicej szkody ni poytku.
Alby puci koszulk Thomasa i cofn si, dyszc ciko.
- To nie przedszkole, szczylniaku. Zapomnij o dawnym yciu, rozpocze nowe.
Wykuj zasady i przestrzegaj ich. Suchaj, gdy do ciebie mwi, i nie pyskuj. Zrozumiae?
Thomas spojrza na Newta w poszukiwaniu pomocy. Poczu, jak bl i mdoci
wykrcaj jego wntrznoci. zy, ktre stara si powstrzyma, paliy jego oczy.
Newt skin gow.
- Rozumiesz, co do ciebie gada, wieuchu?
Skin ponownie.
Thomas a kipia ze zoci, chcia komu przywali. Zamiast tego mrukn:
- Tak.
- Ogay - powiedzia Alby. - Dzisiaj jest twj Pierwszy Dzie, sztamaku. ciemnia si,

niedugo wrc Zwiadowcy. Pudo przyjechao dzisiaj pniej, nie mamy wic czasu na
Wycieczk. Pjdziemy jutro, z samego rana. - Odwrci si w stron Newta. - Znajd mu
jak prycz i dopilnuj, eby si pooy.
- Ogay - odpowiedzia Newt.
Alby ponownie spojrza na Thomasa, mruc oczy.
- Za kilka tygodni ci przejdzie, Njubi, i wtedy si przydasz. aden z nas Pierwszego
Dnia niczego nie wiedzia. Jutro rozpoczynasz nowe ycie.
Alby odwrci si i zacz si przeciska przez tum stojcych za nimi chopakw, a
nastpnie uda si w stron skonego, drewnianego budynku w rogu. Wikszo dzieciakw
zacza si rozchodzi, jednak zanim to nastpio, kady z nich obrzuci Thomasa znudzonym
spojrzeniem..
Thomas skrzyowa ramiona, zamkn oczy i wzi gboki oddech. Poczu, jak jego
ciao wypenia pustka, ktr natychmiast zastpi smutek przeszywajcy serce. Tego byo za
wiele - gdzie on w ogle si znajdowa? Co to za miejsce? Jakie wizienie czy co? Jeeli tak,
dlaczego go tutaj zesano i na jak dugo? Jzyk, ktrym wszyscy si tutaj posugiwali, by
jaki dziwny i wydawao si, e aden z chopcw nie przejby si tym, czy Thomas
pozostanie ywy, czy martwy. zy ponownie napyny mu do oczu, jednak tym razem nie
pozwoli im wypyn.
- Co takiego zrobiem? - wyszepta do samego siebie. - Co takiego zrobiem, e mnie
tutaj zesano?
Newt poklepa go po ramieniu.
- Przechodzisz, wieuchu, dokadnie przez to samo co my, kiedy si tutaj
znalelimy. Kady z nas mia swj Pierwszy Dzie, wyac z tej ciemnej puchy. Nie jest
kolorowo i nie bdzie, o czym wkrtce przekonasz si na wasnej skrze. Tak czy owak,
wiem, e dasz z siebie wszystko. Przecie widz, e nie jeste zafajdanym maminsynkiem.
- Czy jestemy w wizieniu? - zapyta Thomas. Prbowa przekopa mroczn otcha
swojej pamici w poszukiwaniu jakiejkolwiek wyrwy w przeszoci.
- Nazadawae ju sporo pyta jak na pocztek, stary. Nie mam dla ciebie odpowiedzi,
przynajmniej nie teraz. Najlepiej bdzie, jeli przestaniesz zadawa pytania i pogodzisz si ze
zmian. Jutro bdzie nowy dzie.
Thomas nie odpowiedzia. Spuci gow, wpatrujc si w skaliste, popkane podoe.
Dostrzeg pasmo chwastw obrastajcych krawd jednego z kamiennych blokw, spod
ktrych ciekawsko wyglday drobne, te kwiaty poszukujce soca, ktre dawno ju
skryo si za olbrzymimi murami Strefy.

- Przekimasz si u Chucka - powiedzia Newt. - Moe i jest troch tustawy, ale w


porzdku z niego chopina. Poczekaj na mnie, zaraz wracam.
Ledwo Newt skoczy wypowiada zdanie, kiedy nagy, przeszywajcy krzyk rozdar
powietrze. Wysoki i piskliwy, niemal nieludzki wrzask rozbrzmia echem, odbijajc si od
kamiennego podoa dziedzica. Wszyscy zebrani zwrcili si w kierunku rda
przenikliwego dwiku. Thomas poczu, jak krew przemierzajca korytarze jego y zamienia
si w lodowat brej, kiedy zda sobie spraw, e przeraajcy wrzask dobiega z
drewnianego budynku.
Rwnie Newt podskoczy i zmarszczy czoo, wyranie zaskoczony.
- Purwa! - powiedzia. - Czy ten cholerny Plaster nie potrafi poradzi sobie z tym
chopakiem beze mnie? - Pokiwa gow i kopn lekko Thomasa w nog. - Znajd Chucka,
powiedz mu, e ma ci zaatwi wyro. - Nastpnie odwrci si i pobieg w kierunku
drewnianego budynku.
Thomas zsun si na ziemi, opierajc si plecami o szorstk kor drzewa. Podkuli
nogi i zamkn oczy w nadziei, e kiedy ponownie je otworzy, ten przeraajcy koszmar si
skoczy.
Thomas siedzia w miejscu przez dusz chwil, zbyt przytoczony, by si ruszy. W
kocu zmusi si, aby spojrze na rozwalajcy si budynek. Przed wejciem zgromadzio si
kilku chopakw, ktrzy wpatrywali si niespokojnie w grne okna, jak gdyby spodziewali si
ujrze tam szkaradnego potwora wyskakujcego w eksplozji odamkw drewna i szka.
Jego uwag przyku metaliczny dwik przypominajcy stukanie, dobiegajcy z gazi
powyej. Spojrza w gr i dostrzeg bysk srebrnoczerwonego wiata, tu przed tym, jak
znikno po drugiej stronie pnia. Zerwa si na nogi i obszed drzewo dookoa, nachylajc si
w poszukiwaniu jakiegokolwiek ladu tego, co usysza, jednak dostrzeg jedynie szare i
brzowe gazie, uoone w ksztacie palcw szkieletu i wygldajce rwnie ywo jak on.
- To ukolec - odezwa si kto z tyu.
Thomas odwrci si i dostrzeg stojcego nieopodal chopaka, niskiego i pkatego,
ktry wpatrywa si w niego. Wyglda bardzo modo - by prawdopodobnie najmodszy z
wszystkich chopcw, ktrych dotychczas pozna. Mia dwanacie lub trzynacie lat. Brzowe
wosy opaday mu na uszy i szyj, sigajc ramion. Bkitne oczy spoglday na niego,
byszczc na smutnej, obwisej i zarumienionej twarzy.
Thomas skin gow w jego kierunku.
- uko co?
- ukolec - opowiedzia chopiec, wskazujc na drzewo. - Nic ci nie zrobi, chyba e

jeste na tyle gupi, by go dotkn... - zawaha si - sztamaku.


Ostatnie sowo nie zabrzmiao w jego ustach naturalnie, jak gdyby nie przyswoi
jeszcze slangu panujcego w Strefie.
Kolejny wrzask, tym razem dugi i peen boleci, rozdar powietrze i serce Thomasa
zamaro. Paraliujcy strach przeszy go dreszczem, jakby lodowata rosa dotkna jego
rozpalonej skry.
- Co si tam dzieje? - zapyta, wskazujc budynek.
- Nie wiem - odpowiedzia pucoowaty chopak, wci wyranie dziecinnym,
przeraonym gosem. - Ben tam ley, jest bardzo chory. To Oni go dopadli.
- Oni? - Thomasowi nie spodoba si sposb, w jaki chopiec wypowiedzia to sowo.
- Dokadnie.
- Kim s Oni?
- Mdl si, aby si o tym nigdy nie dowiedzia - odpowiedzia Chuck tonem bardziej
pewnym siebie, ni wskazywaa na to sytuacja. - Jestem Chuck. Byem wieuchem, zanim ty
si pojawie.
To ma by moja obstawa na noc? - zapyta w mylach Thomas. Nie mg si pozby
uczucia strasznego dyskomfortu, a teraz dosza do tego jeszcze irytacja. To jaki absurd. Jego
gowa pulsowaa.
- Dlaczego wszyscy nazywaj mnie wieuchem? - zapyta, ciskajc popiesznie do
Chucka i wypuszczajc j od razu.
- Bo jeste ostatni Njubi - odpowiedzia ze miechem.
Kolejny krzyk dobieg z domu, dwik, ktry brzmia jak skowyt godzonego,
torturowanego zwierzcia.
- Jak moesz si mia? - zapyta Thomas, przeraony haasem. - To brzmi tak, jakby
kto tam umiera.
- Nic mu nie bdzie. Nikt nie umiera, o ile wrci na czas i dostanie Serum. Wz albo
przewz. Albo iga w pupsko, albo zdychasz. Tylko boli.
Thomas zawaha si przez chwil.
- Co boli?
Chuck spuci wzrok, jakby niepewny odpowiedzi.
- Hmm, bycie udlonym przez Bldoercw.
- Bldoercw? Thomas robi si coraz bardziej zdezorientowany. Udlenie...
Bldoercy. Sowa przepenione byy trwog i uwiadomi sobie, e nie jest ju pewien, czy
na pewno chce usysze wicej.

Grubasek wzruszy ramionami i odwrci si, przewracajc oczyma.


Thomas westchn, dajc wyraz swojej frustracji, i opar si o drzewo.
- Wyglda na to, e wiesz niewiele wicej ode mnie - powiedzia, zdajc sobie spraw,
e to nie bya prawda. Utrata pamici wprawiaa go w zakopotanie. Pamita doskonale, jak
funkcjonowa wiat, jednak mia kompletn luk w pamici odnonie detali, twarzy i nazwisk.
Zupenie jak w ksice, w ktrej w kadym zdaniu brakowao kluczowego sowa
umoliwiajcego mu zrozumienie caoci. Nie wiedzia nawet, ile mia lat.
- Chuck, jak mylisz... Ile mam lat? Chopak przyjrza mu si dokadnie. - Jakie
szesnacie, i gdyby by ciekawy, to masz okoo metra osiemdziesiciu. Szatyn. No i jeste
szpetny jak psie jdra - powiedzia, po czym parskn miechem.
Thomas by tak zdumiony, e ledwo dosysza ostatnie zdanie. Szesnacie? Mia
szesnacie lat? Czu si o wiele starzej. - Jeste pewny? - przerwa, szukajc sw. - Skd...
Nie wiedzia nawet, o co dokadnie chcia zapyta.
- Nie martw si, przez kilka dni bdziesz chodzi otpiay, jednak w kocu si oswoisz
z tym miejscem. Ja tak zrobiem. To jest teraz nasz dom. Lepsze to ni kupa klumpu. Spojrza
na niego, przewidujc jego kolejne pytanie. - Klump to synonim stolca. Klump to dwik
spadajcego klocka do muszli.
Thomas spojrza na Chucka, nie mogc uwierzy wasnym uszom.
- Fajnie. - To wszystko, co by w stanie odpowiedzie. Wsta i podszed do starego
budynku. Buda - to byo odpowiednie sowo, aby go okreli. Wysoki na dwa lub trzy pitra,
wyglda, jak gdyby mia si za chwil zawali - szalone skupisko kd, desek, grubych
sznurw i pozornie przymocowanych okien. Za nim masywne, obronite bluszczem
kamienne ciany. Idc przez dziedziniec, Thomas wyczu wyran wo pieczonego misa i
palonego drewna, ktra sprawia, e skrcio go w odku. Wiedzc, e okrzyki wydawa ten
chory chopak, poczu si lepiej. Dopki nie pomyla o tym, co je spowodowao...
- Jak ci na imi? - zapyta Chuck, starajc si go dogoni.
- Co?
- Jak si nazywasz? Nadal nam nie powiedziae. A wiem, e to pamitasz.
- Thomas - wymamrota, mylami przebywajc gdzie indziej. Jeeli Chuck mia racj,
wanie odnalaz powizanie z innymi mieszkacami Strefy. Wsplna utrata pamici.
Wszyscy mieszkacy Strefy pamitali swoje imiona. Dlaczego nie pamitali imion swoich
rodzicw? Albo przyjaci? Dlaczego nie pamitali swoich nazwisk?
- Mio ci pozna - odpowiedzia Chuck. - Nic si nie martw, zajm si tob. Jestem tu
ju od miesica i znam to miejsce jak wasn kiesze. Moesz na mnie liczy.

Thomas znajdowa si ju pod drzwiami chaty, przed ktr staa niewielka grupa
dzieciakw, gdy poczu w sobie przypyw nagej wciekoci. Odwrci si twarz w stron
Chucka.
- Ty sam nic nie wiesz, wic nie wmawiaj mi, e mog na ciebie liczy! - Odwrci si
ponownie w stron drzwi z zamiarem odnalezienia odpowiedzi na kilka pyta. Nie wiedzia
jednak, skd znalaz w sobie ukryte pokady determinacji i odwagi.
Chuck wzruszy ramionami.
- Cokolwiek powiem, to i tak nie sprawi, e nagle poczujesz si lepiej - rzuci. - Sam
cigle jestem Njubi. Moemy si jednak zakumplowa...
- Obejdzie si - przerwa mu Thomas.
By ju przy drzwiach, ohydnej, wyblakej od soca zbitce desek. Otworzy je i jego
oczom ukazaa si grupa niewzruszonych dzieciakw stojca na powykrzywianych schodach,
ktrych porcz bya poskrcana i powykrzywiana we wszystkich kierunkach. ciany pokoju i
korytarza oklejono ciemn, odac ju tapet. Jedyn dekoracj, jak dostrzeg, by
zakurzony wazon na trjnonym stoliku oraz zniszczone czarnobiae zdjcie kobiety w bieli.
Oglnie dom sprawia wraenie nawiedzonego, zupenie jak z filmw grozy. Brakowao
nawet niektrych desek w pododze.
Wszystko mierdziao tu kurzem i stchlizn - w odrnieniu od przyjemnych
zapachw z zewntrz. wiato migoczcych lamp fluorescencyjnych rozchodzio si po
suficie. Nie zastanawia si wczeniej nad tym, skd mieszkacy Strefy pobierali prd.
Spojrza na starsz kobiet na zdjciu, zastanawiajc si, czy nie mieszkaa wczeniej w tym
domu i nie opiekowaa si tymi osobami.
- Patrzcie, szczylniak przylaz - zawoa jeden ze starszych chopakw. Zorientowa
si, e by to ten sam czarnowosy chopak, ktry wczeniej rzuci mu zabjcze spojrzenie.
Wyglda na jakie pitnacie lat, by wysoki i szczupy. Jego nos, wielkoci maej pici,
przypomina zdeformowanego kartofla. - wieuch pewnie sklumpa si w gacie, gdy usysza
babski krzyk maego Bena. Szukasz klumpersa, smrodasie?
- Nazywam si Thomas. - Chcia jak najszybciej zej mu z oczu. Bez sowa podszed
do schodw, tylko dlatego, e byy najbliej, tylko dlatego, e nie wiedzia, co zrobi. Tyran
zastawi mu drog i podnis do.
- Chwila, wieynko - powiedzia, wskazujc kciukiem pitro nad nimi. - Njubi nie
mog oglda... zainfekowanych. Alby i Newt tak nakazali.
- O co ci chodzi? - zapyta Thomas, starajc si opanowa gos i nie przywizywa
wagi do tego, co tamten mia na myli, mwic zainfekowany. - Nie wiem, gdzie jestem.

Szukam jedynie pomocy.


- Posuchaj, szczylniaku. - Chopak zmarszczy czoo i skrzyowa rce. - Ju ci
wczeniej widziaem. Co mi tu mierdzi i dowiem si, co to jest.
Fala ognia przepyna przez yy Thomasa.
- W yciu na oczy ci nie widziaem. Nie mam pojcia, kim jeste, i nie chc wiedzie
- wyrzuci z siebie. Prawd mwic, nie wiedzia, skd miaby go zna. I jakim cudem ten
dzieciak mg go pamita?
Chopak parskn miechem poczonym z odcharkniciem flegmy. Potem jego twarz
staa si powana. Zmarszczy brwi.
- Widziaem ci... wieuchu. Niewielu ludzi tutaj moe powiedzie, e zostali
udleni. - Wskaza palcem na pitro nad nimi. - Ja zostaem. Wiem, przez co przechodzi
may Benny. Byem tam i widziaem ci w trakcie Przemiany. - Wycign palec i trci go w
pier. - Zao si o arcie Patelniaka, e Benny powie to samo.
Thomas spoglda w jego oczy, jednak nie odezwa si ani sowem. Panika zawadna
nim ponownie. Lepiej by nie moe. Co jeszcze na niego czekao?
- Bldoerca sprawi, e zlae si w gacie? - zapyta chopak z sarkazmem. Malestwo si przestraszyo? Nie chciaby, aby ci udli, prawda?
Znowu to sowo. Udli. Thomas stara si o tym nie myle i spojrza w kierunku
schodw, skd dobiegay jki chorego, odbijajce si echem od cian.
- Jeeli Newt tam jest, to chc z nim porozmawia.
Chopak nie odpowiedzia, wpatrujc si w Thomasa przez dusz chwil. Nastpnie
pokrci gow.
- Wiesz co, Tommy... masz racj, nie powinienem by taki ostry dla Njubasw.
migaj na gr, jestem pewien, e Alby i Newt ci o wszystkim opowiedz. miao.- Sorry za
tamto.
Poklepa go lekko w rami, a nastpnie zrobi krok w ty, wskazujc gow w stron
schodw. Thomas wiedzia jednak, e chopak co kombinuje. To, e straci pami, nie
oznaczao wcale, e jest idiot.
- Jak si nazywasz? - zapyta Thomas, prbujc zyska na czasie, zanim zdecyduje, co
dalej.
- Gally. I nie daj si oszuka. To ja tutaj jestem przywdc, a nie te dwa dziady na
grze. Ale ja. Moesz si do mnie zwraca Kapitanie Gally, jeli chcesz.
Po raz pierwszy si umiechn. Jego zby idealnie komponoway si z obrzydliwym
nosem. Brakowao mu dwch lub trzech jedynek, a aden z pozostaych zbw w yciu nie

mia kontaktu ze szczoteczk. Odr wydobywajcy si z ust Gally ego przywoa z pamici
Thomasa okropne wspomnienia i sprawi, e go zemdlio.
- W porzdku - powiedzia. Mia ju do tego chopaka i marzy, aby waln go w
twarz. - Zatem niech bdzie Kapitan Gally. - Nabuzowany adrenalin, przesadnie zasalutowa,
zdajc sobie spraw, e przesadzi.
Za ich plecami rozbrzmia chichot zgromadzonych osb i Gally spojrza w ich stron,
rumienic si. Kiedy Thomas zwrci oczy ku niemu, dostrzeg wymalowan na jego twarzy na pomarszczonym czole i olbrzymim nosie - nienawi.
- Id - powiedzia Gally. - I trzymaj si z dala ode mnie, krtasie.
Wskaza na schody, tym razem nie odrywajc od Thomasa wzroku.
- W porzdku. - Thomas rozejrza si dookoa po raz kolejny, zawstydzony, zmieszany
i wcieky. Czu, jak krew napywa mu do twarzy. Nikt nie stara si go powstrzyma za
wyjtkiem Chucka, ktry sta przy frontowych drzwiach, krcc gow.
- Nie wolno ci - powiedzia modszy chopak. - Jeste Njubi, nie moesz tam i.
- Id - rzuci Gally szyderczo. - No dalej.
Thomas poaowa, e w ogle wszed do chaty, jednak chcia przecie porozmawia
z facetem o imieniu Newt. Zacz wspina si po schodach, ktre z kadym kolejnym
krokiem skrzypiay pod jego ciarem. By moe zatrzymaby si z obawy przed ich
zaamaniem, gdyby nie wpatrujce si w niego na dole pary oczu. Szed wic dalej,
wzdrygajc si za kadym razem, gdy usysza trzask pkajcej deski. Schody wiody na
podest, skrcay w lewo, a nastpnie prowadziy do korytarza, z ktrego mona byo wej do
wielu pokoi. Tylko przez jedn szpar w drzwiach przebijao si wiato.
- Przemiana! - krzykn z dou Gally. - Miego seansu, krtasie!
Zupenie jakby drwina dodaa mu odwagi, Thomas podszed do owietlonych drzwi,
nie zwracajc uwagi na skrzypic podog i miech dobiegajcy z dou, nie przejmujc si
lawin sw, ktrych nie rozumia, i okropnym uczuciem, jakie wywoay. Wycign do i
przekrci mosin gak, otwierajc drzwi.
Wewntrz Newt i Alby kucali obok kogo lecego na ku.
Thomas przysun si bliej, aby przyjrze si caemu zamieszaniu, jednak gdy jego
oczom ukaza si chory, ktrym si opiekowali, serce mu zamaro. Powstrzymywa si, by nie
zwymiotowa.
Obraz, ktry ukaza si jego oczom, widzia zaledwie przez chwil, jednak
wystarczajco dugo, aby wyry si w jego pamici do koca ycia. Blada, wykrzywiona
posta zwijajca si z blu, z nag, odraajc piersi. Sie zielonych,.napitych y oplataa

cae jej ciao, niczym elektryczne przewody wpuszczone pod skr. Fioletowe siniaki,
czerwona wysypka oraz krwawe zadrapania. Posta przewracaa przekrwionymi i
wytrzeszczonymi oczami. Nagle Alby zerwa si na nogi, zasaniajc przeraajcy widok,
cho nie mg uchroni uszu Thomasa od krzykw i jkw. Szybko wypchn go z
pomieszczenia i zatrzasn drzwi za sob.
- Co ty tu robisz, wieuchu?! - wrzasn rozwcieczony. Jego oczy pony.
Thomas poczu, jak robi mu si sabo.
- Ja... potrzebuj odpowiedzi - wymamrota. - Co dolegao temu dzieciakowi? Thomas chwyci si porczy na korytarzu, patrzc w podog i nie wiedzc, co robi.
- Zabieraj mi si std i to ju! - rozkaza mu Alby. - Chuck ci pomoe. Jeeli jeszcze
raz ci dzisiaj zobacz, to nogi z dupy powyrywam! Osobicie zrzuc ci z Urwiska,
rozumiesz?
Thomas poczu wzbierajcy w nim strach i upokorzenie. Poczu si jak maleki
szczur. Nie odzywajc si ani sowem, min Albyego i ruszy w d skrzypicymi schodami
tak szybko, jak tylko mg. Nie zwracajc uwagi na wszechobecne spojrzenia zebranych na
dole dzieciakw, zwaszcza Gally ego, wyszed na zewntrz, cignc Chucka za rk.
Nienawidzi ich. Nienawidzi ich wszystkich. Wszystkich z wyjtkiem Chucka.
- Zabierz mnie std - poprosi. Uwiadomi sobie, e Chuck mg okaza si jego
jedynym przyjacielem.
- Si robi - odpowiedzia Chuck radonie, zadowolony, e okaza si potrzebny. - Ale
najpierw pjdziemy do Patelniaka po aro.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze bd w stanie co przekn. Nie po tym, co
widziaem.
Chuck skin gow.
- Spokojna gowa. Spotykamy si za dziesi minut pod tym samym drzewem, co
ostatnio.
Zadowolony, e opuci chat, Thomas uda si w umwione miejsce. W Strefie
przebywa zaledwie chwil, a ju chcia z niej uciec. aowa, e nie mg przywoa
wspomnie dotyczcych wczeniejszego ycia. Jakichkolwiek. O matce, ojcu, przyjacioach,
szkole albo swoim hobby. Albo o dziewczynie.
Zamruga kilka razy, starajc si przywoa w pamici obrazy z chaty.
Przemiana. Tak Gally to nazwa.
Mimo e nie byo zimno, ponownie przeszy go dreszcz.
Thomas opiera si o drzewo, czekajc na Chucka. Przyglda si Strefie, najgorszemu

z koszmarw, w ktrym przyszo mu teraz y. Cienie rzucane przez kamienne mury urosy
znacznie, peznc po pokrytych bluszczem cianach po drugiej stronie.
Przynajmniej

zorientowa

si

kierunkach

drewniana

chata

staa

pnocnozachodnim kracu Strefy, wcinita w mroczn smug cienia, zagajnik lea po


poudniowowschodniej stronie. Teren gospodarstwa, na ktrym kilku pracownikw chodzio
wci

po polu,

rozciga

si przez

cay pnocnowschodni

kwarta

Strefy.

poudniowowschodniej czci sycha byo ryk i renie zwierzt.


Na samym rodku dziedzica znajdowa si szyb z wci otwart wind, jak gdyby
zapraszajc Thomasa, aby wskoczy do rodka i wrci do domu. W pobliu, okoo piciu
metrw na poudnie, sta budynek wykonany z chropowatych betonowych blokw, z
potnymi elaznymi drzwiami i bez jakichkolwiek okien. Wielki, okrgy uchwyt
przypominajcy stalow kierownic wskazywa jedyny sposb na otwarcie drzwi, zupenie
jak w odzi podwodnej. Thomas nie wiedzia, ktre uczucie byo silniejsze - ciekawo, co
kryo si w rodku, czy te strach przed poznaniem.
Przenis swoj uwag na cztery ogromne szczeliny porodku otaczajcych Stref
murw, kiedy pojawi si Chuck, niosc ze sob kilka kanapek, jabka oraz dwa metalowe
kubki z wod. Thomasa zaskoczyo uczucie nagej ulgi, ktre go ogarno - nie by zupenie
sam w tym miejscu.
- Patelniak nie by zadowolony, e szwendam si po jego kuchni przed kolacj powiedzia Chuck, siadajc obok drzewa i zapraszajc Thomasa ruchem rki, aby do niego
doczy. Thomas przysiad si, wzi kanapk, jednak zawaha si, gdy przed jego oczami
ponownie pojawi si przeraajcy obraz wydarze z chaty. Wkrtce jednak uczucie godu
zwyciyo i wbi apczywie zby w kanapce. Cudowny smak szynki, sera oraz majonezu na
nowo pobudzi jego zmysy.
- Stary - wymamrota Thomas z penymi listami - ale byem godny!
- Ja myl - odpowiedzia Chuck, przymierzajc si do swojej kanapki.
Po kilku kolejnych gryzach, Thomas zada w kocu pytanie, ktre nie dawao mu
spokoju.
- Co waciwie dolega temu Benowi? Nie wyglda ju nawet jak czowiek.
Chuck spojrza na chat.
- Sam nie wiem - wymamrota z roztargnieniem. - Nie widziaem go.
Thomas czu, e grubasek nie by do koca szczery, jednak postanowi na niego nie
naciska.
- Moesz mi uwierzy, lepiej, eby go teraz nie oglda.

Chrupa jabko, przygldajc si olbrzymim dziurom w murach. Pomimo i siedzia


daleko, zauway, e byo co dziwnego w kamiennych krawdziach wyj prowadzcych do
zewntrznych korytarzy. Poczu, jak krci mu si w gowie od patrzenia na wysokie ciany,
jak gdyby unosi si nad nimi.
- Co tam jest? - zapyta w kocu, przerywajc cisz. - To jest cz jakiego
ogromnego zamku, czy co?
Chuck zawaha si. Wyglda na zmieszanego.
- Hmm, nigdy nie wychodziem poza Stref...
Thomas przyjrza mu si uwanie.
- Co ukrywasz - powiedzia po chwili, a nastpnie przekn ostatni kawaek kanapki,
popijajc wielkim haustem wody. Fakt, e nikt tu nie chcia udzieli adnych odpowiedzi,
zaczyna mu dziaa na nerwy. Jeszcze gorsze byo to, e nawet jeeli otrzymaby odpowiedzi
na swoje pytania, to nigdy nie miaby pewnoci, czy s one prawdziwe. - Po co te wszystkie
tajemnice?
- Tak tutaj jest i ju. Tutaj wszystko jest dziwne i wikszo z nas nie wie nawet
poowy.
Thomasa wkurzao, e Chuck zdawa si w ogle tym nie przejmowa. e byo mu
wszystko jedno, i kto ukrad mu jego ycie. Czy oni wszyscy oszaleli? Wsta i ruszy w
kierunku wschodniej szczeliny.
- C, nikt nie zabroni mi si tu rozejrze. - Musia si czego dowiedzie o tym
miejscu, inaczej odejdzie od zmysw.
- Zaraz, zaraz! - wrzasn Chuck, starajc si go dogoni. - Uwaaj, te maluchy za
chwil si zamkn! - zawoa, z trudem apic oddech.
- Jak to zamkn? - zapyta Thomas; - O czym ty mwisz?
- Wrota, lamajdo.
- Jakie wrota? Ja tu nie widz adnych wrt. - Thomas wiedzia, e Chuck nie zmyla,
po prostu nie rozumia, o czym on mwi. Zaduma si i zorientowa, e zwolni kroku, nie
pieszc si ju tak w kierunku wyjcia.
- No a jak nazwaby te wysokie szpary? - Chuck wskaza na niezwykle dugie
szczeliny w murach. Dzielia ich od nich teraz odlego dziesiciu metrw.
- Nazwabym je wielkimi szparami - powiedzia Thomas, starajc si zamaskowa
swoje zmieszanie sarkazmem, jednak czu, e nieskutecznie.
- To s po prostu wrota. I zamykaj si co noc.
Thomas zatrzyma si, sdzc, e Chuck co pomiesza. Spojrza w gr, nastpnie na

boki, przygldajc si dokadnie masywnym kamiennym pytom, kiedy niegrone uczucie


niepokoju przemienio si w jednej sekundzie w strach.
- Jak to zamykaj?
- Sam si przekonasz za jak minut. Zwiadowcy niedugo wrc, wtedy te wielkie
mury zaczn si przesuwa, zamykajc szczeliny.
- Chyba ci oso poksa - wymamrota Thomas. Nie potrafi sobie wyobrazi, w jaki
sposb te gigantyczne ciany mogyby si porusza. By pewien, e Chuck si zgrywa.
Dotarli do monstrualnego rozamu w murze, za ktrym rozpocieraa si sie
kamiennych cieek. Thomas wpatrywa si z otwartymi ustami w kamienne wrota. Dopiero
ich widok z bliskiej odlegoci wprawi go w prawdziwe osupienie.
- To Wschodnie Wrota - powiedzia Chuck zadowolony, jak gdyby wanie pokaza
mu stworzone przez siebie dzieo sztuki.
Thomas ledwo go usysza, zszokowany tym, jakie wraenie wywoa rozam
widziany z bliska. Szeroka na co najmniej sze metrw wyrwa w murze wznosia si wysoko
ku niebu. Krawdzie muru byy gadkie, za wyjtkiem dziwnego, powtarzajcego si wzoru
po obu stronach Wrt. Po ich lewej stronie znajdoway si gbokie kamienne wyobienia o
rednicy kilkunastu centymetrw, ktre biegy od ziemi.
Z prawej strony Wrt, z krawdzi muru wystaway trzydziestocentymetrowe
metalowe prty, rwnie o rednicy kilkunastu milimetrw, uoone w ten sam wzr co
wgbienia po drugiej stronie. Cel ich budowy by oczywisty.
- To jaki art?! - zawoa Thomas, czujc ogarniajc go fal przeraenia. - Ty
naprawd si nie zgrywae? Te ciany napraw si przesuwaj}
- A ty mylae, e o co mi chodzio?
Thomas nie mg przetrawi tej informacji.
- Sam nie wiem, mylaem, e mwisz o jakich mniejszych drzwiach, ktre si
zamykaj, albo o cianie, ktra zsuwa si z gry. Jakim cudem te mury si przesuwaj?
Przecie one s olbrzymie i wygldaj, jak gdyby stay tutaj z tysic lat. Myl o
przesuwajcych si olbrzymich kamiennych murach, ktre mogyby go uwizi wewntrz
tego miejsca zwanego Stref, dogbnie go przeraaa.
Chuck wzruszy ramionami, wyranie zirytowany.
- Nie wiem, po prostu si przesuwaj. W dodatku wydaj przy tym cholernie
zgrzytajcy odgos. To samo tyczy si Labiryntu - tam ciany rwnie przemieszczaj si co
noc.
Nowa informacja przykua uwag Thomasa, wic odwrci si twarz do kompana.

- Co przed chwil powiedziae?


- Ale co?
- Mwie co o labiryncie. Powiedziae: to samo tyczy si labiryntu.
Chuck obla si purpur.
- Nic tu po mnie - powiedzia i ruszy w kierunku drzewa, spod ktrego dopiero co
przyszli.
Thomas nie zwraca na niego uwagi, pochonity bardziej ni kiedykolwiek
zewntrznym wiatem Strefy. Labirynt} Tu przed sob, za Wschodnimi Wrotami, dostrzeg
ciek prowadzc w lewo, nastpnie w prawo i dalej biegnc prosto. Zauway rwnie, e
ciany korytarzy byy podobne do tych, ktre otaczay Stref, a podoe wyoono
masywnymi kamiennymi blokami, zupenie jak na dziedzicu. Bluszcz by tam gstszy. W
oddali, kolejne szczeliny w murach prowadziy do kolejnych cieek, ktre rozpocieray si
w gb w rnych kierunkach, a cieka wiodca prosto koczya si lepym zaukiem po
jakich stu metrach.
- Wyglda jak labirynt - wyszepta, prawie miejc si do siebie. Nic gorszego nie
mogo go ju chyba spotka. Kto wyczyci mu pami i umieci go w gigantycznym
labiryncie. Sytuacja bya tak niewiarygodna, e a zabawna.
Serce podskoczyo mu do garda, kiedy zza rogu niespodziewanie wyonia si jaka
posta. Wychyna z jednego z odgazie po prawej stronie na gwn alejk i biega w
kierunku Strefy, wprost na niego. Chopak, spocony, z poczerwienia twarz i przylegajc
od potu do ciaa koszulk, nie zwolni, rzucajc tylko okiem na Thomasa, gdy go mija.
Pobieg wprost do betonowego budynku w pobliu windy.
Thomas obrci si, wpatrujc si w wycieczon posta, nie potrafic odpowiedzie,
dlaczego nowy rozwj wydarze tak bardzo go zaskoczy. Dlaczego nie wyjd na zewntrz i
nie przeszukaj labiryntu? Wtedy uwiadomi sobie, e kolejne postacie wbiegay do Strefy
przez trzy pozostae wejcia, wszystkie wykoczone jak biegacz, ktry go dopiero co go
min. W labiryncie nie mogo by nic dobrego, skoro ci chopcy wrcili z niego wycieczeni
i ledwo ywi.
Thomas przyglda si zaciekawiony, jak biegacze spotkali si przy elaznych
drzwiach niewielkiego budynku. Jedna z osb przekrcia zardzewiae koo, stkajc przy tym
z wysikiem. Chuck wspomina wczeniej co o zwiadowcach. Co oni tam robili?
Potne drzwi w kocu drgny i przy oguszajcym pisku metalu uderzajcego o
metal chopcy zdoali otworzy je na ocie. Po chwili zniknli w rodku, zamykajc za sob
wrota z silnym, guchym hukiem. Thomas sta osupiay, jego umys by niezdolny do

stworzenia jakiegokolwiek logicznego wyjanienia wydarze, ktre wanie zaobserwowa.


Niby nic si nie stao, jednak co w tym starym budynku przyprawiao go o gsi skrk i
napawao niepokojem.
Kto szarpn go za rkaw, wyrywajc z otchani rozmyla. Chuck wrci.
Thomas nie zdy nawet pomyle, gdy pytania samoistnie wylatyway z jego ust.
- Kim s ci faceci i co oni tam robili? Co jest w tym budynku? - Odwrci si i
wskaza na Wschodnie Wrota. - I dlaczego, do cholery, mieszkacie wewntrz labiryntu? Uczucie niepewnoci rozsadzao mu gow.
- Nic wicej ci nie powiem - odpar Chuck z powag w gosie. - Myl, e powiniene
si ju pooy. Musisz si wyspa. Aha - przerwa, podnoszc palec i nadstawiajc prawe
ucho - zaraz zobaczysz.
- Co zobacz? - zapyta Thomas zdziwiony, e Chuck nagle zacz zachowywa si
jak dorosy, a nie jak dzieciak, ktry chwil wczeniej rozpaczliwie chcia si z nim
zaprzyjani.
Gony huk przeszy powietrze, sprawiajc, e Thomas a podskoczy. Nastpnie
rozleg si okropnie zgrzytajcy dwik. Thomas potkn si i upad. Czu, jak gdyby caa
ziemia si trzsa. Rozejrza si wok spanikowany. Mury si zamykay. Mury naprawd si
zamykay, czynic go winiem Strefy. Ogarno go uczucie wszechobecnej, duszcej
klaustrofobii, ktra miadya mu puca niczym woda napywajca z kadej strony.
- Uspokj si, wieuchu - zawoa Chuck, starajc si przekrzycze haas. - To tylko
mury!
Thomas ledwo go usysza, zbyt zaabsorbowany i przeraony widokiem zamykajcych
si Wrt. Zerwa si na nogi i starajc si nie przewrci, cofn si o kilka krokw, aby mie
lepszy widok. Nie mg uwierzy wasnym oczom w to, czego wanie by wiadkiem.
Monstrualny kamienny mur z prawej strony jakby wanie ignorowa wszelkie prawa
fizyki, przemieszczajc si po kamiennej pododze w otoczeniu iskier i kurzu. Zgrzytajcy
dwik a stuka Thomasowi w kociach. Zda sobie spraw, e jedynie ta ciana si
przesuwaa, zmierzajc w lew stron, by szczelnie zamkn wejcie poprzez zczenie
wystajcych z niej prtw z wyobionymi wgbieniami po przeciwnej stronie. Spojrza za
siebie w kierunku pozostaych wej. Zawroty gowy oraz podnoszcy si do garda odek o
mao nie powaliy go z powrotem na kolana. W kadej z czterech stron Strefy mury od prawej
ciany przesuway si, zamykajc wejcia.
Niewiarygodne, pomyla. Jakim cudem jest to moliwe?
Czu, e musi stamtd ucieka, przelizn si pomidzy zamykajcymi si

kamiennymi pytami, nim bdzie za pno. Musi uciec ze Strefy. Jednak zdrowy rozsdek
wygra - labirynt skrywa jeszcze wicej niewiadomych ni wntrze Strefy.
Thomas prbowa wyobrazi sobie, jak to wszystko dziaao. Potne kamienne mury,
wysokie na kilkadziesit metrw, przemieszczajce si niczym przesuwne szklane drzwi wspomnienie z przeszoci zawitao mu w gowie. Stara si je przywoa, zatrzyma,
uzupeni o twarze, imiona, miejsce, jednak w nastpnej chwili wspomnienie umkno w
otcha zapomnienia, sprawiajc, e ukucie alu zdominowao pozostae emocje.
Przyglda si, jak prawa ciana dobia do celu podry, wbijajc stalowe prty w
przeciwn cian i czc si w cao. Rozbrzmiewajcy echem huk roznis si po Strefie,
gdy wszystkie cztery Wrota zostay zamknite na noc. Thomas poczu ostatnie ukucie trwogi,
dreszcz strachu, ktry przeszy jego ciao i po chwili znikn.
Zawadno nim zaskakujce uczucie spokoju. Westchn z ulg:
- Wow! - Czu si gupio, e byo to jedyne sowo, jakie przychodzio mu do gowy w
takiej chwili.
-Wielkie mi rzeczy, jakby powiedzia Alby - wyszepta Chuck. - Z czasem si do
tego przyzwyczaisz.
Thomas rozejrza si ponownie dookoa. Poczu si zupenie inaczej, kiedy wszystkie
ciany tworzyy zwart cao, gdy nie byo ju moliwoci wyjcia. Zastanawia si, jaki to
miao cel, i nie wiedzia, ktra konkluzja wydawaa si gorsza - to, e zostali uwizieni
wewntrz, czy te to, e zostali odgrodzeni od czego z zewntrz. Myl ta natychmiast
odpdzia krtkie uczucie spokoju, pozostawiajc w jego umyle spustoszenie w postaci
miliona przeraajcych moliwoci zwizanych z tym, co mogo czai si na zewntrz, w
otchani labiryntu. Ponownie sparaliowa go strach.
- No chod - powiedzia Chuck, cignc Thomasa ponownie za rkaw. - Wierz mi,
kiedy zapada zmrok, lepiej dla ciebie, eby by w ku.
Thomas wiedzia, e nie ma innego wyboru. Zmusi si do poskromienia targajcych
jego ciaem emocji i poszed za swoim nowym przyjacielem.
Zatrzymali si nieopodal Bazy - tak Chuck nazwa zbitk krzywych desek i szyb - w
mrocznym cieniu pomidzy budynkiem i kamienn cian za nim.
- Gdzie idziemy? - zapyta Thomas, wci czujc si przytoczony widokiem murw z
bliska. Myli wypeniay mu obrazy labiryntu, zdezorientowanie oraz strach. Uwiadomi
sobie, e musi to przerwa, inaczej oszaleje. Starajc si uspokoi, wykona nieudan prb
obrcenia niedawnych zdarze w art. - Jeeli oczekujesz buziaka na dobranoc, to na mnie
nie licz.

Chuck nie zwolni ani na chwil.


- Przymknij si i trzymaj blisko mnie.
Thomas zrobi wydech, wzruszy ramionami i pody za chopakiem idcym wzdu
tyu budynku. Szli w milczeniu, dopki nie dotarli do niewielkiego zakurzonego okna, przez
ktre na kamienn cian i bluszcz padaa saba wizka wiata. Thomas usysza, jak kto
porusza si wewntrz.
- azienka - wyszepta Chuck.
- No i? - Przeszy go dreszcz niepokoju.
- Uwielbiam to robi. Mam z tego niebywaa frajd przed snem.
- Co robi? - Thomasowi wydawao si, e Chuck co kombinowa. - Moe lepiej,
jak...
- Przymknij si i patrz. - Chuck wszed po cichu na wielk, drewnian skrzyni stojc
pod oknem. Przykucn tak, e osoba wewntrz nie moga go dostrzec. Nastpnie wycign
do i lekko zastuka w szyb.
- To jaka gupota - powiedzia szeptem Thomas. Nie mogli sobie wybra gorszej pory
na strojenie artw, przecie Newt bd Alby mogli by w rodku. - Nie szukam kopotw,
dopiero co si tu znalazem!
Chuck powstrzyma si od miechu, zasaniajc usta doni. Nie zwracajc uwagi na
Thomasa, zastuka ponownie w szyb.
Cie przesoni wiato. W nastpnej chwili okno otworzyo si. Thomas odskoczy,
aby si schowa, ze wszystkich si przyciskajc ciao do tylnej ciany budynku. Nie mg
uwierzy, e zosta wcignity w robienie sobie z kogo jaj. Kt widzenia z okna zapewnia
mu bycie niezauwaonym, jednak wiedzia, e Chuck si zdemaskuje, jeeli tylko osoba
wewntrz wystawi gow za okno.
- Kto tam? - krzykn chopak szorstkim, przepenionym zoci gosem.
Thomas wstrzyma oddech, gdy zorientowa si, e osob, z ktrej artowali, by
Gally - zna ju ten gos.
Wtedy, bez ostrzeenia, Chuck wystawi nagle gow przed szyb i wrzasn na cae
gardo. Gony huk wewntrz wskazywa, e kawa si uda - wizanka przeklestw, ktra
nastpia chwil pniej, nie pozostawiaa adnych zudze. Gally nie podziela ich poczucia
humoru. Thomasa ogarna dziwna mieszanka grozy i zakopotania.
- Zabij ci, ty smrodasie! - krzykn Gally, jednak Chuck zdy ju zeskoczy ze
skrzyni i bieg w stron dziedzica. Thomas zamar, usyszawszy, jak Gally otwiera od
wewntrz drzwi i wybiega z budynku.

W kocu otrzsn si z oszoomienia i pogna za swoim nowym, i jedynym,


przyjacielem. Ledwo skrci za rg, kiedy tu przed nim pojawi si Gally, wydzierajcy si
wniebogosy niczym spuszczona z acucha bestia.
Od razu podbieg w kierunku Thomasa.
- Chod no tu! - krzykn.
Serce podskoczyo Thomasowi do garda. Wszystkie znaki na niebie i ziemi
wskazyway na to, e za chwil oberwie.
- To nie ja, przysigam - powiedzia, jednak po chwili zda sobie spraw, e nie byo
powodw do strachu. Gally nie by a tak wielki, tak naprawd, to Thomas mg go w kadej
chwili powali.
- Nie ty? - warkn Gally. Podszed do niego powoli i zatrzyma si tu przed nim. To dlaczego si tumaczysz, skoro nic nie zrobie?
Thomas nie odpowiedzia. Czu si niezrcznie, jednak nie by ju przeraony, jak to
miao miejsce jeszcze chwil wczeniej.
- Nie rb ze mnie waa, szczylu - fukn Gally. - Widziaem w oknie tust mord
Chucka. - Wskaza ponownie palcem, tym razem na jego pier. - Lepiej szybko si zdecyduj,
kogo obierasz za przyjaciela, a kogo za wroga, rozumiesz? Jeszcze jeden taki waek, i gwno
mnie obchodzi, czy to bdzie twj pomys, czy nie, a komu poleje si farba z pyska.
Rozumiesz, co do ciebie mwi, Njubi?
Jednak zanim Thomas zdoa cokolwiek odpowiedzie, Gally odwrci si i zacz si
oddala. Thomas chcia mie to ju za sob.
- Przepraszam - mrukn, wzdrygajc si na myl, jak gupio zabrzmiao to w jego
ustach.
- Znam ci - doda Gally, nie odwracajc si. - Widziaem ci w trakcie Przemiany i
dowiem si, kim jeste.
Thomas odprowadzi go wzrokiem, dopki nie wszed do Bazy. Nie pamita zbyt
wiele, jednak co podpowiadao mu, e nigdy wczeniej nie paa do kogo a tak wielk
niechci.
Zdziwi go fakt, jak bardzo nienawidzi tego faceta. To bya czysta, szczera nienawi.
Obrci si i jego oczom ukaza si Chuck, stojcy przed nim i wpatrujcy si w ziemi,
wyranie zawstydzony.
- Wielkie dziki, bracie. Przepraszam. Gdybym wiedzia, e tam bdzie Gally, to w
yciu bym tego nie zrobi.
Zaskakujc samego siebie, Thomas rozemia si. Godzin wczeniej sdzi, e nigdy

wicej nie usyszy tego dwiku wydobywajcego si z jego ust.


Chuck spojrza uwanie na Thomasa i po chwili na jego twarzy niemiao zarysowa
si umiech.
- No co?
Thomas potrzsn gow.
- Nie przepraszaj. Ten... smrodas sobie na to zasuy, a i tak nie wiem, kim on jest. To
byo niesamowite. - Czu si ju znacznie lepiej.
Kilka godzin pniej Thomas lea w mikkim piworze obok Chucka na ku z
trawy w pobliu Zieliny. Byo to szerokie pasmo zieleni, ktrego wczeniej nie zauway, a
ktre spora cz mieszkacw Strefy wybraa na miejsce swojego noclegu. Thomasowi
wydao si to dziwne, jednak najwyraniej wewntrz Bazy nie byo wystarczajcej iloci
miejsc dla picych. Przynajmniej byo mu tam ciepo. Myl ta sprawia, e po raz setny
zastanowi si nad tym, gdzie si znajdowa. Jego umys nie potrafi przywoa nazw miejsc,
pastw lub wadcw oraz tego, jak zorganizowany by wiat. adna z obecnych tu osb
rwnie tego nie wiedziaa lub te nie chciaa si z nim t wiedz podzieli.
Lea w ciszy przez dusz chwil, wpatrujc si w gwiazdy i przysuchujc si
cichym szmerom licznych rozmw unoszcych si nad Stref. Nie mg zasn, a w dodatku
nie potrafi wyzby si uczucia bezsilnoci i beznadziei, ktre trawiy jego ciao i umys chwilowa rado wywoana kawaem Chucka ju dawno wyparowaa. To by naprawd dugi
i niezwyky dzie.
Wszystko byo takie... dziwne. Pamita mnstwo pozornie nieistotnych szczegw
zwizanych ze swoim yciem, takich jak jedzenie, ubrania, nauka, zabawa, oglny obraz tego,
jak zbudowany by wiat. Jednak szczegy, ktre czc si z obrazem, tworzyyby cao
wspomnienia, zostay w jaki sposb wymazane. To byo jak ogldanie fotografii poprzez
mtn wod. Przede wszystkim jednak, bardziej ni cokolwiek innego, odczuwa... smutek.
Chuck wytrci go z zadumy.
- No i przetrwae Dzie Pierwszy, wieuchu.
- Ledwo.
Nie teraz Chuck - chcia mu odpowiedzie. - Nie jestem w nastroju.
Chuck odwrci si i opar na okciu, spogldajc na Thomasa.
- W cigu najbliszych kilku dni sporo si nauczysz i powoli si oswoisz z tym
miejscem. Ogay?
- Chyba ogay. Skoro tak twierdzisz. Skd si wziy wszystkie te dziwaczne sowa i
wyraenia? - Wygldao to tak, jakby przyswoili jaki obcy jzyk i wymieszali go z wasnym.

Chuck odwrci si z powrotem i z cikim oskotem pooy si na ziemi.


- Skd mam wiedzie? Jestem tu od miesica, mwiem ci ju.
Thomas zastanawia si, czy Chuck wiedzia wicej, ni mwi. Dziwaczny z niego
dzieciak. By zabawny i sprawia wraenie bezbronnego, jednak tak naprawd to nic o nim
nie wiedzia. Sprawia wraenie tak samo tajemniczego, jak wszystko inne w tym miejscu.
Po upywie kilku minut Thomas w kocu odczu ciar mijajcego dnia i pozwoli, by
sen zawadn jego umysem.
Jednak zanim zdy zasn, niespodziewana myl zawitaa mu w gowie. Myl,
ktrej si nie spodziewa.
Nagle Strefa, otaczajce j mury, cay Labirynt - wszystko to wydao mu si...
znajome. Kojce. Ciepe uczucie spokoju zagocio w jego piersi i po raz pierwszy, odkd si
tutaj znalaz, nie czu ju, e Strefa bya najpodlejszym miejscem w caym wszechwiecie.
Znieruchomia, otworzy szeroko oczy i wstrzyma oddech na dusz chwil.
Co si wanie stao? - pomyla. Co si zmienio?
Jak na ironi, uczucie, e wszystko bdzie dobrze, zasiao w nim niepokj.
Nie do koca rozumiejc skd, wiedzia instynktownie, co powinien zrobi. Nie
pojmowa tego. To uczucie - niczym objawienie - byo dziwne. Obce i znajome zarazem.
Jednak czu si z nim... dobrze.
- Chc by jak ci, ktrzy wychodz na zewntrz - powiedzia na gos, nie wiedzc, czy
Chuck ju spa. - Do wntrza Labiryntu.
- Co? - odpowiedzia Chuck. Thomas wyczu cie irytacji w jego gosie.
- Zwiadowcy - powiedzia Thomas, nie wiedzc, skd w jego gowie pojawio si to
sowo.
- Nie wiesz, o czym mwisz - mrukn Chuck, przewracajc si na bok. - Spij.
Thomas poczu nagy przypyw pewnoci, pomimo e tak naprawd nie wiedzia, o
czym mwi.
- Chc zosta Zwiadowc.
Chuck odwrci si i opar na okciu.
- Lepiej od razu wybij to sobie z gowy.
Reakcja Chucka zastanowia go, jednak nie zamierza skada broni.
- Nie prbuj mnie...
- Thomas. Njubi. Mj przyjacielu. Odpu sobie.
- Jutro pogadam o tym z Albym.
Zwiadowca, pomyla Thomas. Nawet nie wiem, co to waciwie oznacza. Czy ju

kompletnie mi odbio?
Chuck pooy si ze miechem.
- Ale z ciebie klump. Id spa.
Jednak Thomas nie potrafi przesta o tym myle.
- Co w gbi... wydaje mi si znajome.
- Id... spa.
Nagle to do niego dotaro. Poczu, jak gdyby w kocu poczy kilka elementw
ukadanki. Nie wiedzia, jak wyglda jej ostateczny obraz, jednak mia uczucie, jakby sowa,
ktre cisny mu si na usta, nie naleay do niego.
- Chuck, ja... Myl, e ju tu wczeniej byem.
Usysza, jak jego przyjaciel podnosi si i gwatownie nabiera powietrza. Thomas
jednak przewrci si na bok, nie chcc kontynuowa rozmowy, przestraszony faktem, e
przegoni uczucie otuchy, zabijajc wewntrzny spokj, ktry dopiero co ukoi jego myli.
Tej nocy sen przyszed do niego znacznie szybciej, ni si spodziewa.
Kto potrzsn Thomasem, budzc go ze snu. Otworzy szeroko oczy i ujrza
wpatrujc si w niego z bliska twarz. Reszt krajobrazu wci spowijaa ciemno
budzcego si ze snu poranka. Otworzy usta, chcc co powiedzie, jednak zimna do
skutecznie mu je zamkna, uniemoliwiajc wykrztuszenie jakiegokolwiek dwiku.
Zawadna nim panika, dopki nie dostrzeg twarzy napastnika.
- Cicho, wieuchu. Nie chcesz chyba obudzi tucioszka, co nie?
To Newt - chopak, ktry by chyba drug najwaniejsz osob w Strefie. Powietrze
przesiko jego porannym oddechem.
Cho Thomas si go nie spodziewa, to nie wyczu zagroenia z jego strony. Nie mg
si przy tym oprze ciekawoci, co te Newt od niego chcia. Thomas skin gow, starajc
si przekona Newta wzrokiem, by zwolni ucisk. Ten w kocu cofn do i odchyli si,
siadajc na pitach.
- No dalej, wieuchu - wyszepta Newt, wstajc. By wysoki. Wycign do i
pomg Thomasowi si podnie. By tak silny, e omal nie wyrwa mu rki. - Poka ci co,
nim wszyscy si obudz.
Jakakolwiek myl o nie zdya ju opuci ciao Thomasa na dobre.
- Ogay - odpowiedzia, gotowy do drogi. Zdawa sobie spraw, e powinien zachowa
podejrzliwo, poniewa nie posiada adnych podstaw, aby komukolwiek tu zaufa, jednak
ciekawo zwyciya. Nachyli si i szybko naoy buty. - Dokd idziemy?
- Po prostu id za mn. I trzymaj si blisko.

Skradali si pomidzy wsko rozoonymi piworami, o ktre Thomas o mao si


kilka razy nie potkn. Nadepn komu na rk, w zamian otrzymujc szturchaca w ydk
oraz syszc przenikliwy krzyk blu.
- Sorry - wyszepta, nie zwracajc uwagi na zowrogie spojrzenie Newta.
Kiedy tylko opucili, trawnik i postawili nogi na twardej kamiennej posadzce
dziedzica, Newt zerwa si i zacz biec w stron zachodniej ciany. Z pocztku Thomas si
zawaha, zastanawiajc si, dlaczego tak si spieszyli, ale prdko porzuci t myl i ruszy za
nim.
wiato byo sabe, jednak wszelkie przeszkody majaczyy niczym postacie we mgle,
wic nie mia problemw z ich ominiciem. Zatrzyma si dopiero, gdy uczyni to Newt, obok
masywnego muru, ktry growa na nimi niczym wieowiec - kolejny znajomy obraz
dryfujcy po mrocznej rzece jego wyczyszczonej pamici. Thomas dostrzeg niewielkie
czerwone wiateka poyskujce to tu, to tam wzdu muru, ktre poruszay si,
zatrzymyway, znikay i pojawiay ponownie.
- Co to jest? - zapyta najgoniejszym szeptem, na jaki byo go sta, zastanawiajc si,
czy jego gos brzmia tak samo niepewnie, jak on si czu. Migoczcy, czerwony blask wiate
skrywa jakie ostrzeenie.
Newt sta naprzeciwko bujnej zasony z bluszczu, ktra przykrywaa mur.
- Dowiesz si w swoim czasie, wieuchu.
- To gupota, e zaprowadzie mnie w to dziwaczne miejsce i nie odpowiadasz na
moje pytania... - Thomas zamilk, zaskoczony swoj wypowiedzi. - Sztamaku - doda,
starajc si wypowiedzie ostatnie sowo z sarkazmem.
Newt wybuchn miechem, jednak chwil pniej opanowa si.
- Lubi ci, wieuchu. Ale teraz przymknij si i patrz.
Newt zrobi krok naprzd i wsadzi rce w gsty bluszcz, odsuwajc kilka pnczy od
muru, by odsoni przykurzone i oszronione pmetrowe okno. Byo ciemne, jak gdyby kto
zamalowa je na czarno.
- Czego szukamy? - zapyta szeptem Thomas.
- Trzymaj portki, chopie. Zaraz jeden bdzie przechodzi.
Mina minuta, nastpnie druga. Pniej kolejne. Thomas nie potrafi usta w miejscu,
zastanawiajc si, jak Newt moe tak po prostu sta nieruchomo i wpatrywa si w ciemno.
I nagle to si zmienio.
Upiorne, migoczce wiato rozbyso w oknie. Caa paleta kolorw migotaa na
twarzy i ciele Newta, zupenie jak gdyby sta naprzeciw owietlonego basenu. Thomas by

cakowicie nieruchomy. Mruy oczy, prbujc dostrzec, co si dziao za oknem. Nagle


poczu potny ucisk w gardle.
Co to jest? - pomyla.
- Na zewntrz jest Labirynt - powiedzia szeptem Newt. Oczy mia szeroko otwarte,
niczym w transie. - Wszystko, co robimy, cae nasze ycie, wieuchu, obraca si wok
Labiryntu. Kad chwil, kady dzie powicamy, starajc si znale cholerne wyjcie,
ktrego by moe nawet nie ma. apiesz? Dlatego chc ci pokaza, z jakiego powodu lepiej
si tam nie zapuszcza. Wyjani, dlaczego te wielgane mury zamykaj si na noc. Pokaza
ci, dlaczego nigdy, przenigdy, nie powiniene wystawia dupasa na zewntrz.
Newt cofn si, wci przytrzymujc bluszcz. Skin gow, aby Thomas zaj jego
miejsce i wyjrza przez okno.
Thomas podszed do okna, nachylajc si, dopki nosem nie dotkn zimnej
powierzchni szka. Potrzebowa tylko chwili, aby skupi wzrok na poruszajcym si po
drugiej stronie obiekcie, aby przez warstw brudu i kurzu dostrzec to, co jego kompan chcia
mu pokaza. A wtedy zatrzymao mu dech w piersi, jak gdyby podmuch lodowatego wiatru
zamrozi mu serce.
Wielki, potny stwr rozmiarw krowy, jednak bez wyranego ksztatu, wi si i
kbi wewntrz spowitego ciemnoci korytarza. Wspi si na przeciwleg cian,
nastpnie wskoczy na podwjnie przeszklone okno z gonym hukiem. Thomas wrzasn,
nim zdoa si powstrzyma, uciekajc od okna - jednak niedoszy napastnik odskoczy do
tyu, pozostawiajc szyb nieuszkodzon.
Thomas wzi dwa gbokie oddechy i ponownie podszed do okna. Na zewntrz byo
zbyt ciemno, aby mg si przyjrze dokadnie, jednak dziwne wiata poyskiway z
niewiadomego rda, ukazujc rozmazane srebrne kolce oraz lnice cielsko kreatury.
Dodatkowo potworne przyrzdy wystaway z jego tuowia niczym zowieszcze ramiona: pia
tarczowa, noyce i dugie prty, ktrych funkcji mg si jedynie domyla.
Kreatura bya odraajcym zespoleniem zwierzcia z maszyn i wygldao na to, e
zdawaa sobie spraw, e jest obserwowana, e wie, co kryje si za murami, wewntrz Strefy,
i e pragnie dosta si do rodka, aby urzdzi sobie uczt z ludzkiego misa. Thomas poczu,
jak lodowate przeraenie pustoszy jego wntrze niczym rak, ktry trawi kolejne organy.
Nawet pomimo utraty pamici by pewien, e nigdy wczeniej nie widzia czego rwnie
makabrycznego.
Zrobi krok w ty, czujc, jak odwaga, ktra przepeniaa go jeszcze ubiegej nocy,
wyparowaa.

- Co to za paskudztwo? - zapyta. W jego wntrznociach co si przewrcio i


zastanawia si, czy kiedykolwiek bdzie w stanie jeszcze co zje.
- Mwimy na nie Bldoercy - odpowiedzia Newt. - Parszywe mordy, co nie? Ciesz
si, e wya jedynie w nocy. I e chroni nas te mury.
Thomas przekn lin, zastanawiajc si nad tym, jak mgby kiedykolwiek tam
wyj. Jego pragnienie zostania Zwiadowc zostao wystawione na cik prb. Musia to
jednak zrobi. Wiedzia, e musi to zrobi. Byo to niezwykle dziwne uczucie, zwaszcza w
obliczu tego, co wanie zobaczy.
Newt spojrza w okno z roztargnieniem.
- Teraz ju wiesz, co za cholerstwo czai si w Labiryncie. Teraz ju wiesz, e to nie
zabawa. Przysano ci do Strefy, wieuchu, wic masz nie da si zabi i pomc nam
wykona zadanie, dla ktrego si tu znalelimy.
- Jakie zadanie? - zapyta Thomas, przeraony na sam myl o odpowiedzi.
Newt odwrci si i spojrza mu prosto w oczy. Pierwsze promienie wschodzcego
soca przedary si przez korony drzew i Thomas dostrzeg kady szczeg jego twarzy,
napit skr, zmarszczone czoo.
- Znale wyjcie - odpowiedzia Newt. - Rozkmini ten cholerny Labirynt i znale
drog do domu.
Kilka godzin pniej Wrota ponownie zaczy si otwiera, z hukiem, trzaskiem i
dudnieniem ziemi. Thomas usiad na starym, przekrzywionym stole piknikowym przed Baz.
Jego myli kryy nieustannie wok Bldoercw. Zastanawia si, dlaczego te potwory tam
byy i w jakim celu przemierzay mroczn otcha Labiryntu. I, co waniejsze, co by zrobi,
gdyby dopady go te poczwary?
Prbowa pozby si tych obrazw z gowy, skupi si na czym innym. Na
Zwiadowcach. Opucili Stref, nie odzywajc si do nikogo, wbiegli do Labiryntu i zniknli
za rogiem. Rozmyla o tym, co widzia, nawlekajc na widelec jajko sadzone i bekon. Nie
odzywa si do nikogo, nawet do Chucka, ktry w ciszy wcina niadanie obok niego. Biedak
stara si nawiza rozmow, jednak Thomas nie zwraca na niego uwagi. Chcia, aby go
zostawiono w spokoju.
Nie pojmowa tego. Jego mzg by przeciony nieskoczonymi prbami
przyswojenia tej niewiarygodnej informacji. Jak to moliwe, aby labirynt, otoczony tak
wysokimi i grubymi murami, by tak wielki, e dziesitki dzieciakw nie mogy znale z
niego wyjcia przez tak dugi czas? Kto zbudowa t konstrukcj? I, co waniejsze, dlaczego
j zbudowa? Jaki jest jej cel? Dlaczego si tu znaleli? Od jak dawna ju tam byli?

Pomimo e Thomas stara si o tym nie myle, jego umys nieustannie powraca do
obrazu odraajcego Bldoercy. Niczym jaki pijcy krew upir, wspomnienie atakowao go
nieustannie, ilekro zamruga lub przetar oczy.
Thomas wiedzia, e jest bystrym dzieciakiem - przeczuwa to. Jednak nic w zwizku
z tym miejscem nie miao sensu. Za wyjtkiem jednego. Mia zosta Zwiadowc. Dlaczego
by tego a tak pewien? Ta myl bya silna nawet teraz, kiedy ju wiedzia, co zamieszkuje w
labiryncie.
Szturchaniec w rami wytrci go z zadumy. Spojrza w gr i ujrza Alby ego, ktry
sta przed nim ze skrzyowanymi na piersi ramionami.
- Co marnie wygldasz, wieuchu - powiedzia Alby. - Miae ciekawy widok z
okna rano?
Thomas powsta z nadziej, e nadesza pora odpowiedzi. A moe po prostu liczy na
to, e odwrci czym uwag od ponurych myli.
- Na tyle ciekawy, e chc si czego dowiedzie o tym miejscu - odpowiedzia, majc
nadziej, e nie wyprowadzi Alby ego z rwnowagi, jak to miao miejsce dzie wczeniej.
Ten skin gow.
- Ty i ja, sztamaku. Idziemy na Wycieczk. - Ruszy przed siebie, jednak po chwili
zatrzyma si, unoszc palec. - adnych pyta a do koca, rozumiesz? Nie mam czasu na
twoje mielenie jzorem.
- Ale... - Thomas przerwa, gdy tylko Alby zmarszczy brwi. Dlaczego musia by z
niego taki palant? - Ale powiesz mi wszystko. Chc wiedzie. - Ubiegej nocy postanowi nie
mwi nikomu o tym, jak to miejsce wydawao mu si dziwnie znajome, zupenie jak gdyby
ju wczeniej tutaj by, i e pamita pewne rzeczy z tym zwizane. Dzielenie si tymi
spostrzeeniami nie byo najlepszym pomysem.
- Powiem ci to, co mam do powiedzenia, wieuchu. A teraz idziemy.
- Mog i z wami? - zapyta Chuck zza stou.
Alby schyli si i wykrci mu ucho.
- Aa! - wrzasn Chuck.
- Nie masz niczego do roboty, krtasie? - zapyta Alby. - Jakich kibli do czyszczenia?
Chuck przewrci oczami, a nastpnie spojrza na Thomasa.
- Baw si dobrze.
- Postaram si. - Nagle zrobio mu si al chopaka. aowa, e tak go tu traktowali.
Nie mg jednak nic na to poradzi, musieli i.
Thomas odszed z Albym, wierzc, e Wycieczka oficjalnie si rozpocza.

Rozpoczli od windy, ktra bya ju zamknita - podwjne metalowe drzwi,


pomalowane bia farb, spoczyway ciko na ziemi, wyblake i popkane. Rozpogodzio si
znacznie, a cienie rozcigay si w kierunku przeciwnym do tego, ktry Thomas wczoraj
zaobserwowa. Wci nie widzia soca, jednak wygldao, jakby lada moment miao si
wyoni zza wschodniego muru.
Alby wskaza na drzwi na ziemi.
- To jest Pudo. Raz w miesicu pojawia si Njubi, jak ty. Zawsze. Raz w tygodniu
otrzymujemy zaopatrzenie, ubrania, troch arcia. Nie trzeba nam wiele, wikszo
wytwarzamy sami.
Thomas skin gow. Nie mg usta w miejscu, odczuwa niewyobraaln potrzeb
zadawania pyta. Niech kto mi zaklei usta, inaczej nie wytrzymam, pomyla.
- Nie wiemy nic o Pudle - kontynuowa Alby. - Skd si wzio, jak dziaa i kto za tym
stoi. Ci, ktrzy nas tu przysali, nic nam nie powiedzieli. Mamy elektryczno, sami
hodujemy wikszo ywnoci i dostajemy jako takie ciuchy. Raz prbowalimy odesa z
powrotem w Pudle jednego tpego wieucha, jednak cholerstwo nie chciao ruszy, dopki
go stamtd nie wycignlimy.
Thomas zastanawia si, co znajdowao si pod drzwiami, kiedy nie byo tam Puda,
jednak nie zapyta. Odczuwa pltanin emocji - ciekawo, frustracj, zdumienie. Wszystko
splecione wci ywym obrazem odraajcego Bldoercy.
Alby cign dalej, nie spogldajc ani przez chwil na Thomasa.
- Strefa skada si z czterech czci. - Wyprostowa palce, wyliczajc cztery kolejne
sowa. - Zielina, Mordownia, Baza i Grzebarzysko. Zaapae?
Thomas zawaha si, nastpnie potrzsn gow, zmieszany.
Alby zamruga szybko, po czym mwi dalej. Wyglda, jakby wanie myla o
tysicu innych rzeczy, ktre wolaby robi w tej chwili. Wskaza najbliszy naronik, gdzie
znajdoway si pola i drzewa owocowe.
- To Zielina, gdzie mamy uprawy. Nawadniamy je poprzez rury w ziemi. Musimy,
inaczej ju dawno pomarlibymy z godu. Tu nigdy nie pada. Nigdy. - Wskaza na
poudniowo - wschodni naronik, na zagrody i obor. - Mordownia. Tam trzymamy i ubijamy
zwierzta. - Wskaza na aosne kwatery. - To Baza. Gupie miejsce, jest dwa razy wiksze
ni na pocztku, poniewa stale je powikszalimy, kiedy przysyali nam drewno. To nie
apartament, ale si sprawdza. Tak czy inaczej, wikszo z nas i tak pi na zewntrz.
Thomasowi zakrcio si w gowie. Tak wiele pyta kbio mu si pod czaszk, e nie
potrafi ich uporzdkowa.

W kocu Alby wskaza na poudniowozachodni naronik, na obszar leny, gdzie


znajdowao si kilka awek oraz umierajcych drzew.
- Mwimy na to Grzebarzysko. Cmentarz znajduje si na tyach tego miejsca, w rogu,
gdzie las jest gstszy. Nie ma tam nic wicej. Mona tam posiedzie i odpocz, poazi, jeli
wolisz. - Odchrzkn, jak gdyby chcia zmieni temat. - Przez najblisze dwa tygodnie
bdziesz pracowa jeden dzie pod okiem rnych Opiekunw, dopki nie dowiemy si, w
czym jeste najlepszy. Moesz by Pomyjem, Budolem, Grzebaczem lub Oraczem, co ci
znajdziemy. Idziemy dalej.
Alby

ruszy

kierunku

Poudniowych

Wrt

umiejscowionych

pomidzy

Grzebarzyskiem a Mordowni. Thomas pody za nim, krzywic si od nagego zapachu


gnoju dochodzcego z zagrody.
Cmentarz? Po co im cmentarz w miejscu penym nastolatkw? - pomyla. To
intrygowao go o wiele bardziej ni nieznajomo sw uywanych wci przez Albyego takich jak Pomyj czy Grzebacz - ktre wcale nie brzmiay dobrze.
O may wos nie zapytaby o to, jednak zmusi si do trzymania dzioba na kdk.
Sfrustrowany, skierowa swoj uwag na zagrody na terenie Mordowni. Kilka krw
skubao i przeuwao siano szczelnie wypeniajce korytko; winie wylegiway si w bocie,
od czasu do czasu ruszajc leniwie ogonem, daway znak, e w ogle yj. W kolejnej
zagrodzie znajdoway si owce, a w klatkach obok kury i indyki. Pracownicy krztali si tu i
wdzie, sprawiajc wraenie, jak gdyby cae swoje dotychczasowe ycie spdzili na farmie.
Dlaczego pamitam zwierzta? - zastanawia si Thomas. Nie dostrzega w nich
niczego nowego lub interesujcego. Wiedzia, jak si nazyway, czym byy karmione, jak
wyglday. Dlaczego pamita tego typu szczegy, jednak nie by w stanie sobie
przypomnie, gdzie czy te w jakiej sytuacji ju je wczeniej widzia? Utrata pamici bya
zaskakujca w caej swojej zoonoci.
Alby wskaza na wielk obor z tyu, pomalowan czerwon farb, ktra zdya ju
dawno wyblakn, przybierajc matowy kolor rdzy.
- Tam pracuje Rozpruwacz. Paskudna robota, oj paskudna. Jeeli nie przeszkadza ci
krew, moesz zosta Rozpruwaczem.
Thomas pokrci gow. Rozpruwacz, to wcale nie brzmiao zachcajco. Idc dalej,
skupi sw uwag na widoku po drugiej stronie Strefy, na miejscu, ktre Alby nazwa
Grzebarzyskiem. Im bliej muru, tym bardziej drzewa staway si grubsze i rosy znacznie
gciej, miay w sobie wicej ycia i lici. Mroczne cienie wypeniay gbi lasu pomimo
wczesnej pory dnia. Thomas spojrza w gr, mruc oczy, w kocu dostrzeg soce, cho

wygldao dziwnie - byo bardziej pomaraczowe, ni by powinno. Zda sobie spraw, e to


kolejny dowd na wybirczo jego pamici.
Skierowa wzrok na Grzebarzysko, jednak jarzcy si dysk wci unosi si przed jego
oczami. Zmruy oczy, aby go przegoni, gdy nagle ponownie dostrzeg czerwone wiateka,
ktre zamigotay gboko w ciemnoci lasu.
Co to jest? - zastanawia si, poirytowany, e Alby nie odpowiedzia mu wczeniej.
Caa ta otoczka tajemniczoci dziaaa mu ju na nerwy.
Alby zatrzyma si, a Thomas ze zdziwieniem zorientowa si, e dotarli do
Poudniowych Wrt. Dwie ciany wznosiy si przed nimi, tworzc wyjcie. Masywne pyty z
szarego kamienia pokryway liczne pknicia i gsty bluszcz, przez co sprawiay wraenie tak
starych, jak tylko Thomas by w stanie sobie wyobrazi. Wycign szyj, aby dostrzec szczyt
murw wznoszcych si wysoko ponad nimi. Zakrcio mu si w gowie i dozna
niezwykego wraenia, e spoglda w d, a nie w gr. Cofn si chwiejnym krokiem, po
raz kolejny podziwiajc konstrukcj swojego nowego domu, a nastpnie skierowa wzrok na
Alby ego, ktry sta obrcony plecami w stron wyjcia.
- Tam znajduje si Labirynt - powiedzia Alby, wskazujc kciukiem przez rami, a
nastpnie zamilk. Thomas spojrza we wskazanym kierunku, przez szpar w cianach, ktre
tworzyy wyjcie ze Strefy. Korytarze na zewntrz wyglday tak samo jak te, ktre widzia
nad ranem z okna przy Wschodnich Wrotach. Myl ta przyprawia go o dreszcze, sprawiajc,
e zastanawia si, czy lada moment nie zaatakuje ich wybiegajcy zza rogu Bldoerca.
Zrobi krok w ty, nim zda sobie spraw, co czyni.
Uspokj si - zbeszta si w mylach, zawstydzony.
Alby kontynuowa.
- Jestem tu ju dwa lata. Ci, ktrzy przybyli tu przede mn, w wikszoci nie yj. Thomas wybauszy oczy, serce uderzao mu o ebra jak optane. - Od dwch lat prbujemy
znale std wyjcie i nic. Cholerne mury przemieszczaj si kadej nocy, tak samo jak te
przed nami. Sporzdzenie mapy nie jest wcale takie proste. - Skin gow w kierunku
budynku z betonu, w ktrym wczorajszej nocy zniknli Zwiadowcy.
Kujcy bl przeszy Thomasowi czaszk - zbyt wiele informacji naraz zalewao jego
umys. Byli tutaj od dwch lat? Mury Labiryntu si przemieszczay? Ile osb zgino? Zrobi
krok naprzd, chcc zobaczy Labirynt na wasne oczy, jak gdyby odpowiedzi czekay tam na
niego wyobione w skalnych murach.
Alby wycign do i pchn Thomasa w pier, odpychajc go.
- Tam nie wejdziesz, sztamaku.

Thomas poskromi swoj dum.


- Dlaczego?
- Wydaje ci si, e wysaem do ciebie Newta przed pobudk dla zabawy? Purwa, to
jest Pierwsza Zasada. Jedyna, ktrej nie moesz zama, bo nigdy ci nie odpucimy. Nikomu,
ale to nikomu, oprcz Zwiadowcw, nie wolno wchodzi do Labiryntu. Jeeli zamiesz t
zasad i wczeniej nie zabij ci Bldoercy, to sami ci zatuczemy, rozumiesz?
Thomas przytakn, przeklinajc w mylach Albyego. By pewien, e przesadza. Mia
nadziej, e tak wanie byo. Tak czy inaczej, jeeli mia jakiekolwiek wtpliwoci odnonie
tego, co ubiegej nocy powiedzia Chuckowi, to wanie znikny. Chcia zosta Zwiadowc.
Bdzie Zwiadowc. Gboko wewntrz wiedzia, e musi tam i, e musi wej do
Labiryntu. Pomimo wszystkiego, czego dowiedzia si i dowiadczy, uczucie to wzywao go,
nie dajc mu spokoju, niczym gd lub pragnienie.
Nagy ruch na murze, po lewej stronie Poudniowych Wrt, przyku jego uwag.
Zaskoczony, zareagowa natychmiast, spogldajc w sam por, by dostrzec bysk srebra.
Kpa bluszczu poruszya si w chwili, gdy co w niej znikno.
Thomas wskaza palcem na cian.
- Co to byo? - zapyta, nim Alby zdy go ponownie uciszy.
Alby nie spojrza nawet we wskazanym kierunku.
- adnych pyta, dopki nie skoczymy, wieuchu. Ile razy mam ci jeszcze
powtarza? - Przerwa, a nastpnie westchn. - To ukolec. W ten sposb obserwuj nas
Stwrcy. Lepiej, eby nie...
Przerwa mu grzmicy donony alarm, ktry rozbrzmiewa ze wszystkich stron.
Thomas zasoni uszy, rozgldajc si wok. Ryczca syrena o mao nie sprawia, e serce
wyskoczyo mu z piersi. Jednak kiedy ponownie spojrza na Albyego, powstrzyma emocje.
Alby nie wyglda na przestraszonego. Wydawa si by raczej... zdziwiony.
Zaskoczony. Alarm rozbrzmiewa, odbijajc si echem od murw.
- Co si dzieje? - zapyta Thomas. Uspokoi si, e jego przewodnik nie podziela
drczcych go obaw o nadchodzcym kocu wiata, jednak Thomas mia ju dosy
zalewajcych go fal paniki.
- Dziwne. - Byo to jedyne sowo, ktre wypowiedzia Alby, rozgldajc si uwanie
po Strefie. Thomas dostrzeg rozgldajcych si wok ludzi w zagrodach, najwyraniej tak
samo jak on zmieszanych. Jeden z nich, chudy, ubocony chopak, krzykn do Albyego:
- Co jest z tym nie tak? - I spojrza z jakiego powodu na Thomasa.
- Nie wiem - odburkn Alby nieobecnym gosem.

Thomas nie mg ju tego znie.


- Alby! Co si dzieje?
- Pudo, smrodasie, Pudo! - To wszystko, co odpowiedzia Alby, zanim ruszy
szybkim krokiem, bdcym oznak paniki, w stron centrum Strefy.
- Co z nim? - dopytywa si Thomas, starajc si dotrzyma mu kroku. Mw
wreszcie! - chcia do niego wykrzycze.
Jednak Alby nie odpowiedzia ani nie zwolni kroku, a Thomas, podchodzc coraz
bardziej do windy, zauway dziesitki dzieciakw biegajcych po dziedzicu. Dostrzeg
Newta i zawoa go, starajc si opanowa przybierajcy na sile strach, powtarzajc sobie, e
wszystko bdzie dobrze, e musi by jakie sensowne wyjanienie tej sytuacji.
- Newt, co si dzieje?! - krzykn.
Newt spojrza na niego, nastpnie skin gow i podszed, dziwnie spokojny w rodku
panujcego wok chaosu. Pacn go w plecy.
- W Pudle nadciga cholerny Njubi. - Przerwa, jak gdyby oczekiwa, e Thomas
bdzie pod wraeniem tej informacji. - Wanie teraz.
- No i? - Przygldajc si uwaniej Newtowi, Thomas zda sobie spraw, e to, co
wczeniej postrzega jako spokj, w rzeczywistoci byo niedowierzaniem. By moe nawet
podekscytowaniem.
- A to - odpowiedzia Newt - e nigdy wczeniej w tym samym miesicu nie pojawio
si dwch wieuchw, a co dopiero dwa dni pod rzd.
Powiedziawszy to, pobieg w kierunku Bazy.
Po dwch minutach nieustannego ryku alarm w kocu usta. Tum zebra si na rodku
dziedzica wok stalowych drzwi, przez ktre Thomas - zaskoczony, uwiadomi to sobie przyby zaledwie wczoraj.
Wczoraj, pomyla. Czy to naprawd wydarzyo si zaledwie wczoraj?
Kto klepn go w rk. Thomas obrci si i ujrza stojcego przy nim Chucka.
- Jak tam, wieuchu? - zapyta Chuck.
- W porzdku - odpowiedzia, pomimo e byo to dalekie od prawdy. Wskaza na
drzwi windy. - Dlaczego wszyscy tak wiruj? Przecie kady z nas tak si tu dosta.
Chuck wzruszy ramionami.
- A bo ja wiem? W sumie to zawsze pojawiali si regularnie. Raz w miesicu, zawsze
tego samego dnia. Moe ci, co za tym stoj, zdali sobie spraw, e twoja obecno tutaj to
jedna wielka poraka i wysali lepszy model. - Rozemia si piskliwym chichotem,
szturchajc Thomasa okciem w ebra i sprawiajc, e w jaki niewytumaczalny sposb

Thomas polubi go jeszcze bardziej.


Thomas spojrza na swojego nowego przyjaciela z udawan zoci.
- Zaczynasz mi dziaa na nerwy.
- Wiem, ale mimo to jestemy kumplami? - zapyta Chuck, parskajc miechem.
- Wyglda na to, e nie mam za duego wyboru. - Jednak prawda bya taka, e
Thomas potrzebowa przyjaciela, a Chuck nadawa si idealnie.
Chuck skrzyowa ramiona z wyrazem zadowolenia wypisanym na twarzy.
- W takim razie postanowione, wieuchu. Tutaj kady z nas potrzebuje kumpla.
Thomas chwyci Chucka za konierz, zgrywajc si.
- Ogay, kumplu, w takim razie zwracaj si do mnie po imieniu albo spuszcz ci
szybem, jak tylko Pudo odjedzie.
- Puci Chucka i wtedy wpada mu do gowy myl. - Zaraz, czy prbowalicie...
- Prbowalimy - przerwa mu Chuck, nim zdoa dokoczy myl.
- Czego?
- Powrotu wind po wyadunku - odpowiedzia Chuck.
- Nic z tego. Pudo nie ruszy, dopki kto jest w rodku. Thomas przypomnia sobie,
e Alby ju mu o tym wspomina.
- To ju wiem, ale co z...
- Te prbowalimy.
Thomas powstrzyma si od jku niezadowolenia - rozmowa robia si coraz bardziej
irytujca.
- Ciko si z tob dogada. Czego prbowalicie?
- Zejcia szybem po tym, jak winda odjechaa. Nie da si. Moesz otworzy drzwi, ale
napotkasz jedynie bezkresn przestrze, otcha i ciemno. adnych lin, zero. Nie ma takiej
opcji.
- Jak to moliwe? Czy...
- Prbowalimy.
Tym razem Thomas jkn.
- Ale czego?!
- Wrzuci jakie rzeczy do szybu. Nigdy nie usyszelimy, jak uderzaj o ziemi.
Spadaj ca wieczno.
Thomas zawaha si, zanim odpowiedzia, nie chcc, aby Chuck ponownie mu
przerwa.
- A ty co, czytasz w mylach czy jak? - zapyta, starajc si woy w to jak najwicej

sarkazmu.
- Nie, po prostu jestem genialny - odpowiedzia Chuck, puszczajc do niego oko.
- Nigdy wicej nie wa si puszcza do mnie oka - rzuci Thomas z umiechem.
Chuck moe i by irytujcy, jednak byo w nim rwnie co, co sprawiao, e wszystko
wydawao si mniej straszne.
Thomas wzi gboki oddech i spojrza z powrotem na tum ludzi zebrany wok
szybu.
- Wic ile jeszcze do dostawy?
- Zazwyczaj okoo p godziny od alarmu.
Thomas zastanowi si przez chwil. Musiao by co, czego jeszcze nie prbowali.
- Jeste pewien odnonie tego szybu? Czy prbowalicie... - przerwa, czekajc na
wtrcenie ze strony Chucka, jednak ten milcza. - Czy prbowalicie zrobi lin?
- Tak, z bluszczu. Najdusz, jak si chopakom udao uple. Powiedzmy, e ten
may eksperyment si nie powid.
- Co masz na myli?
Co znowu? - pomyla Thomas.
- Nie byo mnie przy tym, jednak syszaem, e chopak, ktry zgosi si na
ochotnika, ledwo zszed trzy metry w d, kiedy co furkno w powietrzu i przecio go na
p.
- Ze co? - rozemia si Thomas. - W yciu w to nie uwierz.
- Ach tak, mdralo. Widziaem koci tej ofermy. Przecite rwniutko na p. Trzymaj
go dla przestrogi, eby innych gupota nie korcia.
Thomas czeka, a Chuck si rozemieje lub chocia umiechnie, poniewa to musia
by art. Czy kto kiedy sysza, aby przecito kogo na p? Jednak Chuck milcza.
- Ty tak na powanie?
Chuck wlepi w niego oczy.
- Nie jestem kamc, wie... Thomasie. Chodmy, zobaczymy, kogo przywiao. Nie
mog uwierzy, e bye wieuchem tylko przez jeden dzie, cholerny klumpasie.
Idc, Thomas zada ostatnie pytanie.
- Skd wiecie, e to nie jest zaopatrzenie albo prowiant?
- Wtedy alarm si nie wcza - odpowiedzia Chuck. - Zaopatrzenie dostajemy co
tydzie o tej samej porze. Hej, spjrz. - Zatrzyma si i wskaza na kogo w tumie. By to
Gally, ktry utkwi wzrok wanie w nich.
- O purwa - powiedzia Chuck. - Chyba ci nie polubi.

- Taa - wymamrota Thomas. - Tyle to i ja ju wiem. Zreszt z wzajemnoci.


Chuck szturchn Thomasa okciem i chopcy doczyli do zebranych gapiw,
nastpnie oczekiwali w milczeniu na rozwj wydarze. Wszelkie pytania kbice si gowie
Thomasa wyparoway. Straci ch do rozmowy po spotkaniu z Gallym. Chuck najwyraniej
wrcz przeciwnie.
- Zapytaj go, na czym polega problem - powiedzia, starajc si brzmie jak twardziel.
Thomas chcia by na tyle odwany, jednak pomys ten wydawa si obecnie
najgorsz z opcji.
- Wiesz, on ma znacznie wicej kumpli ode mnie, wic nie warto z nim zadziera.
- No tak, ale ty jeste mdrzejszy. Zao si te, e jeste od niego szybszy. Bez
problemu powaliby go i tych jego kumpli.
Jeden z chopakw stojcych przed nimi spojrza na nich przez rami z wyran
irytacj.
Pewnie jaki jego kumpel, pomyla Thomas.
- Przymknij si - sykn na Chucka.
Drzwi za nimi zamkny si z trzaskiem. Thomas odwrci si i zobaczy
zmierzajcych w ich stron Alby ego i Newta, ktrzy przed chwil wyszli z Bazy. Obaj
wygldali na wykoczonych.
Ich widok ponownie przywoa w pamici Thomasa przeraajcy obraz wijcego si w
ku z blu Bena.
- Stary, bdziesz musia mi kiedy wyjani, o co chodzi z t ca Przemian. Co oni
tam robi z tym biedakiem?
Chuck wzruszy ramionami.
- Nie znam szczegw. Bldoercy robi jakie paskudne rzeczy, sprawiaj, e ciao
przemienia si co okropnego. Po wszystkim... jeste jaki inny.
Thomas zwietrzy szans na uzyskanie w kocu konkretnej odpowiedzi.
- Jak to inny? Co przez to rozumiesz? I co Bldoercy maj z tym wsplnego? Czy to
wanie mia na myli Gally, kiedy wspomina o udleniu?
- Cicho! - odpar Chuck, przykadajc palec do ust.
Thomas o mao nie krzykn z frustracji, jednak si nie odezwa. Postanowi, e
wycignie to z niego pniej, bez wzgldu na to, czy mu si to spodoba, czy nie.
Alby oraz Newt dotarli do zgromadzenia i przepychajc si przez tum, zajli miejsce
z przodu, tu przed wazem do Puda. Wszyscy wyczekiwali w skupieniu i po raz pierwszy
Thomas usysza zgrzyt i szczk nadjedajcej windy, ktry przypomnia mu o jego wasnej

koszmarnej podry ubiegego dnia. Ogarn go smutek, podobny do tego, ktry odczuwa,
obudziwszy si w ciemnoci bez pamici. Zrobio mu si al osoby, ktra teraz musiaa
przechodzi przez to samo.
Stumiony huk obwieci przyjazd dziwacznej windy.
Thomas obserwowa w napiciu, jak Alby i Newt zajmuj miejsca po przeciwnych
stronach szybu. Szpara dzielia metalowe drzwi dokadnie na rodku, a po obu jej stronach
znajdoway si niewielkie uchwyty. Przy akompaniamencie metalicznego zgrzytu drzwi
stany otworem i obok pyu z otaczajcych murw wzbi si w powietrze.
W Strefie zalega cakowita cisza. W momencie, gdy Newt przechyli si w stron
Puda, sabe beczenie kz odbio si echem po dziedzicu. Thomas wychyli si do przodu tak
bardzo, jak tylko mg, w nadziei, e uda mu si dostrzec nowo przybyego.
Nagle Newt odskoczy, przyjmujc z powrotem pozycj pionow, na jego twarzy
malowao si wyrane zmieszanie.
- Ja pikol... - wyduka, rozgldajc si z niedowierzaniem dookoa.
W tym czasie Alby rwnie przyjrza si przybyszowi, reagujc podobnie.
- Niemoliwe - mrukn, niemal w transie.
Grad pyta rozleg si wokoo, gdy wszyscy zaczli si przepycha w stron szybu.
Co oni tam widz? - zastanawia si Thomas. Co tam zobaczyli?!
Poczu dreszcz przeraenia, podobny do tego, ktry towarzyszy mu, kiedy podchodzi
do okna, aby zobaczy Bldoerc.
- Spokj! - wrzasn Alby, uciszajc tum. - Powiedziaem, spokj!
- Co si stao?! - krzykn kto z tyu.
Alby powsta.
- Dwa wieuchy w dwa dni pod rzd - wyduka, niemal szeptem. - A teraz jeszcze to.
Przez cae dwa lata nic, a teraz co takiego. - Nastpnie, z jakiego powodu, spojrza wprost
na Thomasa. - O co tu chodzi, wieuchu?
Thomas patrzy na niego zmieszany. Twarz zalaa mu purpura a odek wywraca si
do gry nogami.
- A skd ja mam to niby wiedzie?
- Alby, dlaczego nam nie powiesz, co tam, purwa, jest? - zawoa Gally.
Rozlegy si kolejne szmery i tum ponownie napar w kierunku szybu.
- Spokj, smrodasy! - wrzasn Alby. - Powiedz im, Newt.
Newt spojrza w d windy po raz kolejny, nastpnie przenis wzrok na tum i
powiedzia z powag:

- To dziewczyna.
W jednej chwili rozleg si ogromny gwar. Thomas wyapa poszczeglne urywki
rozmw.
- Dziewczyna?
- Pierwszy j bior!
- Jak wyglda?
- Ile ma lat?
Thomas ton w morzu zamieszania. Dziewczyna? Nawet nie przyszo mu do gowy,
aby si zastanowi, dlaczego w Strefie byli sami chopcy. Prawd mwic, nawet tego nie
zauway. Kim ona jest? - zastanawia si. Dlaczego...
Newt ponownie ich uciszy.
- To nie wszystko - powiedzia, a nastpnie wskaza na Pudo. - Ona chyba nie yje.
Kilku gapiw chwycio za liny z bluszczu i winoroli i opucio Alby ego oraz Newta
do Puda, by mogli wydoby ciao dziewczyny. Nastrj peen zdziwienia i skrytego szoku
zapanowa wrd wikszoci mieszkacw Strefy, ktrzy przemieszczali si bezadnie z
zadumanymi minami, kopic kamienie i niemal si nie odzywajc. Nikt si nie przyzna, e
oczekuje, a w kocu zobaczy dziewczyn, jednak Thomas zakada, e byli jej tak samo
ciekawi jak on.
Jednym z chopakw, ktrzy trzymali liny, by Gally, gotowy, by wycign
dziewczyn oraz Alby ego i Newta na powierzchni. Thomas przyglda mu si uwanie.
Jego oczy przepenia mrok. To bya niemal chora fascynacja. Widoczny w tych oczach bysk
przerazi Thomasa.
Z gbi szybu usyszeli gos Albyego, ktry krzykn, e s ju gotowi, i Gally oraz
kilku innych chopcw zaczo wciga liny. Kilka pomrukw pniej bezwadne ciao
dziewczyny spoczo na jednym z kamiennych blokw dziedzica. Wszyscy natychmiast
ruszyli do przodu, tworzc kbowisko wok jej ciaa. Czu byo wyrane podniecenie
unoszce si w powietrzu. Thomas jednak pozosta na swoim miejscu. Dziwna cisza
przyprawia go o gsi skrk, zupenie jakby otworzyli wieko niedawno zoonej do ziemi
trumny.
Pomimo zerajcej go ciekawoci, Thomas nie prbowa nawet podej bliej, aby
lepiej si przyjrze wydarzeniu - wszyscy byli zbyt cinici obok siebie. Jednak sylwetka
dziewczyny migna mu przed oczami, zanim tum j zasoni. Bya chuda, ale nie niska. Z
tego, co zauway, miaa okoo metra siedemdziesit wzrostu. Wygldaa na jakie pitnacie
albo szesnacie lat i miaa czarne wosy. Ale tym, co zwrcio jego szczegln uwag, bya jej

skra - blada, wrcz perowa.


Newt i Alby wspili si chwil pniej po linie, a nastpnie przedarli si przez tum
gapiw do martwego ciaa dziewczyny. Nowo sformowany tum cakowicie zasoni
Thomasowi pole widzenia. Kilka sekund pniej tum ponownie si rozstpi, ukazujc
wskazujcego wprost na Thomasa Newta.
- Podejd no tu, wieuchu - powiedzia, nie zawracajc sobie zbytnio gowy
uprzejmociami.
Serce podskoczyo Thomasowi do garda, donie zaczy mu si poci. Czego od
niego chcieli? Sprawy przybieray coraz to gorszy obrt. Zmusi ciao do wykonania kroku
naprzd, starajc si zachowa wygld czowieka niewinnego, a nie kogo, kto mia win
wypisan na twarzy i prbowa zgrywa niewinitko.
Uspokj si, chopie - powiedzia do siebie. - Przecie nie zrobie nic zego. Ogarno
go jednak dziwne uczucie, e by moe jednak zrobi, tylko nie zdawa sobie z tego sprawy.
Streferzy zebrani wzdu cieki prowadzcej do Newta i dziewczyny wpatrywali si
w niego, gdy ich mija, zupenie jak gdyby ponosi odpowiedzialno za cay Labirynt, Stref
i Bldoercw. Thomas unika kontaktu wzrokowego z ktrymkolwiek z nich, bojc si, e w
jego oczach mog ujrze win.
Podszed do Newta i Albyego, ktrzy klczeli przy dziewczynie. Thomas, nie chcc
spojrze im w oczy, skoncentrowa si na dziewczynie. Pomimo przeraliwej bladoci, bya
naprawd adna. Wicej ni adna. Bya pikna. Miaa jedwabiste wosy, nieskaziteln cer,
idealne usta, dugie nogi. Poczu si nieswojo, mylc w ten sposb o martwej istocie, jednak
nie mg oderwa od niej wzroku.
Wkrtce nie bdzie ju taka liczna - pomyla, odczuwajc delikatne skrcanie w
odku. Niedugo jej ciao zacznie gni... - Zaskoczyy go jego wasne, makabryczne myli.
- Znasz t dziewczyn, sztamaku? - zapyta Alby wkurzonym gosem.
Thomasa zupenie zaskoczyo to pytanie.
- Czy j znam? Oczywicie, e nie. Poza wami nikogo tu nie znam - odpowiedzia.
- Nie o to... - rozpocz Alby, nastpnie powstrzyma si i westchn poirytowany. Chodzio mi o to, czy ona wyglda znajomo? Czy masz wraenie, e ju j gdzie widziae?
- Nie. W ogle. - Thomas przesun si, spojrza w d na swoje stopy, a nastpnie z
powrotem na dziewczyn.
Alby zmarszczy czoo.
- Na pewno? - Wyglda, jakby nie uwierzy w ani jedno jego sowo. Niemal kipia z
wciekoci.

Dlaczego on sdzi, e mam z ni cokolwiek wsplnego? - zastanawia si w mylach


Thomas. Napotka gniewne spojrzenie Albyego i udzieli jedynej odpowiedzi, jak zna.
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Purwa - mrukn Alby, ponownie spogldajc na dziewczyn. - To nie moe by
przypadek. Dwa wieuchy w dwa dni, jeden ywy i jeden martwy.
Nagle sowa Albyego zaczy nabiera znaczenia, wywoujc u Thomasa panik.
- Chyba nie mylisz, e ja... - Nie potrafio mu to nawet przej przez gardo.
- Luzuj polady - powiedzia Newt. - Nikt nie mwi, e j zatuke.
Umys Thomasa zawirowa. By pewien, e nigdy wczeniej jej nie widzia - jednak
nuta niepewnoci i tak wkrada si do jego umysu.
- Przysigam, w ogle jej nie kojarz - odpowiedzia. Mia ju dosy oskare.
- Czy jeste...
Zanim Newt skoczy wypowiada zdanie, dziewczyna zerwaa si gwatownie do
pozycji siedzcej. Biorc ogromny wdech powietrza, otworzya rwnie oczy i zamrugaa,
wpatrujc si w tum zebrany wok niej. Alby krzykn i upad na plecy. Newt wyda
stumiony okrzyk i poderwa si, odskakujc na bok. Thomas nie ruszy si z miejsca,
wpatrujc si w dziewczyn, sparaliowany ze strachu.
Dziewczyna patrzya na nich roziskrzonymi bkitnymi oczami, gwatownie apic
powietrze. Jej rowe usta dray, gdy prbowaa wypowiedzie jakie sowa, zupenie
niezrozumiae. W kocu przemwia - gosem guchym i udrczonym, aczkolwiek wyranym.
- Nic ju nie bdzie takie jak kiedy.
Thomas wpatrywa si ni ze zdumieniem, kiedy przewrcia oczami i upada z
powrotem na ziemi. Jej prawa pi, zesztywniaa tak jak jej ciao, skierowana bya w niebo.
W zacinitej doni trzymaa pognieciony kawaek papieru.
Thomas prbowa przekn lin, jednak jego gardo byo zbyt suche. Newt podbieg
do ciaa dziewczyny, rozwar palce jej doni i wycign z nich zwitek papieru. Drcymi
rkoma rozoy go, a nastpnie upad na kolana, wypuszczajc kartk z rki. Thomas
przysun si, aby spojrze.
Grubymi, czarnymi literami, na papierze sze nagryzmolonych sw ukadao si w
cao:
Ona jest ostatnia.
Kolejnych nie bdzie.
Nad Stref zapanowaa niezmcona cisza. Zupenie jak gdyby potne tornado
przetoczyo si przez dziedziniec i wessao wszelki dwik. Newt odczyta wiadomo na

gos tym, ktrzy nie widzieli zwitka papieru, jednak miast wybuchu wszechobecnego
zamieszania, Streferzy stali w miejscu oniemiali.
Thomas spodziewa si wrzaskw, pyta i ktni. Jednak nikt nie odezwa si nawet
sowem. Wszystkie oczy utkwione byy w dziewczyn, ktra leaa niczym we nie, a jej
pier unosia si i opadaa w rytmie pytkich oddechw. W przeciwiestwie do pierwotnej
diagnozy, teraz na jej twarzy malowao si ycie.
Widok powstajcego Newta rozpali w Thomasie nadziej na jakie wytumaczenie,
na gos rozsdku, wewntrzne uspokojenie. Jednak Newt zgnit jedynie kartk w doni, e a
yy pulsoway mu pod skr, i serce Thomasa zamaro. Nie wiedzia dlaczego, jednak ta
sytuacja napawaa go wielkim niepokojem.
Alby zczy donie wok ust i krzykn:
- Plaster!
Thomas zastanawia si nad znaczeniem tego sowa. Wiedzia, e sysza je ju
wczeniej, jednak nagle wyleciao mu z gowy. Dwch starszych chopakw przepychao si
przez tum. Jeden z nich by wysoki i krtko ostrzyony, z nosem wielkoci okazaej cytryny.
Drugi z nich by niskiego wzrostu, a po bokach gowy siwe wosy przeplatay mu si z
czarnymi. Thomas mia nadziej, e ci dwaj rzuc nieco wiata na ca t spraw.
- Co z ni robimy? - zapyta wikszy z chopcw, gosem wiele wyszym, ni Thomas
si spodziewa.
- Skd mam wiedzie? - odpowiedzia Alby. - To wasza dziaka, wic co wymylcie.
Plaster - powtrzy w mylach Thomas. - To pewnie rodzaj tutejszego medyka.
Niski chopak kuca ju przy dziewczynie, mierzc jej ttno oraz nasuchujc oddechu.
- Kto pozwoli Clintowi jako pierwszemu si z ni zabawi? - krzykn kto z tumu.
Rozbrzmiay salwy miechu.
- Ja jestem po nim!
Jak mog si teraz zgrywa? - zastanawia si Thomas.
- Dziewczyna jest ledwie ywa. Zrobio mu si sabo.
Alby zmruy oczy, usta wykrzywi mu niewielki umiech, ktry zupenie nie
wskazywa na to, e mia cokolwiek wsplnego z poczuciem humoru.
- Jeeli ktry ruszy dziewczyn - przemwi - to nock spdzi z Bldoercami w
Labiryncie. Nie ma zmiuj. - Przerwa, obracajc si powoli wok, jak gdyby zaleao mu na
tym, aby wszyscy zobaczyli jego twarz. - Niech nikt nie way si jej ruszy! Nikt!
Po raz pierwszy Thomasowi spodobao si to, co usysza z ust Albyego.
Niski chopak, ktrego nazwano Plastrem - mia na imi Clint, o ile Thomas dobrze

zrozumia - zakoczy ogldziny.


- Wyglda, e nic jej nie jest. Rwny oddech, bicie serca w normie, chocia nieco
powolne. Moemy jedynie zgadywa, ale wydaje mi si, e jest w piczce. JefF, zabierzmy
j do Bazy.
Jego kolega, Jeff, podszed i podnis j za rce, natomiast Clint chwyci dziewczyn
za stopy. Thomas aowa, e mg si jedynie bezczynnie temu przyglda - z kad kolejn
sekund zaczyna powtpiewa coraz bardziej w prawdziwo wypowiedzianych wczeniej
sw. Ona naprawd wygldaa znajomo. Co wicej, czu si z ni zwizany, chocia nie
wiedzia dlaczego. Myl ta nie dawaa mu spokoju, rozejrza si wic dookoa, na wypadek
gdyby kto usysza jego myli.
- Na trzy - powiedzia wyszy z medykw, Jeff, ktry zginajc si wp, przy swoim
wzrocie wyglda zabawnie, niczym modliszka. - Raz... dwa... trzy!
Podnieli dziewczyn szybkim szarpniciem, niemal wyrzucajc j w powietrze, i
Thomas o may wos nie nawrzeszcza na nich, by byli bardziej uwani. Najwyraniej bya o
wiele lejsza, ni przypuszczali.
- Trzeba bdzie j obserwowa - rzuci Jeff, nie zwracajc si do nikogo konkretnego.
- Moemy podawa jej zup, dopki si nie obudzi.
- Po prostu miejcie na ni oko - skwitowa Newt. - Musi by w niej co wyjtkowego,
skoro j tu przysali.
Thomas poczu cisk w odku. Wiedzia, e jego i t dziewczyn w jaki sposb co
czyo. Przybyli do Strefy w odstpie jednego dnia, wydawaa mu si znajoma, pomimo
dowiadczenia tak wielu okropiestw, odczuwa przemon potrzeb zostania Zwiadowc...
Co to wszystko mogo oznacza?
Alby pochyli si, aby spojrze dziewczynie jeszcze raz w oczy, zanim j zabior.
- Pocie j w pokoju obok Bena i pilnujcie dzie i noc. Chc o wszystkim wiedzie.
Niewane, czy bdzie gadaa przez sen, czy walnie klumpa w spodnie - macie mnie od razu
powiadomi.
- Jasne - mrukn Jeff. Nastpnie wraz z Cliffem odeszli w stron Bazy. Powczc
nogami, nieli ze sob bujajce si ciao dziewczyny, a zebrani gapowicze w kocu zaczli
komentowa ca sytuacj, zagszczajc powietrze rnorakimi teoriami.
Thomas przyglda si temu w niemej kontemplacji. To dziwne powizanie midzy
nim a dziewczyn nie byo jedynym, co odczuwa. Zawoalowane oskarenia sprzed kilku
minut dowodziy, e inni rwnie co podejrzewali, tylko co? By ju cakowicie skoowany,
a obwinianie go o kolejne rzeczy sprawiao, e czu si jeszcze gorzej. Zupenie jakby

czytajc w jego mylach, Alby podszed do Thomasa i chwyci go za rami.


- Na pewno nigdy wczeniej jej nie widziae? - zapyta.
Thomas zawaha si, zanim odpowiedzia.
- Nie... nie przypominam jej sobie. - Mia nadziej, e jego roztrzsiony gos nie
zdradzi drzemicych w nim wtpliwoci. Co, jeeli jednak j zna? Co wtedy?
- Jeste pewien? - dopytywa Newt, stajc tu za Albym.
- Nie... nie wydaje mi si. Dlaczego tak mnie maglujecie? - Jedyne, czego Thomas w
tej chwili pragn, to aby zapad ju zmierzch, aby mg ju zosta sam i odpocz od tego
zamieszania.
Alby pokrci gow, nastpnie odwrci si w stron Newta, zwalniajc rami
Thomasa z ucisku.
- Co tu mierdzi. Zwoaj Zgromadzenie.
Powiedzia to na tyle cicho, e nikt oprcz Thomasa nie mg tego usysze, jednak
nie wryo to niczego dobrego. Po tych sowach odeszli, a Thomas odczu ulg na widok
zmierzajcego w jego stron Chucka.
- Chuck, co to jest Zgromadzenie?
Chopak wyglda na zadowolonego z faktu, e zna odpowied.
- To spotkanie Opiekunw. Zwouj je wycznie wtedy, kiedy dzieje si co
dziwnego lub strasznego.
- Wydaje mi si, e dzisiejsze wydarzenia speniaj oba te kryteria. - Gone burczenie
w brzuchu przerwao myli Thomasa. - Nie dokoczyem niadania - doda. - Dostaniemy
gdzie co do jedzenia? Konam z godu.
Chuck spojrza na niego, unoszc brwi.
- Na widok tej laski wczyo ci si ssanie? Czowieku, jeste o wiele bardziej
porbany, ni sdziem.
Thomas westchn.
- Po prostu skouj mi jakie arcie.
Kuchnia bya niewielka, jednak znajdowao si w niej wszystko, co byo potrzebne do
przygotowania porzdnego posiku. Duy piekarnik, mikrofalwka, zmywarka, kilka stow.
Wygldaa na star i zuyt, lecz schludn. Widok sprztw kuchennych oraz znajomy ukad
pomieszczenia sprawi, e wspomnienia - prawdziwe, wyrane wspomnienia - pukay niemal
do bram jego wiadomoci. Jednak po raz kolejny brakowao kluczowych fragmentw tej
ukadanki - imion, twarzy, miejsc czy wydarze. Mona si byo wciec.
- Siadaj - zaprosi Chuck. - Przygotuj ci co. Ale to ju ostatni raz. Mamy szczcie,

e Patelniaka nie ma w pobliu, Wcieka si, kiedy buszujemy w jego lodwce.


Thomasowi ulyo, e byli sami. Podczas gdy Chuck grzeba w lodwce w
poszukiwaniu jedzenia, Thomas zdj z plastikowego stolika drewniane krzeso i usiad.
- To jaki obd. Jakim cudem to si mogo wydarzy? Kto nas tu zesa. Jaki
szaleniec.
Chuck zatrzyma si.
- Przesta si uala. Po prostu pogd si z tym i wicej o tym nie myl.
- Akurat. - Thomas spojrza przez okno. To by odpowiedni moment na zadanie
jednego z miliona kbicych si w jego umyle pyta. - Skd bierzecie prd?
- A kogo to obchodzi?
A to ci niespodzianka, pomyla Thomas. Brak odpowiedzi.
Chuck pooy na stole dwa talerze, na ktrych znajdoway si kanapki i marchewki.
Chleb by gruby i biay, marchewki lnice i jasnopomaraczowe. odek intensywnie
pogania Thomasa. Podnis kanapk i zatopi w niej apczywie zby.
- O rany! - wymamrota z penymi ustami. - Przynajmniej arcie jest tu dobre.
Thomasowi udao si skoczy posiek, nie bdc niepokojonym przez Chucka. Mia
szczcie, e Chuck nie przejawia ochoty na rozmow, poniewa pomimo wszystkich tych
dziwnych rzeczy, ktrych dowiadczy odnonie swoich nibywspomnie, ponownie si
uspokoi. Z penym odkiem i uzupenionym zapasem energii, wdziczny za kilka chwil
spokoju, zdecydowa, e od tej pory nie bdzie wicej narzeka i stawi czoa rzeczywistoci.
Przeknwszy ostatni kawaek posiku, Thomas opar si wygodnie na krzele.
- Powiedz mi, Chuck - zacz, wycierajc usta w chusteczk - co mam zrobi, aby
zosta Zwiadowc?
- Ty znowu o tym. - Chuck spojrza na kompana znad talerza, z ktrego wybiera
okruszki chleba. Wyda z siebie ciche, bulgoczce beknicie, ktre przyprawio Thomasa o
odruch wymiotny.
- Alby mwi, e niedugo rozpoczn okres prbny pod okiem rnych Opiekunw.
Kiedy wic przyjdzie pora na Zwiadowcw? - Thomas czeka cierpliwie na uzyskanie w
kocu jakich konkretnych informacji.
Chuck w dramatycznym gecie przewrci oczami, nie pozostawiajc adnych
wtpliwoci, co sdzi o jego pomyle.
- Powinni wrci za par godzin. Dlaczego wic ich o to nie zapytasz?
Thomas zignorowa sarkazm, drc temat dalej.
- Co oni robi, kiedy wracaj wieczorem? Co znajduje si wewntrz betonowego

budynku?
- Mapy. Spotykaj si zaraz po powrocie, zanim o wszystkim zapomn.
Mapy? Thomas mia mtlik w gowie.
- Skoro prbuj nakreli map, to dlaczego nie zabieraj ze sob papieru? - zapyta.
Mapy. To zaintrygowao go bardziej ni wszystko, co wczeniej usysza. To bya
pierwsza rzecz, ktra sugerowaa moliwo znalezienia wyjcia z tej sytuacji.
- Pewnie, e zabieraj, jednak i tak musz przedyskutowa i przeanalizowa par
rzeczy. Dodatkowo - wyjani Chuck, przewracajc oczami - wikszo czasu zajmuje im
przeprowadzanie zwiadu, a nie pisanie. Dlatego nazywaj si Zwiadowcami.
Thomas rozmyla przez chwil o mapach i Zwiadowcach. Czy to moliwe, aby
Labirynt rzeczywicie by tak ogromny, e od dwch lat nie potrafili znale z niego wyjcia?
Wydawao si to niemoliwe. Przypomnia sobie jednak, jak Alby wspomina co o
przesuwajcych si murach. Co, jeeli skazano ich na doywocie w tym miejscu?
Skazano. Sowo to wywoao u niego przypyw paniki i sprawio, e iskierka nadziei,
ktra pojawia si wraz z uczuciem napenionego odka, zasyczaa cicho i zgasa.
- Chuck, a co, jeeli wszyscy jestemy przestpcami? Jeeli jestemy mordercami albo
innymi zwyrodnialcami?
- Ze co? - Chuck spojrza na niego jak na kogo niespena rozumu. - Skd e to
wytrzasn?
- Zastanw si. Nasze wspomnienia wymazano. yjemy wewntrz miejsca, z ktrego
nie ma wyjcia, otoczeni przez krwioerczych kreaturostranikw. Czy to nie przypomina ci
czasem wizienia? - Kiedy Thomas wypowiedzia swoje przypuszczenia na gos, wyday mu
si one jeszcze bardziej wiarygodne. Na sam myl o tym zrobio mu si niedobrze.
- Stary, ja mam jakie dwanacie lat - powiedzia Chuck, uderzajc si kciukiem w
pier. - No, gra trzynacie. Naprawd sdzisz, e zrobiem co, za co mgbym trafi do
wizienia na reszt mojego ycia?
- Nie obchodzi mnie, czy co zrobie, czy nie. Tak czy inaczej, osadzono ci w
wizieniu. Czy to miejsce wyglda jak wakacyjny kurort?
Cholera, pomyla Thomas. Mam nadziej, e si myl.
Chuck zaduma si przez chwil.
- Czy ja wiem? Lepsze to ni...
- Tak, wiem, lepsze to ni kupa klumpu. - Thomas wsta i przysun krzeso do stou.
Lubi Chucka, jednak jakakolwiek prba przeprowadzenia z nim inteligentnej rozmowy bya
niemoliwa. Nie wspominajc nawet o dochodzcej do tego irytacji i frustracji. - Zrb sobie

jeszcze jedn krom, ja id na zwiad. Widzimy si wieczorem.


Wyszed z kuchni na dziedziniec, zanim Chuck zdy zaoferowa mu swoje
towarzystwo. Drzwi Puda byy zamknite, mieszkacy Strefy zajmowali si swoimi
codziennymi obowizkami, skpani w promieniach poyskujcego na niebie soca. Nie byo
ladu szalonej lunatyczki z przesaniem o zagadzie.
Poniewa poprzedniego dnia nie zobaczy wszystkiego, Thomas postanowi przyjrze
si Strefie na wasn rk. Uda si do pnocnowschodniej czci, w kierunku wielkich
rzdw zielonych odyg kukurydzy, ktre wyglday na gotowe do zbiorw. Byy tam te
inne warzywa: pomidory, saata, groch oraz wiele innych gatunkw, ktrych Thomas nie
rozpoznawa.
Wzi gboki oddech, zacigajc si cudown woni ziemi i wieych warzyw. By
niemal pewien, e zapach ten wywoa u niego jakie pozytywne wspomnienia, jednak tak si
nie stao. Podchodzc bliej, spostrzeg, e kilku chopcw pielio oraz zbierao uprawy na
mniejszych polach. Jeden z nich pomacha do niego, umiechajc si. Naprawd si do niego
umiechn.
Moe to miejsce nie jest w sumie takie straszne, pomyla Thomas. Nie wszyscy tutaj
musz by palantami.
Ponownie zacign si przyjemn woni wiejskiego powietrza i oczyci umys z
wszelkich myli. Byo jeszcze mnstwo innych rzeczy, ktre chcia tu zobaczy.
Uda si do poudniowowschodniej czci Strefy, gdzie znajdoway si licho
wygldajce drewniane ogrodzenia, za ktrymi trzymane byy krowy, kozy, owce i winie.
Nie byo jednak koni. Ale lipa! - pomyla. - Jedcy byliby z pewnoci szybsi od pieszych
Zwiadowcw.
Gdy podszed bliej, zda sobie spraw, e we wczeniejszym yciu musia mie do
czynienia ze zwierztami. Ich zapach, wydawane przez nie odgosy - wszystko to wydawao
mu si bardzo znajome.
Ta wo nie bya co prawda tak przyjemna, jak zapach warzyw, jednak Thomas
wyobraa sobie, e mogo by gorzej. Rozgldajc si po farmie, uwiadomi sobie, jak
bardzo mieszkacy Strefy dbali o to miejsce, jak schludnie jest ono utrzymane. By pod
wraeniem tego, jak dobrze musieli by zorganizowani i jak ciko wszyscy musieli
pracowa. Mg sobie jedynie wyobrazi, jak wielki baagan zapanowaby tu, gdyby wszyscy
si lenili i zapucili to miejsce na dobre.
Na kocu uda si do poudniowozachodniej czci Strefy, rozcigajcej si w pobliu
lasu.

Mijajc pojedyncze, szkieletowe konary drzew znajdujcych si na obrzeach gstego


lasu, Thomas wzdrygn si zaskoczony, gdy co poruszyo si lekko pod jego stopami, a
nastpnie wydao szybki stukot. Spojrza w d w sam por, by dostrzec metaliczny poysk,
zabawk w ksztacie szczura czmychajc obok niego w stron niewielkiego lasu. Zanim si
zorientowa, e to wcale nie by szczur - przypominao to bardziej jaszczurk z co najmniej
szecioma przebierajcymi nogami, wychodzcymi z dugiego, srebrnego tuowia - to co
znajdowao si ju blisko trzy metry przed nim.
Zukolec.
W ten sposb nas obserwuj - mwi Alby.
Thomas dostrzeg bysk czerwonego wiata rozchodzcego si po ziemi przed
stworzeniem, zupenie jak gdyby pochodzio z jego oczu. Logika podpowiadaa mu, e to
pewnie jego mzg pata mu figle, jednak mgby przyrzec, e ujrza sowo DRESZCZ
wypisane zielonymi literami na jego odwoku. Co tak dziwnego wymagao wyjanie.
Thomas puci si biegiem za czmychajcym szpiegiem i po kilku sekundach
wkroczy w gsty zagajnik. wiat spowia ciemno.
Nie mg uwierzy, jak szybko wiato znikno. Z perspektywy dziedzica, las nie
wydawa si zbyt wielki, mg mie najwyej kilka akrw. Jednak drzewa byy wysokie, a
pnie potne, osadzone blisko siebie. Tworzyy nad gowami gste sklepienie z lici.
Powietrze wok przybrao zielonkawy, stonowany odcie, jak gdyby do zmierzchu pozostao
zaledwie kilka minut.
Widok ten by zarwno pikny, jak i przeraajcy.
Przemieszczajc si tak szybko, jak tylko mg, Thomas przedziera si przez
gstwin drzew. Cieniutkie gazie smagay go po twarzy. Uchyli si, niemal przewracajc,
aby unikn zderzenia z nisko zwisajcym konarem. Wycign do i chwyci za ga, a
nastpnie podcign si, aby nie straci rwnowagi. Puszysta kodra lici i poamanych
gazek trzeszczaa pod naporem jego krokw.
Przez cay czas jego wzrok utkwiony by w tuowiu ukolca, przemierzajcego lene
podoe. Im dalej si zagbia, tym bardziej jego czerwone wiateko poyskiwao w
zapadajcej ciemnoci lasu.
Thomas zapuci si ju jakie dziesi, dwanacie metrw w gb lasu, uchylajc si,
potykajc i tracc dystans z kad sekund, kiedy w kocu ukolec wskoczy na dosy
sporych rozmiarw drzewo i prdko przesun si po jego konarach w gr. Zanim Thomas
dotar do drzewa, po gibkim stworzonku nie byo ju ladu. Znikno w gstwinie listowia,
jakby nigdy nie istniao.

Skubaniec mu umkn.
- Purwa! - wyszepta Thomas, niemal artem. Cho wydawao si to dziwne, sowo
wypyno z jego ust naturalnie, zupenie jakby ju sta si mieszkacem Strefy.
Gdzie z jego prawej strony dobieg go dwik uamanej gazki i natychmiast
odwrci gow w tamtym kierunku. Wstrzyma oddech, nasuchujc.
Kolejny trzask, tym razem goniejszy, niczym dwik amanej na kolanie gazi.
- Kto tam?! - zawoa Thomas, czujc, e jego ciao pokrywa gsia skrka.
Jego gos odbi si od sklepienia stworzonego przez konary i licie, roznoszc si
echem po zielonej otchani. Sta nieruchomo, jakby nogi wrosy mu w ziemi. Wsuchiwa si
w niemal kompletn cisz, ktr zakcao jedynie kilka piewajcych w oddali ptakw.
Jednak nikt mu nie odpowiedzia. Nie usysza rwnie kolejnych dwikw dobiegajcych z
tamtej strony.
Niewiele mylc, Thomas ruszy w kierunku miejsca, z ktrego dochodzi dwik. Nie
zwracajc rwnie uwagi na to, czy kto go usyszy, przedziera si, odpychajc gazie, ktre
z trzaskiem odskakiway z powrotem na miejsce, kiedy je puszcza. Zmruy oczy, aby
przywyky do otaczajcej go ciemnoci, aujc, e nie zabra ze sob latarki. Myl o latarce
skierowaa jego uwag ponownie na rozwaania dotyczce pamici. Po raz kolejny pamita
konkretn rzecz z przeszoci, jednak nie potrafi jej ulokowa w okrelonym miejscu czy te
czasie, nie potrafi jej powiza z jakim konkretnym wydarzeniem lub osob. Wprawiao go
to we frustracj.
- Jest tam kto? - Thomas ponowi pytanie, odczuwajc znaczny spokj, odkd dwik
amanej gazi si nie powtrzy. To zapewne jakie zwierz, moe kolejny ukolec.
Jednak na wszelki wypadek zawoa: - To ja, Thomas. Ten nowy. A raczej, prawie
nowy.
Wzdrygn si i pokrci gow z nadziej, e nikogo tam nie byo. To musiao
zabrzmie jak wyznanie totalnego kretyna.
Ponownie nikt mu nie odpowiedzia.
Thomas obszed wielki db i stan jak wryty. Lodowate ciarki przeszy mu po
plecach. Wszed na cmentarz.
Polana bya niewielka, miaa okoo dziesiciu metrw kwadratowych i przykryta bya
grub warstw zielonkawych chwastw, ktre rosy przy samej ziemi. Thomas zauway kilka
niezdarnie postawionych krzyy, powbijanych w narol, ktrych poziome elementy
przymocowano do pionowych za pomoc kawaka sznurka. Tablice nagrobne byy
pomalowane na biao, jednak Thomas dostrzeg, e kto musia to zrobi w popiechu,

poniewa spod farby przewityway zaschnite plamy oraz fragmenty desek. Imiona wyryto
w drewnie.
Thomas podszed bliej, niepewnym krokiem dotar do najbliszego grobu i uklkn
przy nim, aby si przyjrze. wiato byo tak stumione, e odnis niemal wraenie, jakby
spoglda przez gst mg. Nawet ptactwo ucicho, jakby uoyo si ju w swych gniazdach
do snu, a dwik owadw by ledwo syszalny lub przynajmniej o wiele sabiej ni zazwyczaj.
Po raz pierwszy Thomas zda sobie spraw z wilgoci panujcej w lesie, kropelki potu ociekay
mu z czoa, plecw i doni.
Nachyli si bliej nad pierwszym krzyem. Wyglda na wieo postawiony i mia
wyryte imi Stephen - literka n bya wyranie mniejsza i wyryta na samym brzegu, zapewne,
dlatego, e kto nie wzi pod uwag iloci miejsca, jakiej bdzie potrzebowa.
Stephen - wypowiedzia w mylach Thomas, czujc jak ogarnia go niespodziewany
smutek. - Co ci si przytrafio? Chuck zanudzi ci na mier?
Wsta i podszed do kolejnego krzya, twardo wbitego w ziemi, ktry by niemal
cakowicie zaronity chwastami. Ktokolwiek tu lea, musia by jednym z pierwszych,
ktrzy zginli, poniewa grb wyglda staro. Wyobiono na nim imi: George.
Thomas rozejrza si dookoa i dostrzeg przynajmniej tuzin kolejnych grobw. Kilka
z nich wygldao na rwnie nowe, jak pierwszy, ktry oglda. Srebrzysty bysk przyku jego
uwag. By inny ni ten pochodzcy od czmychajcego uka, ktry zawid go do lasu,
jednak rwnie dziwny. Przeszed midzy nagrobkami, a dotar do grobu przykrytego foli z
plastiku lub tafl szka, ktrej krawdzie umazane byy brudem. Zmruy oczy, starajc si
dostrzec, co znajdowao si pod przezroczyst powok. Gdy w kocu mu si udao, wyda
stumiony okrzyk zdumienia. Powoka okazaa si by oknem skrywajcym kolejny grb, w
ktrym spoczyway gnijce ludzkie szcztki.
Pomimo i by przeraony do szpiku koci, Thomas nachyli si jeszcze bliej, aby si
przyjrze. Grobowiec by mniejszy od pozostaych - wewntrz spoczywaa jedynie polowa
rozkadajcego si ciaa. Przypomnia sobie opowie Chucka o chopaku, ktry po tym, jak
Pudo odjechao, prbowa opuci si w d ciemnego szybu, i jak co przecio go na p.
Na szkle widniay wyryte sowa, ktre Thomas z trudem mg odczyta:
Niech ten zdechlak bdzie dla wszystkich ostrzeeniem: Nie mona uciec przez szyb
windy.
Thomas o mao nie wybuchn miechem - to wygldao zbyt groteskowo, aby mogo
by prawd. Poczu jednak wstrt do samego siebie za to, e by tak pytki i pyskaty.
Potrzsajc gow, wsta od grobu, aby przeczyta imiona pozostaych zmarych, gdy

usysza odgos kolejnej trzaskajcej gazi, tym razem na wprost niego, tu za drzewami pod
drugiej stronie cmentarza.
Kolejny trzask. I kolejny. Coraz goniej. Polan spowia gsta ciemno.
- Kto tam jest? - zawoa Thomas roztrzsionym, dudnicym gosem, ktry zabrzmia,
jakby rozchodzi si wewntrz wytumionego tunelu. - Powanie, to nie jest mieszne. - Ba
si przyzna przed samym sob, jak bardzo by przeraony.
Zamiast odpowiedzi, tajemniczy osobnik porzuci pozory obserwatora i rzuci si do
biegu, przedzierajc si przez gstwin wok polany otaczajcej cmentarz. Kry, zbliajc
si do miejsca, w ktrym sta Thomas. Thomas zamar, sparaliowany strachem. Zaledwie
kilka metrw od siebie usysza coraz to goniejsze odgosy zbliajcego si napastnika, a w
kocu niewyrana posta chudej, kulejcej istoty poruszajcej si nerwowym biegiem
migna mu przed oczami.
- Co ty za...
Napastnik wybieg spomidzy drzew, nim Thomas zdoa dokoczy. Dostrzeg
jedynie bysk bladej skry i olbrzymich oczu - obraz makabrycznej zjawy - po czym krzykn,
prbujc uciec, jednak byo ju za pno. Upiorna posta wzbia si w powietrze, wskakujc
na jego ramiona, apic go w potnym ucisku. Thomas run na ziemi. Poczu, jak pyta
nagrobna wbija mu si w plecy, po czym przeamuje na p, rozdzierajc gboko jego skr.
Odepchn i uderzy napastnika. Przedzierajc si rkami przez atakujc go mas
skry i koci, stara si znale punkt oparcia. Intruz wyglda jak monstrum, potwr z
koszmaru, jednak Thomas wiedzia, e to musia by mieszkaniec Strefy, ktry postrada
zmysy. Usysza szczk kapicych zbw, przeraajce trzask, trzask, trzask. Nastpnie
poczu przejmujce ukucie, gdy oprawca w kocu zatopi gboko zby w jego ramieniu.
Thomas krzykn przeraliwie, zupenie jakby wraz z blem do jego y przetoczono
adrenalin. Opar donie na piersi napastnika i odepchn go, prostujc ramiona, napierajc z
caej siy na przygniatajce go i szamoczce si ciao napastnika. Oprawca w kocu ustpi;
ostry trzask przeszy powietrze, gdy kolejny z nagrobkw rozpad si na kawaki.
Thomas wierzga wszystkimi koczynami, wcigajc apczywie powietrze, i po raz
pierwszy przyjrza si dokadnie intruzowi.
To by ten chory dzieciak.
To by Ben.
Wygldao na to, e od ostatniej wizyty Thomasa Benowi polepszyo si tylko troch.
Mia na sobie wycznie bokserki, a jego blada jak u trupa skra opinaa patykowate koci
niczym pachta ciasno owinita wok sterty badyli. Pulsujca sie zielonych y oplataa cae

jego ciao. Bya jednak o wiele mniejsza ni wczoraj. Jego przekrwione lepia wpatryway si
w Thomasa, jakby by kolejnym posikiem.
Ben przykucn, gotowy do kolejnego ataku. Nagle w jego prawej doni bysno
ostrze noa. Paraliujcy strach i niedowierzanie, e to si dzieje naprawd, zakrady si do
kadego zakamarka umysu Thomasa.
- Ben!
Thomas spojrza w kierunku, z ktrego dobieg gos, i ku swemu zaskoczeniu ujrza
Albyego stojcego na skraju cmentarza, niczym zjawa w gasncym wietle dnia. Odetchn z
ulg - Alby trzyma w doniach wielki napity uk ze strza wymierzon wprost w Bena.
- Ben - powtrzy Alby. - Przesta w tej chwili albo nie doczekasz jutra!
Thomas spojrza ponownie na Bena, ktry wpatrywa si zowieszczo w Albyego,
oblizujc wargi.
Co dolega temu szajbusowi? - zastanawia si Thomas. Dzieciak zamieni si w
potwora. Ale dlaczego?
- Jeli mnie zabijesz - wrzasn Ben, wypluwajc wciekle lin, ktra trafia Thomasa
w twarz - to bdziesz mia na sumieniu nie tego, co trzeba. - Skierowa gniewny wzrok z
powrotem na Thomasa. - Tego smrodasa powiniene zatuc - dokoczy gosem
przepenionym szalestwem.
- Nie bd gupi, Ben - odpowiedzia spokojnie Alby, wci trzymajc napity uk. Thomas dopiero do nas trafi, nie musisz si nim przejmowa. Cay czas odczuwasz skutki
Przemiany. Nie powiniene by opuszcza ka.
- On nie jest jednym z nas! - krzykn Ben. - Widziaem go. On jest... zy. Musimy go
zabi! Pozwl mi go wybebeszy!
Thomas cofn si mimowolnie o krok, przeraony sowami Bena. O co mu chodzio,
kiedy mwi, e go widzia? Dlaczego sdzi, e Thomas jest zy?
Alby nadal sta nieruchomo z ukiem wycelowanym wprost w Bena.
- Zostaw to mnie i Opiekunom, smrodasie. - Jego rce byy idealnie nieruchome,
zupenie jakby opiera uk na jakiej gazi. - A teraz zabieraj swoje mizerne dupsko w troki i
pdem do Bazy.
- On bdzie nas chcia zabra do domu - powiedzia Ben.
- Bdzie nas chcia wydosta z Labiryntu. Lepiej od razu rzumy si z Urwiska!
Lepiej od razu wyprujmy sobie nawzajem flaki!
- O czym ty mwisz? - odezwa si Thomas.
- Zawrzyj twarzostan! - wrzasn Ben. - Zawrzyj t paskudn, zdradzieck mord!

- Ben - powiedzia spokojnie Alby. - Policz do trzech.


- On jest zy, on jest zy, on jest zy... - powtarza pod nosem Ben, niemal nucc.
Koysa si w ty i w przd, przerzucajc n z jednej rki do drugiej, wlepiajc oczy w
Thomasa.
- Raz.
- Zy, zy, zy, zy, zy... - cedzi przez zby Ben, umiechajc si. Jego ky byszczay
na zielono w bladym wietle zmroku.
Thomas chcia odwrci wzrok, chcia stamtd uciec. Nie potrafi si jednak poruszy;
sta jak zahipnotyzowany, zbyt przeraony, by zareagowa.
- Dwa - powiedzia Alby gosem, w ktrym pobrzmiewao ostrzeenie.
- Ben - przemwi Thomas, starajc si to wszystko zrozumie. - Ja nie... Ja nawet nie
wiem, co...
Ben wrzasn, wyda z siebie pomruk szalestwa i wyskoczy w gr, rozcinajc
powietrze noem.
- Trzy! - krzykn Alby.
wist wystrzelonej strzay przeszy powietrze. Sekund pniej obrzydliwy, mokry,
tpy odgos poinformowa go, e trafi do celu.
Gowa Bena odskoczya gwatownie w lewo, wykrcajc jego ciao, a wyldowa na
brzuchu, stopami skierowanymi w stron Thomasa. Nie wyda z siebie adnego dwiku.
Thomas zerwa si na nogi i podszed do niego niepewnym krokiem. Dugie drzewce
strzay wystawao z policzka Bena. Krwi byo, o dziwo, o wiele mniej, ni sdzi, jednak i tak
si z niego sczya. Gsta i czarna niczym ropa. Cae ciao leao w bezruchu, za wyjtkiem
maego, drcego palca u prawej doni. Thomas o mao nie zwymiotowa. Czy Ben zgin
przez niego? Czy to bya jego wina?
- Chod - powiedzia Alby. - Grzebacze jutro si nim zajm.
Co tu si wanie wydarzyo? - zastanawia si Thomas, a wiat wok niego wirowa,
gdy spoglda na martwe ciao u swoich stp. Co ja mu takiego zrobiem?
Podnis wzrok, oczekujc odpowiedzi, jednak Alby ego ju nie byo, a jedynym
dowodem, e kiedykolwiek tam sta, bya drca ga.
Thomas zmruy oczy, unikajc olepiajcych promieni soca, gdy wychodzi z lasu.
Kula, bl w kostce nie dawa mu spokoju, jednak nie pamita, eby si zrani. Jedn doni
uciska miejsce, gdzie zosta ugryziony; drug ciska brzuch, jak gdyby miao go to uchroni
przed nieuniknionym pawiem. Przed oczami pojawia mu si gowa Bena, wykrzywiona pod
nienaturalnym ktem, broczca krwi, ktra ciekaa struk z drzewca strzay, rozpryskujc

si o ziemi...
Tego ju byo za wiele.
Upad na kolana przy jednym z postrzpionych drzew na skraju lasu i zwymiotowa;
wykaszla i wyplu pozostaoci paskudnej, kwanej ci zalegajcej mu w odku, od ktrej
zbierao mu si na kolejne wymioty. Cay si trzs i myla, e wymioty ju nigdy nie
ustpi.
Wtedy, jak gdyby jego wasny mzg z niego zakpi, wpada mu do gowy myl. By w
Strefie od okoo dwudziestu czterech godzin. Jeden peny dzie. Tylko tyle. No wanie. I co
si w tym czasie wydarzyo? Same okropne rzeczy!
Z pewnoci mogo by ju tylko lepiej.
Tej nocy Thomas wpatrywa si w gwiadziste niebo, zastanawiajc si, czy
kiedykolwiek jeszcze odnajdzie sen. Za kadym razem, gdy zamyka oczy, nawiedza go
potworny obraz wskakujcego na niego Bena, przepenione szalestwem lepia i obd
wypisany na jego twarzy. Na jawie czy we nie, mgby przysic, e wci syszy mokry,
tpy odgos strzay przebijajcej policzek chopaka.
Wiedzia, e ju nigdy nie zapomni wydarze z cmentarza.
- Powiedz co - przemwi Chuck po raz pity, odkd pooyli si do piworw.
- Nie - odpowiedzia Thomas, tak jak zrobi to ju wczeniej.
- Wszyscy wiedz, co si stao. Ju wczeniej, raz czy dwa, bywao, e udlony przez
Bldoerc wariat dostawa szau i rzuca si na kogo. Nie myl, e jeste taki wyjtkowy.
Po raz pierwszy Thomas nie uwaa, e towarzystwo Chucka jest lekko irytujce, teraz
sdzi, e jest wrcz nieznone.
- Po prostu si zgryw...
- Zamknij si, Chuck, i pij. - Thomas nie mg ju tego znie.
W kocu jego kumpel usn i, sdzc po rozchodzcych si po Strefie odgosach
chrapania, reszta mieszkacw rwnie. Kilka godzin pniej Thomas jako jedyny wci nie
spa. Chciao mu si paka, jednak nie potrafi. Chcia odszuka Albyego i go uderzy, bez
powodu, jednak tego nie zrobi. Chcia wykrzycze ca zerajc go zo, kopa, oplu i
otworzy wieko Puda, wskoczy w otcha szybu. Jednak tego nie zrobi.
Zamkn oczy i przegoni myli oraz mroczne obrazy, i po jakim czasie usn.
Chuck musia wyciga go rano ze piwora, zaprowadzi pod prysznic i pomc mu si
ubra. Przez cay czas Thomas sania si na nogach, obojtny, rwca gowa nie dawaa mu
spokoju, a ciao domagao si, by powrci na legowisko. niadanie byo jedn wielk
niewyran plam i godzin pniej nie potrafi sobie przypomnie, co jad. By tak

zmczony, e czu si, jakby kto zacign mu w mzgu hamulec rczny i przykry grubym,
wenianym kocem. Zgaga czynia spustoszenie w jego piersi.
Jednak z tego, co wiedzia, drzemki nie byy tu mile widziane w cigu dnia.
Sta wraz z Newtem przed obor Mordowni, czekajc na swj pierwszy dzie pracy
pod okiem przydzielonego mu Opiekuna. Pomimo cikiego poranka, Thomas by naprawd
podekscytowany moliwoci nauczenia si czego nowego, tym, e cho na chwil porzuci
myli o Benie i o wydarzeniach na cmentarzu. Zewszd otaczaa go trzoda - muczce krowy,
beczce owce i kwiczce winie. Gdzie nieopodal zaszczeka pies i Thomas pomodli si w
duchu, aby Patelniak nie nada nowego znaczenia sowu hotdog.
Hotdog, pomyla. Kiedy po raz ostatni go jadem? Z kim go wtedy jadem?
- Tommy, czy ty mnie w ogle suchasz?
Thomas otrzsn si z zamylenia i skupi sw uwag na Newcie, ktry mwi co do
niego ju od duej chwili. Thomas nie zarejestrowa z tego ani jednego sowa.
- Tak, sorry. Kiepsko w nocy spaem.
Na twarzy Newta zagocia aosna prba umiechu.
- Nie dziwi ci si, chopie. Miaem, cholera, tak samo. Pewnie masz mnie teraz za
niezego krtasa, e ka ci spina polady po wczorajszych wydarzeniach.
Thomas wzruszy ramionami.
- Praca jest teraz chyba najlepszym rozwizaniem. Przynajmniej przestan o tym
myle.
Newt skin gow, a jego umiech wyda si szczerszy.
- Mdrze gadasz, Tommy. Wanie dlatego udaje nam si utrzyma tu porzdek. Jak
masz lenia, to apiesz doa i si poddajesz. Jasne jak soce.
Thomas przytakn, bezmylnie kopic kamyki po zakurzonej, kamiennej pododze
Strefy.
- Wic co jest z t dziewczyn? - Jeeli cokolwiek przenikno przez mg jego
porannego zamroczenia, to bya to wanie myl o niej. Chcia si o niej wicej dowiedzie,
zrozumie t dziwn, czc ich wie.
- Wci w piczce. pi. Plaster karmi j zup ugotowan przez Patelniaka, sprawdza
jej stan i takie tam. Wydaje si by zdrowa, po prostu si wyczya.
- To naprawd dziwne. - Gdyby nie incydent na cmentarzu z Benem w roli gwnej, to
Thomas by pewien, e tylko ona zaprztaaby mu gow tej nocy. Moe nie mgby zasn z
zupenie innego powodu. Musia si dowiedzie, kim bya i czy s w jaki sposb ze sob
zwizani?

- Tak - odpowiedzia Newt. - Dziwne jest tak samo dobre, jak kade inne okrelenie.
Thomas spojrza przez rami Newta na wielk, wypowia, czerwon obor,
odsuwajc myli o dziewczynie na bok.
- Od czego wic zaczynamy? Od wydojenia krw czy zarnicia paru bezbronnych
winek?
Newt rozemia si i Thomas uwiadomi sobie, e nie sysza tego dwiku zbyt
czsto, odkd tutaj przyby.
- Njubi zawsze zaczynaj od wizyty u Rozpruwacza. Spokojna gowa, siekanie
produktw dla Patelniaka nie jest czci programu. Do twoich zada naley opieka nad
trzod.
- Szkoda, e nie pamitam niczego z przeszoci. Kto wie, moe lubiem moczy si
we krwi zwierzt. - Thomas artowa, jednak Newt chyba nie pozna si na jego poczuciu
humoru. Skin jedynie gow w stron obory.
- Zanim soce zajdzie, zaapiesz co i jak. Chod, poznasz Winstona, bdzie twoim
Opiekunem.
Winston by pryszczatym dzieciakiem, uminionym, acz niskiego wzrostu, i
Thomasowi wydawao si, e a nadto lubi swoj profesj.
Moe osadzili go tu za to, e by seryjnym morderc? - pomyla Thomas.
Winston oprowadza Thomasa przez pierwsz godzin, wyjaniajc, w ktryfch
zagrodach trzymane s konkretne zwierzta, gdzie znajduj si klatki z kurcztami i indykami
oraz co i gdzie znajdowao si w oborze. Pies, nieznony czarny labrador wabicy si Szczek,
natychmiast przypata si do nogi chopca i nie dawa mu ju spokoju przez reszt dnia. Na
pytanie, skd wzi si tam pies, Winston odpowiedzia, e by tu od zawsze. Cae szczcie,
imi dosta raczej dla artw, poniewa nie ujada nawet przez chwil.
Kolejn godzin Thomas spdzi, oporzdzajc zwierzta, karmic winie,
naprawiajc ogrodzenie, zdrapujc klumpska. Klumpska. Thomas apa si na tym, e coraz
czciej uywa jzyka Strefy.
Trzecia godzina okazaa si dla Thomasa najtrudniejsza. Musia przyglda si, jak
Winston zarzyna wieprza i wiartuje go na poczet przyszych posikw. Idc na przerw
obiadow, Thomas przyrzek sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, nie zwie swojej kariery w
Strefie ze wiatem zwierzt. Po drugie, ju nigdy wicej nie zje wieprzowiny.
Winston powiedzia Thomasowi, e moe ju i i e sam da sobie rad, co
Thomasowi bardzo odpowiadao. Idc w kierunku Wschodnich Wrt, nie potrafi przesta
myle o Winstonie, ktry w ciemnym kcie obory pastwi si nad powieszonym na haku,

obdartym ze skry wieprzem. Ten facet go przeraa.


Thomas wanie mija Pudo, kiedy zdziwiony zauway, e po jego lewej stronie,
przez Zachodnie Wrota, kto wanie wychodzi z Labiryntu - krtko ostrzyony, uminiony
Azjata o czarnych wosach, ktry wyglda, jakby by niewiele starszy od niego. Zwiadowca
zatrzyma si tu za wejciem, nastpnie pochyli si, opierajc donie na kolanach, i z trudem
apa oddech. Wyglda, jak gdyby dopiero co zakoczy udzia w maratonie. Czerwon
twarz, ubranie i ciao mia zlane potem.
Thomas wpatrywa si w niego, starajc si przezwyciy swoj ciekawo - nigdy
wczeniej nie widzia Zwiadowcy z tak bliska ani te z adnym nie rozmawia. W dodatku,
biorc pod uwag ostatnich kilka dni, Zwiadowca wrci do Strefy znacznie wczeniej ni
zwykle. Thomas podszed bliej, wierzc, e uda mu si go pozna i zada par pyta.
Jednak zanim zdoa wydusi z siebie chocia sowo, chopak run na ziemi.
Thomas nie ruszy si przez krtk chwil. Chopak zwali si jak koda i lea pred
nim, ledwo si poruszajc, jednak Thomas, poraony nagym rozwojem wypadkw, ba si
cokolwiek zrobi. Co, jeeli dolegao mu co powanego? Co, jeeli zosta... udlony} Co,
jeeli...
Porzuci t myl. Zwiadowca najwyraniej potrzebowa pomocy.
- Alby! - krzykn. - Newt! Niech kto ich zawoa!
Thomas podbieg do lecego chopaka i uklkn przy nim.
- Hej, nic ci nie jest?
Zwiadowca opar gow na wycignitych rkach, nie mogc zapa tchu. By
przytomny, jednak Thomas nigdy wczeniej nie widzia kogo tak wykoczonego.
- W... porzdku - odpowiedzia, dyszc, a nastpnie spojrza na niego. - Co ty za
jeden?
- Jestem tu nowy. - Dopiero wypowiedziawszy te sowa, Thomas uwiadomi sobie, e
Zwiadowcy cay ubiegy dzie spdzili w Labiryncie i nie uczestniczyli w ostatnich
wydarzeniach. Czy ten chopak wiedzia w ogle o pojawieniu si dziewczyny? Kto musia
mu o tym powiedzie. - Jestem Thomas, w Strefie dopiero od kilku dni.
Zwiadowca podnis si z trudem i usiad. Potargane, mokre od potu czarne wosy
przykleiy mu si do czaszki.
- A tak, Thomas - wydysza. - Njubi, tak jak ta laska.
Wtedy nadbieg Alby, wyranie zdenerwowany.
- Co ty tu robisz, Minho? Co si stao?
- Wylaksuj, Alby - odpowiedzia Zwiadowca i wydawao si, e w tej samej chwili

odzyska siy. - Przydaj si na co i przynie mi wody. Gdzie tam pod drodze upuciem mj
plecak.
Alby nie ruszy si z miejsca. Kopn Minho w nog - zbyt mocno, eby to by art.
- Co si stao?
- Ledwo dysz, smrodasie! - wrzasn Minho ostrym gosem. - Przynie mi, purwa,
wody!
Alby spojrza na Thomasa, ktry by wstrznity, gdy zobaczy, jak niemiay cie
umiechu przemkn po jego twarzy, nim zmieni si w grone spojrzenie.
- Tylko Minho moe si tak do mnie zwraca bez obawy, e zepchn jego dupsko z
Urwiska.
Nastpnie, ku jeszcze wikszemu zdziwieniu Thomasa, Alby odwrci si i odbieg,
najprawdopodobniej po wod dla przyjaciela.
Thomas odwrci si do Minho.
- Pozwala ci sob tak dyrygowa?
Minho wzruszy ramionami, nastpnie otar z czoa wiee krople potu.
- Przestraszye si tych wrzaskw? Stary, musisz si jeszcze wiele nauczy. Cholerni
Njubi.
Odpowied zrania Thomasa bardziej ni powinna, biorc pod uwag, e zna go od
zaledwie od trzech minut.
- Czy on nie jest tu przywdc?
- Przywdc? - odburkn Minho. - Tak, jeli chcesz, moesz go tak nazywa. Albo
nie, moe od razu zwracajmy si do niego El Presidente. Nie, jeszcze lepiej, Admirale Alby.
To jest dobre. - Przetar oczy, chichoczc.
Thomas nie wiedzia, jak ma to rozumie - nie potrafi stwierdzi, kiedy Minho
artowa.
- Wic kto jest w takim razie przywdc?
- Posuchaj, wieuchu, lepiej zawrzyj twarzostan, zanim jeszcze bardziej si
pogubisz. - Nastpnie Minho westchn, jakby by znudzony, po czym mrukn pod nosem: Dlaczego wy, smrodasy, musicie zawsze zadawa gupie pytania? Wkurza mnie to ju.
- A co mam niby zrobi? - Thomas poczu, jak buzuje w nim zo. Tak jakby ty
zachowywa si inaczej, gdy tu trafie - cisno mu si na usta.
- Rb, co ci ka, i trzymaj jzor na wodzy. Wanie to masz robi.
Wypowiadajc ostatnie zdanie, Minho po raz pierwszy spojrza mu prosto w oczy i
Thomas odsun si nieznacznie, nim zdoa si powstrzyma. W tej samej chwili zda sobie

spraw, e popeni bd - nie mg pozwoli, aby ten kole sdzi, e moe si do niego
zwraca w ten sposb.
Odsun si i wsta. Spogldajc na starszego chopaka z gry, odpowiedzia:
- Z pewnoci tak wanie zrobie, kiedy sam bye tu nowy.
Minho przyglda si Thomasowi uwanie. Wpatrujc si w jego oczy, powiedzia:
- Byem jednym z pierwszych w Strefie, smrodasie. Nie parskaj chlipadem, jeeli nie
wiesz, o czym mwisz.
Thomas, nieco przestraszony, ale majcy ju dosy tego chamskiego zachowania,
zacz si zbiera, by odej, gdy Minho wycign do i chwyci go za rk.
- Siadaj, po prostu si zgrywam. Zrobisz to samo, gdy pojawi si kolejni... - zamar,
po czym wprawiony w zakopotanie, zmarszczy czoo. - Raczej nie bdzie ju kolejnego
Njubi, co? - Minho zmruy nieznacznie oczy, jakby mu si przyglda. - Widziae t lask?
Wszyscy gadaj, e si znacie.
Thomas przyj postaw obronn.
- Widziaem j, ale wcale nie wyglda znajomo. - Momentalnie poczu si winny z
powodu wypowiedzianego kamstwa. Nawet jeeli byo to drobne kamstewko.
- Nieza jest?
Thomas zawaha si, poniewa nigdy wczeniej si nad tym nie zastanawia,
zwaywszy na jej demoniczne zachowanie i apokaliptyczn kwesti: Nic ju nie bdzie takie
jak kiedy. Zapamita jednak, e bya pikna.
- Tak, wydaje mi si, e jest nieza.
Minho odchyli si i pooy plecami na ziemi, zamykajc oczy.
- Taaa, masz racj. O ile kogo krc laski w piczce. - Ponownie parskn
miechem.
- Jasne. - Thomas nie potrafi si zdecydowa, czy go polubi, czy wrcz przeciwnie.
Jego osobowo zmieniaa si co chwil. Po duszym milczeniu, Thomas postanowi
zaryzykowa. - Wic... - zacz ostronie - udao ci si dzisiaj co odkry?
Minho otworzy szeroko oczy i skupi wzrok na Thomasie.
- Wiesz co, wieuchu? To chyba najdurniejsze pytanie, jakie moesz zada
Zwiadowcy. - Zamkn z powrotem oczy. - Ale nie dzisiaj.
- Co masz na myli? - zapyta Thomas z nadziej, e uzyska jakie informacje.
Odpowiedz, pomyla, bagam, po prostu mi odpowiedz!
- Wstrzymaj si, dopki nasz El Comandante nie wrci. Nie lubi si powtarza. W
dodatku nie wiem, czy on bdzie chcia, eby o tym usysza.

Thomas westchn. Brak odpowiedzi zupenie go nie zdziwi.


- Przynajmniej powiedz mi, dlaczego jeste taki padnity. Przecie biegacie tam
codziennie.
Minho jkn, podcign si, a nastpnie zaoy nog na nog.
- Zgadza si, wieuchu, przebiegam przez Labirynt codziennie. Powiedzmy, e si
dzisiaj czym podnieciem i postanowiem w ekstra tempie wrci do Strefy.
- Dlaczego? - Thomas usilnie pragn usysze, co si wydarzyo w Labiryncie.
Minho wyrzuci rce do gry.
- Stary, chyba ci ju mwiem. Cierpliwoci. Poczekajmy na powrt Imperatora
Albyego.
Jego gos jakby zagodnia i Thomas w kocu postanowi. Lubi go.
- W porzdku, ju si przymkn. Tylko w zamian dopilnuj, eby Alby pozwoli mi
zosta.
Minho przyglda si mu uwanie przez chwil.
- Ogay, wieuchu. Ty tu rzdzisz.
Chwil pniej przyszed Alby, przynis duy plastikowy kubek wody i wrczy go
Minho, ktry oprni ca zwarto za jednym zamachem.
- Dobra - powiedzia Alby. - Naopae si, to teraz mw. Co si stao?
Minho unis brwi i skin w stron Thomasa.
- On jest w porzdku - odpowiedzia Alby. - Moe tu by, gadaj wreszcie!
Thomas siedzia cicho w oczekiwaniu, podczas gdy Minho z trudem si podnosi,
krzywic si przy kadym ruchu, a cae jego ciao wrzeszczao z wyczerpania. Zwiadowca
opar si o mur i spojrza na obu chodno.
- Znalazem trupa.
- Ze co? - zapyta Alby. - Czyjego trupa?
Minho umiechn si.
- Trupa Bldoercy.
Thomas by zafascynowany informacj na temat Bldoercy. Sama myl o tej
paskudnej kreaturze go przeraaa, jednak zastanawiao go, dlaczego martwy stwr budzi tak
wielkie emocje. Czy to si wczeniej nie zdarzyo?
Alby wyglda, jak gdyby kto zdzieli go patelni.
- To nie pora na arty - powiedzia.
- Suchaj - odpowiedzia Minho. - Na twoim miejscu te bym nie uwierzy. Ale zaufaj
mi. Widziaem go. By wielki, tusty, ohydny i martwy.

Z ca pewnoci to si wczeniej nie wydarzyo - uwiadomi sobie Thomas.


- Znalaze martwego Bldoerc - powtrzy Alby.
- Tak, Alby - odpowiedzia Minho, zirytowanym gosem. - Kilka kilometrw std, w
pobliu Urwiska.
Alby spojrza na Labirynt, a nastpnie z powrotem na Minho.
- Dlaczego wic nie zabrae go ze sob?
Minho zamia si ponownie, wydajc z siebie pchrzknicie, pchichot.
- Chyba e si nabzdryngoli. Stary, to co way chyba z p tony! Zreszt i tak nawet
przez szmat bym tego nie ruszy.
Alby uparcie zadawa kolejne pytania.
- Jak wyglda? Czy mia na sobie metalowe kolce? Rusza si w ogle? Czy jego
skra bya jeszcze wilgotna?
Gowa Thomasa a pkaa od natoku pyta. Metalowe kolce? Wilgotna skra? Co u
licha? Zdoa jednak si powstrzyma, nie chcc im przypomina o swojej obecnoci. I o tym,
e by moe powinni jednak porozmawia w cztery oczy.
- Wylaksuj, stary - powiedzia Minho. - Musisz to zobaczy na wasne oczy. Jest...
jaki dziwny.
- Jak to dziwny? - Alby wyglda na zmieszanego.
- Stary, padam na pysk, konam z godu i rwie mnie eb. Jednak jeeli chcesz go teraz
przytaszczy, to moe uda nam si dotrze tam i z powrotem, zanim Wrota si zamkn.
Alby spojrza na zegarek.
- Poczekajmy lepiej do rana.
- To najmdrzejsza rzecz, jak powiedziae od tygodnia. - Minho wyprostowa si,
uderzy Albyego w rami i ruszy w kierunku Bazy, lekko utykajc. Powczy nogami i
sprawia wraenie, jak gdyby cae jego ciao byo siedliskiem blu. - Powinienem tam wrci,
ale mam to gdzie. Id na parszywe aro Patelniaka.
Thomas poczu si zawiedziony. Musia przyzna, e Minho wyglda na skonanego i
na pewno umiera z godu, jednak chcia si dowiedzie czego wicej.
Nagle Alby zwrci si do Thomasa, zaskakujc go.
- Jeeli wiesz o czym i mi nie mwisz...
Thomas mia ju do posdzania go o to, e co wiedzia. Przecie na tym polega
cay problem. Nic nie wiedzia. Spojrza Albyemu prosto w oczy i zapyta go prostu z mostu:
- Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
Wyraz, ktry pojawi si na twarzy Albyego by nie do opisania - po czci

zmieszanie, po czci zo, po czci zaskoczenie.


- Dlaczego ci nienawidz? Chopie, niczego si nie nauczye, odkd wylaze z
Puda. To nie ma nic wsplnego z nienawici, mioci, przyjani czy czymkolwiek tam
jeszcze. Liczy si wycznie to, czy przetrwamy. Przesta zachowywa si jak cykor i zacznij
uywa mzgownicy, jeeli j w ogle masz.
Thomas poczu si, jakby kto go uderzy w twarz.
- Ale... dlaczego cigle mnie posdzasz o to, e...
- Bo to wszystko nie moe by dzieem przypadku, krtasie! Pojawiasz si,
nastpnego dnia przysyaj dziewczyn, szurnit wiadomo, Ben chce ci ure, a teraz
jeszcze martwy Bldoerca. Co tu mierdzi i nie spoczn, dopki smroda nie znajd.
- Ale ja nic nie wiem, Alby. - Ulyo mu, gdy dopowiedzia stanowczym gosem: Nawet nie wiem, gdzie byem przed trzema dniami, a co dopiero, dlaczego ten kole znalaz
zwoki jakiego Bldoercy, wic zejd ze mnie!
Alby odchyli si nieznacznie, wpatrujc si w Thomasa przez kilka sekund w
milczeniu. W kocu przemwi:
- Wylaksuj, wieuchu. Doronij i zacznij myle. Nikt nikogo o nic nie posdza. Ale
jeeli co pamitasz, jeeli co wydaje ci si nawet znajome, to lepiej od razu o tym powiedz.
Przyrzeknij.
Nie, dopki nie odzyskam caej pamici, pomyla Thomas. Nie, dopki nie bd
chcia si tym podzieli.
- Dobra, ale...
- Przyrzeknij!
Thomas zawaha si, mia ju dosy Albyego i tego, jak go traktowa.
- No dobra - odpowiedzia w kocu. - Przyrzekam.
Po tej deklaracji Alby odwrci si i odszed bez sowa.
Thomas znalaz na Grzebarzysku drzewo, jedno z adniejszych na skraju lasu, ktre
rzucao mnstwo cienia. Wzdrygn si na sam myl o powrocie do Winstonarzenika i
wiedzia, e musi co zje, jednak chcia by sam tak dugo, jak byo to moliwe. Opierajc
si o gruby pie, marzy o wietrze, jednak na prno.
Poczu, jak zamykaj mu si powieki, kiedy naga obecno Chucka zepsua ca t
cisz i spokj.
- Thomas! Thomas! - krzycza chopak, biegnc w jego stron, wymachujc rkoma, z
wymalowanym na twarzy podekscytowaniem.
Thomas przetar oczy i jkn. Niczego nie pragn w tej chwili bardziej ni

pgodzinnej drzemki. Dopiero gdy Chuck zatrzyma si tu przed nim, zdyszany, spojrza na
niego.
- Czego?
Sowa powoli wyleway si z ust dyszcego Chucka.
- Ben... Ben... on... yje.
Wszelkie oznaki zmczenia natychmiast opuciy ciao Thomasa. Zerwa si na nogi,
stajc twarz w twarz z Chuckiem.
- Ze co?!
- On... yje. Grzebacze poszli po niego... strzaa nie trafia w mzg... Plaster go
opatrzy.
Thomas odwrci si i spojrza w stron lasu, gdzie jeszcze wczoraj zosta
zaatakowany przez szaleca.
- Chyba sobie jaja robisz. Przecie go widziaem...
Nie by martwy? Thomas nie wiedzia, co odczuwa w tej chwili bardziej:
dezorientacj, ulg czy te strach, e zostanie ponownie zaatakowany...
- No, ja te - odpowiedzia Chuck. - Ley teraz zamknity w Ciapie, z wielkim
bandaem na gowie.
- W Ciapie? O czym ty mwisz?
- No, w Ciapie. To nasze wizienie z pnocnej strony Bazy. - Chuck wskaza w
tamtym kierunku. - Wpakowali go tam od razu, wic Plaster pozszywa go dopiero na
miejscu.
Thomas przetar oczy. Zerao go poczucie winy, kiedy uwiadomi sobie, co tak
naprawd czu - ulg, e Ben lea martwy i e nie musia si martwi ponownym spotkaniem
z nim.
- Co teraz z nim bdzie? - zapyta.
- Rano odbyo si ju Zgromadzenie Opiekunw i podjli jednomyln decyzj w tej
sprawie. Wyglda na to, e Ben poauje, e strzaa nie utkwia mu we bie. - Thomas
zmruy oczy, zmieszany sowami Chucka. - Bdzie Wygnacem. I to jeszcze dzisiaj. Za to,
e chcia ci zabi.
- Wygnacem? Co to oznacza? - Thomas musia zapyta, chocia wiedzia, e to nie
mogo by nic dobrego, skoro Chuck uwaa to za gorsze od bycia martwym.
Wtedy Thomas ujrza prawdopodobnie najbardziej zatrwaajc rzecz, odkd przyby
do Strefy. Chuck nic nie odpowiedzia, tylko si umiechn. Umiechn si, pomimo
okolicznoci, pomimo tej sytuacji, pomimo zowieszczego dwiku swoich sw. Nastpnie

odwrci si i odbieg, by moe po to, aby przekaza ekscytujc wiadomo kolejnej


osobie.
Tego wieczoru Newt i Alby zebrali wszystkich Streferw przy Wschodnich Wrotach
na p godziny przed ich zamkniciem. Pierwsze lady pmroku pezay ju po niebie.
Zwiadowcy wanie powrcili z Labiryntu i udali si do tajemniczego Pokoju Map,
zatrzaskujc za sob elazne drzwi. Minho dotar tam ju wczeniej. Alby powiedzia
Zwiadowcom, aby si popieszyli - chcia ich widzie z powrotem w przecigu dwudziestu
minut.
Thomasowi wci nie dawao spokoju to, w jaki sposb Chuck si umiechn, kiedy
powiedzia o Wygnaniu. Chocia nie wiedzia dokadnie, co to oznaczao, z pewnoci nie
wryo to niczego dobrego. Zwaszcza e wszyscy zebrali si tak blisko Labiryntu.
Czy oni chc go tam zostawi? - zastanawia si. Na pastw Bldoercw?
Pozostali Steferzy szemrali przyciszonym gosem. Przemone uczucie strasznego
oczekiwania spowio wszystkich niczym opary gstej mgy. Thomas jednak sta w skupieniu
ze skrzyowanymi ramionami, czekajc na rozwj wydarze. Zwiadowcy w kocu wyszli na
zewntrz - wszyscy wygldali na wykoczonych, a na ich twarzach malowa si wyraz
gbokiego zamylenia. Minho wyszed jako pierwszy, przez co Thomas zastanawia si, czy
nie by on czasem Opiekunem Zwiadowcw.
- Przyprowadcie go! - krzykn Alby, straszc pogronego w mylach Thomasa.
Chopiec opuci rce i odwrci si, rozgldajc si dookoa Strefy w poszukiwaniu
Bena. Niepokj wzrasta w nim z kad chwil, kiedy zastanawia si, co z nim zrobi, gdy go
ju przyprowadz.
Po drugiej stronie, nieopodal Bazy, dostrzeg trzech przysadzistych chopakw, ktrzy
dosownie cignli Bena za sob po ziemi. Mia podarte ubranie, ktre ledwo na nim wisiao.
Zakrwawiony, gruby banda zakrywa poow jego gowy i twarzy. Nie wydajc z siebie
adnego ruchu, wyglda na tak samo martwego jak wtedy, kiedy Thomas widzia go po raz
ostatni. Za wyjtkiem jednej rzeczy.
Mia wybauszone oczy, w ktrych odbijao si przeraenie.
- Newt - przemwi Alby przyciszonym gosem. Thomas nie usyszaby go, gdyby nie
sta kilka krokw od nich. - Przynie Drg.
Newt przytakn, idc ju w kierunku niewielkiej szopy na narzdzia. Z ca
pewnoci oczekiwa na rozkaz.
Thomas ponownie skupi swoj uwag na Benie i stranikach. Blady, wyndzniay
chopak wci nie stawia oporu, pozwalajc, aby go cignli przez zakurzony, kamienny

dziedziniec. Gdy dotarli do tumu, postawili go na nogi przed obliczem Albyego, ich
przywdcy; Ben spuci gow, unikajc kontaktu wzrokowego z kimkolwiek.
- Sam jeste sobie winien, Ben - przemwi Alby. Nastpnie potrzsn gow i
spojrza w kierunku budy, do ktrej wszed Newt.
Thomas pody wzrokiem w tym samym kierunku, w sam por, aby ujrze
wychodzcego przez pochye drzwi Newta. Trzyma kilka aluminiowych prtw, zczy ich
koce ze sob, tworzc z nich okoo szeciometrowy trzon.
Gdy skoczy, chwyci za jaki przedmiot o nieregularnym ksztacie i zacz cign
przedmiot w kierunku tumu. Na dwik metalicznego zgrzytu, wydanego przez cignity
przez Newta po kamiennej pododze prt, ciarki przeleciay Thomasowi po plecach.
Przeraao go to cae wydarzenie - nie potrafi wyzby si uczucia, e by za to
wszystko odpowiedzialny, chocia nigdy nie zrobi niczego, czym mgby Bena
sprowokowa.
Czy bya w tym jego wina? Nie zna odpowiedzi, jednak nosi j w sobie, tak samo jak
konajcy nosi chorbsko we krwi.
W kocu Newt stan przed Albym i poda mu koniec prta. Dopiero teraz Thomas
dostrzeg dziwne przymocowanie. Ptla z chropowatej skry przywizana do metalu z
masywnym skoblem. Wielki zatrzask ujawnia, e ptl mona byo otworzy i zamkn, a jej
przeznaczenie stao si dla niego oczywiste.
To bya obroa.
Thomas przyglda si, jak Alby rozpina obro, nastpnie owija j wok szyi Bena.
Ben podnis wzrok, gdy skrzana ptla zamkna si z gonym trzaskiem. zy napyny mu
do oczu, smarki kapay mu z nozdrzy. Streferzy przygldali si wszystkiemu w cakowitej
ciszy.
- Bagam ci, Alby - prosi Ben roztrzsionym gosem, tak aosnym, e Thomas nie
mg uwierzy, e to ta sama osoba, ktra jeszcze wczoraj prbowaa rozszarpa mu gardo. Poprzewracao mi si w gowie od Przemiany, przysigam. Nie mgbym go zabi, po prostu
na chwil straciem rozum. Prosz ci, Alby, bagam!
Kade jego sowo byo niczym pi zadajca miadcy cios w brzuch i sprawiao, e
Thomas czu si jeszcze bardziej winny i zdezorientowany.
Alby nie odpowiedzia. Pocign za obro, upewniajc si, e bya zapita i dobrze
przymocowana do dugiego prta. Nastpnie min Bena, podnis prt i ruszy wzdu niego,
przejedajc po aluminiowej powoce palcami. Gdy dotar do koca, cisn mocno prt i
odwrci si twarz do tumu. Z przekrwionymi oczyma, twarz pociemnia od gniewu,

ciko oddychajc, nagle wyda si Thomasowi zowrogi.


Po przeciwnej stronie kija widnia zupenie inny obraz: Ben trzs si i ka, gruba
obroa ze starej skry zaciskaa si wok jego bladej, wychudej skry, przyczepiona do
dugiego prta, ktry wyznacza szeciometrow granic pomidzy nim i Albym. Trzon z
aluminium wygina si nieznacznie na rodku. Nawet stojcemu w pewnym oddaleniu
Thomasowi wydawa si zaskakujco solidny.
Alby przemwi niemal ceremonialnym tonem, spogldajc na wszystkich i na nikogo
zarazem.
- Benie z grupy Budoli, zostae skazany na Wygnanie za prb zabjstwa Thomasa
Njubi. Tak postanowili Opiekunowie, a ich sowo jest wite. Twa noga nigdy ju nie
przekroczy progu tego miejsca. Nigdy. - Nastaa duga cisza. - Opiekunowie, zajmijcie
miejsce przy Kiju Wygnania.
Thomas nie mg znie tego, e jego powizanie z Benem zostao wycignite na
wiato dzienne. Nie mg znie drczcej go winy. Bycie w centrum uwagi mogo ponownie
postawi go w wietle podejrze. Dotychczasowe poczucie winy zostao wyparte przez
gniew. Bardziej ni cokolwiek innego pragn, aby Ben w kocu znikn, aby to wszystko si
ju skoczyo.
Jeden za drugim, chopcy wystpili z tumu i podeszli do dugiego prta. Podnieli go
obiema domi, chwytajc tak, jak gdyby szykowali si do przecigania liny. Pomidzy nimi
sta Newt oraz Minho, co utwierdzio Thomasa w przekonaniu, e by on Opiekunem
Zwiadowcw. Rozpruwacz Winston rwnie zaj pozycj.
Gdy wszyscy stali ju na swoich miejscach - dziesiciu Opiekunw ustawio si
pomidzy Benem i Albym - nastaa cisza. Jedynym dwikiem by przytumiony szloch Bena,
ktry stale wyciera oczy i ciekncy nos. Rozglda si na prawo i lewo, pomimo e obroa na
szyi uniemoliwiaa mu dostrzeenie prta i Opiekunw znajdujcych si za nim.
Uczucia targajce Thomasem ponownie ulegy przemianie. Z ca pewnoci co byo
z Benem nie tak. Dlaczego zasuy na taki los? Czy nic nie mona byo dla niego zrobi?
Czy przez reszt dni Thomasa bd drczyy wyrzuty sumienia? Niech to si ju skoczy! wykrzycza w mylach. - Niech ju bdzie po wszystkim!
- Bagam - przemwi Ben gosem penym desperacji.
- Baaaaaagaam! Niech kto mi pomoe! Nie moecie mi tego zrobi!
- Zamknij si! - rykn z tyu Alby.
Ben zignorowa go, proszc o pomoc i prbujc zerwa skrzan ptl zacinit
wok jego szyi.

- Niech kto ich powstrzyma! Pomcie mi! Bagam!


- Przeskakiwa wzrokiem z twarzy na twarz, bagajc penymi ez oczami. Kady ze
Streferw, bez wyjtku, odwrci wzrok. Thomas prdko schowa si za wysokiego chopaka,
by unikn konfrontacji z Benem.
Nie mog ju wicej spojrze w te oczy, pomyla.
- Jeeli pozwolilibymy takim smrodasom jak ty na takie zachowanie - przemwi
Alby - to nigdy nie przetrwalibymy tu tak dugo. Opiekunowie, szykowa si.
- Nie, nie, nie, nie, nie - kwili Ben pod nosem. - Przysigam, zrobi wszystko!
Przysigam, e wicej tego nie zrobi! Baaaa...
Jego przenikliwy pacz przerwa dudnicy trzask zamykajcych si Wschodnich Wrt.
Iskry rozpryskiway si po kamieniach, gdy masywny, prawy mur, przesuwa si w lew
stron, skrzypic oguszajco, odgradzajc na noc Stref od Labiryntu. Ziemia pod ich
stopami zatrzsa si i Thomas nie by pewien, czy bdzie w stanie obserwowa nieuchronnie
nadchodzce zdarzenia.
- Opiekunowie, teraz! - krzykn Alby.
Gowa Bena odskoczya w ty, gdy szarpno nim do przodu, i Opiekunowie ruszyli,
wypychajc prt ze Strefy do Labiryntu. Z garda Bena wydoby si rozdzierajcy krzyk,
goniejszy od dwikw zamykajcych si Wrt. Upad na kolana, by po chwili,
gwatownym szarpniciem, zosta z powrotem postawionym na nogi przez przysadzistego
Opiekuna z czarnym wosami i grymasem na twarzy, stojcego z przodu.
- Nieeeeeeee! - wrzeszcza Ben. lina wylatywaa z jego ust, gdy wierzgajc na
wszystkie strony, prbowa domi rozerwa obro. Jednak nie by w stanie przeciwstawi
si poczonej sile Opiekunw, ktrzy wypychali skazaca mijajcego wanie praw cian,
przesuwajc go coraz bliej skraju Strefy. - Nieel - krzycza bezustannie.
Ben prbowa zaprze si na progu, jednak zyska jedynie uamek sekundy. Prt
wypchn go szarpniciem w otcha Labiryntu. Chwil pniej chopak znajdowa si ju
dobry metr za Stref, wijc si i szarpic na wszystkie strony, prbujc zerwa obro.
Sekundy dzieliy mury kamiennych Wrt od oddzielania Labiryntu od Strefy z wielkim
hukiem.
Ostatkiem si, Benowi w kocu udao si obrci szyj w skrzanej ptli i spojrze w
stron wlepiajcych w niego wzrok mieszkacw Strefy. Thomas nie mg uwierzy, e
spoglda na ludzk istot - widzia szalestwo w oczach Bena, flegm tryskajc z jego ust,
zielone yy pod blad skr rozcignit na chudych kociach. Wyglda tak obco, jak
Thomas tylko mg to sobie wyobrazi.

- Stop! - krzykn Alby.


Ben wrzeszcza bez chwili przerwy, wydajc z siebie dwik tak przeszywajcy, e
Thomas a zatka uszy. To by zwierzcy, obkany, rozdzierajcy struny gosowe ryk. W
ostatniej chwili, w jaki sposb Opiekun z przodu odczepi wikszy prt od czci, do ktrej
przymocowana bya obroa, i wcign prt szarpniciem do rodka, pozostawiajc Bena na
Wygnaniu. Ostatnie krzyki Bena przerwa potworny huk zamykajcych si cian.
Thomas mocno zacisn powieki i, ku swojemu zaskoczeniu, poczu spywajce po
policzkach zy.
Drug noc z rzdu Thomas, kadc si spa, mia przed oczyma udrczon twarz
Bena. Jakby si to wszystko potoczyo, gdyby nie on? Thomas niemal wmwi sobie, e
czuby wtedy spokj, rado i podekscytowanie z moliwoci odkrywania swojego nowego
ycia i denia do zostania Zwiadowc. Niemal. W gbi duszy wiedzia, e Ben by jedynie
jednym z jego wielu zmartwie.
Teraz ju go nie byo, zosta Wygnacem w wiecie Bldoercw, zabrany w miejsce,
gdzie znosz swoj zdobycz, ofiar zdan na ask losu. Chocia Thomas mia tuzin
powodw, by nim gardzi, byo mu go jednak al.
Nie, nie potrafi sobie tego wyobrazi, jednak zwaywszy na ostatnie chwile Bena,
jego histeryczne wierzganie, plucie i wrzaski, nie kwestionowa ju duej zasady Strefy,
mwicej o tym, e nikomu poza Zwiadowcami, i to wycznie w cigu dnia, nie wolno byo
wchodzi do Labiryntu. Ben ju raz zosta udlony, co oznaczao, e wiedzia, by moe
lepiej ni ktokolwiek inny, co go czekao.
Biedny facet, pomyla Thomas. Biedaczysko.
Wzdrygn si i przewrci na bok. Im wicej o tym rozmyla, tym czciej dochodzi
do wniosku, e bycie Zwiadowc nie jest wcale najlepszym pomysem. Pomimo to, z
niewiadomych mu powodw, ta myl nie dawaa mu spokoju.
Nastpnego dnia, gdy tylko nasta wit, haas robiony przez pracujcych Streferw
wybudzi Thomasa z naprawd gbokiego snu. Podnis si, przetar oczy, prbujc
przegoni nieubagane wycieczenie. Dajc jednak za wygran, pooy si z powrotem,
marzc, e nikt nie bdzie mu przeszkadza.
Nie trwao to nawet minut.
Kto szturchn go w rami i Thomas przebudzi si na dobre, a jego oczom ukaza si
stojcy nad nim Newt.
Co znowu? - pomyla.
- Wstawaj, lamajdo.

- Taa, ja te si ciesz na twj widok. Ktra jest godzina?


- Sidma, wieuchu - odpowiedzia Newt z drwicym umiechem. - Tak sobie
pomylaem, e dam ci pospa po tym, przez co ostatnio przeszede.
Thomas zwin si w pozycj siedzc, psioczc podnosem na to, e nie moe jeszcze
przez kilka godzin polee w spokoju.
- Pospa? A wy co, banda farmerw? - Farmerzy. Dlaczego tak dobrze ich pamita?
Po raz kolejny jego pami wprawiaa go w zdumienie.
- Ano... tak, skoro ju o tym wspominasz. - Newt klapn obok Thomasa i usiad z
podwinitymi nogami. Przez jaki czas siedzia cicho, przygldajc si zgiekowi i zamtowi
wrd zapracowanych mieszkacw Strefy. - Dzisiaj bdziesz pomaga Oraczowi, wieuchu.
Zobaczymy, czy to bardziej przypadnie ci do gustu ni zarzynanie cholernych winek.
Thomas mia dosy bycia traktowanym jak dziecko.
- Miae mnie ju tak nie nazywa.
- Ze jak niby, cholern wink?
Thomas zmusi si do umiechu i pokrci gow.
- Nie, wieuchem. Nie jestem ju ostatni, pamitasz? Dziewczyna w piczce, co ci
to mwi? Na ni moesz woa wieynka, ja nazywam si Thomas.
Myli o dziewczynie kryy mu po gowie, sprawiajc, e na nowo przypomnia
sobie o tym, co ich ze sob czyo. Ogarno go uczucie dziwnego smutku, jak gdyby za ni
tskni, jak gdyby chcia j zobaczy. To bez sensu, pomyla. Nawet nie wiem, jak ma na
imi.
Newt odchyli si, unoszc brwi.
- A niech mnie! Widz, e przez noc wyrosy ci nieze cojones.
Thomas zignorowa go.
- Kto to jest Oracz?
- Tak nazywamy tych, ktrzy zaiwaniaj na Zielinie, zajmuj si upraw, pieleniem,
sadzeniem i tym podobnym.
Thomas skin gow w tamtym kierunku.
- Kto jest Opiekunem?
- Zart. W porzdku go, o ile nie dasz dyla z roboty. To ten wielki jegomo, ktry
sta wczoraj z przodu.
Thomas nic nie odpowiedzia, zastanawiajc si, czy w jaki sposb uda mu si nie
wspomina o Benie i Wygnaniu. Od tego wszystkiego robio mu si sabo i zerao go
poczucie winy, wic zmieni temat rozmowy.

- Dlaczego mnie obudzie?


- Nie cieszy ci widok mojej mordy z samego rana?
- Wybacz, niespecjalnie. Wic... - Jednak dudnienie otwierajcych si o poranku
murw przerwao mu, nim zdoa dokoczy. Spojrza na Wschodnie Wrota, niemal
oczekujc, e ujrzy stojcego po drugiej stronie Bena. Zamiast tego zobaczy rozcigajcego
si podczas porannych wicze Minho. Nastpnie dostrzeg, jak chopak wychodzi poza
Stref i co podnosi.
To by kawaek prta z przywizan do niego skrzan obro. Minho nie
przywizywa do tego wikszej uwagi, tylko rzuci j do innego Zwiadowcy, ktry zanis
obro z powrotem do szopy z narzdziami.
Thomas odwrci si do Newta, zmieszany. Jak Minho mg si zachowywa tak
nonszalancko?
- Co u...
- Byem wiadkiem tylko trzech Wygna, Tommy. Wszystkie tak paskudne, jak to,
ktre wczoraj ogldae. Jednak za kadym, twojama, razem, Bldoercy zostawiaj obro
u progu. Na sam myl o tym wosy na tyku staj mi dba.
Thomas musia si z nim zgodzi.
- Co oni robi z tymi, ktrych zapi? - zapyta. Czy aby na pewno chcia to wiedzie?
Newt wzruszy tylko ramionami, jego obojtno nie bya zbyt przekonujca.
Najwyraniej nie chcia o tym rozmawia.
- Opowiedz mi wic o Zwiadowcach - powiedzia nagle Thomas. Te sowa pojawiy
si w jego ustach niespodziewanie, jakby znikd. Zachowa jednak spokj, pomimo dziwnej
potrzeby przeproszenia rozmwcy i zmiany tematu. Chcia wiedzie o nich wszystko. Nawet
pomimo tego, czego dowiadczy w nocy, nawet pomimo tego, e widzia przez okno
Bldoerc, chcia wiedzie. Ta dza wiedzy bya nieustpliwa i nie do koca rozumia
dlaczego. Bycie Zwiadowc wydawao mu si czym zupenie naturalnym i oczywistym.
Newt zawaha si, zdezorientowany.
- O Zwiadowcach? Dlaczego?
- Tak tylko pytam.
Newt spojrza srogo na Thomasa.
- To najlepsi z najlepszych. Musz by. Wszystko od nich zaley. - Podnis kamyk i
rzuci, obserwujc z roztargnieniem, jak odbija si od ziemi.
- Dlaczego nie jeste jednym z nich?
Newt ponownie spojrza na Thomasa, z surowym wyrazem w oczach.

- Byem, dopki kilka miesicy temu nie zraniem si w nog. Od tamtej pory to ju
nie to samo. - Schyli si i potar kostk u prawej stopy, a krtki grymas blu przetoczy mu
si po twarzy. Thomas doszed do wniosku, e musiao to by raczej wspomnienie ni
rzeczywisty, fizyczny bl, ktry poczu.
- Co si stao? - zapyta, sdzc, e im bardziej zmusi Newta do mwienia, tym wicej
si dowie.
- Uciekaem przed cholernymi Bldoercami, a co innego? O mao mnie nie dorwali. Zawaha si. - Wci dostaj dreszczy, jak pomyl, e mogem przechodzi przez Przemian.
Przemiana. Thomas doszed do wniosku, e ten temat pomoe mu znale odpowiedzi
na drczce go pytania.
- Co to w ogle jest? Co si wtedy z kim dzieje? Czy kademu, tak jak Benowi,
odbija palma i paa chci mordu?
- Z Benem byo o wiele gorzej. Mylaem, e chciae rozmawia o Zwiadowcach. Ton jego gosu ostrzeg Thomasa wyranie, e rozmowa na temat Przemiany dobiega koca.
To sprawio, e by jeszcze bardziej ciekawy, chocia odpowiada mu rwnie powrt
do tematu Zwiadowcw.
- Ogay. Zamieniam si w such.
- Jak mwiem, to najlepsi z najlepszych.
- Wic jak ich wybieracie? Sprawdzacie wszystkich, jacy s szybcy?
Newt spojrza na Thomasa oburzony, nastpnie jkn.
- Zrb no uytek ze zwojw mzgowych, wieuchu. Tommy, czy jak ci tam. To, jak
szybko potrafisz przebiera nogami, to jedna sprawa. W sumie najmniej wana.
To wzbudzio jego zainteresowanie.
- Co masz na myli?
- Kiedy mwi najlepsi z najlepszych, to mam na myli we wszystkim. Aby przey w
cholernym Labiryncie, musisz by bystry, szybki i silny. Musisz umie podejmowa decyzje,
by gotowy na odpowiednie ryzyko. Nie moesz by lekkomylny i nie moesz by
cholernym cykorem. - Newt rozprostowa nogi i opar si na doniach. - Tam jest naprawd
paskudnie. Nie spieszno mi tam wraca.
- Mylaem, e Bldoercy wychodz jedynie po zmroku. - Przeznaczenie, czy nie,
Thomas nie chcia natrafi na jednego z nich.
- Taa, na og.
- Wic dlaczego jest tam tak strasznie? - O czym jeszcze nie wiedzia?
Newt westchn.

- Napicie, stres. Korytarze Labiryntu zmieniaj si kadego dnia. Musisz zapamita


wiele szczegw, musisz nas std wyprowadzi. Martwisz si te o te cholerne mapy.
Najgorsze jest to, e zera ci strach, e moesz nie wrci. Normalny labirynt byby nie lada
wyzwaniem - a ten zmienia si co wieczr, wic jeli podejmiesz par bdnych decyzji, to
nock spdzasz z wciekymi bestiami. To nie jest miejsce dla przygupw i mazgajw.
Thomas zmarszczy brwi, nie do koca pojmujc swoj wewntrzn dz. Zwaszcza
po ostatniej nocy. Jednak wci to czu. Odczuwa to caym sob.
- Skd to zainteresowanie? - zapyta Newt.
Thomas zawaha si, wci mylc, zbyt przestraszony, by wypowiedzie to ponownie
na gos.
- Chc zosta Zwiadowc.
Newt odwrci si i spojrza mu prosto w oczy.
- Jeste tu zaledwie od kilku dni, sztamaku. Nie wydaje ci si, e to troch za wczenie
na miertelne yczenia?
- Mwi powanie. - Thomas sam ledwie to rozumia, jednak czu w gbi serca, e to
bya waciwa decyzja. W rzeczywistoci, to silne pragnienie zostania Zwiadowc byo
jedyn rzecz, dziki ktrej si trzyma, ktra pomagaa mu si odnale w caej tej sytuacji.
Newt nie spuszcza z niego wzroku.
- Ja te. Zapomnij. Jeszcze nikt nie zosta Zwiadowc w pierwszym miesicu od
przybycia, a co dopiero w pierwszym tygodniu. Musisz si niele wykaza, zanim
zarekomendujemy ci Opiekunowi.
Thomas wsta i zacz zwija piwr.
- Newt, mwi serio. Nie mog przez cay dzie wyrywa chwastw, inaczej oszalej.
Nie mam pojcia, co robiem, zanim mnie tu zesali w metalowym pudle, jednak przeczucie
podpowiada mi, e powinienem zosta Zwiadowc. Poradz sobie.
Newt wci siedzia, wpatrujc si w Thomasa, nie oferujc pomocy.
- Nikt nie mwi, e sobie nie poradzisz. Ale pki co, daj sobie z tym spokj.
Thomas poczu ogarniajc go fal niecierpliwoci.
- Ale...
- Suchaj, Tommy, moesz mi w tej kwestii zaufa. Przesta ujada, jaki to ty jeste
zbyt dobry, aby brudzi sobie apy przy burakach, bo stworzono ci do zaszczytnej roli
Zwiadowcy, poniewa przysporzysz sobie samych wrogw. Odpu sobie na razie ten temat.
Przysparzanie sobie wrogw byo ostatni rzecz, jakiej Thomas pragn. Zdecydowa
si obra inny kierunek.

- W porzdku, w takim razie pogadam o tym z Minho.


- Niele e to sobie obmyli, sztamaku. Zwiadowcy s wybierani na Zgromadzeniu,
a jeeli sdzisz, e ja jestem twardy, to oni ci po prostu wymiej.
- Tak do waszej wiadomoci, to mog si wam przyda. To cae czekanie to po prostu
strata czasu.
Newt powsta i dgn go palcem w twarz.
- Suchaj no, wieuchu. Suchaj uwanie, co ci powiem. - Ku swemu zaskoczeniu,
Thomas nie czu si zastraszony. Z pocztku przewrci oczami, nastpnie skin gow. - Dla
twojego dobra lepiej bdzie, jeli porzucisz te brednie, zanim kto si o tym dowie. Nie tak to
tutaj funkcjonuje, a nasze ycie zaley wanie od tego, jak pewne rzeczy funkcjonuj.
Przerwa, jednak Thomas si nie odezwa, obawiajc si nadchodzcego wykadu.
- Chodzi o porzdek - kontynuowa Newt. - Porzdek. Powtarzaj sobie to cholerne
sowo w swojej zakurzonej mzgownicy. yjemy tak dugo tylko dlatego, e wszyscy ciko
tyramy i przestrzegamy porzdku. To z tego powodu wywalilimy Bena - nie moglimy
przecie pozwoli, aby szalecy biegali wok, starajc si ukatrupi ludzi, czy nie?
Porzdek. Ostatni rzecz, jakiej nam tu trzeba, to aby to spiepry.
Nieustpliwo, ktra do tej pory dodawaa mu si, opucia nagle jego ciao. Thomas
wiedzia, e czas si przymkn.
- Ok. - Tylko tyle powiedzia.
Newt klepn go w plecy.
- Zawrzyjmy umow.
- e co? - Thomas poczu, jak jego nadzieja powstaje z martwych.
- Ty bdziesz trzyma gb na kdk, a ja wrzuc ci na list kandydatw, jak tylko
wykaesz nieco ikry. Miel dalej ozorem, a ja ju, purwa, dopilnuj, e si tego w yciu nie
doczekasz. Umowa stoi?
Thomasowi nie podoba si pomys oczekiwania, zwaszcza e nie wiedzia, ile to
moe potrwa.
- Ta umowa jest do kitu.
Newt unis brwi.
Thomas w kocu przytakn.
- Stoi.
- Chod, wrzucimy co na ruszt u Patelniaka. Mam nadziej, e nie dostaniemy od
tego klumpska.
Tamtego poranka Thomas w kocu mia okazj pozna osawionego Patelniaka, cho

widzia go tylko z daleka. By zbyt zajty wydawaniem niadania armii konajcych z godu
Streferw. Nie mg mie wicej ni szesnacie lat, jednak zapuci ju brod, a wosy
wystaway mu z kadego kawaka ciaa, zupenie jakby kady mieszek prbowa uciec spod
jego przesiknitych olejem achw. Nie sprawia rwnie wraenia osoby przykadajcej
zbytniej uwagi do higieny przy wydawaniu posikw, pomyla Thomas. Zanotowa sobie w
pamici, aby uwaa na ohydne czarne kudy na talerzach.
Wanie dosiad si wraz z Newtem do Chucka, ktry siedzia przy stole piknikowym
tu za kuchni, kiedy spora grupa Streferw zerwaa si i pognaa w kierunku Zachodnich
Wrt, rozmawiajc o czym z podekscytowaniem.
- Co si tam dzieje? - zapyta Thomas, dziwic si samemu sobie, jak nonszalancko to
powiedzia. Najwyraniej nieustanny rozwj nowych wypadkw by tutaj na porzdku
dziennym.
Newt wzruszy ramionami, wcinajc jajka.
- Id odprowadzi Minho i Albyego, ktrzy wyruszaj po ciao martwego
Bldoercy.
- Hej - powiedzia Chuck. Kawaek bekonu wylecia mu przy tym z ust. - Mam
pytanko w zwizku z tym.
- Tak, Chuckie? - zapyta nieco sarkastycznie Newt. - Co ci zera?
Chuck sprawia wraenie gboko zamylonego.
- Znaleli martwego Bldoerc, tak?
- Ano tak - odpowiedzia Newt. - Dziki, e podzielie si tym z nami.
Chuck w zamyleniu stuka przez chwil widelcem w st. - No to kto w takim razie?
Kto zabi to cholerstwo? Dobre pytanie, pomyla Thomas. Czeka na odpowied Newta,
jednak ten milcza. Najwyraniej sam nie mia zielonego pojcia.
Chuck w zamyleniu stuka przez chwil widelcem w st. - No to kto w takim razie?
Kto zabi to cholerstwo? Dobre pytanie, pomyla Thomas. Czeka na odpowied Newta,
jednak ten milcza. Najwyraniej sam nie mia zielonego pojcia.
Poranek Thomas spdzi w towarzystwie Opiekuna Zieliny, spinajc polady, jakby
to powiedzia Newt. Zart by wysokim, ciemnowosym gociem, ktry sta z przodu,
trzymajc prt w trakcie Wygnania Bena, i ktry, z jakiego nieznanego powodu, cuchn
zsiadym mlekiem. Nie mwi za wiele, jednak pokaza Thomasowi co i jak, eby ten mg
rozpocz prac samodzielnie. Pielenie, przycinanie drzewa morelowego, sadzenie kabaczka i
nasion cukinii, zbieranie warzyw. Nie byo to porywajce zajcie i przez wikszo czasu
Thomas nie zwraca uwagi na innych, pracujcych wraz z nim Streferw, jednak nie mg te

powiedzie, e nienawidzi tego zajcia w takim samym stopniu, jak roboty u Winstona
rzenika.
Zart i jego podopieczny opiekli grzdki modej kukurydzy, kiedy Thomas
zdecydowa, e jest to odpowiedni moment na uzyskanie kilku odpowiedzi. Opiekun wydawa
si o wiele bardziej przystpny.
- Powiedz mi, Zart... - rozpocz Thomas.
Opiekun spojrza na niego, po czym wrci do swojej pracy. Mia zapadnite oczy i
pocig twarz. Z jakiego powodu wyglda na skrajnie znudzonego.
- Co jest, wieuchu?
- Ilu w sumie jest tu Opiekunw? - zapyta Thomas, starajc si, by zabrzmiao to
naturalnie. - I jakie mam tu opcje kariery?
- S Budole, Pomyje, Grzebacze, Kucharze, Mapownicy. Jest Plaster, Oracz,
Rozpruwacz. No i oczywicie Zwiadowcy. Nie wiem, moe znajdzie si jeszcze paru innych.
Patrz gwnie na swoj robot.
Wikszo z tych sw bya dla niego jasna, jednak Thomas zastanawia si nad
kilkoma z nich.
- Co robi Pomyj? - Wiedzia, e tym zajmuje si Chuck, jednak nigdy nie chcia o tym
mwi. Odmawia jakiejkolwiek rozmowy na ten temat.
- To, co robi sztamaki, kiedy nie potrafi nic innego. Czyszcz kible, pucuj
prysznice, myj kuchni, sprztaj Mordowni po uboju, generalnie wszystko. Wystarczy ci
jeden dzie z tymi frajerami, a moesz mi wierzy, e zrobisz wszystko, aby do nich nie
trafi.
Thomas poczu wyrzuty sumienia wzgldem Chucka. Zrobio mu si go al. Dzieciak
tak bardzo stara si z kim zakumplowa, jednak wszyscy zdawali si go olewa. Tak, moe
by troch nadpobudliwy i gba mu si nie zamykaa, jednak Thomas cieszy si, gdy Chuck
by w pobliu.
- A Oracze? - zapyta, wyrywajc olbrzymi chwast, ktrego korzenie oblepione byy
grudkami ziemi.
Zart odchrzkn i odpowiedzia, nie przerywajc pracy.
- Do nich naley caa cika robota na Zielinie. Kopanie roww i wszystko inne. W
czasie wolnym maj rwnie inne zajcia w Strefie. W sumie to wielu Streferw ma wicej
ni tylko jedn fuch. Nikt ci o tym nie wspomina?
Thomas zignorowa pytanie i kontynuowa, zdeterminowany, by uzyska tak wiele
odpowiedzi, jak tylko to byo moliwe.

- A co z Grzebaczami? Wiem, e chowaj trupy, jednak tych nie ma chyba zbyt wiele?
- To odraajcy gocie. Bawi si te w stranikw i policjantw, jednak wszyscy
mwi na nich Grzebacze. Gdy nadejdzie twj dzie, baw si dobrze, stary. - Zachichota, po
raz pierwszy w obecnoci Thomasa, i nie byo w tym nic miego.
Thomas mia wicej pyta. O wiele wicej. Chuck i caa reszta nigdy nie chcieli
udzieli mu adnej odpowiedzi. A Zart - prosz bardzo. Jednak nagle Thomasowi przesza
ochota na konwersacje. Ni std, ni zowd, z jakiego powodu znowu nawiedziy go myli o
tamtej dziewczynie, o Benie i o martwym Bldoercy, co akurat powinno by dobr nowin,
jednak wszyscy reagowali zgoa inaczej.
Jego nowe ycie byo do kitu.
Wzi gboki, dugi oddech. Skup si na pracy, pomyla. I tak zrobi.
Zanim nastao popoudnie, Thomas pada ze zmczenia - cae to schylanie si, kucanie
i chodzenie po ziemi na kolanach to bya jedna wielka katorga. Mordownia czy Zielina, jeden
grzyb.
Zwiadowca, pomyla, idc na przerw. Pozwlcie mi zosta Zwiadowc. Po raz
kolejny pomyla o tym, jak absurdalnym byo, e tak bardzo tego pragn. I chocia nie
potrafi tego wyjani, to pragnienie byo niezaprzeczalne. Tak samo silne byy myli o tej
dziewczynie, jednak stara si je od siebie odgoni.
Zmczony i obolay, uda si do Kuchni po co na zb i po wod. Mgby zje konia
z kopytami, chocia przed dwiema godzinami dopiero co zjad lunch. W tej chwili nie
pogardziby nawet wieprzowin.
Zatopi zby w jabku i opad na ziemi obok Chucka. By tam rwnie Newt, jednak
siedzia sam, nie zwracajc na nikogo uwagi. Mia przekrwione oczy i czoo pokryte
zmarszczkami. Thomas przyglda si, jak Newt obgryza paznokcie. Nie widzia wczeniej
takiego zachowania u tego chopaka.
Chuck rwnie to dostrzeg i zada pytanie, ktre chodzio Thomasowi po gowie.
- Co mu jest? - wyszepta. - Wyglda jak ty, kiedy wycignlimy ci z Puda.
- Nie wiem - odpowiedzia mu Thomas. - Id i go o to zapytaj.
- Sysz kade wasze cholerne sowo - powiedzia Newt dononym gosem. - Nie
dziwi si, e nikt nie chce obok was spa, sztamaki.
Thomas poczu si, jakby przyapano go na kradziey, jednak naprawd si o niego
martwi - Newt by jedn z niewielu osb w Strefie, ktre darzy prawdziw sympati..
- Co ci jest? - zapyta Chuck. - Bez obrazy, ale wygldasz jak klump.
- Taki ju mam wyraz twarzy - odpar Newt, a nastpnie zamilk, wpatrujc si przed

siebie przez dusz chwil. Thomas o mao nie wyskoczy z kolejnym pytaniem, kiedy Newt
w kocu przemwi. - To ta dziewczyna. Cigle jczy i gada od rzeczy, ale nie chce si
obudzi. Plaster robi, co moe, by j nakarmi, ale z kadym dniem je coraz mniej. Mwi
wam, co tu niele mierdzi.
Thomas spojrza w d na swoje jabko, nastpnie je ugryz. Miao teraz kwany smak
- zda sobie spraw, e on rwnie martwi si o t dziewczyn. Niepokoi si o ni. Zupenie,
jakby nie bya mu obca.
Newt westchn gboko.
- Purwa. Ale to nie tym si teraz martwi.
- Wic czym? - zapyta Chuck.
Thomas pochyli si do przodu, na tyle zaciekawiony, e by w stanie przegoni myli
o dziewczynie.
Newt zmruy oczy, spogldajc na jedno z wej do Labiryntu.
- Albym i Minho - mrukn pod nosem. - Powinni wrci ju kilka godzin temu.
Zanim Thomas zda sobie spraw, by ju z powrotem w pracy, ponownie wyrywajc
chwasty i odliczajc minuty do koca zmiany. Nieustannie zerka na Zachodnie Wrota,
wygldajc jakiegokolwiek znaku od Albyego i Minho. Zacz podziela obawy Newta.
Newt wspomina, e powinni byli wrci do poudnia, mieli wic wystarczajco wiele
czasu, aby dotrze do martwego Bldoercy, zbada go przez godzin czy dwie i wrci. Nic
wic dziwnego, e wyglda na zmartwionego. Kiedy Chuck rzuci, e pewnie poszli
pozwiedza i troch si rozerwa, Newt obdarzy go spojrzeniem tak srogim, e Thomas
obawia si, i Chuck moe samoistnie zapon.
Nigdy nie zapomni nastpnego wyrazu, ktry pojawi si na twarzy Newta. Kiedy
Thomas zapyta go, dlaczego nie pjdzie wraz z innymi Streferami poszuka swoich
przyjaci, jego twarz wykrzywia si w grymasie absolutnego przeraenia - jego policzki
zapady si, przybierajc ziemist i ciemn barw. Stopniowo zaczo mu przechodzi i
wyjani, e wysyanie grupy poszukiwawczej jest zakazane, aby nie zagino jeszcze wicej
osb, jednak na jego twarzy wyranie byo wida strach.
Labirynt go przeraa.
Cokolwiek go tam spotkao - by moe miao to co wsplnego z jego uporczywym
blem w kostce - musiao by naprawd przeraajce.
Thomas stara si o tym nie myle, skupiajc si z powrotem na wyrywaniu
chwastw.
Tego wieczoru kolacja bya ponurym wydarzeniem i nie miao to nic wsplnego z

jakoci jedzenia. Patelniak i jego kucharze zaserwowali kademu okaza porcj kotleta,
ubijanych ziemniakw, zielonego groszku oraz gorce bueczki. Thomas bardzo szybko
doszed do wniosku, e kaway odnonie kuchni Patelniaka byy jedynie kawaami. Wszyscy
w mig pochonli swoje porcje i w wikszoci poprosili o dokadk. Tego dnia Streferzy
oberali si niczym skazacy zebrani na swj ostatni posiek, zanim zostan zesani na
wieczno w otcha piekieln.
Zwiadowcy powrcili o normalnej porze i Thomas zmartwi si jeszcze bardziej
widokiem Newta biegajcego od Wrt do Wrt, chopak nie prbowa nawet ukry zerajcej
go paniki. Jednak po Albym i Minho nie byo ani ladu. Newt wysa Streferw na zasuon
straw, jednak sam upar si, by wyczekiwa brakujcej dwjki. Nikt nie powiedzia tego na
gos, jednak Thomas doskonale zdawa sobie spraw, e niedugo Wrota zamkn si z
hukiem.
Thomas niechtnie posucha rozkazu i usiad wraz z Chuckiem i Winstonem przy
piknikowym stole w poudniowej czci Bazy. Zdoa przekn jedynie kilka ksw, nim
uwiadomi sobie, e duej tego nie wytrzyma.
- Nie mog tutaj tak siedzie, kiedy ich wci nie ma - powiedzia, upuszczajc
widelec na talerz. - Id do Newta, bd czeka razem z nim. - Wsta i ruszy w stron Wrt.
Jak mona byo si spodziewa, Chuck poda tu za nim.
Znaleli Newta przy Zachodnich Wrotach, przechadzajcego si tam i z powrotem,
nerwowo przeczesujcego wosy doni. Gdy nadeszli, spojrza na nich.
- Gdzie oni wsiknli? - zapyta sabym, penym napicia gosem.
Thomasa wzruszyo, e Newt tak bardzo troszczy si o przyjaci - zupenie jakby
byli jego rodzin.
- Wylijmy za nimi grup poszukiwawcz - zasugerowa ponownie. Bezczynne
siedzenie i zamartwianie si na mier wydawao mu si totaln gupot, kiedy mogli przecie
wyj i ich poszuka.
- Cholera jas... - zacz Newt, jednak si powstrzyma. Zamkn na chwil oczy i wzi
gboki wdech. - Nie moemy. Po prostu. Nie wspominaj o tym wicej. To wbrew zasadom.
Zwaszcza e te cholerne Wrota wkrtce si zamkn.
- Ale dlaczego nie moemy? - zapyta z niedowierzaniem Thomas, nie dajc za
wygran. - Przecie jeeli tam zostan, to dorw ich Bldoercy. Czy nie powinnimy czego
zrobi?
Newt odwrci si do niego, jego twarz kipiaa ze zoci, jego oczy pony z
wciekoci.

- Zawrzyj twarzostan, wieuchu! - wrzasn. - Nie jeste tu, purwa, nawet tydzie!
Wydaje ci si, e nie zaryzykowabym ycia, aby ich ocali?
- Nie... ja... Przepraszam. Ja nie chciaem... - Thomas nie wiedzia, co odpowiedzie.
Stara si jedynie pomc.
Wyraz twarzy Newta zagodnia.
- Ty jeszcze nie kumasz, Tommy. Jeeli wyjdziesz tam w nocy, to od razu moemy
kopa ci d. Jeeli oni nie wrc...
- Zawaha si, nie chcc powiedzie tego, o czym wszyscy myleli.
- Obaj zoyli przysig, tak jak ja. Jak my wszyscy Ciebie rwnie to czeka, kiedy
wemiesz udzia w pierwszym Zgromadzeniu i zostaniesz przydzielony swojemu
Opiekunowi. Nigdy nie wchodzimy do Labiryntu w nocy. Choby nie wiem co. Nigdy.
Thomas spojrza na Chucka, ktry by rwnie blady, co Newt.
- Newt tego nie powie - powiedzia chopak - wic ja to zrobi. Jeeli oni nie wrc, to
znaczy, e ju nie yj. Minho jest zbyt bystry na to, aby si zgubi. Nie ma takiej opcji. Oni
s ju martwi.
Newt nic nie odpowiedzia, a Chuck odwrci si i ruszy z powrotem w stron Bazy
ze spuszczon gow.
Martwi - pomyla Thomas. Caa ta sytuacja staa si tak miertelnie powana, e nie
wiedzia, jak ma si zachowa, i poczu przeraajc pustk w sercu.
- Sztamak ma racj - powiedzia stanowczo Newt. - Dlatego nie moemy po nich i.
Nie moemy sobie pozwoli na jeszcze wiksz strat.
Pooy do na ramieniu Thomasa, a nastpnie pozwoli, by opada do jego boku.
Oczy zaszy mu zami i Thomas by pewien, e pomimo tego, i jego wspomnienia
znajdoway si poza zasigiem, szczelnie zamknite w komnacie zapomnienia, jeszcze nigdy
wczeniej nie widzia nikogo przepenionego tak ogromnym smutkiem. Zapadajca ciemno
budzcego si do ycia zmierzchu idealnie oddawaa ponury nastrj jego samopoczucia.
- Wrota zatrzasn si za dwie minuty - owiadczy Newt tak zwile i zdecydowanie,
e jego sowa niemal zawisy w powietrzu, jak gdyby uwizione w gstej mgle. Nastpnie
odszed, przygarbiony, nie odzywajc si sowem.
Thomas pokrci gow i spojrza ponownie w stron Labiryntu. Prawie nie zna
Albyego i Minho, jednak poczu ukucie w piersi na sam myl o tym, e s gdzie tam
pomidzy tymi korytarzami, zabici przez obrzydliwe kreatury, ktre ujrza przez okno
pierwszego dnia w Strefie.
Ze wszystkich stron rozbrzmia donony huk, sprowadzajc Thomasa z powrotem na

ziemi. Chwil pniej nastpi chrzst i gone zgrzytanie kamienia o kamie. Wrota
zamykay si na noc.
Prawa ciana dudnia, przesuwajc si po kamiennej posadzce, rozrzucajc na bok
ziemi i kamienie. Pionowy rzd czcych si prtw, wzbity wysoko ku niebu, sun
naprzeciw wyobionym wgbieniom po przeciwnej stronie muru, gotw, by szczelnie
zamkn wejcie a do nastpnego wschodu soca. Po raz kolejny Thomas spoglda ze
zdziwieniem na masywn, przemieszczajc si konstrukcj, ktra zaprzeczaa wszelkim
prawom fizyki. To wydawao si wprost niemoliwe.
Wtem jaki ruch po lewej stronie zwrci jego uwag.
Co poruszao si wewntrz Labiryntu, na kocu dugiego korytarza, na wprost niego.
pocztku oblaa go fala paniki. Zrobi krok do tyu, obawiajc si, e mg to by
Bldoerca. Nastpnie jednak dostrzeg wyranie dwie postaci, ktre niepewnym krokiem
zmierzay przez korytarz w kierunku Wrt. Jego oczy w kocu przedary si. przez spowit
pocztkowo strachem mg i uwiadomi sobie, e to by Minho z uwieszonym u jego szyi
Albym, ktrego praktycznie cign za sob po ziemi. Minho podnis wzrok i dostrzeg
Thomasa.
- Dopadli go! - krzykn Minho zduszonym i sabym z wycieczenia gosem. Kady
stawiany przez niego krok wyglda, jakby mia by jego ostatnim.
Thomas by tak oszoomiony rozwojem wypadkw, e upyna chwila, nim zdoa
zareagowa.
- Newt! - W kocu krzykn, zmuszajc si, aby oderwa wzrok od Minho i Albyego
i spojrze w przeciwnym kierunku. - Id! Widz ich! - Wiedzia, e powinien wbiec do
Labiryntu i im pomc, jednak zasada dotyczca nie wychodzenia poza Stref wrya mu si
gboko w pami.
Newt zdy ju dotrze do Bazy, jednak na krzyk Thomasa obrci si natychmiast i
pogna, kutykajc, w kierunku Wrt.
Thomas odwrci si z powrotem w stron Labiryntu i momentalnie ogarn go strach.
Alby wylizn si z ucisku Minho i upad na ziemi. Thomas obserwowa, jak Minho
prbowa rozpaczliwie postawi go z powrotem na nogi, jednak w kocu odpuci i zacz go
cign za rce po kamiennej pododze.
Wci byli jednak sto metrw od celu.
Prawa ciana szybko si zamykaa, zdajc si przypiesza, miast zwolni, jak chcia
tego Thomas. Od cakowitego zamknicia dzielio ich zaledwie kilka sekund. Nie mieli szans,
aby zdy. adnych.

Thomas odwrci si, by spojrze na Newta, ktry kutykajc tak szybko, jak tylko
mg, zdoa pokona zaledwie poow dzielcego go od Thomasa dystansu.
Spojrza ponownie na Labirynt, na zamykajce si mury. Jeszcze tylko kilka metrw i
bdzie po wszystkim.
Minho potkn si, upadajc na ziemi. Nie mieli adnych szans. Czas min. Ju po
wszystkim.
Thomas usysza, jak Newt wykrzykuje co za jego plecami.
- Nie rb tego, Tommy! Nie wa si tego robi!
Prty na prawej cianie, niczym wycignite ramiona, ju zaczynay dociera do celu,
wlizgujc si w niewielkie otwory, suce im za miejsce wieczornego spoczynku.
Zgrzytajcy, skrzypicy dwik zamykajcych si Wrt rozleg si wokoo, zaguszajc
wszystko inne.
Ptora metra. Metr. P.
Thomas wiedzia, e nie ma wyboru. Ruszy. Przecisn si przez wbijajce si w
szczelin prty w ostatniej sekundzie i wszed do Labiryntu.
Wrota za nim zamkny si z gonym hukiem, odbijajc si echem po pokrytym
bluszczem kamieniu, niczym miech szaleca w szpitalu dla obkanych.
Przez kilka sekund Thomas czu si, jak gdyby wiat zamar. Oguszajce dudnienie
zamykajcych si Wrt zastpia zowroga cisza, a niebo spowia ciemno, zupenie jakby
nawet soce przestraszyo si tego, co czaio si w Labiryncie. Zapad zmierzch i
gigantyczne,

kamienne

mury

wyglday

teraz

jak

przeogromne

grobowce

na

zachwaszczonym cmentarzu olbrzymw. Thomas opar si plecami o chropowat ska, nie


mogc uwierzy w to, co si wanie stao.
Przerazi si konsekwencjami swoich czynw.
Nagle przeszywajcy krzyk Alby ego zwrci jego uwag. Minho jcza obok. Thomas
odepchn si od ciany i pobieg do dwch Zwiadowcw.
Minho podcign si i ponownie powsta, jednak wyglda koszmarnie, co mona
byo dostrzec nawet w bladym wietle. By zlany potem, brudny, cay podrapany. Alby, ktry
lea na ziemi z rozerwanym ubraniem, z rozciciami i siniakami na doniach, wyglda
jeszcze gorzej. Thomas wzdrygn si. Czyby Alby zosta zaatakowany przez Bldoerc?
- wieuchu - wysapa Minho. - Jeeli wydaje ci si, e to byo mdre, to posuchaj.
Jeste, purwa, najgupszym krtasem, jaki stpa po tej ziemi. Jeste chodzcym trupem, tak
samo jak my.
Thomas poczu, jak oblewa si purpur na twarzy - spodziewa si przynajmniej cho

odrobiny wdzicznoci.
- Przecie nie mogem was tak po prostu zostawi.
- I co ci z tego przyszo? - zapyta Minho, przewracajc oczami. - Zreszt niewane,
kole. Zamae Pierwsz Zasad, wic zdychaj, wszystko mi jedno.
- Te ci lubi. Chciaem pomc. - Thomas poczu si, jakby kto wanie kopn go w
twarz.
Minho wydoby z siebie wymuszony miech, a nastpnie uklkn przy Albym.
Thomas przyjrza si dokadniej nieprzytomnemu kompanowi i zda sobie spraw z powagi
sytuacji. Alby wyglda na pywego. Jego ciemna skra szybko tracia kolor, oddycha
krtko i pytko.
Ogarna go rozpacz.
- Co si stao? - zapyta, starajc si zapomnie o targajcym nim gniewie.
- Nie chce mi si teraz o tym gada - odpowiedzia Minho, sprawdzajc Albyemu
puls i przykadajc ucho do jego piersi. - Powiedzmy tylko, e Bldoercy potrafi niele
zgrywa trupa.
To zdanie cakowicie zaskoczyo Thomasa.
- Wic, go... uar? Czy raczej udli? Czy on przechodzi teraz przez Przemian?
- Musisz si jeszcze wiele nauczy. - odpowiedzia Minho.
Thomas mia ochot krzykn. Wiedzia, e musi si jeszcze wiele nauczy, dlatego
przecie zadawa pytania.
- Czy on umrze? - wykrztusi z siebie, czujc zaenowanie z powodu tego, jak pytko i
pusto to zabrzmiao.
- Najprawdopodobniej, zwaszcza e nie udao nam si wrci przez zachodem soca.
Moe umrze nawet w cigu godziny. Nie wiem, ile to potrwa bez Serum. My te jestemy
ju martwi, wic nie rozczulaj si tak nad nim. Si, senior, niedugo bdzie ju po nas. - Minho
powiedzia to w sposb tak rzeczowy, e Thomas z trudem poj znaczenie jego sw.
Jednak wkrtce dopad go ogrom przeraajcej rzeczywistoci i zaczo mu si
przewraca w odku.
- My naprawd zginiemy? - zapyta, nie mogc si z tym pogodzi. - Chcesz mi
powiedzie, e nie mamy adnych szans?
- adnych.
Thomasa denerwoway ju nieustannie przeczce odpowiedzi.
- Bez jaj. Musi by co, co moemy przecie zrobi. Ilu Bldoercw si na nas rzuci?
- Spojrza badawczo w stron korytarza wiodcego w gb Labiryntu, jakby oczekujc

pojawienia si tam kreatur wezwanych na dwik ich imienia.


- Nie wiem.
Wtem w gowie Thomasa zawitaa myl, napeniajc go nadziej.
- Ale...co z Benem? I z Gallym, i z innymi, ktrzy zostali udleni i przeyli?
Minho spojrza na niego wzrokiem, ktry zdawa si mwi, e Thomas by gupszy
od krowiego klumpa.
- Czy ty mnie suchasz? Oni zdyli wrci przed zmierzchem, tpa dzido. Wrcili i
dostali Serum. Kady z nich.
Thomas zastanawia si przez chwil nad wspomnianym serum, jednak w pierwszej
kolejnoci czekay inne, waniejsze pytania.
- Sdziem, e Bldoercy wychodz jedynie noc.
- No to le mylae, smrodasie. Wychodz zawsze w nocy, co wcale nie oznacza, e
nie pojawiaj si za dnia.
Thomas postanowi nie dawa za wygran. Nie zamierza tu umiera.
- Czy kiedykolwiek wczeniej znalelicie kogo, kto przey noc poza murami?
- Nie.
Thomas zmarszczy brwi, udzc si, e uda mu si znale cho iskierk nadziei.
- Ilu w takim razie zmaro?
Minho wpatrywa si w ziemi, kucajc z jednym ramieniem opartym na kolanie. By
wyranie wyczerpany, niemal oszoomiony.
- Co najmniej dwunastu. Przecie bye na cmentarzu.
- Tak.
Wic tak umarli - pomyla.
- Przynajmniej tylu znalelimy. Byo ich wicej, ale ich cia nigdy nie odnaleziono. Minho wskaza z roztargnieniem w stron wejcia do Strefy. - Nie bez powodu postawilimy
w lesie ten cholerny cmentarz. Nic nie sprowadzi ci bardziej na ziemi ni wspomnienia o
zarnitych przyjacioach.
Minho wsta i chwyci Alby ego za rce, nastpnie skin w kierunku jego ng.
- ap za te smrody. Musimy go przenie pod Wrota. Niech chocia jedno ciao
znajd rano bez problemu.
Thomas nie mg uwierzy w te makabryczne sowa.
- Nie wierz, e to si dzieje naprawd! - krzykn w stron murw, obracajc si
wok wasnej osi. Mia ju dosy.
- Nie ma si. Trzeba byo przestrzega zasad i zosta w rodku. A teraz pom mi i

ap go za nogi.
Wzdrygajc si z powodu skurczw w odku, Thomas podszed i podnis nogi
Albyego. Na wp przenieli, na wp przecignli niemal pozbawione ycia ciao przez
prawie trzydzieci metrw, pod pionow szczelin w skale, gdzie nastpnie Minho opar
Albyego o cian w pozycji psiedzcej. Jego pier unosia si i opadaa, z trudem
napeniajc si powietrzem, jednak jego skra zlana bya potem. Wyglda, jakby to byy jego
ostatnie chwile ycia.
- Gdzie go ugryli? - zapyta Thomas. - Widzisz gdzie lad?
- Oni, purwa, nie gryz, tylko kuj. I nie zobaczysz ladu.
Moe mie ich z tuzin na caym ciele. - Minho zaoy ramiona na piersi i opar si o
cian.
Z jakiego powodu Thomas pomyla, e sowo uku brzmi o wiele gorzej ni ugry.
- Co to znaczy, e kuj?
- Stary, musisz ich zobaczy, eby zrozumie, o czym mwi.
Thomas wskaza na rce Minho, nastpnie na jego nogi.
- Dlaczego wic nie ukuli ciebie?
Minho wycign rce przed siebie.
- Moe i ukuli. Moe to cholerstwo dopadnie mnie lada chwila.
- Oni... - rozpocz Thomas, jednak nie wiedzia, jak zakoczy. Nie wiedzia, czy
Minho mwi powanie.
- Nie byo adnych ich, tylko ten jeden, ktrego wzilimy za trupa. Oszala i udli
Albyego, a pniej uciek. - Minho spojrza ponownie w stron Labiryntu, ktry by ju
niemal cakowicie spowity ciemnoci. - Jestem jednak pewien, e niedugo zjawi si caa
chmara tych skubacw, eby nas wykoczy swoimi igami.
- Igami? - Thomas z kad chwil dowiadywa si coraz to bardziej niepokojcych
rzeczy.
- Tak, igami. - Minho nie wdawa si w szczegy, a wyraz jego twarzy wskazywa,
e nie ma zamiaru tego zmienia.
Thomas spojrza na ogromne mury pokryte gstym pnczem. Ogarniajca go rozpacz
zacza w kocu pobudza jego szare komrki.
- Nie moemy si po tym wspi? - Spojrza na Minho, ktry nie odezwa si ani
sowem. - Te pncza. Czy moemy si po nich wspi?
Minho westchn poirytowany.
- Ty chyba bierzesz nas, wieuchu, za band kretynw. Naprawd sdzisz, e nigdy

wczeniej nie wpadlimy na ten genialny pomys wspicia si po tych cholernych murach?
Po raz pierwszy Thomas poczu, jak na rwni ze strachem i panik wzbiera w nim
wcieko.
- Po prostu prbuj co wymyli. Moe by tak przesta krytykowa i zacz w kocu
ze mn rozmawia!
Minho zerwa si gwatownie na nogi i chwyci Thomasa za koszulk.
- Ty nic nie rozumiesz, smrodasie! Nic nie wiesz i jeszcze wszystko pogarszasz przez
t swoj gupi nadziej. Jestemy ju trupami, rozumiesz? Trupami!
Thomas nie potrafi stwierdzi, ktre uczucie byo w tej chwili silniejsze - wcieko
na Minho czy al, ktry wobec niego odczuwa. Zbyt atwo si podda.
Minho spojrza na swoje donie, ktre trzymay w ucisku koszulk Thomasa, i na
jego twarzy pojawi si wstyd. Zwolni ucisk i wycofa si. Thomas ostentacyjnie poprawi
ubranie.
- Jasna cholera - wyszepta Minho, nastpnie pad na ziemi, skrywajc twarz w
zacinitych piciach. - Nigdy wczeniej si tak nie baem, stary. Nie a tak.
Thomas chcia co odpowiedzie, powiedzie mu, eby si nie maza, eby ruszy
gow, eby mu opowiedzia o wszystkim, co wie. eby powiedzia cokolwiek!
Otworzy usta, aby przemwi, jednak zamkn je natychmiast, gdy tylko usysza ten
haas. Minho podnis prdko gow. Spojrza w gb jednego z mrocznych, kamiennych
korytarzy. Thomas poczu, jak jego wasny oddech przypiesza.
Dochodzi z gbi Labiryntu - niski, niepokojcy dwik. Nieustanny warkot
poprzedzony co kilka sekund metalowym brzkiem, niczym dwik ostrych, ocierajcych si
o siebie noy. Z kad sekund coraz goniejszy, nastpnie doczya do niego seria
upiornych stukotw, ktre przywodziy Thomasowi na myl dugie paznokcie rysujce po
tafli szka. Guchy jk przeszy powietrze i w oddali rozleg si dwik, ktry brzmieniem
przypomina szczk acuchw Cao bya icie przeraajca i niewielka czstka skrywanej
przez Thomasa odwagi powoli zacza opuszcza jego ciao.
Minho powsta, jego twarz bya niemal niewidoczna w gasncym wietle dnia. Jednak
gdy przemwi, Thomas wyobrazi sobie jego szeroko otwarte z przeraenia oczy.
- Musimy si rozdzieli. To nasza jedyna szansa. Po prostu si nie zatrzymuj. Nie
zatrzymuj si ani na chwil!
Nastpnie odwrci si i odbieg, znikajc w jednej chwili, w mrocznej otchani
Labiryntu.
Thomas wpatrywa si w miejsce, w ktrym rozpyn si Minho.

Nagle poczu do niego przemon niech. Minho by tu weteranem, by Zwiadowc.


Thomas by Njubi, ktry przebywa w Strefie zaledwie od kilku dni, a w Labiryncie od kilku
minut. Jednak z nich dwch to Minho nie wytrzyma i spanikowa, uciekajc na odgos
zbliajcego si niebezpieczestwa.
Jak on mg mnie tutaj tak zostawi? - zastanawia si Thomas. Jak on mg mi to
zrobi?!
Zbliajce si odgosy by coraz goniejsze. Ryk silnikw przeplata si z dudnicym,
brzkliwym dwikiem, przypominajcym wcigane na acuchach machiny w starej, brudnej
fabryce. Wtedy do jego nozdrzy dotar zapach - smrd spalenizny, jakiej oleistej substancji.
Thomas nie mia pojcia, co zmierzao w jego stron. Widzia Bldoerc, jednak jedynie
przez chwil i w dodatku przez brudne okno. Co oni mu zrobi? Jak dugo bd si nad nim
pastwi?
- Stop - powiedzia do siebie. Musia przesta marnowa czas, czekajc bezczynnie na
mier.
Odwrci si i spojrza na Albyego, ktry nadal siedzia oparty o kamienn cian,
wygldajc niczym sabncy w mroku cie. Klkajc, Thomas dotkn jego szyi i sprawdzi
puls. Co wyczu. Nastpnie przyoy ucho do jego piersi, tak jak to wczeniej zrobi Minho.
Bubum, bubum, bubum.
Alby wci y.
Thomas usiad z powrotem na pitach i przetar czoo doni, wycierajc pot. W jednej
chwili, w przecigu zaledwie kilku sekund, dowiedzia si wiele o samym sobie. O Thomasie,
ktrym by wczeniej.
Nie mg zostawi kompana na pewn mier. Nawet kogo tak zrzdliwego jak Alby.
Chwyci go za donie, nastpnie przykucn i zarzuci jego rce z tyu, wok wasnej
szyi.Wcign pozbawione ycia ciao na swoje plecy i stkn z wysiku, podnoszc si.
Nie mia jednak wystarczajco duo siy. Wstajc, upad prosto na twarz. Alby run
bezwadnie na bok, wydajc guchy jk.
Przeraajce odgosy zbliajcych si Bldoercw staway si coraz goniejsze z
kad sekund, odbijajc si echem od kamiennych murw Labiryntu. Thomasowi wydawao
si, e dostrzeg w oddali jasne byski wiata, pulsujce na tle bkitnego nieba. Nie chcia si
spotka ze rdem tych wiate i tychdwikw.
Prbujc kolejnego podejcia, ponownie chwyci za rk Albyego i zacz go cign
po ziemi. Nie mg wprost uwierzy, e Alby by a tak ciki i po zaledwie trzech metrach
zda sobie spraw, e nic z tego nie bdzie. Zreszt, dokd mia go zanie?

Zacign go z powrotem pod szczelin wyznaczajc wejcie do Strefy i usadowi


ponownie w pozycji siedzcej, opierajc jego gow o kamienny mur.
Usiad obok niego, dyszc z wycieczenia i rozmylajc gorczkowo. Spoglda w
mroczne zakamarki Labiryntu, szukajc rozwizania i rozpaczliwie przeszukujc korytarze
swojego umysu. Niemal nic nie widzia i wiedzia ju, pomimo tego, co mwi Minho, e
ucieczka byaby gupot, nawet jeeli zdoaby unie Albyego. Mg si nie tylko zgubi,
lecz zamiast uciec w przeciwnym kierunku, rwnie dobrze mg wbiec wprost na
Bldoercw.
Rozmyla o cianie i o pnczu. Minho nie wyjani mu tego, ale da do zrozumienia,
e wspinaczka po murze bya niemoliwa. Jednak...
W gowie uformowa mu si plan. Wszystko zaleao od nieznanych mu jeszcze
zdolnoci Bldoercw, jednak nic lepszego nie przychodzio mu do gowy.
Thomas zrobi kilka krokw wzdu muru, a natrafi na gszcz bluszczu pokrywajcy
wikszo kamiennej pyty. Wycign do i chwyci pncze, ktre zwisao do samej ziemi, i
owin je wok doni. Byo grubsze i o wiele bardziej wytrzymae, ni sdzi - mogo mie
jakie ptora centymetra rednicy. Szarpn silnie i przy dwiku podobnym do
rozrywanego, grubego kawaka papieru, lune pncze, oderwane od muru, zaczo spada na
ziemi. Coraz wicej i wicej, wraz z kadym krokiem oddalajcego si od ciany Thomasa.
Gdy odsun si na odlego trzech metrw, nie widzia ju koca tego pncza wysoko na
murze. Znikno w gstej ciemnoci. Jednak rolina wci opadaa swobodnie na ziemi, wic
Thomas wiedzia, e musiaa by na grze do czego przymocowana.
Wahajc si przez chwil, Thomas wzi gboki wdech, a nastpnie pocign z
caych si za bluszcz.
Nie puszcza.
Szarpn ponownie. I jeszcze raz, cignc i rozluniajc nieustannie ucisk obiema
rkoma. Nastpnie unis stopy i zawis na linie, sprawiajc, e jego ciao zakoysao si do
przodu.
Pncze wci nie puszczao.
W popiechu chwyci za kolejne. Oderwa je od ciany, zyskujc w ten sposb liny do
wspinaczki. Wyprbowa kad z nich i wszystkie okazay si rwnie wytrzymae, jak
pierwsza, ktr sprawdza. Omielony, wrci do Albyego i obwiza go linami.
Gwatowny trzask rozbrzmia echem po Labiryncie, po nim nastpi okropny dwik
zgniatanego metalu. Thomas odwrci si gwatownie. By przeraony. Jego umys by tak
bardzo zaabsorbowany linami, e przez chwil zapomnia o Bldoercach. Spojrza w kad z

trzech odng Labiryntu. Nie dostrzeg niczego, jednak odgosy staway si coraz goniejsze.
Narastajcy warkot, skrzypienie i szczk. Thomas zauway rwnie, e niebo nieco si
rozjanio. By w stanie dostrzec znacznie wicej szczegw Labiryntu ni jeszcze przed
kilkoma minutami.
Przypomnia sobie dziwne wiata, ktre widzia wraz z Newtem przez okno w Strefie.
Bldoercy byli ju blisko. Musieli by.
Zatamowa wzbierajc w nim fal przeraenia i wrci do pracy.Wzi jedn z lin i
owin j wok prawego ramienia Albyego. Rolina nie sigaa dalej, wic musia podsadzi
go tak wysoko, jak tylko byo to moliwe. Owinwszy go kilka razy, zawiza pncze na
supe, po czym wzi kolejn lin, obwiza lewe rami Albyego, nastpnie obie jego nogi,
obwizujc kad z osobna. Martwi si, e moe odci mu dopyw krwi, jednak musia
zaryzykowa.
Starajc si zignorowa kbice si w jego gowie wtpliwoci odnonie powodzenia
tego planu, Thomas wrci do pracy. Teraz przysza kolej na niego.
Chwyci obiema rkoma za pncze i zacz si wspina po cianie, dokadnie nad
miejscem, w ktrym przed chwil zostawi zwizanego kompana. Grube licie bluszczu
sprawdzay si dobrze w roli uchwytu dla doni i Thomas poczu olbrzymi ulg, kiedy
zorientowa si, e niezliczone szczeliny w kamiennej cianie posuyy mu jako idealne
podparcie dla ng. Zacz si zastanawia, o ile atwiej byoby mu bez...
Powstrzyma si od skoczenia tej myli. Nie mg zostawi Albyego.
Gdy dotar ju do miejsca pooonego kilkadziesit centymetrw nad nim, Thomas
owin jedno z pnczy kilkakrotnie wok wasnej piersi, przytrzymujc je pod pachami dla
utrzymania rwnowagi. Powoli zacz wypuszcza lin z ucisku, jednak nogami wci
opiera si mocno w wielkiej szczelinie. Poczu ulg, kiedy okazao si, e pncze
wytrzymao jego ciar.
Teraz przysza kolej na trudniejsz cz planu.
Cztery pncza przywizane do Albyego na dole mocno opinay jego ciao. Thomas
chwyci za cz przywizan do jego lewej nogi i pocign. Udao mu si j podnie o
zaledwie kilka centymetrw, nim puci - ciar by zbyt wielki. Nie mia tyle siy.
Zszed z powrotem na ziemi, postanawiajc popchn Albyego od dou, zamiast
cign od gry. Na prb stara si go podnie choby o metr, koczyna po koczynie.
Najpierw podsadzi lew nog i obwiza j now lin. Nastpna bya prawa noga. Gdy upora
si z obiema, zrobi to samo z rkoma - najpierw prawa, nastpnie lewa.
Zrobi krok w ty, zdyszany, by przyjrze si efektom swojej pracy.

Alby zwisa przy cianie, nie dajc adnych oznak ycia, o dobry metr wyej ni
jeszcze pi minut wczeniej.
Z otchani Labiryntu rozlego si szczkanie metalu. Warkot. Pobrzkiwanie. Jki.
Thomasowi wydawao si, e m. z lewej strony ujrza czerwone wiata. Bldoercy byli
coraz bliej i teraz mia ju pewno, e byo ich znacznie wicej ni tylko jeden.
Wrci do pracy.
Korzystajc z tego samego sposobu, w jaki podsadza poszczeglne czci ciaa
Albyego kadorazowo o metr, Thomas pi si powoli w gr po kamiennym murze. By ju
tu pod bezwadnym ciaem Albyego, owin pncze wok swojej piersi dla utrzymania
rwnowagi, a nastpnie podnis Albyego tak wysoko, jak tylko mg, i przywiza go do
pncza. Nastpnie powtrzy cay proces.
Wspinaczka. Obwizanie. Podnoszenie i przywizanie.
Wspinaczka. Obwizanie. Podnoszenie i przywizanie. Przynajmniej Bldoercy nie
poruszali si a tak szybko po Labiryncie, dziki czemu mia troch czasu.
Raz po raz, stopniowo przemieszczali si w gr. Wysiek, jaki go to kosztowao, by
przeogromny. Thomas wkada w to wszystkie swoje siy, a pot znaczy kady centymetr jego
skry. Liny zaczy mu si wylizgiwa z doni. Stopy bolay go od wciskania si w kamienne
szczeliny. Odgosy byy coraz goniejsze - potworne, przeraajce dwiki. Thomas jednak
nie przerwa pracy.
Gdy znaleli si okoo dziesiciu metrw nad ziemi, w kocu si zatrzyma, koyszc
si na linie, ktr obwiza si wok piersi. Przy pomocy wycieczonych, trzscych si rk,
odwrci si od ciany w stron Labiryntu. Wyczerpanie, jakiego nigdy wczeniej nie
odczuwa, przepeniao kad czstk jego ciaa. Pada ze znuenia. Jego minie wiy si z
blu. Nie by ju w stanie podnie Albyego choby o centymetr. Mia dosy.
To bya ich kryjwka. Lub przynajmniej punkt obserwacyjny.
Wiedzia, e nie uda mu si wspi na sam szczyt. Mia jedynie nadziej, e
Bldoercy nie bd chcieli - lub mogli - spojrze w gr. Albo e w najgorszym przypadku,
zamiast bycia zmiadonym przez nich na ziemi, uda mu si ich z tej pozycji przepdzi,
jednego po drugim.
Nie wiedzia, czego si spodziewa. Nie wiedzia, czy doyje witu. Jednak wiszc na
tych pnczach, Thomas i Alby spotkaj swoje przeznaczenie.
Po upywie kilku minut dostrzeg pierwsze migoczce wiato odbijajce si od
pobliskich cian Labiryntu. Przeraajce dwiki, ktre sysza, nasiliy si w cigu ostatniej
godziny, a teraz doczy do nich wysoki, mechaniczny pisk, niczym miertelny ryk maszyny.

Jego uwag zwrcio czerwone wiateko, ktre pojawio si na cianie z jego lewej
strony. Odwrci si i omal nie krzykn - ukolec by zaledwie o kilka centymetrw od
niego. Jego patykowate odna przedzieray si przez bluszcz i w jaki sposb przylegay do
ciany. Czerwone wiato wydobywajce si z jego oka byo niczym niewielkie soce, ktre
olepiao go swoim blaskiem. Thomas zmruy oczy, starajc si skupi na pancerzu
mechanicznego owada.
Tuw ukolca skada si ze srebrzystego walca o rednicy okoo omiu centymetrw
i dugoci okoo dwudziestu piciu. Wystawao z niego dwanacie ruchomych odny,
rozmieszczonych na caej dugoci stwora, co sprawiao, e wyglda niczym jaszczur. Z
powodu olepiajcego czerwonego wiata, ktre wiecio wprost w niego, Thomas nie mg
dostrzec gowy ukolca, jednak wydawaa mu si ona niewielkich rozmiarw, a jej gwn
funkcj zdawao si by postrzeganie.
Wtem dostrzeg najgorsze. Mia wraenie, e ju to widzia wczeniej, gdy ukolec
przemyka obok niego w kierunku lasu. Teraz by ju tego cakowicie pewien - czerwone
wiato jego oka rzucao mroczn powiat na siedem wielkich liter wymazanych na tuowiu,
jakby wypisanych krwi:
DRESZCZ
Thomas nie potrafi sobie wyobrazi powodu, dla ktrego kto miaby umieszcza to
sowo na owadzie, poza tym, eby obwieci Streferom, e by zy.
Wiedzia, e stworzenie musiao szpiegowa dla tych, ktrzy ich tu zesali - tyle
powiedzia mu Alby, wyjaniajc, e w ten sposb obserwuj ich Stwrcy. Thomas
znieruchomia i wstrzyma oddech w nadziei, e uk reaguje jedynie ruch. Po dugiej chwili
jego puca domagay si powietrza.
Przy dwiku szczknicia, a nastpnie terkotu, chrzszcz odwrci si i czmychn,
znikajc w gstwinie bluszczu. Thomas wcign w puca olbrzymi haust powietrza, po chwili
kolejny, czujc, jak owinite wok piersi pncza wbijaj si mu w skr.
Kolejny mechaniczny pisk rozbrzmia gdzie w gbi korytarza, tym razem niedaleko,
a tu za nim rozleg si gwatowny ryk maszyny. Thomas stara si upodobni do
pozbawionego ycia ciaa Albyego, ktre zwisao bezwadnie na pnczach.
I wtedy co wyszo zza rogu naprzeciw i ruszyo wprost na nich.
Co, co widzia ju wczeniej, jednak z bezpiecznej odlegoci, zza grubej szyby.
Co niewyobraalnego.
Bldoerca.
Przeraony Thomas wpatrywa si w monstrualn kreatur zmierzajc korytarzem

wprost na niego.
Potwr wyglda jak efekt nieudanego eksperymentu. Posta rodem z koszmarw.
Pzwierz, pmaszyna. Bldoerca dudni i szczka, przemieszczajc si po kamiennym
chodniku. Jego ciao przypominao gigantycznego limaka, skpo pokrytego wosiem,
poyskujcego od luzu, i drao groteskowo przy kadym nabieranym oddechu. Potwr nie
mia adnej widocznej gowy czy te ogona. By dugi na blisko dwa metry i szeroki na metr
dwadziecia.
Co dziesi lub pitnacie sekund ostre metalowe kolce wyskakiway z jego cielska i
stwr gwatownie zwija si w kul, po czym przetacza si do przodu. Nastpnie
zatrzymywa si, jakby przeprowadzajc rozeznanie. Wtedy kolce choway si z powrotem w
wilgotnej skrze kreatury z obrzydliwym siorbicym dwikiem. Powtarzao si to
nieustannie, a stworzenie przemieszczao si za kadym razem o niecay metr.
Jednak nie tylko wosy i kolce wychodziy z jego ciaa. Gdzieniegdzie znajdowao si
kilka losowo przymocowanych mechanicznych odny, z ktrych kade penio inn funkcj.
Do niektrych przymocowane byy jasne wiata. Inne z kolei miay dugie, gronie
wygldajce igy. Jedno miao trjpalczaste kleszcze, ktre zatrzaskiway si co chwil bez
wyranego powodu. Gdy kreatura przetaczaa si do przodu, odna skaday si, unikajc
zmiadenia. Thomas zastanawia si, co lub kto mg stworzy tak przeraajce i obrzydliwe
monstrum.
rdo dochodzcych do jego uszu dwikw wreszcie si ujawnio. Gdy Bldoerca
zwija si i przetacza, wydawa z siebie metaliczny stukot, niczym ostrze piy mechanicznej.
Ostrza oraz odna tumaczyy przyprawiajce o gsi skrk szczkanie metalu o kamie.
Jednak nic nie budzio w Thomasie wikszej grozy od udrczonych, grobowych jkw, ktre
w jaki sposb wydawaa z siebie kreatura, kiedy si nie poruszaa. Brzmiay one jak krzyki
konajcych na polu bitewnym onierzy.
Majc caoksztat obrazu - besti oraz wydawane przez ni dwiki - Thomas nie by
w stanie przypomnie sobie najczarniejszego z koszmarw, z ktrym mogaby si rwna
zmierzajca w jego stron kreatura. Przezwyciy strach, zmuszajc swoje ciao do
pozostania w cakowitym bezruchu. By pewien, e jego jedyn szans na ocalenie byo
pozostanie niezauwaonym.
Moe nas nie zauway, pomyla. Moe. Jednak rzeczywisto wygldaa inaczej.
ukolec zdy ju zdradzi ich dokadne pooenie.
Bldoerca przetacza si i szczka coraz bliej, zygzakujc to w ty, to w przd,
jczc przy tym i warkoczc. Za kadym razem, gdy si zatrzymywa, jego metalowe odna

rozkaday si i przekrcay to w jedn, to w drug stron, sprawiajc, e wyglda niczym


may, wdrujcy robot, poszukujcy jakich form ycia na obcej planecie. wiata rzucay
przyprawiajce o gsi skrk cienie. Mgliste wspomnienie prbowao wydosta si z umysu
Thomasa. Dotyczyo straszcych go cieni na cianach, kiedy by dzieckiem. Pragn cofn
si do tej chwili, kiedykolwiek to byo, uciec do rodzicw, ktrzy, jak mia nadziej, wci
yli, tsknili za nim i na pewno go szukali.
W jego nozdrza uderzya silna wo spalenizny - obrzydliwe poczenie przegrzanego
silnika i zwglonej ryby. Nie mg uwierzy, e ludzie mogli stworzy co tak potwornego i
w dodatku nasa to na dzieci.
Starajc si o tym nie myle, Thomas zamkn na chwil oczy i skoncentrowa si na
tym,

aby

nie

zmci

panujcej

ciszy.

Kreatura

wci

zmierzaa

do

przodu.

szczkszczkszczk szczkszczkszczk
Thomas rzuci okiem na d, nie poruszajc gow - Bldoerca w kocu dotar do
muru, na ktrym wisia Thomas wraz z Albym. Zatrzyma si przy zamknitych Wrotach
wiodcych do Strefy, zaledwie kilka metrw na prawo od Thomasa.
- Bagam, id w drug stron - prosi w milczeniu Thomas.
- Zawr.
- Odejd.
- W tamt stron.
- Bagam!
Kolce Bldoercy wyskoczyy na zewntrz; jego ciao poturlao si w kierunku
Thomasa i Albyego. szczkszczkszczk
Zatrzyma si, nastpnie ponownie przetoczy pod mur.
Thomas wstrzyma oddech, nie omielajc si wyda z siebie choby dwiku.
Bldoerca znajdowa si teraz dokadnie pod nimi. Thomas bardzo pragn spojrze w d,
wiedzia jednak, e jakikolwiek ruch moe zdradzi jego pooenie. Snopy wiata
wydobywajce si ze stworzenia owietlay punktowo miejsce wok, jakby na olep, nie
zatrzymujc si w jednym pooeniu.
Nastpnie, bez jakiegokolwiek ostrzeenia, zgasy.
wiat spowia ciemno i nastaa grobowa cisza. Zupenie jak gdyby kreatura zostaa
wyczona. Nie poruszaa si, nie wydawaa adnych dwikw. Nawet grobowe jki ustay
cakowicie. A bez wiata Thomas nie widzia kompletnie nic.
By lepy.
Nabra powietrza nosem. Jego omoczce serce potrzebowao rozpaczliwie tlenu. Czy

bestia go usyszaa? Czy go wyczua? Strugi potu spyway mu po wosach, doniach i


ubraniu. A strach, jakiego nigdy wczeniej nie zazna, przepenia go do granic szalestwa.
Wci nic. Brak ruchu, brak wiata, brak dwiku. Prby przewidzenia kolejnego
posunicia kreatury dobijay go.
Mijay sekundy. Minuty. Wijca si rolina wbijaa si w ciao Thomasa - poczu
odrtwienie w klatce piersiowej. Chcia wykrzycze do potwora stojcego pod nim: Zabij
mnie albo wracaj z powrotem do swojej nory!.
Wwczas, przy nagym wybuchu wiata i eksplozji dwikw, Bldoerca oy,
warkoczc i szczkajc.
Nastpnie zacz si wspina po cianie.
Kolce Bldoercy wbijay si w kamienn cian, rozrzucajc rozszarpany bluszcz i
rozkruszone kawaki kamienia na wszystkie strony. Jego odna przesuway si niczym nogi
ukolca, niektre wbijay si ostrymi zakoczeniami w kamienny mur dla utrzymania
rwnowagi. Jasne wiato wydobywajce si z jednego z odny skierowane byo wprost na
Thomasa, jednak tym razem snop wiata nie zmienia si.
Thomas poczu, jak ostatni promyk nadziei uchodzi z jego ciaa.
Wiedzia, e jedyn moliwoci, jak mu pozostaa, bya ucieczka.
Przepraszam, Alby - pomyla, rozpltujc grube pncze oplatajce jego pier.
Przytrzymujc si mocno lew doni listowia, udao mu si rozplta wizy i by gotw do
ucieczki. Wiedzia, e nie moe i w gr - to sprowadzioby Bldoerc wprost na
Albyego. Z kolei droga w d bya jedyn opcj, o ile zaleao mu na szybkiej mierci.
Musia ucieka w bok.
Wycign do i chwyci za pncze, ktre znajdowao si p metra na lewo od niego.
Owinwszy je sobie wok doni, pocign je gwatownym ruchem. Byo wytrzymae, tak jak
pozostae. Szybki rzut oka na wydarzenia poniej pokaza, e Bldoerca zdoa ju pokona
poow dzielcej ich odlegoci i porusza si coraz szybciej, nie robic adnych postojw.
Thomas wypuci owinit wok jego piersi lin i podcign si w lewo, szurajc
ciaem po murze. Zanim mechaniczny pajk zdoa dotrze do Alby ego, Thomas sign po
kolejne grube pncze. Tym razem chwyci je oburcz i odwrci si twarz w stron muru,
opierajc na nim pewnie stopy. Przerzuci nogi w praw stron tak daleko, jak sigaa zielona
lina, nastpnie wypuci j i uczepi si kolejnej. I kolejnej. Niczym nadrzewna mapa,
Thomas przemieszcza si szybciej, ni by w stanie to sobie wyobrazi.
Odgosy jego przeladowcy nie ustpoway ani na chwil, teraz dodatkowo wzmoone
przez przyprawiajce o dreszcze trzaski i dwiki rozupywanego kamienia. Thomas

przemieci si w prawo jeszcze kilkakrotnie, zanim odway si spojrze za siebie.


Bldoerca obra nowy cel.
W kocu, pomyla Thomas. Co poszo po mojej myli.
Odpychajc si od ciany ze wszystkich si, skok za skokiem, umkn szkaradnej
kreaturze.
Thomas nie musia spoglda za siebie, by przekona si, e z kad sekund
Bldoerca by coraz bliej niego. Sysza za sob coraz goniejsze odgosy poczwary. W
kocu bdzie musia jako zej na ziemi, inaczej zabawa w kotka i myszk nie potrwa zbyt
dugo.
Przy kolejnym przeskoku rozluni ucisk, zanim uchwyci si mocno pncza. Lina
otara mu do, jednak zniy si o kilkadziesit centymetrw w stron podoa. Zrobi to
samo przy kolejnej linie. I nastpnej. Po kolejnych trzech by ju poowie drogi na ziemi.
Poczu rwcy bl w obu rkach - pieczenie spowodowane przetarciem skry na obu doniach.
Adrenalina toczca si w jego yach pomoga mu przezwyciy strach. Nie zatrzymywa
si ani na chwil.
Przy kolejnym przeskoku Thomas nie zauway na czas wyaniajcej si z ciemnoci
ciany i byo ju za pno - korytarz koczy si dokadnie w tym miejscu i zakrca w prawo.
Thomas uderzy w kamienn cian, wypuszczajc lin z doni. Wyrzucajc rce do gry,
wymachiwa nimi gwatownie, starajc si unikn twardego ldowania na kamiennej
posadzce. W tej samej chwili ktem oka dostrzeg na rogu Bldoerc, ktry zmieni kurs i
by tu przy nim, wycigajc ku niemu metalowe pazury.
Thomas uchwyci si w kocu pncza, niemal wyrywajc sobie rce ze staww przy
nagym szarpniciu. Odepchn si od ciany obiema stopami ze wszystkich si, odskakujc
na bok w chwili, gdy Bldoerca natar na niego z kleszczami i mierciononymi igami.
Thomas wierzgn praw nog, kopic odne z kleszczami. Gony trzask by oznak
udanego manewru, jednak wszelka euforia wyparowaa z niego z chwil, gdy uwiadomi
sobie, e wprawiona w ruch lina cigna go wanie z powrotem w stron kreatury.
Usiujc powstrzyma wyskakujce spomidzy jego eber serce, Thomas zczy nogi
i podcign je mocno do piersi. Gdy tylko wpad na obrzydliwe, najeone igami cielsko
Bldoercy, kopn je obiema nogami, odpychajc si, wierzgajc, aby unikn chmary igie i
kleszczy, ktre atakoway go ze wszystkich stron. Odskoczy w lewo, nastpnie w stron
ciany Labiryntu, starajc si uchwyci kolejnej liny. Bestialskie narzdzia mordu trzaskay i
szczkay tu za nim. Poczu, jak co rani go gboko w plecy.
Wymachujc ponownie rkoma, Thomas sign obiema domi kolejnego pncza.

Uchwyci si go na tyle mocno, aby unikn upadku i zelizgn si powoli na ziemi,


ignorujc przeszywajcy bl w doniach. Jak tylko opar stopy na kamiennym chodniku,
zerwa si do ucieczki, pomimo rozpaczliwego krzyku wyczerpania dobywajcego si z jego
ciaa.
Grzmicy trzask rozbrzmia za jego plecami, a tu po nim dudnienie, huk i donony
warkot cigajcego go Bldoercy.
Thomas nie spojrza jednak za siebie, wiedzc, e kada sekunda bya na wag zota.
Skrci za rg, nastpnie za kolejny. Uderzajc stopami o kamienn podog, ucieka
co si w pucach, tak szybko, jak tylko pozwalay mu na to jego obolae nogi. Stara si
zapamita tras ucieczki, udzc si, e bdzie mu dane przey na tyle dugo, aby mg
wykorzysta te informacje i powrci do Strefy.
W prawo, nastpnie w lewo. Wzdu dugiego korytarza, nastpnie ponownie w
prawo. W lewo. W prawo. Dwukrotnie w lewo. Kolejny dugi korytarz. Odgosy pocigu nie
ustaway ani nie saby, jednak on rwnie nie zwalnia.
Bieg, nie zatrzymujc si, serce rozrywao mu pier. yka olbrzymie hausty
powietrza, starajc si dostarczy pucom tlenu, jednak wiedzia, e ju duej nie wytrzyma.
Zastanawia si, czy nie atwiej byoby si zatrzyma i walczy, skoczy z tym.
Gdy skrci za kolejny rg, wpad w polizg i zatrzyma si, gdy ujrza, co znajduje si
na jego drodze. Dyszc resztkami si, wpatrywa si przed siebie.
Naprzeciw niego trzech Bldoercw toczyo si, wbijajc ostre kolce w kamienn
podog. Pdzili prosto na niego.
Thomas odwrci si i ujrza, e jego pierwotny przeladowca nadal go ciga, cho
nieco zwolni, szczkajc metalowymi kleszczami, zupenie jakby z niego szydzi.
Wie, e ju po mnie - pomyla Thomas. Po tym caym wysiku, znalaz si teraz w
puapce, otoczony przez Bldoercw. To ju koniec. Nie min nawet tydzie, a jego ycie
dobiego ju kresu.
Drczony alem, podj decyzj. Nie podda si bez walki.
Wolc sytuacj jeden na jednego, od jednego na trzech, ruszy wprost na Bldoerc,
ktry go ciga. Paskudztwo cofno si nieznacznie, przestao porusza kleszczami, jakby
zaskoczone jego odwag. Z lekkim wahaniem, Thomas ruszy z wrzaskiem na Bldoerc.
Potwr przebudzi si, wypuszczajc kolce ze skry; potoczy si do przodu, gotowy
do czoowego zderzenia z wrogiem. Ten nagy zryw sprawi, e Thomas o mao si nie
zatrzyma i przypyw szalonej odwagi omal go nie opuci, jednak bieg dalej.
Na sekund przed zderzeniem, przygldajc si z bliska metalowi, sierci i luzowi

kreatury, Thomas wbi lew nog w ziemi i odskoczy w prawo. Rozpdzony Bldoerca,
nie mogc si zatrzyma, przemkn tu obok niego, nim gwatownie zahamowa. Thomas
spostrzeg, e monstrum poruszao si obecnie znacznie szybciej. Wydajc z siebie
metaliczny skowyt, bestia obrcia si, gotowa rzuci si do garda swojej ofiary. Jednak
teraz, kiedy Thomas nie by ju otoczony przez Bldoercw, mia otwart drog ucieczki.
Zerwa si na nogi i popdzi przed siebie. Odgosy pocigu, tym razem pochodzce od
wszystkich czterech Bldoercw, wskazyway, e s tu za nim. Zmuszajc swoje ciao do
ponadludzkiego wysiku, bieg dalej, starajc si pozby uczucia beznadziei, e prdzej czy
pniej go dopadn.
Wtem, trzy korytarze dalej, kto wcign go do przylegego tunelu. Serce
podskoczyo mu do garda, kiedy wyrywajc si, prbowa uwolni si z ucisku. Przesta,
kiedy zorientowa si, e to by Minho.
- Co...
- Zamknij si i chod za mn! - krzykn Minho, odcigajc Thomasa, zanim ten
ponownie stan na nogi.
Bez chwili namysu, Thomas wzi si w gar. Razem przemierzali kolejne korytarze,
skrcajc co chwil. Minho sprawia wraenie, e dokadnie wie, co robi i dokd zmierza. Ani
przez chwil nie zatrzymywa si, aby si zastanowi, w ktr stron pobiec.
Gdy skrcili za najbliszym rogiem, Minho prbowa co powiedzie. Z trudem apic
powietrze, wydysza:
- Wanie... widziaem... twj unik... ktry... zrobie... i... nasun mi... pewien
pomys... musimy tylko... wytrzyma... troch... duej.
Thomas nie marnowa resztek wasnych si na zadawanie pyta. Po prostu bieg za
Minho. Nie ogldajc si za siebie, wiedzia, e Bldoercy doganiali ich w zastraszajcym
tempie. Kady centymetr jego ciaa, wewntrz i na zewntrz, skamla z blu. Jego nogi
bagay go rozpaczliwie, aby w kocu si zatrzyma. Jednak bieg dalej, w nadziei, e serce
nie odmwi mu posuszestwa.
Kilka zakrtw pniej Thomas dostrzeg przed sob co, czego jego mzg nie
pojmowa. Wydawao si to po prostu... niemoliwe. Blade wiato rzucane przez ich
przeladowcw dodatkowo sprawiao, e dziwna rzecz przed nimi stawaa si jeszcze bardziej
widoczna.
Na kocu korytarza nie znajdowaa si kolejna ciana.
Korytarz koczy si ciemnoci.
Thomas zmruy oczy, gdy zbliali si do ciany ciemnoci, starajc si zrozumie

zjawisko, do ktrego zmierzali. Dwie pokryte bluszczem ciany Labiryntu zdaway si


przecina wycznie niebo. Dostrzeg gwiazdy na nieboskonie. Zbliajc si, w kocu zda
sobie spraw z tego, e to byo wyjcie - Labirynt si skoczy.
Jak to? - zastanawia si. - Po tylu latach szukania, jakim cudem znalelimy to tak
atwo?
Minho jakby czyta w jego mylach.
- Nie podniecaj si tak - powiedzia, ledwo wykrztuszajc z siebie sowa.
Na kilkanacie centymetrw przed kocem korytarza, Minho zatrzyma si,
wycigajc rk i przytrzymujc Thomasa za koszulk na piersi, upewniajc si, e on
rwnie si zatrzyma. Thomas zwolni, nastpnie podszed do miejsca, w ktrym Labirynt
otwiera si na goe niebo. Odgosy nadcigajcych Bldoercw przybieray na sile, jednak
musia to zobaczy.
Naprawd dotarli do wyjcia z Labiryntu, jednak, tak jak powiedzia Minho, nie byo
si czym ekscytowa. Jedyne, co Thomas dostrzeg, spogldajc w kadym kierunku, w gr i
w d, z boku na bok, to pusta przestrze i gasnce gwiazdy. By to dziwny i niepokojcy
widok, zupenie jak gdyby sta na kracu wszechwiata, i przez krtk chwil a zakrcio mu
si w gowie. Kolana ugiy si pod nim, nim zdoa odzyska rwnowag.
Soce budzio si ze snu i niebo znacznie pojaniao w przecigu ostatniej minuty.
Thomas wpatrywa si z niedowierzaniem, zastanawiajc si, jak to wszystko byo moliwe.
Zupenie jak gdyby kto skonstruowa Labirynt, a nastpnie zawiesi go wysoko na niebie
pomidzy nicoci. Na ca wieczno.
- Nie rozumiem - wyszepta, nie wiedzc, czy Minho mg go usysze.
- Ostronie - odpowiedzia Zwiadowca. - Nie byby pierwszym sztamakiem, ktry
zlecia z Urwiska. - Chwyci Thomasa za rami. - Nie zapomniae czasem o czym? - Skin
gow w kierunku wntrza Labiryntu.
Thomas pamita, e ju wczeniej sysza sowo Urwisko, jednak nie potrafi sobie
przypomnie gdzie i kiedy Widok bezkresnego, czystego nieba rozpocierajcego si przed i
pod jego stopami, wprawi go w pewnego rodzaju hipnotyczne otpienie. Otrzsn si,
wracajc byskawicznie do rzeczywistoci i zwracajc si w stron nadcigajcych
Bldoercw. Byli teraz zaledwie kilkanacie metrw od niego, szarujc wciekle jeden za
drugim. Poruszali si niezwykle szybko.
Zanim Minho zdy wyjawi swj plan, rozleg si donony dwik szczkania.
- Moe i skubacy wygldaj przeraajco - powiedzia Minho - ale s za to gupi jak
but. Sta obok mnie, twarz do...

Thomas mu przerwa.
- Wiem, jestem gotw.
Powczyli nogami, dopki nie stanli tu przed wyrw, porodku korytarza, twarz
do Bldoercw. Ich pity dzielio zaledwie kilka centymetrw od krawdzi Urwiska, za
ktrym znajdowa si ju tylko bezkresny bkit.
Jedyne, co im pozostao, to odwaga.
- Chyba nas pojednao! - krzykn Minho, niemal zaguszony przez oguszajce
dwiki kolcw toczcych si po kamiennej pododze. - Na mj znak!
Dlaczego Bldoercy ustawili si w jednym rzdzie - pozostawao tajemnic. By
moe Labirynt by na tyle wski, e nie mogli przemieszcza si obok siebie. Jednak jeden za
drugim toczyli si po kamiennym korytarzu, szczkajc i jczc, gotowi, by zabi.
Kilkanacie metrw zmienio si w kilka i kreatury dzielio zaledwie kilka sekund od
zderzenia z oczekujcymi na egzekucj ofiarami.
- Przygotuj si - powiedzia spokojnie Minho. - Jeszcze nie... jeszcze nie...
Thomas nie mg wytrzyma adnej milisekundy oczekiwania. Chcia po prostu
zamkn oczy i ju wicej nie oglda adnego Bldoercy.
- Teraz! - wrzasn Minho.
W chwili, gdy pierwszy z potworw wycign przed siebie odne, aby zatopi w
ciaach chopcw swoje kleszcze, Minho i Thomas odskoczyli na bok, kady w kierunku
zewntrznej ciany korytarza. Taktyka ta sprawdzia si u Thomasa ju wczeniej i sdzc po
przeraliwym, piskliwym odgosie, ktry wyda z siebie pierwszy Bldoerca, zadziaaa
ponownie. Monstrum spado z krawdzi Urwiska. O dziwo, jego okrzyk wojenny gwatownie
usta, miast powoli znikn w otchani bkitu.
Thomas wyldowa na cianie i odwrci si w sam por, by ujrze, jak druga
kreatura, nie mogc si zatrzyma, wypada z krawdzi. Trzeci z nich wbi zakoczone ostrym
kolcem odne w kamienny chodnik, jednak sia rozpdu bya zbyt wielka. Przeszywajcy,
zgrzytliwy pisk rozdzierajcego kamie kolca przyprawi Thomasa o dreszcze na plecach,
cho chwil pniej Bldoerca run w przepa. Ponownie, ani jeden z nich nie wyda z
siebie adnego dwiku, spadajc - zupenie jakby zamiast spa, zniknli w otchani.
Czwarty i ostatni szarujcy potwr zdy si w por zatrzyma, chwiejc si na
krawdzi urwiska, utrzymujc rwnowag przy pomocy kolca i kleszczy.
Instynktownie Thomas wiedzia, co powinien zrobi. Spogldajc na Minho, skin
gow, po czym odwrci si. Obaj ruszyli na Bldoerc, kopic kreatur z wyskoku ze
wszystkich, sabncych ju si. Razem wysali ostatniego potwora na rych mier.

Thomas zerwa si prdko na nogi i stajc na krawdzi przepaci, wystawi gow, by


dostrzec spadajce w otcha cielsko Bldoercy. W jaki sposb stwr jednak znikn - w
bezkresie bkitu nie byo po nim najmniejszego ladu. Nic.
Umys Thomasa nie mg zrozumie, dokd prowadzio Urwisko czy te co si stao z
krwioerczymi kreaturami. Resztki si opuciy go i upad, zwijajc si na ziemi.
Nastpnie, w kocu, pojawiy si zy.
Ani Thomas, ani Minho nie ruszyli si nawet na krok.
Thomas w kocu przesta paka. Zastanawia si, co te sdzi na jego temat Minho
albo czy powie o tym innym, nazywajc go maminsynkiem. Nie mia w sobie jednak cho
odrobiny samokontroli. Nie potrafi powstrzyma ez i nie chcia tego robi. Pomimo braku
pamici by pewien, e wanie przey najbardziej traumatyczn noc w swoim yciu. A jego
obolae donie i cakowite wyczerpanie wcale mu w tym nie pomagay.
Jeszcze raz przeczoga si nad krawd Urwiska, ponownie wystawi gow, aby
obejrze brzask, teraz ju w swojej penej krasie. Otwarte niebo mienio si gbok purpur
powoli przechodzc w jasny bkit dnia, z odcieniem koloru pomaraczowego rzucanego
przez soce na odlegym, bezkresnym horyzoncie.
Wpatrujc si prosto w d, dostrzeg, e kamienny mur Labiryntu przechodzi przez
ziemi Urwiska i znika w otchani, sigajc gboko w przepa. Jednak nawet przy
najbardziej natonym wietle nie mgby stwierdzi, co znajdowao si na dole. Wygldao
na to, e Labirynt umieszczony by na jakie konstrukcji kilka kilometrw nad ziemi.
To byo jednak niemoliwe, pomyla. To nie moe by prawda. To musi by
zudzenie.
Przewrci si na plecy, jczc przy tym z blu. Bolay go czci ciaa zarwno
wewntrz, jak i na zewntrz, take i te, ktrych istnieniu nawet nie wiedzia. Przynajmniej
Wrota niedugo si otworz i bd mogli wrci do Strefy. Spojrza na Minho, skulonego
przy cianie korytarza.
- Nie mog uwierzy, e wci yjemy - powiedzia Thomas.
Minho nie odpowiedzia, tylko przytakn, a jego twarz pozbawiona bya
jakiegokolwiek wyrazu.
- Jest ich wicej? Czy zabilimy ju wszystkich?
Minho prychn.
- Cae szczcie, e jakim cudem udao nam si przetrwa do wschodu soca, inaczej
niedugo mielibymy kolejnych dziesiciu na ogonie. - Przesun si, krzywic si i jczc z
blu. - Nie wierz. Powanie. Udao nam si przey przez ca noc. Nikt jeszcze tego nie

dokona.
Thomas wiedzia, e powinien by z siebie dumny, wiedzia, e spisa si dzielnie.
Jednak w tej chwili czu jedynie potworne zmczenie i ulg.
- Co zrobilimy inaczej?
- Nie wiem. Ciko jest wycign od nieboszczyka informacj, co zrobi le.
Thomas zastanawia si, dlaczego rozjuszone wrzaski Bldoercw skoczyy si tak
nagle, kiedy spadali z Urwiska, dlaczego nie by w stanie zobaczy spadajcych cielsk
kreatur. Byo w tym co dziwnego i niepokojcego.
- Wyglda, jakby po upadku z Urwiska po prostu si rozpynli.
- Tak, to byo dosy dziwne. Kilku Streferw miao teori, e inne rzeczy te
poznikay, jednak pokazalimy im, e si mylili. Spjrz.
Thomas obserwowa, jak Minho rzuci kamieniem z Urwiska, nastpnie przyglda
si, jak kamie spada. Robi si coraz mniejszy i mniejszy, a w kocu Thomas straci go z
oczu. Odwrci si z powrotem w stron Minho.
- czego niby to dowodzi? Minho wzruszy ramionami.
- C, kamie nie znikn.
- Wic jak mylisz, co si stao? - Byo to co znaczcego, Thomas czu to.
Minho ponownie wzruszy ramionami.
- Moe s zaczarowani. Zbyt mocno rwie mnie eb, by tym teraz rozmyla.
Nagle Thomas porzuci wszelkie myli odnonie Urwiska. Przypomnia sobie o
Albym.
- Musimy wraca. - Resztkami si zmusi swoje ciao do powstania. - Musimy zdj
Albyego ze ciany. - Widzc zmieszanie na twarzy Minho, wyjani mu prdko, co zrobi z
linami z pncza.
Minho spuci wzrok przygnbiony.
- Nie ma szans, by przey. Thomas odrzuci tak moliwo.
- Skd moesz to wiedzie? Idziemy! - Odwrci si i ruszy wzdu korytarza,
kulejc.
- Poniewa nikomu wczeniej nie udao si... Zamilk i Thomas wiedzia, co mia na
myli.
- Dlatego, e wczeniej zawsze dopadali ich Bldoercy, nim zdylicie ich odnale.
Alby zosta ukuty tylko jedn z igie, tak?
Minho powsta i doczy do Thomasa, zmierzajc wolnym krokiem w stron Strefy.
- Nie wiem, nigdy wczeniej si to nie zdarzyo. Kilka osb zostao ukutych w cigu

dnia, ale oni dostali Serum, przeszli Przemian. Tych, ktrzy zostali ukuci w nocy w
Labiryncie, znajdowalimy dopiero wiele dni pniej, o ile w ogle. I wszyscy zginli w
sposb, o ktrym raczej nie chcesz usysze.
Thomas wzdrygn si na sam myl.
- Wydaje mi si, e po tym, przez co wanie przeszlimy, mog to sobie wyobrazi.
Minho podnis wzrok, zdziwienie zagocio na jego twarzy.
- Chyba to rozgryze. Mylilimy si. Miejmy nadziej, e tak jest. Wczeniej kady,
kto zosta udlony i nie wrci przed zachodem soca, by ju trupem, wic zaoylimy, e
nie ma sensu wraca, kiedy i tak jest ju za pno na Serum. - Wydawa si by podniecony
swoim tokiem mylenia.
Skrcili za kolejny rg, Minho nagle wyprzedzi Thomasa. Zwiadowca zwikszy
tempo, jednak Thomas szed swoim krokiem, zdziwiony tym, jak dobrze pamita tras
powrotn, skrca nawet jako pierwszy.
- A to Serum? - zapyta Thomas. - Syszaem ju o nim kilkakrotnie. Co to waciwie
jest? I skd si wzio?
- To, na co wskazuje nazwa, wieuchu. To serum. Serum Blu.
Thomas wyda z siebie aosny miech.
- A ja mylaem, e dowiedziaem si ju wszystkiego o tym durnym miejscu. Skd ta
nazwa? I dlaczego mwicie na te kreatury Bldoercy?
Minho odpowiada na pytania i idc teraz obok siebie, kontynuowali wdrwk,
przemierzajc niezliczon ilo zakrtw Labiryntu.
- Nie wiem, skd si wzia ich nazwa, jednak Serum pochodzi od Stwrcw - tak ich
przynajmniej nazywamy. Dostajemy je od zawsze, co tydzie, wraz z zaopatrzeniem. To lek
lub antidotum, czy co podobnego, ktre znajduje si ju w strzykawce, gotowe do uycia. Wykona gest wbijania igy w rami. - Wbijasz to cholerstwo w kogo, kto zosta udlony, i
to go odratowuje. Nastpnie delikwent przechodzi przez Przemian - ktra jest do dupy - ale
poza tym jest uleczony.
Przez minut lub dwie Thomas w ciszy przyswaja informacj. Skrcili jeszcze kilka
razy. Zastanawia si nad Przemian i tym, co oznaczaa. I z jakiego powodu wci
rozmyla o tamtej dziewczynie.
- Dziwne - przemwi w kocu Minho. - Nigdy wczeniej o tym nie rozmawialimy.
Jeli Alby wci yje, to nie ma sensu zakada, e Serum nie moe go uratowa. Jakim
cudem wbilimy sobie do naszych klumpowatych bw, e kiedy Wrota si zamykaj, to ju
przepade - jeste trup. Musz zobaczy t twoj pajczyn na wasne oczy. Co mi si

wydaje, e robisz mnie w fuja.


Szli wci przed siebie, Minho wyglda niemal na szczliwego, jednak Thomasa co
wyranie drczyo. Unika tego tematu, stara si o nim nie myle.
- A co, jeeli inny Bldoerca dorwa Albyego po tym, jak odwrciem uwag
pierwszego?
Minho spojrza na niego skonsternowany.
- Mwi tylko, ebymy si popieszyli - powiedzia Thomas, majc nadziej, e cay
ten trud woony w ocalenie Albyego nie poszed na marne.
Starali si przypieszy kroku, jednak ich obolae ciaa zbuntoway si i po chwili
wrcili do poprzedniego, wolnego tempa. Gdy skrcili za nastpnym rogiem, Thomas
zachwia si i serce mu podskoczyo do garda, gdy w oddali dostrzeg jaki ruch. Chwil
pniej odczu natychmiastow ulg, kiedy zorientowa si, e by to Newt wraz z grup
Streferw. Przed nimi wznosiy si otwarte Zachodnie Wrota. Udao im si powrci.
Gdy tylko Newt ich dostrzeg, pokutyka w ich stron.
- Co si stao? - zapyta. Wyglda na niemal wciekego. - Jakim, cholera,
sposobem...
- Pniej ci opowiemy - przerwa mu Thomas. - Musimy uratowa Albyego.
Newt poblad.
- O czym ty bredzisz? To on yje?
- Po prostu podejd tu.
Thomas wskaza na prawo, wycigajc szyj, spojrza na wysoki mur, przeszukujc
wzrokiem gsty bluszcz, a w kocu odnalaz miejsce, w ktrym wisia Alby, przywizany za
rce i nogi, wysoko nad nimi. Nie odzywajc si, Thomas wskaza im ten punkt, bojc si
jeszcze odetchn. Wci tam by, w jednym kawaku, jednak nie wykazywa adnych oznak
ycia.
Newt w kocu dostrzeg przyjaciela przywizanego do pncza, po czym spojrza z
powrotem na Thomasa. Jeeli wczeniej by zdziwiony, to w tej chwili wyglda na
cakowicie oszoomionego.
- Czy on... yje?
Bagam, eby y, pomyla Thomas.
- Nie wiem. y, kiedy go tam zostawiaem.
- Kiedy go zostawiae...? - Newt potrzsn gow. - adujcie tyki do rodka i niech
Plaster rzuci na was okiem. Pniej opowiecie mi wszystko ze szczegami.
Thomas chcia poczeka i upewni si, e Albyemu nic nie dolega. Ju mia co

powiedzie, kiedy Minho chwyci go za rami i pchn w stron Strefy.


- Potrzebujemy snu i banday. I to teraz.
Thomas wiedzia, e mia racj. Ustpi, spogldajc ponownie na Albyego, a
nastpnie pody za Minho i wyszed z Labiryntu.
Droga powrotna do Strefy, a nastpnie do Bazy, zdawaa si nie mie koca. Rzd
Streferw stojcych po obu stronach nie spuszcza z nich wzroku. Ich twarze wyraay
cakowity podziw, zupenie jak gdyby spogldali na duchy sunce przez kamienny
dziedziniec. Thomas wiedzia, e to dlatego, i udao im si dokona czego, czego nikt
wczeniej nie zrobi. Czu si jednak zakopotany t powszechn uwag.
Omal si nie zatrzyma, kiedy dostrzeg przed sob Gallyego, ktry sta z zaoonymi
rkoma i wpatrywa si w niego. Thomas szed jednak dalej. Kosztowao go to sporo wysiku,
jednak spoglda wprost w jego oczy, ani na chwil nie odwracajc wzroku. Gdy znalaz si
ptora metra przed nim, Gally spuci wzrok.
To przyjemne uczucie niemal go zaniepokoio. Niemal.
Nastpne minuty pamita jak przez mg. By eskortowany do Bazy przez kilku
medykw, nastpnie wchodzi po schodach. Potem rzuci okiem przez lekko uchylone drzwi,
jak kto karmi dziewczyn w piczce. Nagle poczu niesamowicie siln potrzeb, by do niej
i, by sprawdzi, co z ni. Zosta jednak zaprowadzony do wasnego pokoju, do ka,
nakarmiony, napojony i opatrzony. I wci czu ten bl. W kocu zosta sam, z gow na
najmikszej poduszce, jak jego ograniczona pami rejestrowaa.
Jednak gdy zasypia, dwie sprawy nie daway mu spokoju. Pierwsza to sowo
nabazgrane na tuowiu obu ukolcw, ktre wci kbio mu si w gowie. DRESZCZ.
Drug bya dziewczyna.
Kilka godzin - lub dni - pniej, zjawi si Chuck, potrzsajc nim, aby si obudzi.
Dobrych kilka sekund zajo, nim Thomas doszed do siebie. Gdy skupi wzrok na
przyjacielu, jkn:
- Daj mi spa, smrodasie jeden.
- Mylaem, e chcesz wiedzie.
Thomas przetar oczy i ziewn.
- O czym? - Spojrza ponownie na Chucka, zdezorientowany jego wielkim
umiechem.
- On yje - powiedzia. - Albyemu nic nie jest. Serum zadziaao.
Senne otpienie natychmiast znikno i na jego miejscu pojawio si uczucie ulgi.
Thomas by zaskoczony, jak wielk rado sprawia mu ta wiadomo. Wwczas kolejne

sowa Chucka sprawiy, e zmieni zdanie.


- Wanie rozpocz Przemian.
Zupenie jakby wywoany tymi sowami, mrocy krew w yach wrzask rozbrzmia
echem z pokoju na kocu korytarza.
Thomas rozmyla dugo o Albym. Uratowanie i sprowadzenie go z powrotem z
Labiryntu, w ktrym zosta zamknity na noc, to niezwyky wyczyn. Ale czy byo warto?
Teraz Alby potwornie cierpia, przechodzi przez te same mczarnie co Ben. A co, jeeli jemu
rwnie odbije? Mroczne myli nie daway mu spokoju.
Zmierzch rozpostar swoj peleryn nad Stref, a krzyki udlonego chopca
nawiedzay jej mieszkacw. Nie mona byo uciec od tego przeraliwego dwiku, nawet
kiedy w kocu Plaster da si przekona, eby wypuci Thomasa - wpywego, obolaego,
obandaowanego,

jednak przede wszystkim

serdecznie zmczonego przenikliwym,

agonalnym zawodzeniem swojego przywdcy. Newt kategorycznie sprzeciwi si, kiedy


Thomas prbowa zobaczy si z osob, dla ktrej ryzykowa ycie.
- To tylko pogorszy spraw - skwitowa nieugity.
Thomas by zbyt zmczony, eby si wykca. Nie przypaszcza, e mona by tak
wycieczonym, pomimo tych kilku godzin snu, ktre mu dano. Nie mia siy kompletnie na
nic i reszt dnia spdzi na awce na skraju Grzebarzyska, pogrony w rozpaczy. Euforia
wywoana ucieczk szybko wygasa, pozostawiajc po sobie bl i udrczone myli o nowym
yciu. Rwa go kady misie. Zadrapania i siniaki zdobiy cae jego ciao. Jednak byo to
niczym w porwnaniu z ciarem emocjonalnym, jaki przyszo mu udwign minionej nocy.
Mia wraenie, e rzeczywisto tego miejsca w kocu do niego dotara, niczym ostateczna diagnoza o zerajcym jego ciao raku.
Jak ktokolwiek moe by tutaj szczliwy? - pomyla. Jak kto moe by tak
nikczemny, eby nam to zrobi?
Bardziej ni kiedykolwiek wczeniej rozumia determinacj Streferw, aby odnale
wyjcie z Labiryntu. To nie bya wycznie kwestia ucieczki. Po raz pierwszy poczu gd
zemsty wobec tych, ktrzy go tutaj zesali.
Jednak myli te wiody go z powrotem nad jezioro rozpaczy, w ktrym ju o mao nie
uton. Skoro Newt i caa reszta nie byli w stanie znale std wyjcia przez dwa lata,
wydawao si niemoliwe, aby w ogle istniao std jakie wyjcie. Fakt, e Streferzy si
jeszcze nie poddali, mwi o nich wicej ni cokolwiek innego:
A teraz Thomas by jednym z nich.
To jest teraz mj dom, pomyla. Ogromny labirynt otoczony przez odraajce bestie.

Smutek napeni jego serce niczym miertelna trucizna. Krzyki Alby ego, odlege, lecz wci
syszalne, jeszcze pogarszay ten stan. Za kadym razem, gdy je sysza, musia zasania uszy
domi.
W kocu dzie dobiega koca i gdy soce chylio si ku zachodowi, sycha byo
znajome zgrzytanie zamykanych na noc Wrt. Thomas nie mia adnych wspomnie
zwizanych ze swoj przeszoci, jednak cieszy si, e najgorsza doba w jego yciu wanie
dobiega koca.
Tu po zmroku Chuck przynis mu posiek i du szklank zimnej wody.
- Dziki - powiedzia Thomas, odczuwajc przypyw sympatii do modszego kolegi.
Pochania woowin i kluski z talerza tak szybko, jak tylko jego bolce donie mu na to
pozwalay. - Tego byo mi trzeba - wymamrota z pen buzi. Wzi wielki yk wody i wrci
do oczyszczania talerza. Dopki nie zacz je, nie zdawa sobie nawet sprawy, jak bardzo
by godny.
- Jesz jak winia w korycie - powiedzia Chuck, siadajc na awce obok. - Zupenie
jakbym oglda zagodzonego warchlaka, ktry paaszuje wasnego klumpa.
- Bardzo mieszne - odpowiedzia Thomas z sarkazmem. - Powiniene zabawia
Bldoercw, marnujesz si.
Na twarzy Chucka pojawi si chwilowy wyraz blu, ktry sprawi, e Thomas poczu
si gupio, jednak znikn tak szybko, jak si pojawi.
- A to przypomniao mi, e wszyscy o tobie gadaj.
Thomas wyprostowa si, niepewny, jak zareaguje na wiadomo.
- Co to ma niby oznacza?
- Rany! Pomylmy. Najpierw opucie Stref na noc, wchodzc do Labiryntu bez
pozwolenia. Potem zabawie si w spidertarzana, wspinajc si po bluszczu, skaczc na
lianach i przypinajc ludzi do cian. Co wicej, zostae pierwsz osob, ktra przetrwaa noc
w Labiryncie, a na koniec ukatrupie czterech Bldoercw. Nie stary, nie mam pojcia, o
czym sztamaki gadaj na miecie.
Wezbrane uczucie dumy napenio pier Thomasa, po czym uleciao. Uczucie
szczcia, ktre na chwil zagocio w jego sercu, napawao go odraz. Alby wci lea w
ku, wijc si z blu, i najprawdopodobniej bagajc o mier.
- To Minho wpad na pomys, eby ich zepchn z Urwiska, nie ja.
- On mwi co innego. Widzia twojego nura przed Bldoerc i wpad na pomys, aby
to samo powtrzy przy Urwisku.
- Jakiego znowu nura - zapyta Thomas, przewracajc oczyma. - Kady kretyn by na

to wpad.
- Nie bd taki skromniacha. To, czego dokonae, jest absolutnie niesamowite. Ty i
Minho, oczywicie.
Thomas rzuci nagle pusty talerz na ziemi, wyranie rozzoszczony.
- To dlaczego tak fujowo si czuj? Moe znasz i na to odpowied?
Szuka odpowiedzi w twarzy Chucka, jednak nie znalaz jej. Chopak po prostu
siedzia, obejmujc kolana ramionami ze spuszczon gow. W kocu wymamrota pod
nosem:
- Z tego samego powodu, co my wszyscy.
Siedzieli w milczeniu, dopki kilka minut pniej nie podszed do niech Newt, ktry
wyglda jak chodzcy trup. Usiad na ziemi naprzeciw nich, z najbardziej smutn i
zatroskan min, jak widzieli. Pomimo to Thomas ucieszy si na jego widok.
- Najgorsze ju chyba za nim - powiedzia Newt. - Przez kilka dni skubaniec powinien
spa, a gdy si obudzi, powinno by lepiej. Moe jeszcze troch powydziera paszczk.
Thomas nie potrafi sobie wyobrazi, jak paskudna musiaa by to mka - jednak cay
proces Przemiany wci pozostawa dla niego tajemnic. Zwrci si do starszego z
chopcw, starajc si brzmie naturalnie.
- Newt, przez co on w ogle teraz przechodzi? Powanie, nie mam pojcia, na czym ta
caa Przemiana polega.
Odpowied przestraszya go.
- Wydaje ci si, e my wiemy? - prychn Newt, wyrzucajc rce w gr i opuszczajc
je z powrotem na kolana. - Wiemy jedynie tyle, e kiedy Bldoerca udli ci tymi
paskudnymi igami, musisz dosta Serum, w przeciwnym razie zdychasz. Jeeli dostaniesz
Serum na czas, wtedy twoje ciao szaleje, dostajesz torsji, na skrze wyskakuj ci pcherze,
robisz si zielony jak ogr i miotasz pawiem na wszystkie strony. Wystarczajco ci to
zobrazowaem, Tommy?
Thomas zmarszczy brwi. Nie mia zamiaru kogokolwiek jeszcze bardziej
denerwowa, jednak potrzebowa odpowiedzi.
- Posuchaj, wiem, e nie jest atwo przyglda si, jak twj przyjaciel cierpi, jednak ja
chc si tylko dowiedzie, co si z nim dzieje. Dlaczego nazywacie to Przemian?
Newt si rozluni, wydawao si nawet, e ustpi, i westchn.
- Przywodzi wspomnienia. Niewielkie strzpy, jednak wyrane wspomnienia
pochodzce z czasw, zanim si tutaj znalelimy. Kady, kto przez ni przechodzi,
zachowuje si po wszystkim jak walnity szajbus - cho zazwyczaj nie a tak, jak

biedaczysko Ben. Tak czy siak, to jakby dosta swoje dawne ycie i po chwili znowu ci je
wydarli.
Umys Thomasa szala.
- Jeste pewien? - zapyta.
Newt wyglda na zdezorientowanego.
- O co ci chodzi. Czego mam by pewien?
- Czy przeszli Przemian, poniewa chc wrci do dawnego ycia, czy te dlatego, e
s tak przygnbieni uwiadomieniem sobie, e ich stare ycie nie byo wcale lepsze od tego
tutaj?
Newt wpatrywa si w niego przez chwil, po czym odwrci wzrok, najwyraniej
pogrony w gbokim zamyleniu.
- Sztamaki, ktre przez to przeszy, nigdy o tym nie gadaj. Staj si... inni.
Niesympatyczni, bym powiedzia. Jest ich paru w Strefie, jednak nie wytrzymasz w ich
pobliu.
Jego gos by odlegy, a jego oczy powdroway ku czarnemu punktowi w lesie.
- Mnie to mwisz - wtrci Chuck. - Gally jest z nich wszystkich najgorszy.
- Co nowego o tej dziewczynie? - zapyta Thomas, zmieniajc temat. Nie mia ochoty
rozmawia o Gallym. W dodatku wci powraca do niej mylami. - Widziaem, jak Plaster
karmi j na grze.
- Nie - odpowiedzia Newt. - Wci w tej cholernej piczce, czy czymkolwiek to jest.
Raz na jaki czas mamrocze jakie bzdury pod nosem, jakby we nie. Przyjmuje pokarm,
wydaje si by zdrowa. To do dziwne.
Zapada duga cisza, jak gdyby caa ich trjka rozmylaa nad jakim
wytumaczeniem. Thomas po raz kolejny zastanawia si nad tym, e z jakich
niewytumaczalnych powodw czu si z ni zwizany, cho to uczucie nieco przygaso.
Zapewne dlatego, e inne sprawy zaprztay mu teraz gow.
W kocu Newt przerwa cisz.
- Tak czy inaczej, musimy teraz zdecydowa, co pocz z Tommym.
Thomas oywi si, zmieszany jego wypowiedzi.
- Pocz ze mn? O czym ty mwisz?
Newt powsta, wycigajc rce.
- Wywalie to miejsce do gry nogami, cholerny szczylniaku. Poowa Streferw
uwaa ci za Boga, a druga chce spuci twoje dupsko do szybu Puchy. Jest o czym gada.
- Niby o czym? - Thomas nie wiedzia, co byo gorsze - to, e ludzie uwaali go za

bohatera, czy te to, e niektrzy woleliby, aby si nie urodzi.


- Cierpliwoci - powiedzia Newt. - Dowiesz si po przebudzeniu.
- Dlaczego dopiero jutro? - Thomasowi wcale si to nie podobao.
- Zwoaem Zgromadzenie i wemiesz w nim udzia. Jeste, cholera, jedynym
gwodziem programu.
Powiedziawszy to, odwrci si i odszed, pozostawiajc Thomasa w zadumie.
Zastanawia si, dlaczego zwoano Zgromadzenie, aby mwi wycznie o nim.
Rankiem Thomas siedzia na krzele, zaniepokojony i oblany potem, twarz zwrcony
w stron jedenastu chopakw, ktrzy siedzieli na krzesach ustawionych w pokrgu wok
niego. Gdy tylko spocz na siedzisku, uwiadomi sobie, e byli to Opiekunowie, i ku jego
rozczarowaniu, wrd nich znajdowa si rwnie Gally. Jedno z krzese, dokadnie
naprzeciw niego, stao puste - nikt nie musia mu wyjania, e naleao do Albyego.
Siedzieli w Bazie, w wielkim pokoju, w ktrym Thomas wczeniej nie by. Oprcz
krzese i niewielkiego stolika w rogu, nie byo tam adnych innych mebli. ciany zrobiono z
drewna, tak samo jak podog, a cao daleka bya od okadek magazynu wntrzarskiego.
Nie byo adnych okien. Wewntrz unosi si zapach stchlizny i starych ksiek. Pomimo e
Thomas nie odczuwa chodu, to jednak dra.
Ogarna go ulga, gdy zobaczy, e jest z nimi Newt. Siedzia z prawej strony, obok
pustego krzesa Albyego.
- W imieniu naszego przywdcy, ktry zmaga si w ku z chorob, ogaszam
Zgromadzenie za rozpoczte - powiedzia, delikatnie przewracajc oczyma, jak gdyby nie
znosi tej formalnej otoczki spotkania. - Jak wszyscy wiecie, przez ostatnich kilka dni niele
si pokiebasio i wychodzi na to, e gwnie przez tego tu szczylniaka.
Thomas obla si rumiecem zaenowania.
- Nie jest ju wieuchem - wycedzi Gally szorstkim gosem, tak cicho i okrutnie, e
a niemal komicznie. - Teraz to zwyky szczyl, ktry zama prawo.
Jego wypowied wywoaa pomruki, szmery i szepty, ktre Newt natychmiast uciszy.
Nagle Thomas zapragn znale si na drugim kracu Ziemi.
- Gally, uspokj si - wtrci Newt. - Jeeli masz zamiar mieli jzorem za kadym
razem, gdy mwi, to lepiej si std zwijaj, bo nie jestem dzi, twojama, w humorze.
Thomas aowa, e nie mg wznie okrzyku radoci.
Gally skrzyowa ramiona i osun si na krzeso z grymasem niezadowolenia tak
teatralnym, e Thomas o mao nie wybuchn miechem. Nie mg uwierzy, e jeszcze
wczoraj przeraliwie ba si tego chopaka, ktry teraz wydawa mu si mieszny, a wrcz

aosny.
Newt rzuci Gallyemu surowe spojrzenie, po czym kontynuowa:
- Ciesz si, e sobie to wyjanilimy. - Kolejne przewrcenie ocami. - Powd, dla
ktrego si dzisiaj tu zebralimy, jest taki, e przez ostatnie dwa dni niemal kady dzieciak w
Strefie przyazi do mnie, jczc, e chce go albo zadrczy, albo si z nim zarczy. Musimy
w kocu postanowi, co z nim robimy.
Gally pochyli si do przodu, jednak Newt powstrzyma go, nim zdoa cokolwiek
powiedzie.
- Bdziesz mia okazj, Gally. Kady po kolei. A tobie, Tommy, nie wolno si choby
sowem odezwa, dopki ci nie zapytamy. Ogay? Czeka, a Thomas przytaknie - co uczyni
niechtnie - nastpnie wskaza na chopaka siedzcego z tyu pokoju, po prawej stronie. - No
to start, tusty Zart.
Rozleg si chichot, gdy Zart, wielgachny jegomo trzymajcy piecz nad Zielin,
powierci si na krzele. Pasowa do tego miejsca tak samo, jak piernik do wiatraka.
- No c - rozpocz Zart, bdzc oczami po pokoju, jakby szukajc podpowiedzi, co
ma waciwie powiedzie. - Sam nie wiem. Zama jedn z naszych najwaniejszych zasad.
Nie moemy pozwoli, aby inni pomyleli sobie, e tak mona. - Przerwa i spojrza na swoje
donie, rozcierajc je. - Ale z drugiej strony, on... wszystko zmieni. Teraz ju wiemy, e
moemy tam przey i e moemy pokona Bldoercw.
Thomas poczu ulg. By kto, kto jeszcze sta po jego stronie. Obieca sobie, e
bdzie wyjtkowo miy dla Zarta.
- Daje spokj - wyrzuci Gally. - Zao si, e to tak naprawd Minho pozby si
tych brzydali.
- Zawrzyj twarzostan, Gally! - wrzasn Newt, tym razem wstajc z krzesa. Po raz
kolejny Thomas mia ochot wznie okrzyk radoci. - W tej chwili to ja peni rol
Przewodniczcego i jeeli usysz, jak jeszcze jedno sowo opuszcza twoj twarz nieproszone,
to twj tyek bdzie mia ekstra Wygnanie.
- Ale prosz - wyszepta sarkastycznie Gally, a gdy osun si na krzeso, gupkowaty
wyraz niezadowolenia ponownie zagoci na jego twarzy.
Newt usiad i skin na Zarta.
- To wszystko? Wnosisz jakie oficjalne rekomendacje?
Zart pokrci gow.
- Dobrze. Teraz Patelniak.
Kucharz umiechn si pod brod i wyprostowa si na krzele.

- Szczylniak ma wiksze jaja ni wszystkie warchlaki razem wzite, ktre przyszo mi


obrabia. - Przerwa, jakby czekajc na wybuch miechu, jednak nikt nie zareagowa. - To
jaka gupota. Ocali przecie Albyego, wykoczy paru Bldoercw, a my biadolimy bez
sensu odnonie tego, co z nim pocz. To jaka kupa klumpu, jakby to powiedzia Chuck.
Thomas chcia do niego podej i ucisn mu do - Patelniak powiedzia dokadnie
to, o czym Thomas sam myla.
- Wic jaka jest twoja rekomendacja? - zapyta Newt.
Patelniak skrzyowa ramiona.
- Wczmy go do cholernej Rady i niech nas nauczy wszystkiego, czego tam dokona.
Ze wszystkich stron rozlegy si gosy i Newtowi zajo p minuty, zanim udao mu
si wszystkich ponownie uspokoi. Thomas wzdrygn si. Patelniak posun si za daleko,
niemal knocc swoj poprzedni wypowied.
- Dobra, zapisuj to - powiedzia Newt, gryzmolc kilka sw na papierze. - A teraz
zawrze paszczki! Znacie zasady. Nie ma pomysw nie do przyjcia i kady z was bdzie
mia szans wypowiedzie swoje zdanie, gosujc. - Skoczy zapisywa i wskaza na
trzeciego czonka Rady, chopaka z czarnymi wosami i piegowat twarz, ktrego Thomas
jeszcze nie pozna.
- Nie mam adnego zdania w tej sprawie - powiedzia.
- Ze co? - zapyta gniewnie Newt. - Widz, emy podjli wietn decyzj, wybierajc
ci do Rady.
- Przepraszam, ale naprawd nie mam zdania - odpowiedzia, wzruszajc ramionami. Jeeli ju, to raczej zgadzam si z Patelniakiem. Dlaczego mamy kara chopaka za to, e
kogo uratowa?
- Wic nie masz zdania, czy tak? - naciska Newt, ciskajc owek w doni.
Chopak skin gow, a Newt nabazgra co w notesie. Thomas odczuwa coraz
wiksz ulg - wygldao na to, e wikszo Opiekunw trzymaa jego stron. Pomimo tego,
wci nie potrafi tam wysiedzie. Rozpaczliwie pragn przemwi we wasnym imieniu, ale
postanowi stosowa si do polece Newta i siedzia cicho.
Nastpnie przysza kolej na pryszczatego Winstona, Opiekuna Mordowni.
- Uwaam, e naley go ukara. Nie zrozum mnie le, wieuchu, ale, Newt, to ty
zawsze powtarzasz, jak wany jest porzdek. Jeeli tego nie zrobimy, to damy zy przykad
innym. On zama Pierwsz Zasad.
- Ogay - powiedzia Newt, zapisujc uwag. - Wic wnosisz o kar, ale jak?
- Powinnimy go wsadzi na tydzie do Ciapy o chlebie i wodzie. Musimy te

dopilnowa, eby kady si o tym dowiedzia, tak aby pozostaym nic nie strzelio do ba.
Gally zaklaska, a Newt rzuci w jego stron gniewne spojrzenie. Thomas poczu
szybsze uderzenia serca.
Dwch kolejnych Opiekunw przemwio, jeden opowiada si za pomysem
Patelniaka, drugi za Winstona. Nastpnie przysza kolej na Newta.
- Zgadzam si w wikszoci z wami. Thomas powinien zosta ukarany, jednak
musimy postanowi, do czego wykorzystamy jego talent. Wstrzymuj si z gosem, dopki
wszyscy nie przemwi. Nastpny.
Jeszcze bardziej ni siedzenia cicho, Thomas nie mg znie caego tego gldzenia o
karze. Jednak gdzie w gbi trudno byo mu si z nimi nie zgodzi. Wykaza si, ale przy
okazji zama jednak najwaniejsz z zasad.
Opiekunowie kontynuowali. Niektrzy z nich uwaali, e powinien zosta
nagrodzony, inni, e ukarany. Lub jedno i drugie. Thomas nie mg ju tego sucha,
wyczekujc na wypowied dwch ostatnich Opiekunw - Gallyego i Minho. Drugi z nich nie
odezwa si sowem, odkd Thomas wszed do pokoju; po prostu siedzia niedbale na krzele,
wygldajc, jakby nie spa od tygodnia.
Gally zacz jako pierwszy.
- Myl, e wyraziem swoje zdanie dosy jasno ju wczeniej.
Super, pomyla Thomas. W takim razie gba na kdk.
- Ogay - powiedzia Newt, przewracajc po raz kolejny oczami. - W takim razie kolej
na Minho.
- Nie! - rykn Gally, sprawiajc, e kilku Opiekunw a podskoczyo z krzese. Chc co jednak powiedzie.
- No to mw, twojama - odpowiedzia mu Newt. Thomas poczu si nieco lepiej,
wiedzc, e tymczasowy Przewodniczcy Rady gardzi Gallym niemal tak samo jak on.
Chocia Thomas tak bardzo si go ju nie ba, to nadal szczerze go nienawidzi.
- Zastanwcie si tylko - rozpocz Gally. - Ten krtas zjawia si pewnego dnia w
Pudle, udajc zdezorientowanego i przestraszonego. Kilka dni pniej ugania si w
Labiryncie za Bldoercami, zachowujc si jak pan na wociach.
Thomas wzdrygn si, liczc, e reszta nie podzielaa myli Gally ego.
Chopak kontynuowa wywd.
- Sdz, e to wszystko jego gra. Bo niby jakim cudem mg tego wszystkiego
dokona po zaledwie paru dniach tutaj? Ni kupuj tego.
- Co ty waciwie insynuujesz, Gally? - zapyta Newt.

- Moe by tak przeszed do cholernego sedna.


- Myl, e to szpieg wysany przez tych, ktrzy nas tu wpakowali.
To zdanie wywoao kolejn wrzaw pord zgromadzonych; Thomas mg jedynie
potrzsn gow - nie pojmowa, jak Gallyemu mogo przyj to wszystko do gowy. W
kocu Newtowi udao si ponownie zapanowa nad wywoan burz, jednak Gally jeszcze
nie skoczy.
- Nie moemy ufa temu szczylniakowi - kontynuowa.
- Nastpnego dnia po nim zjawia si ta wirnita laska z dziwaczn wiadomoci i
bredzi co o tym, e nic nie bdzie.
- Myl, e wyraziem swoje zdanie dosy jasno ju wczeniej.
Super, pomyla Thomas. W takim razie gba na kdk.
- Ogay - powiedzia Newt, przewracajc po raz kolejny oczami. - W takim razie kolej
na Minho.
- Nie! - rykn Gally, sprawiajc, e kilku Opiekunw a podskoczyo z krzese. Chc co jednak powiedzie.
- No to mw, twojama - odpowiedzia mu Newt. Thomas poczu si nieco lepiej,
wiedzc, e tymczasowy Przewodniczcy Rady gardzi Gallym niemal tak samo jak on.
Chocia Thomas tak bardzo si go ju nie ba, to nadal szczerze go nienawidzi.
- Zastanwcie si tylko - rozpocz Gally. - Ten krtas zjawia si pewnego dnia w
Pudle, udajc zdezorientowanego i przestraszonego. Kilka dni pniej ugania si w
Labiryncie za Bldoercami, zachowujc si jak pan na wociach.
Thomas wzdrygn si, liczc, e reszta nie podzielaa myli Gally ego.
Chopak kontynuowa wywd.
- Sdz, e to wszystko jego gra. Bo niby jakim cudem mg tego wszystkiego
dokona po zaledwie paru dniach tutaj? Nie kupuj tego.
- Co ty waciwie insynuujesz, Gally? - zapyta Newt.
- Moe by tak przeszed do cholernego sedna.
- Myl, e to szpieg wysany przez tych, ktrzy nas tu wpakowali.
To zdanie wywoao kolejn wrzaw pord zgromadzonych; Thomas mg jedynie
potrzsn gow - nie pojmowa, jak Gallyemu mogo przyj to wszystko do gowy. W
kocu Newtowi udao si ponownie zapanowa nad wywoan burz, jednak Gally jeszcze
nie skoczy.
- Nie moemy ufa temu szczylniakowi - kontynuowa.
- Nastpnego dnia po nim zjawia si ta wirnita laska z dziwaczn wiadomoci i

bredzi co o tym, e nic nie bdzie ju takie jak wczeniej. Znajdujemy martwego Bldoerc.
Thomas niby przypadkiem przedostaje si na noc do Labiryntu, a nastpnie stara si
wszystkich przekona, jaki to z niego bohater. C, ani Minho, ani nikt inny nie widzia go,
jak cokolwiek robi przy linach. Skd pewno, e to wanie wieuch przywiza tam
Albyego?
Gally przerwa. Przez kilka sekund nikt nie odezwa si ani sowem, w piersi Thomasa
narastaa panika. Chyba nie uwierzyli w to, co opowiada? Chcia si broni i o mao co si
nie odezwa. Jednak nim zdoa wypowiedzie choby sowo, Gally przemwi ponownie.
- Zbyt wiele dziwnych rzeczy wydarzyo si ostatnio, a wszystko zaczo si, kiedy
pojawi si ten wieuch. Dziwnym zbiegiem okolicznoci zosta pierwsz osob, ktrej udao
si przetrwa noc w Labiryncie. Co tu nie gra i dopki tego nie wyjanimy, oficjalnie
rekomenduj wsadzi jego smrodliwy zad do Ciapy. Na miesic, a potem zwoamy kolejne
Zgromadzenie i zastanowimy si, co dalej.
Kolejne pomruki wypeniy sal, a Newt zapisa co w notatniku, potrzsajc gow,
co napawao Thomasa iskierk nadziei.
- Skoczye, Kapitanie Gally? - zapyta Newt.
- Nie bd taki dowcipny - rzuci Gally, cay czerwony ze zoci. - Mwi powanie.
Jak moemy ufa temu szczylniakowi, skoro nie jest z nami nawet od tygodnia? Najpierw
pomyl, zanim skrelisz mj gos.
Po raz pierwszy Thomas wczu si w jego sytuacj - Gally mia racj co do tego, jak
traktowa go Newt. W kocu by przecie Opiekunem.
Wci go jednak nie trawi, pomyla Thomas.
- Dobrze, Gally - odpowiedzia Newt. - Przepraszam. Wysuchalimy tego, co miae
do powiedzenia, i wemiemy pod uwag twoj cholern opini. Czy ju skoczye?
- Tak, skoczyem. I mam racj.
Nie odzywajc si wicej do Gallyego, Newt wskaza na Minho.
- miao, a jakie jest twoje zdanie?
Thomas cieszy si, e w kocu nadesza kolej Minho. Na pewno bdzie go broni do
upadego.
Minho wsta szybko, zaskakujc wszystkich.
- Byem tam. Widziaem, co zrobi. Nie wymik, kiedy ja robiem w gacie. Nie
biadoli w kko, jak Gally. Chc wyda moj rekomendacj i zamkn temat.
Thomas wstrzyma wdech, zastanawiajc si, co powie.
- Ogay - powiedzia Newt. - Zatem mw.

Minho spojrza na Thomasa.


- Wnioskuj, aby ten sztamak zastpi mnie na stanowisku Opiekuna Zwiadowcw.
Pokj wypenia cakowita cisza, jak gdyby wiat nagle zamar, i kady czonek Rady
wpatrywa si w Minho. Thomas siedzia zszokowany, czekajc, a Zwiadowca powie, e to
by tylko art.
W kocu Gally sprowadzi zebranych na ziemi, wstajc.
- To jaka bzdura! - Spojrza na Newta i wskaza na Minho, ktry ponownie zaj
swoje miejsce. - Za gldzenie takich gupot powinien wylecie z Rady.
Jakiekolwiek wspczucie do Gallyego, cho niewielkie, po tych sowach cakowicie
ulotnio si z ciaa Thomasa.
Niektrzy Opiekunowie wydawali si zgadza z rekomendacj Minho - tak jak
Patelniak, ktry bi brawo, zaguszajc Gallyego i domagajc si gono gosowania. Cz
bya innego zdania. Winston stanowczo krci gow, mwic co o tym, e Thomas si nie
nadaje. Gdy wszyscy zaczli mwi naraz, Thomas zasoni uszy domi, przeraony i
podniecony zarazem. Dlaczego Minho to powiedzia?
To musi by art, pomyla. Newt wspomina, e upyn wieki, zanim zostan
Zwiadowc, a co dopiero Opiekunem.
W tej chwili pragn by wszdzie, tylko nie tam.
W kocu Newt odoy notes i wyszed z pokrgu, wydzierajc si na wszystkich,
aby si zamknli. Thomas przyglda si, jak z pocztku nikt nie zwraca na niego uwagi.
Stopniowo jednak zapanowa porzdek i wszyscy wrcili na swoje miejsca.
- Purwa - powiedzia Newt. - W yciu nie widziaem, eby tylu sztamakw naraz
zachowywao si jak banda jczcych bachorw. Moe i nie wygldacie, ale zacznijcie si
wreszcie zachowywa jak doroli albo rozwiemy t cholern Rad i zaczniemy od zera. Chodzi wzdu rzdu siedzcych Opiekunw, patrzc kademu prosto w oczy, gdy do nich
mwi. - Rozumiemy si?
Zapanowaa kompletna cisza. Thomas spodziewa si kolejnej wrzawy, jednak
zaskoczyo go, e wszyscy przytaknli, nawet Gally.
- Ogay. - Newt usiad z powrotem na swoim krzele, kadc notatnik na kolanach.
Nabazgra kilka zda, po czym spojrza na Minho. - To dosy powany klump, stary.
Wybacz, ale musisz powiedzie co wicej, zanim zamkniemy temat.
Thomas nie mg si doczeka odpowiedzi.
Minho wyglda na wyczerpanego, jednak zacz uzasadnia swoj propozycj.
- atwo wam, sztamaki, tu tak siedzie i gada o czym, czym nie macie bladego

pojcia. Jestem tu jedynym zwiadowc w Radzie i z tych tu zebranych tylko Newt by jeszcze
w Labiryncie.
Gally przerwa mu.
- Nie, jeeli liczy czas, kiedy ja...
- Nie! - wrzasn Minho. - Moesz mi wierzy. Ani ty, ani ktokolwiek inny, nie ma
bladego pojcia, jak tam jest. Zostae udlony, poniewa zamae t sam zasad, o ktr
teraz obwiniasz Thomasa. To si nazywa hipokryzja, ty krtasie pie...
- Dosy! - przemwi Newt. - Uzasadnij swoj propozycj i koczymy ju to zebranie.
Napicie byo gste niczym londyska mga. Thomas poczu si, jakby powietrze w
pokoju zeszklio si i w kadej chwili mogo si roztrzaska. Zarwno Gally, jak i Minho
wygldali, jakby ich napita, czerwona skra twarzy miaa zaraz pkn. W kocu jednak
obaj spucili wzrok.
- W kadym razie, posuchajcie - kontynuowa Minho, siadajc na krzele. - Nigdy
czego takiego nie widziaem. On nie panikowa. Nie jcza, nie becza ani nie wyglda na
przestraszonego, a jest tu zaledwie od paru dni. Pomylcie, jak my si zachowywalimy na
pocztku. Schowani w kcie, zdezorientowani, moczylimy bezustannie portki i nikomu nie
ufalimy. Kady z nas taki by przez cae tygodnie, a nawet miesice, dopki si z tym,
purwa, nie pogodzilimy.
Minho ponownie powsta, wskazujc na Thomasa.
- Kilka dni po tym, jak ten go si tu zjawi, wszed do Labiryntu, by ratowa dwch
sztamakw, ktrych ledwo zna. Cae to gadanie na temat tego, e zama zasad, jest po
prostu mieszne. On jeszcze nie zna zasad. Ale mnstwo osb za to zdyo mu ju
naopowiada, jak to jest znale si w Labiryncie, zwaszcza w nocy. Mimo to wszed tam,
gdy zamykay si Wrota, tylko dlatego, e kto potrzebowa pomocy. - Wzi gboki oddech,
jak gdyby zbierajc siy, by mwi dalej.
- Ale to dopiero pocztek. Pniej widzia, jak skreliem Albyego, jak zostawiem go
na pewn mier. A to ja byem weteranem. Tym, ktry posiada dowiadczenie i wiedz.
Wic kiedy Thomas zobaczy, e si poddaem, to nie powinien tego zakwestionowa. Jednak
to zrobi. Pomylcie, ile silnej woli i wysiku kosztowao go, aby centymetr po centymetrze
wciga Albyego na t cian. To szalone. To czysty obd.
- To jednak nie wszystko. Nastpnie pojawili si Bldoercy. Powiedziaem
Thomasowi, e musimy si rozdzieli, i zastosowaem przewiczony manewr wymijajcy,
uciekajc zygzakiem. Thomas, zamiast robi w gacie, przej kontrol, przeciwstawi si
wszelkim prawom fizyki i grawitacji, aby wcign Albyego na cian, potem odcign od

niego Bldoercw, odpar ich atak i znalaz...


- Ok, apiemy, o co ci chodzi - warkn Gally. - Tommy to urodzony szczciarz.
Minho natar na niego.
- Nie, ty bezwartociowy smrodasie, nic nie rozumiesz. Jestem tu od dwch lat i
jeszcze nie widziaem czego takiego. atwo ci mwi...
Minho przerwa, przecierajc oczy, jkn zirytowany. Thomas uwiadomi sobie, e
siedzia z szeroko otwartymi ustami. Zalewaa go fala najrniejszych emocji: wdzicznoci
do Minho za to, e stan w jego obronie, niedowierzania w nieustann agresywno
Gallyego, strach przed poznaniem ostatecznej decyzji.
- Gally - powiedzia Minho spokojniejszym gosem. - Jeste cykorem, ktry nigdy nie
chcia zosta Zwiadowc ani si o to nie stara. Nie masz prawa mwi o rzeczach, na ktrych
si nie znasz, wic stul pysk.
Gally powsta, gotujc si ze zoci.
- Jeszcze raz si tak do mnie odezwiesz, a przetrc ci kark przy wszystkich. - Gdy
przemawia, lina wylatywaa z jego ust.
Minho zamia si, nastpnie unis do i zdzieli go w twarz. Thomas podnis si,
obserwujc, jak Gally uderza o wasne krzeso, przewraca si i rozwala je na dwa kawaki.
Upad na podog, rozoy si jak dugi, nastpnie prbowa si podnie, drepczc na
czworakach. Minho podszed do niego i nastpi butem na jego plecy, przygniatajc jego ciao
do ziemi.
Thomas opad na krzeso, oszoomiony.
- Przysigam ci - powiedzia Minho z szyderczym umiechem. - Nie wa si mi wicej
grozi. Nie wa si wicej do mnie mwi. Nigdy. Jeeli sprbujesz, to ja przetrc twj kark
zaraz po tym, jak poami ci rce i nogi.
Newt i Winston powstali, przytrzymujc Minho, zanim Thomas zdoa si
zorientowa, co si waciwie stao. Odcignli go od Gallyego, ktry zerwa si na rwne
nogi, na jego twarzy malowaa si wcieko. Nie wykona jednak adnego ruchu w stron
Minho. Po prostu sta w miejscu, dyszc z furi.
W kocu Gally si cofn i potykajc si nieco, ruszy w kierunku drzwi, ktre
znajdoway si za nim. Obrzuci wszystkich poncym spojrzeniem, przepenionym
nienawici. Thomasa nasza przeraliwa myl, e Gally wyglda jak morderca na chwil
przed zbrodni. Dotar do drzwi, sign doni do klamki.
- Nic ju nie bdzie takie jak kiedy - powiedzia, plujc na podog. - Nie powiniene
by tego robi, Minho. Nie powiniene by tego robi. - Przerzuci maniakalne spojrzenie na

Newta.
- Wiem, e mnie nienawidzisz i e zawsze tak byo. Powiniene zosta Wygnany za
swoje enujce umiejtnoci kierowania grup. Jeste aosny i kady, kto tu zostanie, nie jest
wcale lepszy. Nic ju nie bdzie takie jak kiedy. To wam mog obieca.
Thomas poczu, jak nogi si pod nim ugiy. Zupenie jak gdyby jego ycie byo
jeszcze zbyt mao zagmatwane.
Gally otworzy drzwi na ocie i wyszed na korytarz, jednak zanim ktokolwiek zdy
zareagowa, wstawi gow z powrotem do pokoju.
- A co do ciebie - powiedzia, wlepiajc oczy w Thomasa - szczylniaku, ktremu
wydaje si, e jest cholernym Bogiem. Nie zapominaj, e ju ci widziaem. Przeszedem
przez Przemian. To, co oni postanowi, nie ma adnego znaczenia.
Przerwa, spogldajc na kad osob w pokoju. Kiedy jego zoliwe spojrzenie
spoczo ponownie na Thomasie, przemwi po raz ostatni.
- Nie wiem, po co przybye, ale kln si na swoje ycie, e ci powstrzymam. Zabij,
jeli bd musia.
Nastpnie odwrci si i wyszed, zatrzaskujc za sob drzwi.
Thomas siedzia nieruchomo, walczc z mdociami, ktre nawiedziy jego ciao
niczym infekcja. Odkd si tu pojawi, w przecigu tak krtkiego czasu, zdy ju
dowiadczy caej gamy emocji. Strachu, samotnoci, rozpaczy, smutku, a nawet niewielkiej
krztyny radoci. Jednak to byo co zupenie nowego - usysze od kogo, e nienawidzi ci
tak bardzo, e a chce zabi.
Gally oszala, pomyla. Jest cakowicie obkany. Myl ta jedynie wzmocnia jego
niepokj. Obkani ludzie s zdolni do wszystkiego.
Czonkowie Rady stali lub siedzieli w ciszy, najwyraniej tak samo jak Thomas
zszokowani sytuacj, ktrej wanie dowiadczyli. Newt i Winston w kocu wypucili Minho
z ucisku. Caa trjka podesza z ponur min do swoich krzese i usiada.
- Kompletnie go porbao - powiedzia Minho, niemal szeptem. Thomas nie by w
stanie stwierdzi, czy chcia, aby inni go usyszeli.
- Odezwa si witoszek - odpar Newt. - Co ty sobie myla? Nie wydaje ci si, e
troch przesadzi?
Minho zmruy oczy i odchyli gow w ty, jakby zdumiony pytaniem Newta.
- Zachowaj t gadk dla siebie. Kady z was cieszy si, e ten krtas dosta to, na co
zasuy, i dobrze o tym wiesz. Najwyszy czas, e kto postawi si temu klumpowi.
- Znalaz si w Radzie nie bez powodu - powiedzia Newt.

- Stary, on grozi, e przetrci mi kark i zabije Thomasa! Ten kole ma nierwno pod
sufitem, wic lepiej wylij go czym prdzej do Ciapy. Facet jest niebezpieczny.
Thomas nie mg si bardziej zgodzi i po raz kolejny o mao nie zama zakazu
mwienia, jednak w por si opamita. Nie chcia wpdzi si w jeszcze wiksze kopoty.
Nie wiedzia jednak, jak dugo jeszcze wytrzyma.
- Moe mia racj - powiedzia Winston, niemal zbyt cicho.
- Co? - zapyta Minho, odgadujc myli Thomasa.
Winston wyglda na zaskoczonego, e sowa te pady w ogle z jego ust. Bdzi
oczami po pokoju, zanim zdoby si na wyjanienia.
- C... on przeszed przez Przemian. Bldoerca udli go w rodku dnia tu za
Zachodnimi Wrotami. To znaczy, e ma wspomnienia, a powiedzia przecie, e wieuch
wyglda znajomo. Po co miaby zmyla?
Thomas zastanawia si nad Przemian i nad przywoywanymi przez ni
wspomnieniami. Nie myla o tym wczeniej, jednak moe warto byoby da si udli
Bldoercy i przej przez cay ten koszmarny proces, aby sobie co przypomnie? W tej
samej chwili wyobrazi sobie Bena wijcego si w ku oraz przypomnia wrzaski Albyego.
Nie ma mowy, pomyla.
- Winston, czy ty w ogle widziae, co si tu przed chwil wydarzyo? - zapyta
Patelniak z niedowierzaniem. - Gally to szajbus. Nie moesz wierzy w te brednie. Bo niby
co, wydaje ci si, e Thomas to Bldoerca w przebraniu?
Reguy czy nie, Thomas mia ju serdecznie do. Nie mg wytrzyma choby chwili
duej w milczeniu.
- Czy mog w kocu co powiedzie? - zapyta z frustracj w gosie. - Mam ju dosy
waszego gadania o mnie i zachowywania si, jakby mnie tu nie byo.
Newt spojrza na niego i skin gow.
- miao. Ju chyba bardziej nie mona spieprzy tego cholernego zebrania.
Thomas zebra myli w popiechu, szukajc odpowiednich sw kbicych si w
obokach frustracji, starajc si opanowa zmieszanie i zo.
- Nie wiem, dlaczego Gally mnie nienawidzi. Mam to gdzie. To jaki psychol. A co
do tego, kim naprawd jestem, to wiecie dokadnie tyle samo co ja. Jednak, jeeli dobrze
pamitam, to zebralimy si tutaj w zwizku z tym, co zrobiem w Labiryncie, a nie dlatego,
e jaki kretyn uwaa mnie za zo wcielone.
Kto zachichota i Thomas przerwa, liczc, e wszyscy zrozumieli, o co mu chodzi.
Newt skin, wygldajc na zadowolonego.

- Ogay. Koczmy ju to spotkanie, a Gallym zajmiemy si pniej.


- Nie moemy gosowa, jeeli nie ma wszystkich czonkw - upiera si Winston. - O
ile nie s powanie chorzy, tak jak Alby.
- Winston, na lito bosk - odpowiedzia Newt. - Powiedziabym, e dzisiaj Gally
rwnie dziebko niedomaga, wic kontynuujmy bez niego. Thomas, powiedz, co masz na
swoj obron, a nastpnie zagosujemy, co z tob pocz.
Thomas zorientowa si, e jego donie byy zacinite w pieci. Rozluni je i wytar
przepocone donie w spodnie. Nastpnie zacz, niepewny tego, co ma powiedzie.
- Nie zrobiem nic zego. Zobaczyem, jak dwie osoby prbuj zdy przej przez
Wrota, i wiedziaem, e im si to nie uda. Zignorowanie tego z powodu jakiej durnej zasady
wydawao si egoistyczne, tchrzliwe, no i... po prostu gupie. Jeeli chcecie mnie zamkn w
wizieniu za to, e prbowaem uratowa czyje ycie, to prosz bardzo. Ale obiecuj, e
nastpnym razem wska ich palcem i wymiej, a potem pjd co zje u Patelniaka.
Thomas nie stara si by zabawny. Po prostu w gowie mu si nie miecio, e
zrobiono z tego wielk spraw.
- Oto moja rekomendacja - powiedzia Newt. - Zamae nasz cholern Pierwsz
Zasad, wic spdzisz jeden dzie w Ciapie. To twoja kara. Rekomenduj rwnie mianowa
ci Zwiadowc, co wejdzie w ycie z chwil zakoczenia spotkania. W cigu jednej nocy
dowiode wicej ni wikszo sztamakw w cigu wielu tygodni. A co do twojej
kandydatury na cholernego Opiekuna, to zapomnij. - Spojrza na Minho. - W tym Gally mia
racj, to gupota.
Ta uwaga zrania Thomasa, cho nie mg si z ni nie zgodzi. Spojrza na Minho,
aby zobaczy jego reakcj.
Opiekun nie wydawa si zbytnio zaskoczony, jednak wci si wykca.
- Dlaczego? On jest najlepszy z nas wszystkich. Sowo daj. W kocu najlepszy
powinien zosta Opiekunem.
- Dobrze - odpowiedzia Newt. - Jeeli to prawda, to pniej to zmienimy. Dajmy
chopakowi miesic i zobaczymy, czy si sprawdzi.
Minho wzruszy ramionami.
- Ogay.
Thomas odetchn po cichu z ulg. Nadal pragn zosta Zwiadowc - co go dziwio,
zwaywszy na to, przez co niedawno musia przej w Labiryncie - jednak nadanie mu od
razu stanowiska Opiekuna brzmiao zbyt absurdalnie.
Newt rozejrza si po pokoju.

- Mamy kilka rekomendacji, wic omwmy je jeszcze...


- Daj ju spokj - powiedzia Patelniak. - Po prostu zagosujmy i ju. Opowiadam si
za twoim pomysem.
- Ja te - powiedzia Minho.
Caa reszta przytakna z aprobat, sprawiajc, e Thomas poczu przepeniajc go
ulg i dum. Winston jako jedyny zgosi sprzeciw.
Newt spojrza na niego.
- Nie potrzeba nam twojego gosu, jednak prosz, podziel si z nami swoj mdroci
i powiedz, co ci si kbi w mzgownicy?
Winston spojrza uwanie na Thomasa, a nastpnie z powrotem na Newta.
- Mnie to pasuje, jednak nie powinnimy cakowicie ignorowa tego, co mwi Gally.
Co w tym jest, nie wydaje mi si, eby to wszystko zmyli. Prawd jest, e od kiedy zjawi
si Thomas, wszystko zaczo si piertoli.
- W porzdku - odpowiedzia Newt. - Niech kady si z tym przepi, wtedy zwoamy
kolejne Zgromadzenie i do tego wrcimy. Ogay?
Winston przytakn.
Thomas wyda jk niezadowolenia, znowu czu si niewidzialny.
- Po prostu uwielbiam, kiedy o mnie mwicie, jakby mnie tu nie byo.
- Posuchaj, Tommy - odpar Newt. - Wanie wybralimy ci na cholernego
Zwiadowc, wic skocz biadoli i zabieraj si std. Czeka ci szkolenie pod okiem Minho.
Thomas nie uwiadomi sobie tego wczeniej. Zosta Zwiadowc, mia odkrywa
Labirynt. Mimo wszystko poczu dreszcz podniecenia. By pewien, e wicej nie dadz si
tam zamkn na noc. Moe limit pecha zosta ju wyczerpany.
- A co z moj kar?
- Jutro - odpowiedzia Newt. - A do zmierzchu.
Jeden dzie, pomyla Thomas. Nie bdzie tak le.
Spotkanie zostao zakoczone i wszyscy, za wyjtkiem Newta i Minho, opucili pokj
w popiechu. Newt nie ruszy si z krzesa, sporzdzajc notatki.
- Fajnie byo - powiedzia pod nosem.
Minho podszed do Thomasa i uderzy go artobliwie pici w rami.
- Wszystko przez tego sztamaka.
Thomas odda mu.
- Opiekun? Chcesz, ebym zosta Opiekunem? Jeste o wiele bardziej walnity ni
Gally.

Minho uda, e robi nachmurzon min.


- Podziaao, nie? Mierz wysoko, wal nisko. Pniej mi podzikujesz.
Thomas nie mg przesta si umiecha, podziwiajc spryt Opiekuna. Pukanie do
drzwi skupio jego uwag. Odwrci si. W drzwiach stan Chuck. Wyglda, jakby wanie
ucieka przed Bldoerc. Thomas poczu, jak umiech znika mu z twarzy.
- Co jest? - zapyta Newt, wstajc. Ton jego gosu jedynie wzmg niepokj u
Thomasa.
Chuck zaamywa rce.
- Plaster mnie przysa.
- Po co?
- Alby szaleje, demoluje wszystko wok i mwi, e musi porozmawia.
Newt ruszy w stron drzwi, jednak Chuck zatrzyma go ruchem rki.
- Um... nie z tob.
- Co ty mwisz?
Chuck wskaza na Thomasa.
- Cigle pyta o niego.
Po raz drugi tego dnia, z powodu szoku, Thomasowi odjo mow.
- Chodmy wic - powiedzia Newt, chwytajc Thomasa za rk. - Sam nie pjdziesz.
Thomas pody za Newtem, Chuck tu za nim, i opucili pokj Rady, idc
korytarzem w kierunku wskich, spiralnych schodw, ktrych wczeniej nie zauway. Newt
zrobi pierwszy krok, nastpnie wlepi w Chucka zimne oczy.
- Ty zostajesz.
Cho raz Chuck po prostu przytakn i nie odezwa si sowem. Thomas domyla si,
e co w zachowaniu Albyego musiao go niele wystraszy.
- Rozchmurz si - powiedzia Thomas do Chucka, gdy Newt wchodzi ju po
schodach. - Wanie wybrali mnie na Zwiadowc, wic kumplujesz si teraz z szych. - Stara
si go rozweseli, prbujc jednoczenie ukry przed samym sob, e tak naprawd ba si
zobaczy z Albym. Co, jeeli bdzie w niego rzuca oskareniami, tak samo jak Ben? Albo
jeszcze gorzej?
- Taa, akurat - wyszepta Chuck kompletnie oguszony.
Thomas wzruszy ramionami, po czym zacz wspina si po schodach. Donie mia
liskie od potu i poczu, jak kropla spywa mu po skroni. Nie chcia tam i.
Newt, ponury i powany, czeka na niego na grze. Stali po przeciwnej stronie
dugiego, ciemnego korytarza wiodcego od schodw, ktrymi Thomas wszed pierwszego

dnia, aby zobaczy Bena. Zrobio mu si niedobrze na sam myl o tym. Chcia wierzy, e
Alby mia ju za sob mk, przez jak przechodzi, i e nie bdzie musia oglda ponownie
czego podobnego - blada skra, yy i bekot. Spodziewa si jednak najgorszego i na to si
szykowa.
Pody za Newtem do drugich drzwi po prawej i przyglda si, jak chopak lekko w
nie zastuka. W odpowiedzi usyszeli jk. Newt pchn drzwi, ciche skrzypnicie ponownie
przywiodo mgliste wspomnienie z dziecistwa zwizane z filmami o nawiedzonych domach.
Oto znowu byo - krtka migawka z przeszoci. Pamita filmy, jednak nie potrafi sobie
przypomnie twarzy aktorw lub tego, z kim je oglda. Pamita kina, jednak nie potrafi
przywoa wspomnie odnonie tego, jak wyglday. Frustracja, ktr z tego powodu
odczuwa, bya wrcz niemoliwa do opisania.
Newt wszed do pokoju i wskaza rk, by Thomas zrobi to samo. Wchodzc, by
przygotowany na oczekujcy go koszmar. Jednak gdy podnis wzrok, ujrza jedynie mizernie
wygldajcego nastolatka, ktry lea na ku z zamknitymi oczyma.
- Czy on pi? - zapyta szeptem Thomas, starajc si unikn pytania, ktre koatao
mu si w gowie: Czy on yje?
- Nie wiem - odpowiedzia cicho Newt. Podszed do ka i usiad na drewnianym
krzele obok. Thomas zaj miejsce po drugiej stronie.
- Alby - wyszepta Newt. Po chwili powtrzy goniej: - Alby. Chuck powiedzia, e
chciae porozmawia z Tommym.
Powieki chorego zatrzepotay - przekrwione oczy poyskiway w wietle lamp.
Spojrza na Newta, nastpnie na Thomasa siedzcego po przeciwnej stronie. Jczc, obrci
si i usiad, opierajc si plecami o wezgowie.
- Tak - wymamrota chrapliwym gosem.
- Chuck mwi, e gadae od rzeczy, zachowujc si jak wariat. - Newt pochyli si
do przodu. - Co ci jest? Nadal jeste chory?
Kolejne sowa Alby wypowiedzia, oddychajc chrapliwie, tak jakby kade z nich
kosztowao go tydzie ycia.
- Nic... ju... nie bdzie... takie... jak kiedy... Dziewczyna... Thomas... Widziaem
ich... - Jego powieki zamkny si, po czym ponownie otworzyy. Opad z powrotem na
plecy, wpatrujc si w sufit. - Kiepsko si czuj.
- Co masz na myli, mwic, e widziae... - zacz Newt.
- Posaem po Thomasa! - wrzasn Alby z tak nagym przypywem energii, e jeszcze
kilka sekund wczeniej Thomas uznaby to za niemoliwe. - Nie prosiem ci tu, Newt!

Thomas! Posaem, cholera, po Thomasa!


Newt podnis wzrok, wpatrujc si w Thomasa spod uniesionych brwi. Thomas
wzdrygn si, czujc, jak nagle robi mu si sabo. Po co Alby chcia si z nim widzie?
- W porzdku, zrzdliwy smrodasie - odpowiedzia Newt.
- Jest tu, wic moesz z nim pogada.
- Wyjd - powiedzia Alby z zamknitymi oczyma, ciko oddychajc.
- Nie ma mowy. Chc usysze, co masz do powiedzenia.
- Newt. Wyjd. Natychmiast.
Thomas poczu si niezrcznie, martwic si o to, co pomyla Newt, i bojc si tego,
co mia mu do powiedzenia Alby.
- Ale... - Newt zaprotestowa.
- Wynocha! - Alby usiad, krzycza, jego gos a zaama si od wrzasku. Osun si z
powrotem plecami na wezgowie.
- Wyno si std!
Na twarzy Newta rysowao si wyrane cierpienie. Thomas zdziwi si, e nie byo na
niej gniewu. Nastpnie, po dugiej, penej napicia chwili, Newt podnis si z krzesa,
podszed do drzwi i otworzy je.
On naprawd ma zamiar wyj? - zastanawia si Thomas.
- Nie licz na buzi, gdy przyjdziesz mnie przeprasza - powiedzia, a nastpnie wyszed
na korytarz.
- Zamknij drzwi! - rykn Alby, posyajc w jego kierunku ostatni zniewag. Newt
usucha, zatrzaskujc za sob drzwi.
Thomas poczu, jak serce zaczyna mu wali. Zosta sam z chopakiem, ktry ju
wczeniej, zanim zosta udlony przez Bldoerc, mia paskudny charakter. Mia nadziej,
e Alby powie mu, o co chodzi, i bdzie mia to za sob. Chwila ciszy przecigna si do
kilku minut i Thomas zacz trz si ze strachu.
- Wiem, kim jeste - powiedzia w kocu Alby, przeamujc cisz.
Thomas nie potrafi zebra sw, by mu odpowiedzie. Prbowa, jednak nic prcz
niezrozumiaego mamrotania nie wyszo z jego ust. By cakowicie zdezorientowany. I
przestraszony.
- Wiem, kim jeste - powtrzy powoli Alby. - Widziaem to. Wszystko widziaem.
Skd przybylimy, kim jeste. Kim jest ta dziewczyna. Pamitam Poog.
-Poog? - Thomas zmusi si, aby przemwi. - Nie wiem, o czym mwisz. Co
widziae? Chciabym si dowiedzie, kim jestem.

- To nic dobrego - odpowiedzia Alby i po raz pierwszy, odkd wyszed Newt,


podnis wzrok, spogldajc wprost na Thomasa. Oczy mia zapadnite, przepenione
gbokim smutkiem i mrokiem. - To jest straszne. Dlaczego te smrodasy chc, ebymy to
pamitali? Dlaczego nie moemy tu y i by szczliwi?
- Alby... - Thomas aowa, e nie moe zajrze w gb jego umysu, zobaczy tego,
co on. - Przemiana - naciska - co si waciwie stao? Co widziae? Mwisz bez sensu.
- Ciebie - powiedzia nagle Alby, nastpnie chwyci znienacka za wasne gardo,
wydajc z siebie zdawione odgosy. Wierzgn nogami i przewrci si na bok, rzucajc si
na wszystkie strony, zupenie jak gdyby kto inny prbowa go udusi. Z ust wystawa mu
jzyk, przygryza go nieustannie.
Thomas zerwa si prdko i odskoczy do tyu, przeraony. Alby szamota si, jakby
dosta ataku, wierzgajc nogami we wszystkie strony. Ciemna skra jego twarzy, ktra
jeszcze chwil temu by dziwnie blada, zasza purpur, a oczy zapady mu si tak gboko w
oczodoach, e wyglday niczym zaczerwienione, biae kulki.
- Alby! - wrzasn Thomas, bojc si go przytrzyma. - Newt! - krzykn,
przykadajc donie do ust. - Newt, prdko!
Drzwi otworzyy si gwatownie, zanim zdy wypowiedzie ostatnie zdanie.
Newt podbieg do Albyego i chwyci go za ramiona, przytrzymujc ze wszystkich si
w ku.
- Chwy go za nogi!
Thomas ruszy do przodu, jednak Alby kopa i wymachiwa koczynami na wszystkie
strony, tak e zblienie si do niego byo niemoliwe. Jego stopa wyldowaa na szczce
Thomasa. Tpy bl przeszy jego czaszk. Cofn si, rozcierajc obolae miejsce.
- Zrb to, do cholery! - krzykn Newt.
Thomas napi si, a nastpnie wskoczy na Alby ego, chwytajc obie jego nogi i
przyszpilajc je do ka. Owin rce wok jego ud i cisn, podczas gdy Newt przytrzyma
jedno z ramion Albyego kolanem, a nastpnie chwyci jego rce, ktre wci trzymay
kurczowo wasn szyj w morderczym ucisku.
- Puszczaj! - krzykn Newt, szarpic. - Zabijesz si, cholera!
Thomas widzia, jak minie w ramionach Newta napinaj si, a yy pulsuj,
odcigajc donie Albyego, a w kocu, centymetr po centymetrze, udao mu si je oderwa
od szyi. Przytrzyma je mocno na wierzgajcej piersi chopaka. Cae ciao Albyego zadrgao
kilkakrotnie, gdy chopak rzuca si na boki, nastpnie powoli uspokaja si i kilka sekund
pniej lea ju spokojnie. Jego oddech sta si rwnomierny, a oczy nabray ycia.

Thomas trzyma si kurczowo jego ng, bojc si, e gdy si poruszy, Alby dostanie
kolejnego ataku. Newt odczeka pen minut, zanim powoli wypuci jego donie z ucisku.
Nastpnie kolejn minut, zanim cofn kolano i wsta. Thomas poszed za jego przykadem i
zrobi to samo, liczc, e ich mka dobiega ju koca.
Alby spojrza na nich zapadnitymi oczami, jak gdyby mia lada chwila pogry si
w gbokim nie.
- Przepraszam ci, Newt - wyszepta. - Nie wiem, co si stao. Zupenie jakby co
przejo kontrol nad moim ciaem. Przepraszam...
Thomas wzi gboki oddech, przekonany, e nigdy ju nie dowiadczy czego tak
zatrwaajcego i nieprzyjemnego. Przynajmniej tak mia nadziej.
- Przeprosiny na nic si tu zdadz - odpowiedzia mu Newt. - Prbowae si zabi, do
cholery.
- To nie ja, przysigam - wymamrota Alby.
Newt unis rce w gr.
- Co to ma znaczy, e to nie ty? - zapyta.
- Nie wiem... To... to nie ja. - Alby wyglda na tak samo zmieszanego, jak Thomas
si czu.
Newt jednak zdawa si myle, e nie naleao sobie tym zawraca gowy.
Przynajmniej nie teraz. Chwyci za koce, ktre pospaday z ka podczas ataku Albyego, i
przykry go.
- aduj tyek pod koc, a pogadamy o tym pniej. - Klepn go po gowie i doda. Pomieszao ci si we bie, sztamaku.
Jednak Alby zapad ju w sen, i przytakn tylko, gdy zamyka oczy.
Newt zapa spojrzenie Thomasa, po czym skin w stron drzwi. Thomas nie mia
adnych obiekcji przed opuszczeniem tego wariatkowa. Pody za nim na korytarz. Gdy
wychodzili wanie przez drzwi, Alby wymamrota co z ka.
Obaj chopcy zatrzymali si.
- Co? - zapyta Newt.
Alby otworzy oczy na krtk chwil, nastpnie powtrzy swoje sowa nieco goniej:
- Uwaajcie na t dziewczyn. - Po czym zamkn oczy.
Znowu ona - ta dziewczyna. Dziwnym trafem wszystko zawsze sprowadza si do niej.
Newt spojrza na Thomasa pytajco, jednak Thomas mg mu jedynie odpowiedzie
wzruszeniem ramion. Nie mia pojcia, o co chodzio.
- Chodmy - wyszepta.

- Newt? - zawoa Alby z ka ponownie, nie otwierajc nawet oczu.


- Tak?
- Pilnuj Map. - Alby odwrci si do nich plecami, dajc im wyranie do zrozumienia,
e ju skoczy.
To nie brzmiao za dobrze. Prawd mwic, to zupenie nie brzmiao dobrze. Thomas
opuci wraz z Newtem pokj i delikatnie zamkn za sob drzwi.
Thomas poda za Newtem, ktry zszed popiesznie po schodach i wyszed z
budynku wprost na jasne popoudniowe soce. aden z chopcw przez dusz chwil si
nie odzywa. Dla Thomasa sprawy zdaway si przybiera coraz to gorszy obrt.
- Godny? - zapyta go Newt, gdy wyszli na zewntrz.
Thomas nie mg uwierzy w to pytanie.
- e co? Mam ochot si wyrzyga po tym, co wanie zobaczyem, wic nie, nie
jestem godny.
Newt tylko si umiechn.
- C, a ja tak. Chodmy po jakie resztki z obiadu. Musimy pogada.
- Wiedziaem, e powiesz co w tym stylu. - Bez wzgldu na to, co zrobi, stawa si
coraz bardziej czci spoecznoci Strefy i zacz zdawa sobie z tego spraw.
Udali si prosto do kuchni, w ktrej, pomimo zrzdzenia Patelniaka, udao im si
dosta kanapki z serem i troch surowych warzyw. Thomas nie mg nie zauway sposobu,
w jaki Opiekun kucharzy na nich spoglda, odwracajc oczy za kadym razem, gdy Thomas
odwzajemnia jego spojrzenie.
Co mu mwio, e takie zachowanie bdzie tu teraz na porzdku dziennym. Z
jakiego powodu by inny od wszystkich w Strefie. Czu si, jakby cae wieki miny, odkd
obudzi si z wymazan pamici, chocia by tu zaledwie od tygodnia.
Chopcy zdecydowali si zje posiek na zewntrz, po kilku minutach byli ju przy
zachodnim murze i, opierajc si plecami o gsty bluszcz, przygldali si codziennym
zajciom mieszkacw Strefy. Thomas zmusi si do jedzenia. Musia mie pewno, e
cokolwiek szalonego si wydarzy, bdzie mia na to si.
- Widziae ju kiedy co takiego? - zapyta Thomas po jakiej minucie.
Newt spojrza na niego, jego twarz nagle zrobia si pospna.
- Mwisz o tym, co wanie zrobi Alby? Nie. Nigdy. Ale nikt wczeniej nie prbowa
powiedzie nam o tym, co sobie przypomnia w czasie Przemiany. Zawsze odmawiaj. Alby
prbowa. Pewnie dlatego na chwil mu odwalio.
Thomas zamyli si, przeuwajc. Czy ludzie spoza Labiryntu mogli ich w jaki

sposb kontrolowa} Ta myl go przeraaa.


- Musimy odszuka Gallyego - powiedzia Newt, przeuwajc marchewk i
zmieniajc temat. - Skubaniec gdzie si zaszy. Jak tylko zjemy, musimy go odnale i
wsadzi jego wredny zad do paki.
- Powanie? - Thomas nie mg powstrzyma si od uczucia czystej radoci na sam
myl o tym. Byby wicej ni szczliwy, gdyby osobicie mg zamkn za nim drzwi i
wyrzuci klucz.
- Ten sztamak grozi ci mierci, wic musimy si upewni, e to si wicej nie
powtrzy. Sono zapaci za swoje zachowanie. Niech si cieszy, e go nie Wygnamy. Nie
zapominaj, co ci mwiem odnonie porzdku.
- Pamitam. - Jedynym zmartwieniem Thomasa byo to, e za posanie do wizienia,
Gally znienawidzi go jeszcze bardziej.
Mam to gdzie, pomyla. Ju si go nie boj.
- Powiem ci, jak bdzie, Tommy - odezwa si Newt. - Przez reszt dnia trzymasz si
przy mnie. Musimy wyjani par rzeczy. A jutro zajmiemy si Gallym. Pniej oddaj ci
pod opiek Minho i chc, aby trzyma si przez jaki czas z dala od innych sztamakw.
Jasne?
Thomas by bardziej ni szczliwy, mogc si zgodzi. Bycie samym przez
wikszo czasu wydawao si wietnym pomysem.
- Brzmi cudownie. Wic Minho bdzie mnie szkoli?
- Zgadza si. Jeste teraz Zwiadowc. Minho wszystko ci pokae. Labirynt, Mapy.
Czeka ci mnstwo nauki. Licz, e wemiesz si do roboty.
Thomas by zszokowany, e myl o tym, aby ponownie wej do Labiryntu, nie
przeraaa go a tak bardzo. Postanowi zrobi to, o co prosi go Newt, liczc, e w ten sposb
uwolni swj umys od mylenia. Gdzie w gbi duszy mia nadziej wydosta si czym
prdzej ze Strefy. Unikanie pozostaych mieszkacw stao si jego nowym yciowym celem.
Chopcy siedzieli w milczeniu, koczc posiek, dopki Newt w kocu nie zdradzi, o
czym naprawd chcia porozmawia. Zgniatajc w kulk opakowanie po kanapce, odwrci
si i spojrza wprost na Thomasa.
- Posuchaj - zacz - musisz si z czym pogodzi. Zbyt wiele razy o tym syszelimy,
by temu zaprzeczy, i pora o tym porozmawia.
Thomas wiedzia, do czego Newt zmierza, jednak by przestraszony. Ba si tych
sw.
- Gally o tym mwi. Alby o tym mwi. Ben te - kontynuowa Newt - i dziewczyna,

po tym jak wycignlimy j z Puda.


Zawaha si, by moe oczekujc, e Thomas zapyta, o co mu chodzio. Jednak
Thomas ju wiedzia.
- Wszyscy mwili, e nic ju nie bdzie takie jak kiedy.
Newt odwrci na chwil wzrok, po czym ponownie na niego spojrza.
- Tak jest. Gally, Alby i Ben twierdzili, e ci widzieli we wspomnieniach po
Przemianie. I z tego, co ogarniam, to raczej nie pielie kalafiora ani nie pomagae
staruszkom przechodzi przez ulic. Z tego, co mwi Gally, wynika, e jest w tobie co tak
paskudnego, e a chce ci ukatrupi.
- Ja nic nie wiem - zacz Thomas, jednak Newt nie pozwoli mu dokoczy.
- Wiem, e nic nie pamitasz! Przesta to powtarza, nigdy wicej o tym nie mw.
Nikt z nas nic nie pamita i mamy ju cholernie dosy twojego biadolenia. Chodzi o to, e jest
w tobie co dziwnego i pora dowiedzie si, co to takiego.
W Thomasie wezbraa gwatowna zo.
- Dobrze, wic jak chcesz to zrobi? Chc wiedzie, kim jestem, tak samo jak wszyscy
inni. To przecie oczywiste.
- Otwrz swj umys. Powiedz szczerze, jeeli cokolwiek, cokolwiek wydaje ci si
znajome.
- Nic... - zacz Thomas, jednak przesta. Tak wiele wydarzyo si od dnia, w ktrym
si pojawi, e niemal zapomnia o tym, e pierwszej nocy, gdy spa obok Chucka, Strefa
wydaa mu si znajoma. Ze czu si wtedy dobrze, jak w domu, a przynajmniej nie odczuwa
przeraenia, ktre wydawao si, e powinien by czu.
- Widz, e twoje trybiki pracuj - powiedzia cicho Newt. - Mw.
Thomas zawaha si, obawiajc si konsekwencji tego, co mia zamiar powiedzie.
Mia jednak dosy ukrywania sekretw.
- C... to nie jest nic konkretnego - mwi powoli, ostronie. - Jednak kiedy
znalazem si tu po raz pierwszy, to miaem takie uczucie, jakbym ju tu wczeniej by. Spojrza na Newta, liczc, e znajdzie w jego oczach pewnego rodzaju uznanie. - Kto jeszcze
tak mia?
Jednak wyraz twarzy jego kompana si nie zmieni. Wywrci po prostu oczami.
- Raczej nie, Tommy. Wikszo z nas przez pierwszy tydzie walia klumpa w portki
i mazgaia si po ktach.
- No c - zawaha si Thomas, zasmucony i nagle zawstydzony. Co to wszystko
oznaczao? Czy w jaki sposb rni si od innych? Czy co byo z nim nie tak? - Wszystko

wydawao mi si znajome i wiedziaem, e chc zosta Zwiadowc.


- To jest cholernie ciekawe. - Newt przyglda mu si przez chwil, nie ukrywajc
oczywistej podejrzliwoci wypisanej na twarzy. - Postaraj si co jeszcze sobie przypomnie.
Poszperaj w mzgownicy, pogrzeb w bajorze i pomyl jeszcze o tym miejscu. Zanurkuj w tej
mtnej otchani i wydobd co wicej. Postaraj si dla dobra nas wszystkich.
- Tak zrobi. - Thomas zamkn oczy i zacz przeszukiwa pogrony w
ciemnociach umys.
- Nie teraz, tpy smrodasie. - Newt si zamia. - Chodzio mi o to, eby robi to od
teraz. W wolnym czasie, w trakcie posikw, przed paciorkiem, w czasie spacerw, treningu
czy pracy. Mw mi o wszystkim, co wyda ci si cho troch znajome. Jasne?
- Tak, rozumiem. - Thomas martwi si, e tylko rozzoci Newta i ten nie daje tego
po sobie pozna.
- Ogay - powiedzia Newt, wydajc si przy tym a nazbyt miy. - A teraz chodmy
si z kim zobaczy.
- Z kim? - zapyta Thomas, jednak pozna odpowied, gdy tylko zapyta. Ponownie
przeszy go lk.
- Z dziewczyn. Chc, aby przyglda si jej tak dugo, a oczy zajd ci krwi.
Zobaczymy, czy co w tej twojej mzgownicy zaskoczy. - Newt zabra opakowanie po lunchu
i wsta. - Pniej masz mi powtrzy co do sowa to, o czym mwilicie z Albym.
Thomas westchn, po czym podnis si.
- Tak jest. - Nie wiedzia, czy bdzie w stanie opowiedzie mu o oskareniach
Albyego, nie wspominajc ju o tym, co czu na widok dziewczyny. Wygldao na to, e nie
skoczy jeszcze z sekretami.
Chopcy ruszyli z powrotem w stron Bazy, gdzie wci leaa dziewczyna w
piczce. Thomas martwi si, co tak naprawd myla o tym wszystkim Newt. Otworzy si
przed nim i naprawd go lubi. Jeeli Newt bdzie teraz na niego naciska, to nie wie, czy
bdzie w stanie to znie.
- Jeeli wszystko inne nie podziaa - powiedzia Newt, wyrywajc Thomasa z zadumy
- to polemy ci do Bldoercw. Udl ci i przejdziesz przez Przemian. Musimy pozna
twoje wspomnienia.
Thomas parskn sarkastycznie, jednak twarz Newta pozbawiona bya umiechu.
Dziewczyna spaa spokojnie, jakby miaa si obudzi w kadej chwili. Thomas
spodziewa si niemal szkieletowej pozostaoci czowieka, kogo na skraju mierci. Jednak
jej pier unosia si i opadaa rwnomiernie, jej skra bya pena ycia.

Towarzyszy jej jeden z medykw, ten niszy - Thomas nie potrafi sobie przypomnie
jego imienia. Wlewa powoli kilka kropel wody w usta picej dziewczyny. Na stoliku
nocnym sta talerz i miska z pozostaoci po lunchu - ubijane ziemniaki i zupa. Robili
wszystko, co byo w ich mocy, aby utrzyma j przy zdrowiu i yciu.
- Hej, Clint - odezwa si swobodnie Newt, jak gdyby wpada ju wielokrotnie
wczeniej z wizyt. - Trzyma si jeszcze?
- Tak - odpowiedzia Clint. - Nic jej nie jest, cho cigle mwi przez sen. Wydaje nam
si, e niedugo z tego wyjdzie.
Thomas si napry. Z jakiego powodu nigdy wczeniej nie bra pod uwag tej
moliwoci, e dziewczyna moe si obudzi i e nic jej nie bdzie. e uda si z ni
porozmawia. Nie mia pojcia, dlaczego ta myl sprawia nagle, e poczu si nieswojo.
- Zapisalicie kade sowo, ktre wypowiedziaa? - zapyta Newt.
Clint skin gow.
- Wikszoci nie szo zrozumie, ale kiedy tylko moglimy, to tak.
Newt wskaza na notes na stoliku nocnym.
- Poka, co masz.
- C, mwia to samo co wtedy, gdy wycigalimy j z Puda. Mwia te co o
Stwrcach o tym, e wszystko musi si skoczy. I jeszcze... - Clint spojrza na Thomasa,
jak gdyby nie chcia kontynuowa w jego obecnoci.
- W porzdku, moesz mwi przy nim - zapewni go Newt.
- C... nie usyszaem wszystkiego, ale... - Clint ponownie spojrza na Thomasa. Ona wci powtarza jego imi.
Thomas omal nie upad, gdy to usysza. Czy on musi by we wszystko zamieszany?
Skd zna t dziewczyn? To byo jak nieznone uczucie swdzenia wewntrz czaszki,
ktrego nie potrafi si pozby.
- Dziki, Clint - powiedzia Newt tonem, ktry dla Thomasa zabrzmia jak oczywisty
rozkaz odejcia. - Zdasz nam pniej z tego raport, ogay?
- Ma si rozumie. - Plaster skin w stron obu chopcw i opuci pokj.
- Przystaw krzeso - powiedzia Newt, siadajc na krawdzi ka. Thomas,
odczuwajc ulg, e Newt nie wybuchn, ciskajc w niego oskareniami, wzi krzeso
stojce obok stolika i postawi je przy ku, tu obok gowy dziewczyny. Usiad, nachylajc
si do przodu, by spojrze na jej twarz.
- Czy co ci si przypomina? - zapyta Newt. - Cokolwiek?
Thomas nie odpowiedzia, wci starajc si przeama blokad pamici i odszuka

dziewczyn w otchani przeszoci. Wrci myl do ulotnej chwili, gdy otworzya oczy, tu
po tym, kiedy wycignito j z Puda.
Byy bkitne i to o wiele bardziej ni oczy jakiejkolwiek osoby, ktr wczeniej
widzia. Prbowa wyobrazi sobie je teraz, spogldajc na jej pogron we nie twarz. Jej
czarne wosy, jej idealnie biaa skra, jej pene usta... Gdy tak si jej przyglda, uwiadomi
sobie po raz kolejny, jak bardzo bya pikna.
Wyraniejsze wspomnienie niemiao zawitao mu w gowie - trzepot skrzyde w
ciemnym rogu wiadomoci, niewidoczny, jednak wci ten sam. Trwao to zaledwie chwil,
nim znikno w otchani pozostaych, nieuchwytnych wspomnie. Jednak co poczu.
- Znam j - wyszepta, opierajc si z powrotem na krzele. Przyjemnie byo mc w
kocu przyzna si do tego na gos.
Newt a powsta.
- Co? Kim ona jest?
- Nie mam pojcia. Jednak skd j znam. - Thomas przetar oczy, sfrustrowany, e
nie potrafi ustali powizania.
- Dobrze, to myl, chopie. Skoncentruj si.
- Prbuj, wic si przymknij z aski swojej. - Thomas zamkn oczy, przeszukujc
ciemny gszcz myli, szukajc jej twarzy. Kim ona jest? Uderzya go ironia tego pytania.
Przecie nie wiedzia nawet, kim by on sam.
Pochyli si do przodu i wzi gboki oddech, nastpnie spojrza na Newta, krcc
gow w gecie poddania.
- Nie mam zie...
- Teresa.
Thomas zerwa si z krzesa, przewracajc je na podog. Zacz krci si w kko,
jakby czego szuka. Usysza...
- Co jest? - zapyta Newt. - Przypomniae sobie co?
Thomas nie zwraca na niego uwagi, rozgldajc si zdezorientowany po pokoju,
wiedzc, e usysza gos, po czym ponownie spojrza na dziewczyn.
- Ja... - Usiad z powrotem na krzele, pochyli si nad ni, wpatrujc si w jej twarz. Newt, mwie co, zanim wstaem?
- Nie.
Oczywicie, e nie.
- Wydawao mi si, e co syszaem... Sam nie wiem. Moe to byo w mojej gowie.
Czy... ona co mwia?

- Ona? - zapyta Newt, a jego oczy rozbysy. - Nie. Dlaczego? Co syszae?


Thomas ba si przyzna.
- Ja... mgbym przysic, e syszaem imi. Teresa.
- Teresa? Nie, nic takiego nie syszaem. Musiao ci to wyskoczy z czeluci pamici!
To jej imi, Tommy. Teresa, tak ma na imi.
Thomas poczu si dziwnie niezrcznie, zupenie jak gdyby wanie wydarzyo si co
nadprzyrodzonego.
- Thomas.
Tym razem poderwa si z krzesa i odskoczy od ka tak daleko, jak tylko mg,
przewracajc po drodze lamp ze stolika, ktra roztrzaskaa si z hukiem na pododze. Gos.
Dziewczcy gos. Szepczcy, sodki, wyrany. Sysza go. Wiedzia, e go usysza.
- Co jest z tob, do cholery? - zapyta Newt.
Serce zadudnio mu jak oszalae, a w gowie a mu upao. odek wywraca si do
gry nogami.
- Ona... ona co do mnie mwi. W mojej gowie. Wanie wypowiedziaa moje imi!
- e co?
- Przysigam! - wiat wok niego zawirowa, napierajc i zgniatajc jego umys. Sysz jej gos w swojej gowie... cho to nie jest prawdziwy gos...
- Posad tyek na ziemi. Co ty, do cholery, wygadujesz?
- Mwi powanie. To... nie jest prawdziwy gos... ale sysz go.
- Tom, jestemy ostatnimi. Wkrtce to si zakoczy. Musi.
Sowa rozbrzmieway echem w jego gowie, muskay jego uszy - sysza je. Pomimo
tego, nie pochodziy z pokoju, spoza jego ciaa. Znajdoway si dosownie wewntrz jego
umysu.
- Nie obawiaj si mnie.
Zasoni uszy domi, zamykajc mocno oczy. To byo zbyt dziwne. Jego racjonalny
umys nie mg pogodzi si z tym, co si wanie dziao.
- Moja pami zanika, Tom. Nie bd wiele pamita, kiedy si obudz. Musimy
przej przez Prby. To si musi skoczy. Przysali mnie, aby to zapocztkowa.
Thomas nie mg ju duej tego znie. Ignorujc pytania Newta, potykajc si,
podszed do drzwi i otworzy je mocnym szarpniciem. Wyszed na korytarz i ruszy przed
siebie. Schodami w d i dalej przez drzwi wejciowe. Jednak nie udao mu si uciszy gosu.
- Nic ju nie bdzie takie jak kiedy - powiedziaa.
Chcia krzykn, uciec jak najdalej od tego miejsca. Pobieg w kierunku Wschodnich

Wrt i przebieg przez nie, wydostajc si ze Strefy. Bieg nadal, korytarz za korytarzem, w
gb serca Labiryntu, nie baczc na zakazy. Nadal jednak nie mg uciec od gosw.
- Ty i ja, Tom. My im to zrobilimy. Zrobilimy to sobie.
Thomas nie zatrzyma si, dopki gos nie ucich na dobre.
By zszokowany, gdy uwiadomi sobie, e ucieka ju niemal przez godzin - na
murach rozpocieray si cienie i wkrtce soce miao schowa si za horyzontem, a Wrota
zamkn si na noc. Musia wraca. Zaskoczony, zda sobie rwnie spraw, e bez
zastanawiania rozpoznawa kierunki oraz por dnia. Ze zmysy go nie zawodziy.
Musia wraca.
Nie wiedzia jednak, czy byby w stanie j ponownie zobaczy. Ten gos w jego
gowie. Te dziwne rzeczy, o ktrych mwia.
Nie mia wyboru. Zaprzeczanie prawdzie niczego nie rozwie. I chocia ingerencja w
jego umys bya zarwno dziwna, jak i przeraajca, to i tak byo to

niebo lepsze od

kolejnego spotkania z Bldoercami.


Biegnc w kierunku Strefy, dowiedzia si wiele o sobie samym. Gdy ucieka przed
gosem, nie zdajc sobie nawet z tego sprawy, uoy sobie w gowie dokadn tras, ktra
wioda go przez Labirynt. Wracajc, ani razu si nie zawaha, skrcajc w lewo, nastpnie w
prawo i biegnc wzdu dugich korytarzy, przemierzajc odwrotn do pokonanej wczeniej
drog. Wiedzia, co to oznaczao.
Minho mia racj. Wkrtce Thomas zostanie najlepszym ze Zwiadowcw.
Drug rzecz, ktrej si o sobie dowiedzia, tak jakby noc spdzona w Labiryncie nie
dowioda tego wczeniej, byo to, e
jego ciao znajdowao si w doskonaej formie. Jeszcze nie tak dawno sania si na
nogach, by cay obolay. Szybko doszed jednak do siebie i teraz bieg, niemal bez adnego
wysiku, ju prawie drug godzin. Nie trzeba by geniuszem matematyki, aby obliczy, e
biorc pod uwag jego prdko i czas, zanim wrci do Strefy, pokona dystans niemal poowy
maratonu.
Nigdy wczeniej nie zdawa sobie sprawy z ogromu Labiryntu. Kilometry za
kilometrami, a po nich kolejne kilometry. Biorc pod uwag przesuwajce si co noc mury,
dopiero teraz zrozumia, dlaczego tak ciko byo znale z niego wyjcie. Wczeniej
powtpiewa w to, a do tej pory zastanawiajc si, dlaczego Zwiadowcy byli tak nieporadni.
Nie zatrzymywa si, skrcajc to w lewo, to w prawo, biegnc prosto, wci przed
siebie. Od zamknicia Wrt dzielio go zaledwie kilka minut, gdy przestpi prg Strefy.
Wyczerpany, uda si wprost na Grzebarzysko, wszed w gb lasu, a dotar do skupiajcych

si w poudniowozachodnim naroniku drzew. Bardziej ni czegokolwiek innego, pragn


pozosta teraz sam.
W chwili, gdy do jego uszu dochodziy ledwo syszalne odgosy rozmw
mieszkacw Strefy oraz sabe echo beczcych kz i chrzkajcych wi, jego yczenie stao
si faktem. Znalaz zczenie dwch olbrzymich cian i opad w rogu na ziemi, aby
odpocz. Nikt tam nie chodzi, nikt mu nie przeszkadza. Poudniowa ciana w kocu si
poruszya, zamykajc Wrota Strefy na noc. Pochyli si do przodu, pki nie przestaa. Kilka
minut pniej ponownie opar wygodnie plecy o gst warstw bluszczu i zasn.
Rano kto delikatnie go obudzi.
- Thomas, wstawaj.
To Chuck. Ten dzieciak wytropiby go nawet na kracu wiata.
Wydajc pomruki niezadowolenia, Thomas pochyli si do przodu, rozcigajc plecy i
rce. W nocy przykryto go kilkoma kocami - kto zabawi si w opiekunk.
- Ktra jest godzina? - zapyta.
- Jeszcze chwila i spnisz si na niadanie. - Chuck pocign go za rk. - No dalej,
wstawaj. Musisz zacz si zachowywa normalnie, inaczej bdzie jeszcze gorzej.
Przypomnia sobie wydarzenia z poprzedniego dnia i nagle przekrcio mu si w
odku.
Co oni ze mn zrobi? - zastanawia si. Rzeczy, o ktrych ona mwia. e ona i ja
co im zrobilimy. Zrobilimy sobie. Co to miao oznacza?
Wtedy dotaro do niego, e by moe postrada zmysy. By moe stres wywoany
przez wydarzenia w Labiryncie doprowadzi go do obdu. Tak czy inaczej, tylko on sysza
gos w swojej gowie. Nikt poza nim nie wiedzia o dziwnych rzeczach, o ktrych mwia i
ktre zarzucaa mu Teresa. Nikt te nie wie, e zdradzia mu swoje imi. Przynajmniej nikt
poza Newtem.
I tak te pozostanie. Sprawy byy i tak ju wystarczajco skomplikowane. Nie ma
mowy, aby jeszcze bardziej je pogorszy, opowiadajc o gosie w swojej gowie. Jedynym
problemem by Newt. Thomas bdzie musia go jako przekona, e to wszystko byo
wynikiem stresu, i e odpoczynek wszystko zaatwi.
- Nie jestem wariatem - powiedzia do siebie Thomas. Z ca pewnoci nie by.
Chuck spoglda na niego, unoszc brwi.
- Wybacz - powiedzia Thomas i wsta. Stara si zachowywa tak naturalnie, jak tylko
mg. - Zamyliem si. Chodmy co zje. Umieram z godu.
- Ogay - odpowiedzia Chuck, klepic Thomasa po plecach.

Udali si w kierunku Bazy i przez ca drog Chuckowi buzia si nie zamykaa.


Thomas nie uskara si. To byo najbardziej naturalne zachowanie w jego yciu.
- Newt znalaz ci w nocy i zdecydowa, eby zostawi ci w spokoju. I powiedzia, e
Rada wydaa postanowienie w twojej sprawie - jeden dzie w celi, potem rozpoczniesz
szkolenie na Zwiadowc. Niektrzy narzekali, inni si cieszyli, wikszo zachowywaa si
tak, jakby ich to nie obchodzio. Jeeli o mnie chodzi, to myl, e to niesamowite. - Chuck
zrobi pauz na oddech, po czym kontynuowa. - Pierwszej nocy, kiedy przechwalae si, e
zostaniesz Zwiadowc, purwa, mylaem, e nie wytrzymam ze miechu. Wci sobie
powtarzaem, ten frajer bdzie mia przykr niespodziank. A tu prosz, dowiode, e si
myliem.
Thomas jednak nie mia ochoty o tym rozmawia.
- Zrobiem to, co kady by zrobi na moim miejscu. To nie moja wina, e Minho i
Newt chc, ebym zosta Zwiadowc.
- Tak, jasne. Nie bd takim skromniach.
Zostanie Zwiadowc byo ostatni rzecz, o ktrej teraz myla. Wszystkie jego myli
skupiay si obecnie na Teresie, na gosie w jego gowie, na tym, co powiedziaa.
- C, jestem nieco podekscytowany. - Thomas zmusi si do umiechu, chocia
wzdrygn si na myl o spdzeniu caego dnia w Ciapie.
- Zobaczymy, co powiesz, kiedy wyprujesz z siebie flaki, biegajc. Tak czy inaczej,
stary Chucky jest z ciebie dumny.
Thomas umiechn si do przyjaciela z entuzjazmem.
- Gdyby by moj matk - wyszepta Thomas - ycie byoby cudowne.
Moja mama - pomyla. Na chwil jego wiat ponownie okry si ciemnoci - nie
pamita nawet wasnej matki. Przegoni t myl, nim zdoaa namiesza mu w gowie.
Udali si do kuchni i zjedli popiesznie niadanie, zajmujc wewntrz dwa wolne
miejsca przy stole. Kada osoba wchodzca i wychodzca przez drzwi obrzucaa Thomasa
spojrzeniem. Kilku Streferw podeszo i mu pogratulowao. Inni krzywo na niego patrzyli,
jednak wikszo zdawaa si by po jego stronie. Wtedy przypomnia sobie o Gallym.
- Hej, Chuck - zawoa, biorc ks jajka. Stara si brzmie naturalnie. - Wiadomo ju,
co z Gallym?
- Nie. Miaem ci powiedzie. Kto pono widzia go, jak wybiega z Labiryntu zaraz po
tym, jak opuci Zgromadzenie. Od tamtej pory cisza.
Thomas upuci widelec, nie wiedzc, na co liczy lub czego waciwie si spodziewa.
Ta wiadomo porazia go.

- Co? Mwisz powanie? Pobieg do Labiryntu?


- Ano tak. Wszyscy wiedz, e oszala. Jaki szczylniak oskary ci nawet o to, e go
zabie, kiedy wczoraj tam wybiege.
- Nie wierz... - Thomas wpatrywa si w talerz, prbujc zrozumie, dlaczego Gally
to zrobi.
- Nie zawracaj sobie tym gowy, stary. Nikt poza jego kolesiami go nie lubi. To
wanie oni oskaraj ci o te brednie.
Thomas nie mg uwierzy, jak naturalnie Chuck o tym mwi.
- Wiesz, gociu prawdopodobnie ley ju martwy, a ty mwisz o nim tak, jakby
wyjecha na wakacje.
Chuck przybra znudzony wyraz twarzy.
- Nie sdz, aby by martwy.
- e co? To gdzie niby jest? Przecie tylko mnie i Minho udao si przetrwa tam noc.
- To wanie mwi. Myl, e jego kumple ukrywaj go gdzie na terenie Strefy.
Gally to kretyn, jednak nie na tyle gupi, aby zosta w Labiryncie na noc. Jak ty.
Thomas pokrci gow.
- Moe wanie dlatego tam zosta. Chcia udowodni, e moe zrobi to samo co ja.
Facet mnie nienawidzi. - Zawaha si na moment. - Nienawidzi mnie.
- Niewane. - Chuck wzruszy ramionami, jak gdyby sprzeczali si o to, co maj zje
na niadanie. - Jeeli nie yje, to w kocu go znajdziecie. A jeli yje, to gd go przycinie i
zajrzy do kuchni. Nie obchodzi mnie to.
Thomas podnis talerz i odnis go na lad.
- Prosz tylko o jeden, normalny dzie. Aby w kocu odpocz.
- Wic twoje cholerne yczenie jest dla mnie rozkazem - przemwi gos dochodzcy
zza kuchennych drzwi, tu za jego plecami.
Thomas odwrci si i ujrza umiechajcego si Newta. Jego radosna twarz dodaa
mu otuchy, zupenie jakby mwia, e wszystko ju bdzie w porzdku.
- Chod, cholerny kryminalisto - powiedzia Newt. - Odpoczniesz sobie w Ciapie.
Idziemy. W poudnie Chuck przyniesie ci co do arcia.
Thomas przytakn i wyszed przez drzwi za Newtem. Nagle wizja spdzenia dnia w
wizieniu wydaa mu si czym idealnym. Dzie odpoczynku i relaksu.
Cho co mu podpowiadao, e prdzej Gally wrczy mu bukiet r, ni doyje dnia,
kiedy w Strefie nic dziwnego mu si nie przydarzy.
Ciapa miecia si w obskurnym miejscu pomidzy Baz a pnocnym murem Strefy,

ukryta za ciernistymi, postrzpionymi krzewami, ktre wyglday tak, jakby nikt ich nie
przycina od lat. By to duy blok niestarannie obrobionego betonu z jedynym, malekim
okratowanym oknem oraz drewnianymi drzwiami, zamknitymi gron, pordzewia
metalow zasuw, wyrwan chyba wprost ze redniowiecznego zamczyska.
Newt wycign klucz i otworzy drzwi, po czym skin na Thomasa, aby wszed do
rodka.
- Oprcz krzesa, nic nie bdzie zakca twojego spokoju. Miego pobytu.
Thomas jkn w duchu, kiedy wszed do rodka i ujrza jedyny mebel na stanie paskudne,

chybotliwe

krzeso

jedn

nog

wyranie

krtsz

od

pozostaych,

najprawdopodobniej celowo. Nie byo nawet poduszki.


- Baw si dobrze - rzuci Newt, zanim zamkn drzwi. Thomas odwrci si i usysza
dwik zasuwy i zamykanego zamka. W niewielkim, pozbawionym szyby oknie pojawia si
gowa Newta, ktry wyglda przez kraty z umieszkiem na twarzy. - Oto nagroda za amanie
zasad. Uratowae czyje ycie, Tommy, ale wci musisz si nauczy przestrzegania...
- Tak, wiem. Porzdku.
Newt umiechn si.
- Nie jeste taki zy, wieuchu. Ale przyjaciel czy nie, musz robi, co do mnie
naley, abymy przeyli. Pomyl o tym, kiedy bdziesz si tu wdzi i gapi na ciany.
Powiedziawszy to, odszed.
**
Upyna pierwsza godzina i Thomas poczu zakradajc si niczym szczur pod
drzwiami nud. Po drugiej godzinie mia ochot wali gow w cian. Dwie godziny pniej
doszed do wniosku, e kolacja z Gallym i Bldoercami byaby lepsza od siedzenia w
cholernej Ciapie. Usiad, starajc si przywoa wspomnienia, jednak kady jego wysiek
ulatnia si w mg niewiadomoci, zanim cokolwiek w jego mylach zdoao si uformowa
w jak cao.
Na szczcie, w poudnie przyszed z lunchem Chuck, dajc ukojenie jego mylom.
Gdy poda Thomasowi przez okno kawaki kurczaka i szklank wody, zacz jak zwykle
mieli jzorem.
- Wszystko wraca do normy - ogosi. - Zwiadowcy s w Labiryncie, wszyscy inni
pracuj. Moe mimo wszystko jako przetrwamy. Wci nie ma ladu po Gallym. Newt
powiedzia Zwiadowcom, aby natychmiast wracali, jeeli tylko znajd jego ciao. A, jeszcze
Alby si obudzi i doszed ju chyba do siebie. Wyglda dobrze, a Newt cieszy si, e nie
musi ju robi za szefa.

Wzmianka o Albym odwrcia uwag Thomasa od jedzenia. Przywoa obraz


rzucajcej si i duszcej wasnymi rkoma postaci z wczorajszego dnia. Nastpnie
przypomnia sobie, e nikt tak naprawd nie wie, co przed atakiem powiedzia mu Alby.
Jednak skoro Alby doszed ju do siebie, to wcale nie oznaczao, e nikomu o tym teraz nie
powie.
Chuck kontynuowa sowotok, zmieniajc nieoczekiwanie temat.
- Jestem kompletnym popapracem. Z jednej strony mam doa i tskni za domem, ale
z drugiej strony to tak naprawd nie wiem, za czym tskni. Wiem tylko, e nie chc tu by.
Chc wrci do mojej rodziny. Kimkolwiek i jakakolwiek ona by nie bya. Chc pamita.
Thomasa nieco zaskoczyo to wyznanie. Nigdy wczeniej nie sysza z ust Chucka
czego tak gbokiego i szczerego.
- Rozumiem ci - mrukn.
Chuck by zbyt niski, aby sign twarz do okna, wic Thomas nie widzia jego oczu,
jednak gdy usysza jego kolejne sowa, wyobrazi sobie, jak oczy jego przyjaciela wypeniaj
si pospnym smutkiem, by moe nawet zami.
- Wczeniej pakaem. Co noc.
To wyznanie sprawio, e Thomas porzuci myli o Albym.
- Tak?
- Jak jaki zafajdany siusiumajtek. Niemal do dnia, kiedy si pojawie. Pniej chyba
si po prostu przyzwyczaiem. To miejsce stao si dla mnie domem, cho nie ma dnia,
ebymy nie myleli o tym, aby si std jako wydosta.
- Tylko raz pakaem, odkd si tu znalazem, ale wtedy o mao nie poarto mnie
ywcem. Pewnie jestem po prostu pytkim smrodasem. - Thomas zapewne by si do tego nie
przyzna, gdyby Chuck si przed nim nie otworzy.
- Pakae? - usysza Chucka przez okno. - Wtedy?
- Tak. Kiedy ostatni z nich spad w kocu z Urwiska, nie wytrzymaem i beczaem,
dopki nie rozbolao mnie gardo. - Thomas pamita to a nazbyt dokadnie. - Wszystko
zawalio si we mnie naraz. Lepiej si po tym poczuem. I ty nie powiniene si tego
wstydzi. Nigdy.
- No i jako czowiek dziwnie lepiej si po tym czuje.
Kilka chwil upyno im w kompletnej ciszy. Thomas uwiadomi sobie, e nie chce,
aby Chuck odchodzi.
- Hej, Thomas? - zapyta Chuck.
- Nigdzie si nie ruszyem.

- Mylisz, e mam rodzicw? Prawdziwych rodzicw?


Thomas rozemia si, gwnie po to, aby przegoni nagy przypyw smutku, ktry
wywoao to nage pytanie.
- Oczywicie, e masz, lamajdo. Mam ci to wyjani na przykadzie motylkw i
pszczek? - Thomas poczu ukucie w sercu. Pamita, jak kto mu o tym opowiada, jednak
nie potrafi sobie przypomnie kto.
- Nie o to mi chodzio - powiedzia Chuck gosem cakowicie pozbawionym radoci,
niskim i ponurym, niemal mamroczc. - Wikszo z tych, ktrzy przeszli przez Przemian,
pamita okropne rzeczy, o ktrych nie chc nawet rozmawia, dlatego wtpi, czy w domu
czeka na mnie cokolwiek miego. Chodzio mi wic o to, czy wydaje ci si, e gdzie tam s
moi prawdziwi rodzice, ktrzy za mn tskni? Mylisz, e oni pacz za mn w nocy?
Thomas by cakowicie zszokowany, gdy zda sobie spraw, e w jego oczach
pojawiy si zy. Odkd tu przyby, jego ycie przybrao tak szalony obrt, e wczeniej nie
myla o mieszkacach Strefy jako o normalnych ludziach z normalnymi rodzinami, ktre za
nimi tskni. To byo dziwne, jednak on sam wczeniej w ten sposb o sobie nie myla.
Jedynie o tym, co to wszystko oznaczao, kto ich tam przysa, jak si stamtd wydostan.
Po raz pierwszy, z powodu sytuacji przedstawionej przez Chucka, ogarna go taka
zo, e mia ochot kogo zabi. Chopak powinien by teraz w szkole, w domu, bawi si z
dzieciakami z ssiedztwa. Zasugiwa na to, aby noce spdza w domu z rodzin, ktra go
kochaa i si o niego martwia. Z mam, ktra kadego dnia kae mu si my, i z tat, ktry
pomoe mu upora si z prac domow.
Thomas poczu nienawi do ludzi, ktrzy odebrali tego biednego, niewinnego
chopca jego rodzinie. Nienawidzi ich tak bardzo, e a przerazi si, e czowiek moe by
do tego zdolny. Pragn ich mierci, nawet cierpienia. Chcia, aby Chuck by szczliwy.
Jednak szczcie wyrwano im z serc. Mio wyrwano z ich ycia.
- Posuchaj, Chuck. - Thomas zrobi pauz, starajc si ochon, upewniajc si, e
gos mu si nie zaamie. - Jestem pewien, e masz rodzicw. Ja to wiem. To brzmi strasznie,
ale zao si, e wanie teraz twoja mama siedzi w twoim pokoju, trzyma poduszk,
wygldajc przez okno na wiat, ktry jej ciebie skrad. I tak, pewnie teraz pacze.
Prawdziwie, zalana zami, z zasmarkanym nosem.
Chuck nic nie odpowiedzia, jednak Thomasowi wydawao si, e usysza cichutkie
pociganie nosem.
- Nie am si, Chuck. Znajdziemy std wyjcie. Jestem teraz Zwiadowc, obiecuj, e
zabior ci z powrotem do domu. Twoja mama nie bdzie ju wicej za tob pakaa. -

Thomas mwi szczerze. Poczu, jak to zobowizanie pono w jego sercu.


- Mam nadziej, e si nie mylisz - odpowiedzia Chuck roztrzsionym gosem.
Wystawi przez okno kciuk w gr, po czym odszed.
Thomas wsta i zacz chodzi po niewielkim pokoju tam i z powrotem, ponc dz
dotrzymania tej obietnicy.
- Obiecuj ci, Chuck - wyszepta pod nosem. - Obiecuj, e zabior ci do domu.
Tu po tym, jak Thomas usysza zgrzytanie i dudnienie kamienia o kamie, dwiki,
ktre obwieszczay zamykanie Wrt na noc, niespodziewanie zjawi si Alby, aby go
wypuci. Zabrzcza dwik metalowego klucza oraz otwieranego zamka. Drzwi do celi
stany otworem.
- yjesz jeszcze, sztamaku? - zapyta Alby. Wyglda o wiele lepiej ni dzie
wczeniej i Thomas nie mg oderwa od niego wzroku. Jego skra odzyskaa kolor, jego
oczu nie spowijaa ju sie czerwonych y i wyglda, jakby przyty z siedem kilo w cigu
jednej doby.
Alby zauway, e Thomas wci si w niego wpatruje.
- Purwa, stary, na co si tak gapisz?
Thomas potrzsn lekko gow, czujc si, jakby by w transie. Jego umys wirowa,
zastanawia si nad tym, co pamita Alby, co wiedzia i co moe o nim powiedzie.
- Co? Na nic. Po prostu to niemoliwe, aby tak szybko doszed do siebie. Nic ci ju
nie dolega?
Alby napi prawy biceps.
- Nigdy nie czuem si lepiej. Wychod.
Thomas posucha, majc nadziej, e nie mruy oczu i nie zdradzi swoich obaw.
Alby zamkn drzwi i przekrci klucz, po czym odwrci si twarz do Thomasa.
- W sumie to brednie. Czuj si jak kupa klumpu dwukrotnie wydalona przez
Bldoerc.
- Dokadnie tak wczoraj wygldae. - Gdy Alby spiorunowa go wzrokiem, Thomas
mia nadziej, e by to tylko art i szybko sprostowa: - Ale dzisiaj wygldasz jak
nowiusieki. Sowo daj.
Alby schowa klucze do kieszeni i opar si plecami o drzwi celi.
- Ucilimy sobie wczoraj ma pogawdk, co?
Serce Thomasa zabio mocniej. Nie mia pojcia, czego si w tej chwili spodziewa po
Albym.
- Uhm... tak. Pamitam.

- Wiem, co widziaem, wieuchu. To wspomnienie troch si ju zataro, ale nigdy


tego nie zapomn. To byo straszne. Prbowaem ci o tym powiedzie, ale co zaczo
mniedusi. Teraz obrazy pojawiaj si na chwil i znikaj, zupenie jakby kto nie chcia,
abym o tym pamita.
Wydarzenia z wczorajszego dnia ponownie ukazay si w gowie Thomasa. Alby
miotajcy si w ku i prbujcy udusi samego siebie. Thomas nie uwierzyby, gdyby nie
zobaczy tego na wasne oczy. Pomimo strachu przed odpowiedzi, wiedzia, e musi zada
mu to pytanie.
- Dlaczego tam byem? Powtarzae nieustannie, e mnie widziae. Co tam robiem?
Alby przez jaki czas wpatrywa si w pust przestrze w oddali, nim odpowiedzia.
- Bye ze... Stwrcami. Pomagae im. Ale nie to mn wstrzsno.
Thomas poczu si, jak gdyby kto wanie waln go pici w brzuch. Pomagaem
im? Nie potrafi sformuowa sw, aby zapyta, co to oznaczao.
Alby kontynuowa:
- Mam nadziej, e Przemiana nie przedstawia nam prawdziwych wspomnie, tylko
podstawia faszywe. Niektrzy tak podejrzewaj. Ja mam jedynie nadziej. Jeeli wiat
rzeczywicie wyglda tak, jak go widziaem... - Zamilk, pozwalajc, by zapanowaa
zowieszcza cisza.
Thomas by zdezorientowany, jednak chcia usysze odpowiedzi na drczce go
pytania.
- Moesz mi powiedzie, co widziae w zwizku ze mn?
Alby pokrci gow.
- Nie ma mowy, sztamaku. Nie bd ponownie ryzykowa samouduszenia. Moliwe,
e zrobili co z naszymi mzgami, aby nas w ten sposb kontrolowa. Tak samo jak z
usuwaniem pamici.
- C, jeeli jestem zy, to moe nie powiniene by mnie wypuszcza - powiedzia
Thomas z lekkim sarkazmem.
- Nie jeste zy, wieuchu. Moe i jeste zrytym krtasem, ale nie jeste zy. - Alby
wyda z siebie co na ksztat umiechu, ujawniajc wyrw na swej zazwyczaj kamiennej
twarzy. - Kto, kto zrobi to, co ty, kto zaryzykowa wasny tyek, aby uratowa mnie i
Minho, nie moe by zy. Nie, raczej myli e to Serum Blu i Przemiana miay na to
wpyw. Oby tak byo, dla twojego i mojego dobra.
Thomas poczu tak olbrzymi ulg, e usysza zaledwie poow z tego, co Alby do
niego mwi.

- Jak bardzo byy ze? Te wspomnienia, ktre wrciy.


- Przypomniaem sobie obrazy z dziecistwa, miejsce, w ktrym mieszkaem, i tym
podobne. Ale jeeli w tej chwili sam Bg zstpiby z nieba i powiedziaby mi, e mog
wraca do domu... - Alby spuci wzrok, wpatrujc si w ziemi, i ponownie pokrci gow. Jeeli to bya prawda, wieuchu, to przysigam, e prdzej zamieszkam z Bldoercami, ni
tam wrc.
Thomas by zaskoczony, e byo a tak le, i aowa, e Alby nie poda wicej
szczegw, nie opisa czego, czegokolwiek. Wiedzia jednak, e wczorajsze wspomnienia
byy zbyt wiee i e Alby nie zmieni zdania w tej kwestii.
- C, moe one nie s prawdziwe. Moe Serum Blu to jaki psychodelik, po ktrym
dostajesz halucynacji. - Thomas wiedzia, e chwyta si wszelkich sposobw.
Alby zastanawia si przez chwil.
- Narkotyk... halucynacje... - Nastpnie pokrci gow. - Wtpi.
Warto byo sprbowa.
- Nadal musimy std uciec.
- Tak, dziki za info, wieuchu - odpowiedzia sarkastycznie Alby. - Nie wiem, co
bymy zrobili bez twojej przemowy. - Ponownie niemal si umiechn.
Zmiana humoru u Albyego wyrwaa Thomasa z przygnbienia.
- Skocz ju nazywa mnie wieuchem. Teraz to ta dziewczyna nim jest.
- W porzdku, wieuchu. - Alby westchn, wyranie koczc rozmow. - migaj na
kolacj. Odsiedziae swj parszywy wyrok. Cay jeden dzie.
- Jeden zdecydowanie wystarczy.
Pomimo odpowiedzi, ktrych potrzebowa, Thomas chcia ju opuci Ciap. W
dodatku kona z godu. Umiechn si do Albyego, po czym uda si w stron kuchni.
Kolacja bya wspaniaa.
Patelniak wiedzia, e Thomas przyjdzie pniej, wic zostawi dla niego peny talerz
pieczeni woowej i ziemniakw. Karteczka z napisem informowaa o ciasteczkach w szafce
kuchennej. Kucharz naprawd przekazywa mu swoje wsparcie, ktre okaza podczas
Zgromadzenia. W trakcie posiku do Thomasa przyczy si Minho, przygotowujc go nieco
przed jego pierwszym wielkim dniem szkolenia, podajc mu kilka statystyk i interesujcych
faktw. Rzeczy, o ktrych mia pomyle, nim pooy si spa.
Gdy skoczyli, Thomas uda si z powrotem w ustronne miejsce, w ktrym spa
ubiegej nocy. Rozmyla o rozmowie przeprowadzonej z Chuckiem, zastanawiajc si, jakie
to uczucie usysze, jak rodzice ycz ci dobrej nocy.

Tej nocy kilka osb przemieszczao si po Strefie, jednak przez wikszo czasu
panowaa cisza, zupenie jak gdyby wszystkim zaleao na tym, aby dzie si wreszcie
skoczy i kady mg pooy si spa. Thomas nie uskara si. To byo co, czego wanie
potrzebowa.
Koce, ktre kto dla niego zostawi ubiegej nocy, wci byy na swoim miejscu.
Podnis je i uoy si, przytulajc do przyjemnego naronika kamiennych cian, tworzcych
wycielon mas mikkiego bluszczu. Gdy nabra do puc pierwszy gboki oddech, starajc
si odpry, powitay go rnorodne zapachy lasu. Powietrze byo idealne i sprawio, e
ponownie zacz si zastanawia nad pogod w Strefie. Tu nigdy nie padao, nigdy nie byo
te niegu, nigdy nie byo zbyt gorco albo zbyt zimno. Gdyby nie maleki szczeg, e
oderwano ich od przyjaci i rodzin oraz uwiziono w Labiryncie wypenionym
rozwcieczon hord potworw, to naprawd yliby w tym miejscu jak w raju.
Niektre rzeczy tutaj byy nawet a nazbyt idealne. Wiedzia o tym, jednak nie potrafi
tego wyjani.
Jego myli powdroway do jego wieczornej rozmowy z Minho o rozmiarze i skali
Labiryntu. Gdy by nad Urwiskiem, zda sobie spraw z jego ogromu i wielkoci. Jednak nie
potrafi poj, jak mona byo zbudowa tak konstrukcj. Labirynt rozciga si na wiele
kilometrw wzdu i wszerz. Zwiadowcy musieli by niemal w nadludzkiej kondycji, aby
wykona swoj codzienn prac.
I mimo to nigdy nie odnaleli wyjcia. I pomimo tego, pomimo kompletnej
beznadziejnoci sytuacji, wci si nie poddali.
W trakcie kolacji Minho opowiedzia mu star histori, jedn z tych dziwacznych i
kompletnie przypadkowych rzeczy, ktre pamita, zanim tu trafi - o kobiecie uwizionej w
labiryncie. Udao jej si uciec dziki temu, e nigdy nie zdejmowaa prawej rki ze cian
labiryntu, przesuwajc po nich doni, gdy sza. W ten sposb zawsze skrcaa w prawo i
proste zasady fizyki oraz geometrii gwarantoway, e w kocu znajdzie wyjcie. To miao
sens.
Jednak nie w tym przypadku. Tutaj wszystkie cieki wiody z powrotem do Strefy.
Musieli co przeoczy.
Jutro rozpoczynao si jego szkolenie. Jutro pomoe im znale to co. Wanie wtedy
Thomas podj decyzj. Zapomni o wszystkim, co dziwne. Zapomni o wszystkim, co ze.
Zapomni o tym i nie spocznie, dopki nie rozwie tej zagadki i nie znajdzie std wyjcia.
Jutro. Sowo wirowao w jego gowie, dopki w kocu nie zasn.
Minho obudzi Thomasa przed witem, dajc mu zna latark, aby poszed za nim do

Bazy. Thomas szybko doszed do siebie, podekscytowany myl o rozpoczciu szkolenia.


Wygrzeba si spod kocw i z zapaem pody za swoim nauczycielem, przedzierajc si
przez tum picych na trawniku Streferw, ktrych, gdyby nie odgosy chrapania, Thomas
uznaby za pogronych w wiecznym nie. Lekki blask budzcego si ze snu soca owietla
dziedziniec, spowijajc wszystko granatem oraz niemrawym cieniem. Thomas nie widzia
wczeniej, aby to miejsce byo tak spokojne. Z Mordowni rozlego si pianie koguta.
W kocu, przy krtym zakamarku z tyu Bazy, Minho wycign klucz i otworzy
odrapane drzwi, ktre prowadziy do niewielkiej szopy. Thomas poczu, jak ogarnia go
niecierpliwo. Zastanawia si, co byo w rodku. Ktem oka, gdy latarka Minho rozwietlaa
schowek, dostrzeg liny, acuchy i wiele innego sprztu. W kocu wiato latarki spoczo na
otwartej skrzyni wypenionej butami do biegania. Thomas o mao si nie zamia, bo
wygldaa tak bardzo zwyczajnie.
- To najwaniejsze rzeczy z zaopatrzenia, jakie dostajemy - ogosi Minho. Przynajmniej dla nas. Za kadym razem przysyali w Pudle nowe. Gdybymy biegali w
kiepskich butach, nasze stopy przypominayby teraz cholern powierzchni Marsa. - Pochyli
si i zacz szpera w skrzyni. - Jaki masz rozmiar.
- Rozmiar? - Thomas zastanawia si przez chwil. - Nie wiem. - Czasami nie
rozumia tego, e niektre rzecz pamita, a innych z kolei nie. Schyli si, cign but, ktry
mia na sobie, odkd pojawi si w Strefie, i zajrza do rodka. - Czterdzieci cztery.
- Ja piernicz. Ale masz wielgane szwaje. - Minho wsta, trzymajc par lnicych,
srebrnych butw. - Wyglda na to, e mamy tu jakie. Stary, w tym mona uda si na spyw
grski.
- S wspaniae. - Thomas wzi buty i odszed na bok, po czym usiad na ziemi, aby
czym prdzej je przymierzy. Minho wyj z szopy jeszcze kilka rzeczy i doczy do niego.
- Przysuguj wycznie Zwiadowcom i Opiekunom - powiedzia Minho. Zanim
Thomas, ktry wanie wiza buty, zdoa podnie wzrok, na jego kolana spad zegarek. By
czarny i bardzo prosty, na tarczy wywietlaa si cyfrowo jedynie godzina. - Za i nigdy nie
zdejmuj. Od tego moe zalee twoje ycie.
Thomas cieszy si, e go dosta. Cho do tej pory, na podstawie obserwacji soca
oraz rzucanych cieni, potrafi z grubsza okreli dan godzin, to jednak obowizki
wynikajce z bycia Zwiadowc wymagay od niego wikszej dokadnoci. Zaoy zegarek na
rk i wrci do przymierzania butw.
Minho kontynuowa.
- Tu masz plecak, butelki na wod, pudeko na lunch, spodenki, koszulki oraz par

innych drobiazgw. - Szturchn Thomasa, ktry spojrza na niego. Minho trzyma w rku
kilka par obcisej bielizny, wykonanej z biaego, byszczcego materiau. - Nazywamy te
paskudy Biegacie. Bdzie ci w nich... uhm... mio i wygodnie.
- Mio i wygodnie?
- No tak, wiesz, o czym mwi. Twj...
- Jasne, zaapaem. - Thomas zabra bielizn i pozostae rzeczy. - Wy naprawd dobrze
to wszystko przemylelicie.
- Po dwch latach biegania po Labiryncie, sam wiesz najlepiej, czego ci trzeba, i o to
prosisz - podsumowa Minho, pakujc rzeczy do swojego plecaka.
Thomas by cakowicie zaskoczony.
- To znaczy, e mona o co prosi? O rzeczy, ktrych potrzebujesz? - Dlaczego ci,
ktrzy ich tam zesali, tak bardzo im pomagali?
- Pewnie, e mona. Po prostu zostawiasz wiadomo w Pudle i ju. Ale to wcale nie
oznacza, e zawsze dostajemy to, o co poprosimy. Czasami tak, a czasami nie.
- Prosilicie kiedy o map?
Minho wybuchn miechem.
- Tak, prbowalimy tego. O telewizor te, ale bez odzewu. Pewnie te smrodasy nie
chc, abymy ogldali, jak pikne moe by ycie poza Labiryntem.
Thomas zaczyna powtpiewa w to, czy rzeczywicie ycie w domu byo takie
cudowne. Bo co to za wiat, w ktrym pozwalaj, aby dzieci yy w ten sposb? Ta myl
zaskoczya go, zupenie jak gdyby jej rdo znajdowao si w jego pamici wieej, dotara
do niego niczym promyk wiata przedzierajcy si przez ciemno jego umysu. Jednak
zdya ju znikn. Krcc gow, skoczy sznurowa buty, po czym wsta i potruchta w
kko, podskakujc w gr, by przetestowa buty.
- S bardzo wygodne. Myl, e jestem gotw.
Minho wci klcza przy swoim plecaku. Spojrza na Thomasa z wyrazem
obrzydzenia.
- Wygldasz jak kretyn, kiedy podskakujesz niczym cholerna balerina. Powodzenia,
stary, bez niadania, arcia na drog i broni.
Thomas zatrzyma si, czujc jak lodowaty dreszcz przebiega mu po plecach.
- Broni?
- No, broni. - Minho wsta i poszed z powrotem do schowka. - Podejd, to ci poka.
Thomas wszed za nim do niewielkiego pomieszczenia i przyglda si, jak Minho
odsuwa kilka skrzy od tylnej ciany, pod ktrymi znajdowaa si maa klapa. Gdy Minho j

podnis, jego oczom ukazay si drewniane schody, ktre prowadziy w otcha ciemnoci. Trzymamy je w piwnicy na dole, aby nie wpady w apy takiego smrodasa jak Gally. Chod.
Minho szed pierwszy. Schody skrzypiay przy kadym kroku, a zrobili ich co
najmniej dwanacie. Chodne powietrze przynosio orzewienie, pomimo kurzu i silnego
zapachu pleni. Dotarli do podogi z ubitej ziemi i Thomas nie widzia kompletnie nic, dopki
Minho nie pocign za sznurek i nie wczy arwki.
Pomieszczenie byo wiksze, ni Thomas si tego spodziewa, miao jakie dziesi
metrw kwadratowych. Na cianach znajdoway si pki, a na pododze kilka cikich,
drewnianych stow. Wszystko w zasigu wzroku pokryte byo rnorakimi rupieciami, co
przyprawiao go o gsi skrk. Drewniane drgi, metalowe szpikulce, olbrzymie siatki takie, jakich uywa si do klatek dla drobiu, rolki drutu kolczastego, piy, noe, miecze. Jedna
ciana bya cakowicie powicona ucznictwu: drewniane uki, strzay, zapasowe ciciwy.
Ich widok natychmiast przywid u Thomasa wspomnienie o Benie ugodzonym strza na
Grzebarzysku.
- Wow - wyszemra Thomas, a jej gos zadudni w zamknitym pomieszczeniu. Z
pocztku ogarno go przeraenie, e potrzebowali a tyle broni, jednak chwil pniej poczu
ulg, gdy dostrzeg, e przytaczajc wikszo pokrywaa gruba warstwa kurzu.
- Z wikszoci nie korzystamy - powiedzia Minho. - Ale nigdy nic nie wiadomo.
Zazwyczaj bierzemy ze sob tylko kilka ostrych noy.
Skin w kierunku wielkiego, drewnianego kufra w rogu, ktrego otwarte wieko
spoczywao oparte o cian. Z wntrza wystaway noe rnych rozmiarw i ksztatw.
Thomas mia nadziej, e wikszo Streferw nie wiedziaa o istnieniu tego
pomieszczenia.
- To dosy niebezpieczne, trzyma tu tyle broni - powiedzia. - Co, jeeli Ben zszedby
tu, zanim dosta wira, i mnie zaatakowa?
Minho wycign pk kluczy z kieszeni i zabrzcza nimi.
- Tylko paru szczliwcw ma do nich dostp.
- Ale...
- Przesta biadoli i we kilka. Upewnij si, e bd ostre. Potem pjdziemy na
niadanie i spakujemy nasz lunch. Chc jeszcze spdzi troch czasu w Pokoju Map, zanim
wejdziemy do Labiryntu.
Thomas podekscytowa si, gdy to usysza. By bardzo ciekawy, co kryo si w
zniszczonym budynku, odkd zobaczy wchodzcego do rodka przez metalowe drzwi
Zwiadowc. Wybra krtki, srebrny n z gumow rkojeci oraz drugi z dugim, czarnym

ostrzem. Podekscytowanie nieco opado. Chocia wiedzia doskonale, jakie kreatury


zamieszkiway Labirynt, wci nie chcia myle o tym, w jakim celu potrzebna im bya bro.
P godziny pniej, najedzeni i spakowani, stali przed pancernymi drzwiami Pokoju
Map. Thomas nie mg si doczeka, kiedy wejdzie do rodka. wit rozbysn w penej
krasie i Streferzy przemieszczali si bezadnie, szykujc si do
kolejnego dnia pracy. Zapach smaonego bekonu unosi si w powietrzu - Patelniak i
jego wita uwijali si jak w ukropie, aby nakarmi dziesitki padajcych z godu odkw.
Minho otworzy zamek i przekrca okrgy uchwyt, dopki nie usyszeli charakterystycznego
szczku wewntrz, nastpnie pocign za drzwi. Przy dwiku przeraliwego pisku, cika
metalowa pyta stana otworem.
- Panie przodem - powiedzia Minho, kaniajc si przemiewczo.
Thomas wszed do rodka, nie odzywajc si choby sowem. Lekki strach
wymieszany z olbrzymi ciekawoci zapa go w mocnym ucisku i Thomas musia sobie
przypomnie, e powinien oddycha. W ciemnym pokoju czu byo stchlizn oraz gboki
zapach miedzi, tak silny, e niemal czu w ustach jego smak. Odlege, zatarte wspomnienie
lizania miedzianych monet pojawio si w jego gowie.
Minho wczy wiato i kilka rzdw lamp fluorescencyjnych zamigotao, a w kocu
rozbyso w penej krasie, ujawniajc ca zawarto pomieszczenia.
Thomas by zaskoczony jego prostot. Po drugiej stronie, jakie sze metrw dalej,
znajdoway si betonowe ciany, pozbawione jakichkolwiek dekoracji. Porodku sta
drewniany st, a wok niego osiem krzese. Na stole, przy kadym z krzese, znajdoway si
starannie uoone stosy papierw oraz owki. Oprcz tego, jedynymi przedmiotami w pokoju
byo osiem kufrw, dokadnie takich samych, jak ten, ktry zawiera noe w pomieszczeniu z
broni. Wszystkie byy zamknite, ustawione rwnomiernie, po dwa pod kad cian.
- Witaj w Pokoju Map - powiedzia Minho. - Najbardziej radosnym miejscu, do
jakiego tylko moge trafi.
Thomas by lekko zawiedziony. Oczekiwa czego powaniejszego. Wzi gboki
oddech.
- Szkoda, e mierdzi tu jak w opuszczonej kopalni miedzi.
- W sumie, to lubi ten zapach. - Minho przysun dwa krzesa i spocz na jednym z
nich. - Siadaj, chc, aby co zobaczy, zanim wyruszymy.
Gdy Thomas usiad, Minho wzi do rki kartk papieru oraz owek i zacz co
rysowa. Thomas nachyli si bliej i zobaczy, e Minho namalowa wielki kwadrat,
zajmujcy niemal ca powierzchni kartki. Nastpnie zacz rysowa wewntrz niego

mniejsze kwadraty, dopki rysunek nie wglda jak otoczone pola do gry w kko i krzyyk,
trzy rzdy po trzy kwadraty w kadym, wszystkie tej samej wielkoci. W samym rodku
wpisa sowo STREFA, po czym ponumerowa zewntrzne kwadraty, od jednego do omiu,
zaczynajc od tego w lewym grnym rogu i idc zgodnie ze wskazwkami zegara. Na koniec
narysowa tu i wdzie niewielkie kreski.
- To Wrota - powiedzia. - Znasz te w Strefie, jednak na terenie Labiryntu s jeszcze
cztery inne, ktre prowadz do Pierwszego, Trzeciego, Pitego i Sidmego Sektora. S
nieruchome, jednak droga do nich zmienia si co noc wraz z ruchem cian. - Skoczy, po
czym przesun kartk w stron Thomasa, aby ten mg si dokadnie przyjrze. Thomas
podnis rysunek, zafascynowany, e Labirynt by tak rozlegle skonstruowany, i przyglda
si mu uwanie, podczas gdy Minho kontynuowa wykad.
- Jak widzisz, Strefa otoczona jest omioma Sektorami, z ktrych kady to cakowicie
oddzielny kwadrat, i ju dwa lata mczymy si nad rozwikaniem tej cholernej amigwki.
Jedyne, co choby nieco przypomina wycie, to Urwisko, ale ta droga raczej odpada. No,
chyba e lubisz sobie poskaka. - Minho stukn rk w Map. - ciany przemieszaj si co
noc po caym cholernym Labiryncie, w tym samym czasie, kiedy zamykaj si Wrota Strefy.
Przynajmniej tak nam si wydaje, bo nigdy nie syszelimy, aby przesuway si o innej porze.
Thomas podnis wzrok, zadowolony, e moe przysuy si informacj.
- Tej nocy, kiedy tam utknlimy, nie widziaem, aby cokolwiek si przemieszczao.
- Gwne korytarze tu za Wrotami nigdy nie zmieniaj pooenia. Tylko te pooone
w gbi Labiryntu.
- Ach! - Thomas ponownie skupi si na prowizorycznej mapie, prbujc sobie
wyobrazi Labirynt i dostrzec kamienne mury w miejscach, ktre Minho oznaczy kreskami.
- Zawsze mamy co najmniej omiu Zwiadowcw, wczajc w to Opiekuna. Po
jednym na kady Sektor. Opracowanie mapy terenu zajmuje nam cay dzie - mimo wszystko
mamy nadziej, e istnieje std jakie wyjcie - nastpnie wracamy i sporzdzamy map
ogln. Kady dzie na osobnym arkuszu. - Minho spojrza na jeden z kufrw. - To dlatego te
skrzynie wypchane s stosem Map.
Thomasa nasza przygnbiajca i przeraajca myl.
- Czy ja... mam kogo zastpi? Czy kto zgin?
Minho pokrci gow.
- Nie, po prostu ci szkolimy. Komu na pewno przyda si odpoczynek. Nie martw
si, od dawna ju nie zgin aden Zwiadowca.
Z jakiego powodu ostatnie zdanie tylko zaniepokoio Thomasa, cho mia nadziej,

e nie byo tego po nim wida. Wskaza na Trzeci Sektor.


- Chcesz mi powiedzie, e... cay dzie zajmuje wam przeszukanie tych maych
kwadratw?
- Bardzo mieszne. - Minho wsta i podszed do kufra znajdujcego si tu za nimi.
Uklkn przy nim, nastpnie podnis wieko i opar je o cian. - Podejd tu.
Thomas zdoa ju wsta. Nachyli si nad ramieniem Minho i spojrza do rodka.
Kufer by wystarczajco duy, aby pomieci wewntrz cztery sterty Map i wszystkie cztery
sigay ju grnej krawdzi. Wszystkie Mapy, ktre widzia, byy bardzo do siebie podobne:
oglny zarys kwadratowego labiryntu, pokrywajcy niemal ca kartk. W prawych grnych
rogach widnia nagryzmolony napis Sektor, a pod nim imi Hank, nastpnie sowo Dzie oraz
liczba. Na ostatnim widniaa informacja o dniu.
Minho mwi dalej.
- Ju na samym pocztku zorientowalimy si, e ciany si przesuwaj. Wtedy
postanowilimy ledzi to na bieco. Zawsze sdzilimy, e porwnujc Mapy z kadego
dnia, z kadego tygodnia, w kocu odkryjemy jaki schemat. I tak si stao - ukad labiryntu
powtarza si w zasadzie co miesic. Jednak nigdy nie widzielimy wyjcia prowadzcego
poza kwadrat. Nigdy go nie znalelimy.
- Miny dwa lata - powiedzia Thomas. - Nie czulicie si na tyle zdesperowani, eby
zosta tam na noc, zobaczy, czy wyjcie nie pojawia si gdzie, kiedy ciany si przesuwaj?
Minho spojrza na niego oczami poncymi od zoci.
- Ty naprawd chcesz mnie obrazi?
- Ale dlaczego? - Thomas by zaskoczony. Nie chcia, aby tak to zabrzmiao.
- Przez dwa lata, codziennie wypruwalimy sobie flaki i naraalimy nasze tyki, a
jedyne, o co pytasz, to dlaczego bylimy takimi cykorami, e nie zostalimy tam na noc? Paru
prbowao na samym pocztku - wszyscy dawno gryz piach. Chcesz tam spdzi kolejn
noc? Wydaje ci si, e przetrwasz?
Thomas poczerwienia ze wstydu.
- Nie. Przepraszam. - Nagle poczu si jak kupa klumpu. I z ca pewnoci si z nim
zgadza. Wola wraca co wieczr do Strefy cay i zdrowy, ni prosi si o kolejne spotkanie
z Bldoercami. Wzdrygn si na sam myl o tym.
- No c. - Minho, ku uldze Thomasa, skierowa z powrotem wzrok na Mapy w
kufrze. - Moe i ycie w Strefie nie jest usane rami, ale przynajmniej jest tu bezpiecznie.
Masz mnstwo jedzenia i ochron przed Bldoercami. Nie ma mowy, abymy prosili
Zwiadowcw, eby zostali w Labiryncie na noc. To wykluczone. Przynajmniej jeszcze nie

teraz. Dopki nie odkryjemy na podstawie schematw, czy choby na chwil nie pojawia si
tam jakie wyjcie.
- jak wam idzie? Udao si wam co ustali?
Minho wzruszy ramionami.
- Nie wiem. To troch doujce, ale nie wiemy, co innego moglibymy robi. Nie
moemy ryzykowa, e ktrego dnia, gdzie w konkretnym miejscu, moe pojawi si
wyjcie. Nie wolno nam si poddawa. Nigdy.
Thomas przytakn, odczuwajc ulg z powodu jego nastawienia. Pomimo e sprawy
nie wyglday najlepiej, poddanie si tylko by wszystko pogorszyo.
Minho wycign z kufra kilka arkuszy.
- To Mapy z ostatnich kilku dni. - Przerzucajc je, wyjani: - Porwnujemy kady
dzie, kady tydzie i kady miesic, tak jak mwiem. Kady Zwiadowca odpowiada za
Map w swoim Sektorze. Jeeli mam by szczery, to nic jeszcze nie udao nam si ustali. A
bdc ekstra szczerym, to nawet nie wiemy, czego szukamy. Marnie to wyglda, stary.
Naprawd marnie.
- Nie moemy si jednak poddawa - powiedzia Thomas rzeczowym tonem, skazany
na powtrzenie wypowiedzianych chwil wczeniej sw Minho. Powiedzia my, nawet si
nad tym nie zastanawiajc, i zda sobie spraw, e naprawd by ju czci spoecznoci
Strefy.
- Racja, bracie. Nie moemy si poddawa. - Minho odoy ostronie arkusze na
miejsce i zamkn kufer, po czym wsta. - Musimy zagszcza ruchy, skoro tyle nam tu
zeszo. Przez pierwszych par dni bdziesz si mnie trzyma. Gotowy?
Thomas poczu, jak lk, niczym drut kolczasty, zaciska si wok jego wntrznoci.
To si naprawd dziao, mieli zamiar to za chwil zrobi. Koniec z gadaniem i myleniem o
tym.
- Chyba...tak.
- adnych chyba. Gotowy czy nie?
Thomas spojrza na Minho, odwzajemniajc jego niespodziewanie grone spojrzenie.
- Jestem gotowy.
- Chodmy wic pobiega.
Udali si przez Zachodnie Wrota do Sektora smego. Pokonawszy kilka korytarzy,
Thomas znajdowa si tu obok Minho, ktry skrca to w lewo, to w prawo, wydawa si
nawet nad tym nie zastanawia, wci biegnc. wiato wczesnego poranka rzucao ostry
blask, sprawiajc, e wszystko wygldao jasno i wyranie - bluszcz, popkane mury,

kamienne bloki na ziemi. Cho do poudnia brakowao jeszcze kilku godzin, wok byo
bardzo jasno. Thomas ze wszystkich si stara si nady za Minho, co jaki czas
przypiesza kroku, aby go dogoni.
W kocu dotarli do prostoktnej szczeliny w wysokim murze na pnocy, ktra
wygldaa jak otwr drzwiowy, tyle e pozbawiony drzwi. Minho przebieg przez ni, nie
zatrzymujc si.
- To przejcie pomidzy Sektorem smym - pierwszym kwadratem z lewej po rodku
- a Sekcj Pierwsz - pierwszym z lewej na grze. Tak jak mwiem, to przejcie zawsze
znajduje si w tym miejscu, jednak trasa do niego moe si nieco rni z uwagi na
przemieszczajce si ciany.
Thomas ruszy za nim, zdumiony tym, jak mocno by ju zdyszany. Mia nadziej, e
to jedynie z powodu nerww i e jego oddech si wkrtce uspokoi.
Pobiegli wzdu dugiego korytarza po prawej stronie, mijajc kilka zakrtw w lewo.
Gdy dobiegli do jego koca, Minho zwolni i wycign notes oraz owek z bocznej kieszeni
plecaka. Zapisa co, po czym schowa je z powrotem, ani przez chwil si nie zatrzymujc.
Thomas zastanawia si nad tym, co takiego zapisa, jednak Minho odpowiedzia mu, nim
zdoa zada pytanie.
- Polegam... gwnie... na pamici - wydysza, w kocu lekko zmczonym gosem. Jednak po okoo piciu zakrtach, zapisuj co, co moe mi si pniej przyda. Obserwacje
powizane z tymi z poprzedniego dnia, czyli to, co dzisiaj ulego zmianie. Wtedy mog
wykorzysta Map z wczoraj do tworzenia tej dzisiejszej. atwizna.
Zaciekawio go to. Minho sprawia, e wydawao si to atwe.
Biegli przez krtk chwil, a dotarli do skrzyowania. Mieli trzy moliwoci wyboru,
jednak Minho od razu skrci w prawo. Nastpnie, w tej samej chwili, wyj z kieszeni jeden
ze swoich noy i, nie zatrzymujc si, odci dugi kawaek pncza od ciany. Rzuci go na
ziemi za plecami i bieg dalej.
- Okruszki chleba? - zapyta Thomas, przypominajc sobie o starej bajce. Tego
rodzaju dziwne migawki z przeszoci niemal przestay go ju zaskakiwa.
- Okruszki chleba - odpowiedzia Minho. - Ja jestem Ja, a ty to Magosia.
Nie zatrzymywali si, przemierzajc Labirynt, czasami skrcajc w prawo, a czasami
w lewo. Po kadym zakrcie Minho odcina i upuszcza metrowy kawaek roliny. Thomas
nie mg si nadziwi - Minho nie musia nawet zwalnia, aby tego dokona.
- W porzdku - powiedzia Opiekun, oddychajc ju znacznie ciej. - Twoja kolej.
- Co? - Thomas spodziewa si, e pierwszego dnia bdzie jedynie biega i przyglda

si.
- Odetnij pncze. Musisz nauczy si robi to w biegu. Zbieramy je, gdy wracamy,
albo kopiemy je na bok.
Thomas by wniebowzity, e wolno mu byo co zrobi, cho zajo mu chwil, nim
nabra wprawy. Podczas kilku pierwszych prb musia przypiesza po odciciu pncza, aby
dogoni Minho, i raz przeci sobie nawet palec. Jednak przy dziesitym podejciu by ju
niemal tak dobry, jak jego Opiekun.
Nie zatrzymywali si. Po duszym czasie - Thomas nie wiedzia, ile czasu upyno
ani jaki dystans przebiegli, jednak zgadywa, e musiao to by okoo piciu kilometrw Minho zwolni tempo, przechodzc w chd, a w kocu cakiem si zatrzymujc.
- Czas na przerw. - Zdj plecak i wyj wod oraz jabko.
Thomas bez zastanowienia zrobi to samo. Wyopa wod, delektujc si jej
przyjemnym, orzewiajcym smakiem, kiedy spywaa po jego wysuszonym gardle.
- Zwolnij, opie jeden! - krzykn Minho. - Zostaw co na pniej.
Thomas oderwa si od butelki, biorc wielki wdech, po czym bekn. Ugryz jabko,
czujc si zaskakujco orzewiony. Z jakiego powodu powrci ponownie mylami do dnia,
w ktrym Minho i Alby poszli przyjrze si martwemu Bldoercy i wszystko si sklumpao.
- Nigdy mi nie powiedziae, co si wtedy przytrafio Albyemu. Dlaczego wyglda
tak paskudnie? Wiem, e Bldoerca si nagle przebudzi, ale co si stao?
Minho zdoa ju zaoy z powrotem plecak. Wygldao na to, e jest gotowy, aby
ruszy dalej.
- C, paskuda nie bya martwa. Alby trci go jak jaki kretyn nog i Frankenstein
nagle oy, najey si kolcami i przetoczy si swoim tustym cielskiem po nim. Co byo z
nim jednak nie tak. Nie zaatakowa jak zwykle. Wygldao na to, e prbowa po prostu
uciec, a Alby, biedaczysko, stan mu po prostu na drodze.
- Uciek przed wami? - Thomas nie mg w to uwierzy, majc wci w pamici
wydarzenia sprzed kilku dni.
Minho wzruszy ramionami.
- Tak sdz. Moe musia si ponownie naadowa czy co. Nie mam pojcia.
- Co mogo by z nim nie tak? Zauwaye u niego jakie rany? - Thomas nie
wiedzia, jakiej szuka odpowiedzi, jednak by pewien, e z tych wydarze powinien
wycign jak wskazwk lub wan informacj.
Minho zastanawia si przez du chwil.
- Nie. cierwo wygldao po prostu na martwe. Zupenie jak woskowa figura. Potem

bum! I nagle oyo z powrotem.


Umys Thomasa pracowa jak oszalay, prbujc znale jaki punkt zaczepienia,
jednak nie wiedzia, od czego zacz.
- Zastanawia mnie, gdzie polaz. Dokd zawsze wracaj? - Zamyli si przez chwil,
po czym doda: - Nie przyszo wam nigdy na myl, aby ich ledzi?
- Stary, tobie naprawd ycie niemie. Chod, musimy si zbiera - skwitowa Minho,
nastpnie odwrci si i odbieg.
Ruszajc, Thomas gowi si nad rzeczami, ktre nie daway mu spokoju. Nad
martwym Bldoerc, ktry nagle oy, i nad tym, dokd si uda, kiedy ju
zmartwychwsta...
Sfrustrowany, porzuci myli i przypieszy, aby dogoni kompana.
Przez kolejne dwie godziny, z maymi przerwami na postj, Thomas bieg tu za
Minho. Bez wzgldu na to, czy by w formie, czy te nie, cae jego ciao skomlao z blu.
W kocu Minho si zatrzyma i ponownie zdj plecak. Usiedli na ziemi, opierajc si
o mikki bluszcz. Spoywali lunch. Niemal si do siebie nie odzywali. Thomas rozkoszowa
si kadym ksem kanapki i warzyw, przeuwajc tak powoli, jak tylko to byo moliwe.
Wiedzia, e jak tylko skocz, Minho wyda komend do dalszej drogi, wic si nie pieszy.
- Zauwaye dzi jakie zmiany? - zapyta zaciekawiony Thomas.
Minho sign doni i poklepa plecak, w ktrym spoczywa jego notes.
- Zwyczajne przemieszczanie si cian. Nic, czym twj kocisty tyek mgby si
podnieca.
Thomas pocign duy yk wody, spogldajc na pokryt bluszczem cian
naprzeciwko. Dostrzeg bysk czego srebrnego i czerwonego, co, co widzia ju tego dnia
kilka razy.
- O co chodzi z tymi chrabszczami? - zapyta. Zdaway si by wszdzie. Wtedy
Thomas przypomnia sobie, co widzia tamtej nocy w Labiryncie. Tak wiele si zdarzyo, e
nie mia okazji o tym wspomnie. - I dlaczego maj wypisane sowo DRESZCZ na odwoku?
- Nigdy adnego nie udao nam si zapa. - Minho skoczy posiek i odstawi
pudeko na prowiant na bok. - Nie wiemy te, co oznacza to sowo, prawdopodobnie ma nas
wystraszy. Ale te robale na pewno szpieguj. Dla nich. To jedyne, co przychodzi nam do
gowy.
- Kim tak waciwie s ci oni? - zapyta Thomas, gotowy, by usysze wicej
odpowiedzi. Nienawidzi ludzi, ktrzy za tym stali. - Macie jaki pomys?
- Klump wiemy o cholernych Stwrcach. - Twarz Minho poczerwieniaa, gdy cisn

obie donie, jakby kogo dusi. - Nie mog si doczeka, kiedy wyrw im...
Jednak zanim skoczy, Thomas by ju na nogach i bieg przez korytarz.
- Co to jest? - przerwa mu, zmierzajc w kierunku przymionego szarego wiata,
ktre wanie dostrzeg na wysokoci gowy za bluszczem na cianie.
- Ach to - powiedzia Minho cakowicie obojtnym gosem.
Thomas sign doni i rozdzieli zasony bluszczu, nastpnie wpatrywa si w
osupieniu w kwadratowy kawaek metalu przytwierdzony do muru, na ktrym widniay
wykute wielkie litery. Wycign do, aby przyoy do nich palce, jakby nie wierzy
wasnym oczom.
DEPARTAMENT ROZWOJU EKSPERYMENTW STREFA ZAMKNITA:
CZAS ZAGADY
Przeczyta sowa na gos, po czym spojrza ponownie na Minho.
- Co to jest? - Ciarki przeszy mu po plecach. To musiao mie co wsplnego ze
Stwrcami.
- Nie wiem, lamajdo. S wszdzie, niczym cholerne przywieszki w ich licznym
Labiryncie, ktry sobie stworzyli. Ju dawno przestaem na nie zwraca uwag.
Thomas odwrci si, aby ponownie spojrze na znak, starajc si opanowa
ogarniajce go przeczucie zbliajcego si nieszczcia.
- To nie brzmi za dobrze. Zagada. Strefa Zamknita. Eksperyment. Po prostu piknie.
- Tak, wieuchu, a teraz ju chod.
Thomas niechtnie wypuci z doni bluszcz, ktry ponownie zasoni tablic. Zaoy
plecak. Gdy biegli przed siebie, te siedem sw wrcz wypalao mu dziur w czaszce.
Jak godzin po tym, jak zjedli lunch, Minho zatrzyma si na kocu dugiego
korytarza. W tym miejscu korytarz by prosty, ciany stae i nie odchodziy od niego inne
odgazienia.
- Ostatni lepy zauek - powiedzia do Thomasa. - Pora wraca.
Thomas wzi gboki oddech, starajc si nie myle o tym, e mieli za sob dopiero
poow przebytej trasy.
- Nic nowego?
- Zwyczajne zmiany. P dnia za nami - powtrzy Minho, spogldajc obojtnie na
zegarek. - Musimy wraca. - Nie czekajc na odpowied, Opiekun odwrci si i ruszy w
kierunku, z ktrego wanie przybiegli.
Thomas pody za nim, sfrustrowany, e nie mieli czasu, aby przyjrze si cianom.
W kocu dogoni Minho.

- Ale...
- Ani sowa, stary. Pamitaj, co ci wczeniej mwiem. Nie moemy ryzykowa.
Zreszt sam pomyl. Naprawd wydaje ci si, e jest tu gdzie jakie wyjcie? Jaka ukryta
klapa czy co podobnego?
- Nie wiem... moe. Czemu pytasz?
Minho pokrci gow, splun wielkim ohydnym glutem.
- Nie ma adnego wyjcia. Nic. ciana za cian i kolejna ciana. Nieruchoma brya.
Thomas odczu t bolesn prawd, jednak stara si jej nie dopuszcza do
wiadomoci.
- Skd to wiesz?
- Poniewa ci, ktrzy nasali na nas Bldoercw, nie pozwol nam tak atwo std
wyj.
Ta wypowied sprawia, e Thomas zacz wtpi w sens pracy, ktr wanie
wykonywali.
- Wic po co w ogle zawraca sobie gow wychodzeniem do Labiryntu?
Minho spojrza na niego.
- Po co zawraca sobie gow? Poniewa to jest gdzie tutaj. Ale jeeli wydaje ci si,
e znajdziemy adn ma bram, ktra zaprowadzi nas do Szczliwie, to jeste parujcym
krowim klumpem.
Thomas patrzy przed siebie, czujc tak wielki ogrom przytaczajcej go bezradnoci,
e o mao si nie zatrzyma.
- Do dupy z tym wszystkim.
- To najmdrzejsza rzecz, jak powiedziae, wieuchu.
Minho wzi wielki wdech i pobieg dalej. Thomas natomiast zrobi jedyn rzecz, jak
mg. Ruszy za nim.
Pozostaa cz dnia bya jedn wielk plam w jego skrajnie wyczerpanej pamici.
Wrcili wraz z Minho do Strefy, poszli do Pokoju Map, opisali dzisiejsz tras i porwnali j
z tymi z poprzednich dni. Nastpnie Wrota si zamkny i zjedli kolacj. Chuck prbowa do
niego kilkakrotnie zagada, jednak Thomas jedynie przytakiwa lub krci gow, suchajc go
jednym uchem, poniewa by zbyt zmczony.
Nim zmierzch przemieni si w ciemno, by ju w swoim nowym ulubionym
miejscu w lenym naroniku, wtulony w bluszcz. Zastanawia si, czy jeszcze kiedykolwiek
bdzie, w stanie pobiec. Zastanawia si, w jaki sposb uda mu si powtrzy swj wyczyn.
Zwaszcza kiedy wydawao si to bezcelowe. Bycie Zwiadowc stracio swj presti. I to po

jednym dniu.
Kada krztyna szlachetnej odwagi, ktr czu - pragnienie odmienienia losu, obietnica,
ktr zoy przed samym sob, e Chuck wrci do swojej rodziny - wszystko to znikno w
spowijajcej jego wyczerpane ciao i umys mgle beznadziei i rozpaczy.
Niemal pogry si we nie, gdy usysza w gowie gos. Sodki kobiecy gos, ktry
wydawa si pochodzi od dobrej wrki uwizionej w jego czaszce. Rano, gdy wszystko
wok jakby oszalao, zastanawia si, czy to nie by tylko sen. Jednak sysza wci to samo i
pamita kade sowo:
Tom, wanie zapocztkowaam Koniec.
Thomas obudzi si i ujrza sabe, blade wiato. Z pocztku pomyla, e musia
obudzi si wczeniej ni zwykle, e do witu pozostaa jeszcze godzina. Jednak potem
usysza wrzaski. Nastpnie spojrza przez sklepienie z gazi.
Niebo byo pochmurn pyt szaroci. Nie byo naturalnego, bladego wiata poranka.
Zerwa si na nogi, opar domi o mur dla rwnowagi i wycign szyj, spogldajc
w niebo. Nie byo bkitu, nie byo czerni, nie byo gwiazd, nie byo rwnie fioletowego
wachlarza budzcego si do ycia porannego soca. Niebo, w caej swej rozcigoci, byo
ciemnopopielate. Bezbarwne i martwe.
Spojrza na zegarek - mina ju godzina od obowizkowej pobudki. Blask soca
powinien by go obudzi, tak jak to zawsze miao miejsce, odkd si tu pojawi. Ale nie
dzisiaj.
Ponownie wlepi wzrok w nieboskon, liczc, e moe wszystko powrcio ju do
normy. Jednak niebo wci pozostawao szare. Nie byo zachmurzone, nie zmierzchao. Byo
po prostu szare.
Soce znikno.
Thomas zauway, e wikszo Streferw zgromadzia si wok szybu, wskazujc
na martwe niebo i gono rozmawiajc. Sdzc po godzinie, wszyscy ju dawno powinni by
po niadaniu i pracowa. Jednak zniknicie najwikszego obiektu w ukadzie sonecznym
zachwiao codziennym grafikiem mieszkacw Strefy.
Prawd powiedziawszy, gdy Thomas w milczeniu przyglda si caemu zamieszaniu,
nie odczuwa wcale paniki i strachu, ktre podpowiaday mu jego zmysy By zaskoczony, e
tak wielu Streferw wygldao jak zdezorientowane kurczaki biegajce bez celu po klatce.
Tak naprawd, to byo zabawne.
Soce przecie nie znikno, to byo niemoliwe.
Cho wszystko na to wskazywao. Nigdzie nie byo wida ladw kuli ognistego ognia

oraz ukonych cieni poranka. Jednak zarwno on, jak i pozostali Streferzy byli zbyt racjonalni
oraz zbyt inteligentni, aby wyciga takie wnioski. Nie, musia by jaki naukowo
wytumaczalny powd tego, czego wanie dowiadczali. I cokolwiek by to nie byo, dla
Thomasa oznaczao to tylko jedno: fakt, e nie mogli zobaczy ju soca,
najprawdopodobniej oznacza, e wczeniej rwnie go nie ogldali. Soce nie mogo tak po
prostu znikn. Ich niebo musiao zosta - i wci byo - sfabrykowane. Byo sztuczne.
Innymi sowy, soce, ktre przez dwa lata wisiao nad ich gowami, zapewniajc
wszystkim ciepo i ycie, nie byo tak naprawd socem. W jaki sposb byo sztuczne.
Wszystko tutaj byo sztuczne.
Thomas nie wiedzia, co to oznaczao, nie wiedzia, jak to byo moliwe. Jednak by
pewien, e to musiaa by prawda. To jedyne racjonalne wyjanienie, ktre jego umys by w
stanie zaakceptowa. I patrzc na reakcje pozostaych Streferw, wydawao si oczywiste, e
nikt wczeniej nie zdawa sobie z tego sprawy.
Podszed do niego Chuck i strach widniejcy na jego twarzy uku go w serce.
- Jak mylisz, co si stao? - zapyta Chuck drcym, politowania godnym gosem,
wci spogldajc w niebo. Thomas pomyla, e potwornie musiaa go bole szyja od tego
cigego wpatrywania si w gr. - Wyglda jak wielki szary sufit, zawieszony tak blisko, e
mgby go niemal dotkn.
Thomas spojrza wraz z Chuckiem w gr.
- Tak, sprawia, e zaczynasz si zastanawia nad tym miejscem. - Po raz drugi w
cigu dwudziestu czterech godzin Chuck trafi w sedno. Niebo naprawd wygldao niczym
sufit. Jak sufit olbrzymiego pokoju. - Moe co si zepsuo. Znaczy, moe zaraz zawieci.
Chuck w kocu oderwa wzrok od nieboskonu i spojrza na Thomasa.
- Jak to zepsuo? Co to ma niby oznacza?
Zanim Thomas zdoa mu odpowiedzie, przypomnia sobie mgliste wspomnienie
wczorajszej nocy, zanim zasn. Sowa Teresy w jego gowie. Powiedziaa: Wanie
zapocztkowaam Koniec. To przecie nie moe by zbieg okolicznoci. Poczu ucisk w
odku. Bez wzgldu na powd, bez wzgldu na to, czy to, co znajdowao si na niebie, byo
socem, czy te nie, teraz znikno. I to nie mogo oznacza nic dobrego.
- Thomas? - zapyta Chuck, lekko klepic go w rami.
- Tak? - odpowiedzia zamylony.
- Co miae na myli, mwic, e si zepsuo? - powtrzy.
Thomas czu, e potrzebowa czasu, aby to wszystko przemyle.
- Ach. Sam nie wiem. Chodzi o rzeczy, ktrych najwyraniej nie rozumiemy. Ale nie

mona sprawi, aby soce tak po prostu znikno. W dodatku wci mamy wiato, dziki
ktremu wszystko widzimy. Skd ono pochodzi?
Chuck wybauszy oczy, zupenie jak gdyby najmroczniejsze, najbardziej skrywane
sekrety wszechwiata zostay przed nim ujawnione.
- Dokadnie, skd ono pochodzi? Co tu si dzieje?
Thomas wycign do i cisn go za rami.
- Nie mam pojcia. Nie mam bladego pojcia, stary. Jednak jestem pewien, e Newt i
Alby si tego dowiedz.
- Thomas! - krzykn Minho, biegnc w ich stron. - Skocz te ploty i zbieraj si.
Jestemy ju spnieni.
Thomas by kompletnie zaskoczony. Nie wiedzie czemu, spodziewa si, e
dziwaczne niebo cakowicie pokrzyowao grafik codziennych zada.
- Wy nadal chcecie tam wyj? - zapyta Chuck, rwnie zdziwiony. Thomas cieszy
si, e zada to pytanie za niego.
- Oczywicie, sztamaku - opowiedzia Minho. - Nie masz czasem jakich pomyj do
wytarcia? - Przenis wzrok na Thomasa. - Mamy kolejny powd, aby zawlec tam nasze tyki.
Jeeli soce naprawd znikno, to niedugo wszystkie roliny i zwierzta padn martwe.
Myl, e nasz poziom desperacji wanie nieco si podnis.
Ostatnie zdanie gboko go dotkno. Pomimo wszystkich pomysw, o ktrych
Thomas mu wspomina, Minho nie kwapi si, aby cokolwiek zmieni w funkcjonujcym od
dwch lat sposobie dziaa. Poczenie podekscytowania oraz strachu przetoczyo si przez
jego yy, gdy dotaro do niego znaczenie tych sw.
- Czy to znaczy, e zostaniemy w Labiryncie na noc i przyjrzymy si uwaniej
murom?
Minho pokrci gow.
- Nie, jeszcze nie teraz. Cho moe niedugo. - Podnis wzrok i spojrza na niebo. Stary, co za paskudny sposb na pobudk. Zbieraj si, idziemy.
Thomas nie odezwa si sowem, gdy wraz z Minho pakowali swoje rzeczy i jedli
byskawicznie niadanie. Jego myli za bardzo kbiy si wok szarego nieba i tego, co
powiedziaa mu Teresa - przynajmniej wydawao mu si, e to bya ona - wic nie mia
ochoty na rozmow.
Co miaa na myli, mwic o Kocu? Thomas nie mg pozby si uczucia, e
powinien o tym komu powiedzie. Powiedzie wszystkim.
Jednak nie wiedzia, co to oznaczao, i nie chcia, aby ktokolwiek dowiedzia si, e

syszy w gowie kobiecy gos. Wtedy dopiero doszliby do wniosku, e jest zdrowo kopnity, a
by moe nawet by go zamknli. Tym razem na dobre.
Po dugim zastanowieniu postanowi trzyma jzyk za zbami i uda si wraz z Minho
na drugi dzie szkolenia, wkraczajc do Labiryntu, nad ktrym zawiso ponure, bezbarwne
niebo.
Zobaczyli Bldoerc, zanim zdyli dotrze do przejcia prowadzcego z Sektora
smego do Pierwszego.
Minho by o kilka krokw przed Thomasem. Wanie skrci za rg po prawej, gdy
nagle gwatownie si zatrzyma, omal si nie przewracajc. Odskoczy do tyu i chwyci
Thomasa za koszulk, przyciskajc go do muru.
- Cicho - wyszepta. - Przed nami znajduje si Bldoerca.
Thomas wybauszy oczy, czujc, jak serce zaczyna mu mocniej dudni w piersi, cho
ju wczeniej ostro walio.
W odpowiedzi Minho skin gow, po czym przystawi palec do ust. Wypuci
koszulk Thomasa z ucisku i cofn si, nastpnie podkrad si do ciany, a ktr widzia
Bldoerc. Bardzo powoli wychyli si, aby spojrze. Thomas chcia krzykn, eby na
siebie uwaa.
Gwatownym ruchem schowa gow z powrotem za cian i zwrci si do Thomasa,
wci szepczc.
- Po prostu tam siedzi. Prawie jak ten martwy, ktrego widzielimy.
- Co robimy? - zapyta Thomas tak cicho, jak tylko byo to moliwe. Stara si
zignorowa panik, ktra siaa spustoszenie wewntrz jego gowy. - Idzie w nasz stron?
- Nie, kretynie. Przecie ci powiedziaem, e siedzi.
- No i? - Thomas chwyci si pod boki w akcie frustracji. - Co robimy? - Przebywanie
w tak bliskiej odlegoci od Bldoercy wydawao si kiepskim pomysem.
Minho namyla si przez kilka sekund, po czym przemwi.
- Musimy tdy przej, aby dosta si do naszego sektora. Poobserwujmy go przez
chwil. Jeeli ruszy w nasz stron, to uciekniemy z powrotem do Strefy. - Wyjrza ponownie
zza rogu, po czym spojrza szybko przez rami. - Cholera, nie ma go! Idziemy!
Minho nie czeka na odpowied, nie dostrzeg przeraenia w wybauszonych ze
strachu oczach Thomasa. Pobieg tam, gdzie niedawno widzia kreatur. Pomimo e
przeczucie podpowiadao mu co innego, Thomas ruszy za nim.
Pobieg za Minho wzdu dugiego korytarza, skrci w lewo, nastpnie w prawo. Za
kadym razem, gdy skrcali, zwalniali tempo, aby Opiekun Zwiadowcw mg pierwszy

wyjrze za rg. Za kadym razem szeptem informowa Thomasa o znikajcym za nastpnym


rogiem zadku Bldoercy. Trwao to okoo dziesiciu minut, a dotarli do dugiego korytarza,
na kocu ktrego znajdowao si Urwisko, za ktrym z kolei rozcigaa si otwarta przestrze
nieba. Bldoerca zmierza dokadnie w tamtym kierunku.
Minho zatrzyma si tak gwatownie, e Thomas o mao na niego nie wpad. Thomas
wpatrywa si zszokowany, jak Bldoerca przed nim toczy si wprost na krawd Urwiska,
po czym rzuca si z niego w szar przepa. Kreatura znikna z pola widzenia, niczym cie
pochonity przez mrok.
- To wszystko wyjania - powiedzia Minho.
Thomas sta obok niego na krawdzi Urwiska, wpatrujc si w szar nico
rozpocierajc si pod nim. Nie byo niczego wida, ani po lewej stronie, ani po prawej, ani
na dole, ani u gry, tak daleko, jak tylko siga wzrokiem. Nic poza rozcigajc si wszdzie
pustk.
- Co wyjania? - zapyta Thomas.
- Widzielimy to ju po raz trzeci. Co jest na rzeczy.
- Tak. - Thomas wiedzia, o co mu chodzio, jednak i tak czeka na wyjanienia
Minho.
- Ten zmarlak, ktrego znalazem, uda si w t stron i nigdy nie widzielimy, eby
wraca albo zapuszcza si w gb Labiryntu. Pniej te ofermy, ktre podstpem skonilimy
do skoku z Urwiska.
- Skonilimy? - zapyta Thomas. - Dobrowolnie to oni nie poszli.
Minho spojrza na niego refleksyjnie.
- Hmm. Tak czy inaczej, teraz to. - Wskaza na przepa.
- Nie mam wtpliwoci. W jaki sposb Bldoercy potrafi tdy opuci Labirynt.
Brzmi jak magia, ale to samo tyczy si znikajcego soca.
- Skoro oni mog si tdy wydosta - doda Thomas, kontynuujc tok rozumowania
kompana - to my rwnie.
- Dreszcz podekscytowania przebieg mu po plecach.
Minho wybuchn miechem.
- Znowu odzywa si w tobie pragnienie mierci? Chcesz si powczy z
Bldoercami, a moe wyskoczycie razem na piwo?
Thomas poczu, e opuszcza go nadzieja.
- Masz jaki lepszy pomys?
- Po kolei, wieuchu. Wemy najpierw kilka kamieni i zrbmy test. Tu musi by

jakie ukryte wycie.


Thomas pomg mu w przeszukiwaniu po omacku zakamarkw i szczelin Labiryntu,
podnoszc kady kamie, ktry tylko udao mu si znale. Zdobyli ich wicej dziki
rozupywaniu szczelin w murze i roztrzaskiwaniu kawakw o ziemi. Gdy w kocu uskadali
pokany stos, przetransportowali zdobycz nad krawd i usiedli na ziemi, wystawiajc nogi
nad Urwisko.
Thomas spojrza w d i dostrzeg jedynie szar niekoczc si przepa.
Minho wycign swj notes oraz owek i pooy je na ziemi.
- W porzdku, musimy to wszystko porzdnie opisa. I dobrze to wszystko
zakonserwuj w tej twojej mzgownicy. Jeeli wyjcie std ukryte jest za jak optyczn
iluzj, to nie chc by tym, ktry nawali, kiedy jaki sztamak bdzie chcia tam wskoczy.
- Tym sztamakiem powinien by Opiekun Zwiadowcw - powiedzia Thomas,
zdobywajc si na art, aby ukry ogarniajcy go strach. Zimny pot obla go na myl, e
przebywali tak blisko miejsca, z ktrego w kadej chwili mogli wyj Bldoercy. - Zawsze
moemy ci przywiza do liny.
Minho podnis kamie ze sterty.
- Ogay. Rzucajmy po kolei zygzakiem, tam i z powrotem. Jeeli jest tam gdzie jakie
magiczne wyjcie, to miejmy nadziej, e podziaa rwnie na kamienie i one te znikn.
Thomas wzi kamie i ostronie rzuci nim w lewo, tu przy miejscu, w ktrym lewa
ciana korytarza wychodzcego na Urwisko czy si z krawdzi. Poszarpany kawaek
kamienia spada. I spada. Nastpnie uton w szarej bezkresnej przestrzeni.
Przysza kolej na Minho. Rzuci kamieniem o kilkanacie centymetrw dalej ni
Thomas. Ten rwnie zatopi si w otchani. Thomas rzuci kolejnym, znowu o kilkanacie
centymetrw dalej. Nastpnie ponownie Minho. Kady z kamieni nikn w ciemnej topieli
nieba. Thomas rzuca kamieniami coraz dalej, a dotarli do miejsca oddalonego o jakie
cztery metry od krawdzi Urwiska. Nastpnie obrali za cel punkt znajdujcy si troch bliej
krawdzi, po czym zaczli si kierowa w stron Labiryntu.
Wszystkie kamienie spady. Gdziekolwiek by nimi nie trafili. Rzucili wystarczajc
ilo, aby przykry nimi ca lew poow powierzchni znajdujcej si przed nimi,
obejmujc odlego, ktr kady - lub cokolwiek - z pewnoci by przeskoczy. Z kadym
kolejnym kamieniem roso w nich zniechcenie, ktre w kocu przybrao posta cikiej
chandry.
Thomas nie mg powstrzyma si od zbesztania samego siebie - to by gupi pomys.
Nastpnie kolejny kamie rzucony przez Minho znikn.

To bya najdziwniejsza, najtrudniejsza do przetworzenia przez jego mzg rzecz, jak


kiedykolwiek widzia.
Minho rzuci wielkim kamieniem, ktry odpad ze szczeliny w murze. Thomas
obserwowa wszystko wnikliwie. Ten kamie wylecia z rki Minho, poszybowa do przodu,
niemal w rodek, naprzeciwko linii Urwiska, powoli spadajc w kierunku niewidocznej ziemi
gboko na dole. Nastpnie wyparowa, zupenie jak gdyby przelecia przez cian wody lub
mgy.
W jednej chwili byo wida, jak spada, w nastpnej ju znikn.
Thomas zaniemwi.
- Rzucalimy ju std wczeniej rne rzeczy - odezwa si Minho. - Jak moglimy to
przeoczy? Nigdy wczeniej nie widziaem, eby co znikao. Nigdy.
Thomas zakasa. Czu si, jakby mia zdarte gardo.
- Zrb to jeszcze raz, moe po prostu nam si zdawao.
Minho posucha go, rzucajc kamie w to samo miejsce.
I po raz kolejny kamie znikn.
- Moe wczeniej po prostu tego nie zauwaye - powiedzia Thomas. - To nie
powinno mie miejsca. Czasami nie zwracasz zbyt wielkiej uwagi na rzeczy, ktrych nie
spodziewasz si zobaczy.
Rzucili pozostae kamienie, celujc w pierwotny punkt i wok niego. Ku zaskoczeniu
Thomasa

miejsce,

ktrym

kamienie

znikny,

miao

powierzchni

kilkudziesiciocentymetrowego kwadratu.
- Nic dziwnego, e to przeoczylimy - powiedzia Minho, sporzdzajc notatki jak
szalony i spisujc rozmiary, starajc si nakreli szkic. - To miejsce nie jest zbyt due.
- Bldoercy musz si ledwo przez to przeciska. - Thomas nie spuszcza wzroku z
obszaru, w ktrym znajdowa si niewidzialny, zawieszony w powietrzu kwadrat, starajc si
wyry w pamici odlego i pooenie, zapamita dokadnie, gdzie si znajdowa. - A kiedy
wychodz, to musz zachowa rwnowag na krawdzi tej dziury i przeskakiwa z powrotem
dzielc ich od krawdzi Urwiska przestrze. To nie jest tak daleko. Skoro ja mgbym j
przeskoczy, to oni z pewnoci te.
Minho skoczy rysunek, po czym spojrza na zawieszone w powietrzu przejcie.
- Jak to jest moliwe, stary? Co to w ogle jest?
- Tak jak powiedziae, to nie jest adna magia. To musi by co w rodzaju naszego
nieba, ktre zaszo szarzyzn. Jaka optyczna iluzja lub hologram, za ktrym znajduje si
ukryte wyjcie. Cae to miejsce jest jakie pochrzanione. -, co Thomas przyzna przed samym

sob, cakiem super. Nie mg si doczeka, aby dowiedzie si, jaka technologia za tym
staa.
- Taa. Dobra, zbieramy si. - Minho wsta, stkajc z wysiku, i zaoy plecak. Lepiej, abymy sprawdzili najwikszy obszar Labiryntu, jaki tylko nam si uda. Biorc pod
uwag nasz nowy nieboskon, cakiem moliwe, e spotkamy jeszcze co ciekawego.
Wieczorem powiemy o tym Newtowi i Albyemu. Nie wiem, czy nam to pomoe, ale
przynajmniej wiemy, gdzie chowaj si te cholerne stwory.
- I skd przychodz - doda Thomas spogldajc po raz ostatni na ukryte przejcie. - Z
Nory Bldoercw.
- Nazwa dobra jak kada inna. Idziemy.
Thomas siedzia i wpatrywa si, czekajc, a Minho wykona jaki ruch. Kilka minut
upyno im w cakowitej ciszy i Thomas uwiadomi sobie, e jego przyjaciel musia by
rwnie zafascynowany tym odkryciem, co on sam. W kocu, bez sowa, Minho odwrci si,
by odej. Thomas, ocigajc si, pody za nim i ruszyli w gb szarego, mrocznego
Labiryntu.
Nie znaleli nic oprcz kamiennych murw i bluszczu.
Po drodze Thomas zostawia odcite pncza i sporzdza notatki. Trudno byo mu
zapisywa spostrzeenia odnonie minionego dnia, jednak Minho bez namysu wskazywa
mu, ktre ciany ulegy przesuniciu. Gdy w kocu dotarli do ostatniego lepego zauka i
nadesza pora powrotu, Thomas poczu niemal niepohamowan potrzeb, aby zrzuci plecak i
zosta tam na noc. By zobaczy, co si stanie.
Minho chyba to wyczu i chwyci go za rami.
- Jeszcze nie teraz, stary. Nie dzisiaj.
Ruszyli wic w drog powrotn.
Mieszkacw Strefy dopad ponury nastrj, o co byo nietrudno, gdy wszystko
spowijaa szaro. Przymione wiato nie zmienio si ani troch, odkd obudzili si rano, i
Thomas zastanawia si, czy cokolwiek w ogle zmieni si o zachodzie.
Gdy weszli przez Zachodnie Wrota, Minho uda si prosto do Pokoju Map.
Thomas by zaskoczony. Wydawao mu si, e to bya ostatnia rzecz, ktr powinni
teraz zrobi.
- Nie chcesz poinformowa Newta i Albyego o Norze Bldoercw?
- Hej, wci jestemy Zwiadowcami - odpowiedzia Minho. - I wci mamy zadanie
do wykonania. - Thomas pody za nim do metalowych drzwi w betonowym budynku i
Minho odwrci si, a na jego twarzy pojawi si blady umiech. - Ale ogay, zrobimy szybko,

co trzeba, i idziemy do nich.


W pokoju znajdowali si ju inni Zwiadowcy, ktrzy sporzdzali swoje Mapy. Nikt
nie odezwa si ani sowem, jak gdyby wyczerpano temat wszelkich teorii dotyczcych
nowego nieba. Poczucie panujcej w pokoju beznadziei sprawio, e Thomas poczu si, jak
gdyby ugrzz po kolana w bocie. Wiedzia, e rwnie powinien odczuwa zmczenie,
jednak by zbyt podekscytowany. Nie mg si doczeka, kiedy zobaczy reakcj Newta i
Albyego na wiadomoci o Urwisku.
Usiad przy stole i sporzdzi map na podstawie wasnej pamici i notatek. Minho
przyglda mu si cay czas, zerkajc przez jego rami i udzielajc wskazwek. - Ta nora
bya raczej tutaj, a nie tu - i - Uwaaj na proporcje - oraz - Rysuj prosto, lamajdo. - By
irytujcy, ale pomocny, i pitnacie minut pniej Thomas przyglda si swojej ukoczonej
pracy. Poczu dum - jego Mapa bya tak samo dobra jak te, ktre oglda wczeniej.
- Niele - powiedzia Minho. - Jak na wieucha, ma si rozumie.
Minho wsta i podszed do kufra, w ktrym znajdoway si Mapy z Sektora
Pierwszego, i otworzy go. Thomas uklkn przed nim i wycign ze rodka Map z
poprzedniego dnia, trzymajc j razem z t, ktr wanie nakreli.
- Czego mam szuka? - zapyta.
- Powtarzajcych si schematw. Ale ogldanie Map z dwch dni nic ci nie da.
Musisz przestudiowa te z kilku tygodni, poszuka schematw, czegokolwiek. Wiem, e co
tam jest, co, co nam pomoe. Po prostu jeszcze tego nie znalelimy. Tak jak mwiem, do
dupy z tak robot.
Dziwna myl nie dawaa Thomasowi spokoju, ta sama, ktr poczu, gdy po raz
pierwszy przekroczy prg tego pomieszczenia. Przesuwajce si mury Labiryntu. Schematy.
Wszystkie te linie proste. Moe one wskazyway zupenie inny rodzaj Mapy? Moe do czego
prowadziy? Mia gbokie przeczucie, e umykao mu co oczywistego.
Minho poklepa go po ramieniu.
- Zawsze moesz zawlec tu swj tyek po kolacji, po tym, jak pogadamy z Newtem i
Albym. Chod, idziemy.
Thomas schowa Mapy do kufra i zamkn go, nie mogc pozby si drczcego go
uczucia niepokoju. Przemieszczajce si ciany, proste linie, schematy... Musiaa by jaka
odpowied.
- W porzdku, chodmy.
Ledwo wyszli na zewntrz i ciki metalowe drzwi zatrzasny si z hukiem za nimi,
kiedy podeszli do nich Newt

z Albym. Nie wygldali na zadowolonych. Podekscytowanie Thomasa natychmiast


przeobrazio si w zaniepokojenie.
- Hej - powiedzia Minho. - Wanie...
- Do rzeczy - przerwa mu Alby. - Nie ma czasu do stracenia. Znalelicie co?
Cokolwiek?
Minho wzdrygn si na ostr uwag, jednak wyraz jego twarzy wskazywa raczej na
zdumienie ni zo.
- Te si ciesz na twj widok. Tak, w sumie to co znalelimy.
Co dziwne, Alby wyglda na niemal rozczarowanego.
- Bo to purewskie miejsce rozlatuje si na kawaki. - Rzuci Thomasowi zowrogie
spojrzenie, jakby to wszystko bya jego wina.
Co mu jest? - pomyla Thomas, czujc, jak w nim samym narasta gniew. Cay dzie
ciko pracowali i tak im za to dzikuj?
- O czym ty mwisz? - zapyta Minho. - Co jeszcze si stao?
Odpowiedzia Newt, skinwszy gow w kierunku Puda.
- Nie dostalimy dzisiaj cholernego zaopatrzenia. Przychodzio zawsze o tej samej
porze, co tydzie od dwch lat. Ale nie dzisiaj.
Caa czwrka spojrzaa na metalowe drzwi przytwierdzone do ziemi. Thomasowi
wydaway si by cieniem zawieszonym nad ciemnoszarym powietrzem, ktre spowijao
wszystko wok.
- No to teraz jestemy upurwieni na dobre - wyszepta Minho, a jego reakcja sprawia,
e Thomas uwiadomi sobie, w jak cikiej znajdowali si sytuacji.
- Roliny nie maj soca - powiedzia Newt. - Nie mamy te zapasw z cholernego
Puda. Tak, myl, e jestemy upurwieni.
Alby skrzyowa ramiona, wci wpatrujc si w Pudo, jakby stara si otworzy
drzwi si woli. Thomas mia nadzieje, e ich przywdca nie poruszy teraz kwestii tego, co
widzia w trakcie Przemiany, albo czegokolwiek, co miao co wsplnego z Thomasem.
Zwaszcza teraz.
- Tak czy inaczej - kontynuowa Minho - znalelimy co dziwnego.
Thomas czeka, liczc na jak pozytywn reakcj ze strony Newta lub Albyego, e
by moe nawet bd mieli jakie informacje, ktre pozwol rzuci nieco wiata na t
tajemnic.
Newt unis brwi.
- Co?

Wyjanienie sprawy zajo Minho cae trzy minuty, poczwszy od Bldoercy,


ktrego ledzili, i skoczywszy na wynikach ich kamienistego eksperymentu.
- Pewnie prowadzi do miejsca, gdzie... no wiecie... yj Bldoercy - powiedzia.
- Nora Bldoercw - doda Thomas. Wszyscy trzej spojrzeli na niego, rozdranieni,
jak gdyby nie mia prawa zabiera gosu. Jednak, po raz pierwszy, potraktowanie go jak
wieucha nie zranio chopca a tak bardzo.
- Musz to zobaczy na wasne oczy - powiedzia Newt. Nastpnie wyszepta: - We
bie si nie mieci. - Thomas nie mg si z nim bardziej zgodzi.
- Nie wiem, co moemy zrobi - wtrci Minho. - Moe zbudujemy co, co zatarasuje
ten korytarz.
- Nie ma mowy - powiedzia Newt. - Cholerne kreatury potrafi azi po cianach,
pamitasz? Nic ich nie powstrzyma.
Haas przed Baz odwrci ich uwag od tematu rozmowy. Grupa Streferw staa
przed wejciem do domu, przekrzykujc si nawzajem. By tam Chuck, i gdy dostrzeg
Thomasa i reszt, podbieg do nich z wymalowanym na twarzy wyrazem podekscytowania.
Thomas mg jedynie zgadywa, jaka szalona rzecz si tym razem wydarzya.
- Co si dzieje? - zapyta Newt.
- Obudzia si! - wrzasn Chuck. - Dziewczyna si obudzia!
Thomas poczu skrt w odku. Opar si o betonow cian budynku. Dziewczyna.
Dziewczyna, ktra mwia w jego gowie. Chcia uciec, nim znowu si to wydarzy, nim
znowu zawadnie jego umysem.
Jednak byo ju za pno.
- Tom, nie znam nikogo z tych ludzi. Przyjd po mnie! Wszystko si
zaciera...Zapominam o wszystkim, oprcz ciebie... Musz ci o czym powiedzie! Moja
pami zanika...
Nie rozumia, jak to robia, jak udao jej si przenikn do jego umysu.
Teresa zamilka na chwil, po czym powiedziaa co, co byo zupenie pozbawione
sensu.
- Labirynt to kod, Tom. Labirynt to kod.
Thomas nie chcia si z ni zobaczy. Nie chcia si z nikim widzie.
Jak tylko Newt poszed z ni porozmawia, Thomas wymkn si po cichu, liczc, e
nikt w caym tym zamieszaniu go nie zauway. To byo atwe, zwaszcza e wszyscy skupili
si na nieznajomej dziewczynie, ktra wanie obudzia si ze piczki. Obszed skraj Strefy,
nastpnie biegiem uda si w swoje zaciszne miejsce w lesie z tyu Grzebarzyska.

Przyczai si w rogu, wtulajc w bluszcz i zarzucajc na cae ciao koc. Wygldao to


na rozpaczliw prb ukrycia si przed wtargniciem Teresy do jego umysu. Upyno kilka
minut, jego serce w kocu si uspokoio.
- Najgorsze byo zapominanie ciebie.
Z pocztku Thomas sdzi, e to kolejna wiadomo w jego gowie. Przycisn
cinite pici do uszu. Jednak tym razem gos by jaki... inny. Usysza go na wasne uszy.
Dziewczcy gos. Ciarki przeszy mu po plecach, gdy powoli odsoni koc.
Po jego prawej stronie staa Teresa, opierajc si o masywny kamienny mur.
Wygldaa teraz zupenie inaczej, bya przytomna i ywa. Ubrana w bia koszul z dugimi
rkawami, niebieskie jeansy i brzowe buty, wydawaa si jeszcze pikniejsza ni wtedy, gdy
widzia j w piczce. Miaa czarne wosy, jasn skr, a w jej oczach pon ywy ogie.
- Tom, czy ty naprawd mnie nie pamitasz? - Jej gos by delikatny, w
przeciwiestwie do tego oszalaego, cikiego
dwiku, ktry z siebie wydobya, gdy przekazaa wiadomo, e nic ju nie bdzie
takie jak kiedy.
- To znaczy... e ty pamitasz mnie? - zapyta, zawstydzony piskliwym dwikiem,
ktry wyda z siebie przy ostatnim sowie.
- Tak. Nie. Moe. - Oburzona wzniosa rce w gr. - Nie potrafi tego wytumaczy.
Thomas otworzy usta, po czym zamkn je, nie wypowiadajc ani sowa.
- Pamitam, e pamitaam - wyszeptaa, siadajc i ciko wzdychajc. Przysuna
kolana do piersi i obja je ramionami. - Uczucia. Emocje. Zupenie jakbym miaa w gowie
pki opatrzone etykiet dla wspomnie i twarzy, ktre s teraz puste. Jak gdyby wszystko, co
wydarzyo si wczeniej, znajdowao si po drugiej stronie, spowite bia zason. cznie z
tob.
- Ale skd mnie znasz? - Czu si, jakby ciany wok niego wiroway.
Teresa odwrcia si w jego stron.
- Nie wiem. Ale to ma co wsplnego z wydarzeniami sprzed Labiryntu. Z nami. Ale
jak mwiam, to wspomnienie jest gwnie puste.
- Skd wiesz o Labiryncie? Kto ci powiedzia? Przecie dopiero co si obudzia.
- Ja... mam teraz jeden wielki mtlik w gowie. - Wycigna do. - Ale wiem, e
jeste moim przyjacielem.
Niemal oszoomiony, Thomas odcign cakowicie koc i pochyli si do przodu, aby
ucisn jej do.
- Podoba mi si, jak mwisz do mnie Tom. - Wiedzia, e nie mg powiedzie

niczego bardziej gupiego, gdy tylko sowa opuciy jego usta.


Teresa przewrcia oczami.
- To przecie twoje imi, czy nie?
- Tak, ale wikszo ludzi zwraca si do mnie per Thomas. Moe poza Newtem, on
mwi do mnie Tommy. Tom sprawia, e czuje si... jakbym by w domu, cho sam nie wiem,
czym on waciwie jest. - Wyda z siebie gorzki umiech. - Jestemy popaprani czy jak?
Umiechna si po raz pierwszy i Thomas o mao nie odwrci wzroku, zupenie jak
gdyby tak mia rzecz nie pasowaa zupenie do tak ponurego i szarego miejsca. Jakby nie mia
prawa spoglda na jej umiech.
- Tak i to niele - odpowiedziaa. - Boj si.
- Ja te, moesz mi wierzy.
Upyno kilka minut, podczas ktrych oboje wbijali wzrok w ziemi.
- Jak... - zacz, nie wiedzc, jak j zapyta. - W jaki sposb... rozmawiaa ze mn w
mojej gowie?
Teresa pokrcia gow.
- Nie mam pojcia, po prostu potrafi - powiedziaa do niego w mylach. Nastpnie
przemwia na gos: - To tak, jakby prbowa teraz jazdy na rowerze, gdyby go tu mieli.
Zao si, e mgby to zrobi bez chwili namysu. Ale czy pamitasz, jak uczye si na
nim jedzi?
- Nie. Chodzi mi o to, e... Pamitam, jak si jedzi, ale nie mog sobie przypomnie,
kiedy si tego nauczyem. - Zamilk, czujc ogarniajcy go smutek. - Albo kto mnie tego
nauczy.
- C - powiedziaa, jej usta dray, jakby poczua si zakopotana jego nagym
przejawem przygnbienia. - Tak czy inaczej... to wanie mniej wicej tak wyglda.
- To wyjania par rzeczy.
Teresa wzruszya ramionami.
- Ale nikomu o tym nie mwie? Pomyl, e oszalelimy.
- C... powiedziaem, kiedy przytrafio mi si to po raz pierwszy. Ale wydaje mi si,
e Newt doszed do wniosku, e to z powodu stresu. - Thomas poczu si niespokojnie,
zupenie jak gdyby mia oszale, jeeli si nie poruszy. Wsta i zacz chodzi w kko. Musimy wyjani par rzeczy. T dziwn wiadomo, ktr trzymaa, mwic, e jeste
ostatni osob, ktra tu przybya, twoj piczk, fakt, e moesz si ze mn telepatycznie
porozumiewa. Co przychodzi ci do gowy?
Teresa wodzia za nim wzrokiem, kiedy chodzi tam i z powrotem.

- Oszczdzaj siy i nie zadawaj wicej pyta. Mam jedynie niejasne wraenie, e. ty i
ja bylimy istotni, e w jaki sposb nas wykorzystano. e jestemy inteligentni. e
przybylimy tu nie bez powodu. Wiem, e zapocztkowaam Koniec, cokolwiek to oznacza. Jkna, a jej twarz zasza purpur. - Moje wspomnienia s rwnie bezuyteczne, co twoje.
Thomas uklkn przed ni.
- Nieprawda. To, e wiedziaa o tym, i wymazano mi pami, nawet mnie o to nie
pytajc, i o pozostaych rzeczach, wiadczy o tym, e wiesz o wiele wicej ni ktokolwiek z
nas.
Ich spojrzenie spotkao si na dusz chwil. Jej umys wirowa, starajc si nada
temu wszystkiemu sens.
- Po prostu tego nie rozumiem - powiedziaa w mylach.
- No i znowu - powiedzia na gos Thomas, cho ulyo mu, e ju si nie obawia tego
gosu w gowie. - Jak ty to robisz?
- Tak po prostu, i zao si, e ty te potrafisz.
- C, jako nie pal si, aby sprbowa. - Thomas usiad na ziemi i przycign
kolana do piersi, tak jak zrobia to wczeniej Teresa. - Powiedziaa co do mnie, w mojej
gowie, tu przed tym, jak mnie tu znalaza. Powiedziaa, e Labirynt to kod. Co miaa
na myli?
Pokrcia lekko gow.
- Kiedy obudziam si po raz pierwszy, to czuam si, jakbym bya w zakadzie dla
obkanych. Jakie dziwne osoby nade mn, wiat wyania si wok, wspomnienia w mojej
gowie wiroway jak szalone. Staraam si uchwyci kilka i to byo wanie jedno z nich. Nie
pamitam, dlaczego to powiedziaam.
- Byo co jeszcze?
- Prawd mwic, to tak. - Podwina lewy rkaw koszuli, odsaniajc rami. Na jej
skrze, czarnym tuszem wypisane byy niewielkie litery.
- Co to jest? - zapyta, nachylajc si bliej.
- Sam przeczytaj.
Litery byy niechlujnie nakrelone, jednak kiedy uwaniej si im przyjrza, zdoa
odczyta napis. DRESZCZ jest dobry.
Serce zabio mu szybciej.
- Widziaem ju to sowo. DRESZCZ. - Szuka w gowie odpowiedzi, co ono mogo
oznacza. - Na maych owadach, ktre tu yj. Na ukolcach.
- Co to za jedne?

- Jaszczurkopodobne maszyny, ktre szpieguj nas na zlecenie Stwrcw, ludzi,


ktrzy nas tu zesali.
Teresa zastanawiaa si nad tym przez chwil, spogldajc przed siebie. Nastpnie
skupia wzrok na swoim ramieniu.
- Nie pamitam, dlaczego to napisaam - powiedziaa, linic kciuk i starajc si
zmaza wypisane sowa. - Ale nie pozwl mi o tym zapomnie. To musi co znaczy.
Te trzy sowa nie daway Thomasowi spokoju.
- Kiedy to napisaa?
- Kiedy si obudziam. Obok ka lea dugopis i notes. Zapisaam to, kiedy zrobio
si zamieszanie.
Ta dziewczyna go zdumiewaa - najpierw wi, ktra ich czya od samego pocztku,
pniej telepatia, a teraz to.
- Wszystko, co si z tob wie, jest jakie dziwne. Wiesz o tym, prawda? - zapyta
Thomas.
- Patrzc na twoj ma kryjwk, powiedziaabym, e z tob te nie wszystko jest w
porzdku. Bo kto normalny mieszka w lesie?
Thomas prbowa rzuci na ni gniewne spojrzenie, jednak si umiechn. Czu si
aonie i byo mu wstyd, e si ukrywa.
- C, wyglda na to, e jestemy do siebie podobni, a w dodatku twierdzisz, e
jestemy przyjacimi. Chyba musz ci zaufa.
Wycign do, by po raz kolejny j ucisn. Teresa trzymaa jego do przez
dusz chwil. Thomas poczu z tego powodu niespodziewanie przyjemny dreszcz.
- Chc tylko wrci do domu - powiedziaa, w kocu wypuszczajc jego do. - Tak
jak kady z was.
Thomas dozna gorzkiego rozczarowania, gdy nagle powrci do rzeczywistoci i
uwiadomi sobie, jak ponurym miejscem sta si wiat.
- Obecnie sytuacja nie wyglda za ciekawie. Soce znikno, a niebo spowia szaro,
nie przysano nam rwnie cotygodniowego zaopatrzenia. Wyglda wic na to, e wkrtce i
tak si to wszystko zakoczy.
Jednak zanim Teresa zdya mu odpowiedzie, z lasu wybieg Newt, zmierzajc w
ich w stron.
- Jak u diaba... - powiedzia, zatrzymujc si przed nimi. Alby oraz kilka innych osb
byo tu za nim. Newt spojrza na Teres. - Jak si tu dostaa? Plaster powiedzia, e w jednej
chwili leaa w ku, a w nastpnej ju ci, cholera, nie byo.

Teresa wstaa, zaskakujc Thomasa swoj pewnoci siebie.


- Chyba zapomnia wspomnie o tym, jak kopnam go w krocze i uciekam przez
okno.
Thomas wybuchn miechem, gdy Newt odwrci si do starszego chopaka, ktry
sta nieopodal i ktrego twarz nagle oblaa si purpur.
- Moje gratulacje, Jeff - powiedzia Newt. - Zostae oficjalnie pierwszym facetem w
Strefie, ktry da si skopa dziewczynie.
Teresa nie przerywaa.
- Mw tak dalej, a bdziesz nastpny.
Newt odwrci si w ich stron, jednak na jego twarzy nie malowa si lk. Sta w
milczeniu, po prostu si w nich wpatrujc. Thomas robi to samo, zastanawiajc si, co
chodzio Newtowi po gowie.
Alby podszed do nich.
- Mam tego do. - Wskaza na pier Thomasa, niemal go trcajc. - Chc wiedzie,
kim jeste, kim jest ta dziewucha i skd si znacie.
Thomas poczu, jak robi mu si sabo.
- Alby, przysigam, ja...
- Jak tylko si obudzia, przysza prosto do ciebie, smrodasie!
Thomas poczu, jak wzbiera w nim gniew i niepokj, e Alby postrada rozum, tak jak
Ben.
- No i co z tego? Znam j, ona zna mnie lub przynajmniej si znalimy. To nic nie
znaczy! Nic nie pamitam. Tak samo jak ona.
Alby spojrza na Teres.
- Co zrobia?
Thomas, zdumiony pytaniem, spojrza na Teres, aby zobaczy, czy dziewczyna wie,
o co mu chodzio. Jednak nie odpowiedziaa.
- Co zrobia, si pytam! - wrzasn Alby. - Najpierw niebo, teraz to.
- Zapocztkowaam co - odpowiedziaa spokojnym gosem. - Nie specjalnie,
przysigam. Zapocztkowaam Koniec. Ale nie wiem, co to oznacza.
- Co jest, Newt? - zapyta Thomas, nie chcc si zwraca bezporednio do Albyego. Co si stao?
Jednak Alby chwyci go za koszulk.
- Co si stao?! Powiem ci, co si stao, smrodasie. Jeste zbyt zajty robieniem
malanych oczu, aby si rozejrze wokoo. Aby zauway, jaka jest cholerna pora dnia!

Thomas spojrza na zegarek, uwiadamiajc sobie, przeraony, co przeoczy. I


wiedzia ju, co Alby chcia mu powiedzie, nim jeszcze zdy to zrobi.
- Mury, krtasie. Wrota. Nie zamkny si dzi na noc.
Thomas zaniemwi. Teraz wszystko si zmieni. Nie ma soca, nie ma zaopatrzenia,
nie ma ochrony przed Bldoercami. Teresa miaa racj od samego pocztku - nic ju nie jest
takie jak kiedy. Thomas poczu, jakby oddech zamarz mu w piersi, i nie mg wydusi z
siebie sowa.
Alby wskaza na dziewczyn.
- Zamkn j i to teraz! Billy, Jackson, bra j! Wsadcie j do Ciapy i nie zwracajcie
uwagi na jej pyskat geb.
Teresa nie zareagowaa, jednak Thomas nie mg sta spokojnie z boku i przyglda
si temu.
- Co ty wygadujesz? Nie moesz... - przerwa, gdy dostrzeg w oczach Alby ego
wcieko tak wielk, e a serce mu zadrao. - Ale... jak moesz j obwinia o to, e mury
nie zamkny si na noc?
Newt zrobi krok naprzd i pooy delikatnie do na piersi Albyego, odpychajc go.
- Jeszcze si pytasz, Tommy? Przecie sama si, cholera, do tego przyznaa.
Thomas odwrci si, aby spojrze na Teres, i poblad na widok smutku w jej
bkitnych oczach. Poczu si, jakby kto cisn doni jego serce.
- Ciesz si, e do niej nie doczysz - powiedzia Alby i rzuci im ostatnie spojrzenie,
nim odszed. Nigdy wczeniej Thomas nie mia tak wielkiej ochoty kogo uderzy.
Billy i Jackson podeszli do Teresy i chwycili za obie rce, po czym zaczli eskortowa
j do wizienia.
Zanim jednak dotarli do drzew, Newt ich zatrzyma.
- Zostacie z ni. Bez wzgldu na to, co si wydarzy, nikt nie ma prawa jej dotkn.
Przyrzeknijcie na swoje ycie.
Stranicy skinli, po czym odeszli, zabierajc ze sob winia. Thomasa zabolao
jeszcze bardziej to, e posza z nimi bez oporu. Nie mg uwierzy w smutek, ktry go
ogarn. Nie chcia si z ni rozstawa.
Przecie dopiero, co j spotkaem, pomyla. Nawet jej nie znam.
Wiedzia jednak, e to nie bya prawda. Czu czc ich blisko, ktra moga
powsta jedynie w czasie, zanim wymazano im pami.
- Przyjd do mnie - powiedziaa w mylach.
Nie wiedzia, jak jej odpowiedzie. Nie potrafi si w ten sposb porozumiewa. Ale i

tak sprbowa.
- Dobrze. Przynajmniej bdziesz tam bezpieczna.
Nie odpowiedziaa.
- Teresa?
Brak odpowiedzi.
Kolejne trzydzieci minut byy wybuchem masowego zamtu.
Cho od ranka, kiedy nie pojawio si soce, wiato wcale nie ulego zmianie, to
mona byo dostrzec, jakby nad Stref rozpostara si ciemno. Gdy Newt z Albym zwoali
wszystkich Opiekunw i nakazali im zebra wszystkie grupy wewntrz Bazy w przecigu
godziny, Thomas czu si jedynie obserwatorem, nie wiedzc do koca, jak moe pomc.
Budole - bez swojego szefa Gallyego, ktry nadal pozostawa zaginiony - dostali
rozkaz postawienia barykady przy wszystkich otwartych Wrotach. Wykonali to polecenie,
cho Thomas wiedzia, e nie byo zbyt wiele czasu ani materiaw, aby wynika z tego
jakakolwiek korzy. Zdawao mu si niemal, e Opiekunom zaleao na tym, aby zaj ludzi
czymkolwiek, aby odwlec w czasie nieunikniony atak paniki. Thomas pomg Budolom w
szukaniu kadego nadajcego si przedmiotu, zbierali je i rzucali w szczeliny pomidzy
murami, starajc si wszystko poprzybija, jak tylko mogli najmocniej. Cao wygldaa
mizernie i aonie, i przeraaa go miertelnie. Nie byo mowy, aby w ten sposb
powstrzymali najazd Bldoercw.
W czasie pracy Thomas zerka na innych uwijajcych si przy swoich zadaniach
mieszkacw Strefy.
Kada latarka, jak znaleziono, zostaa rozdana. Newt wyda polecenia, aby wszyscy
nocowali w Bazie, i eby nikt nie wcza wiata bez koniecznoci. Patelniak mia za zadanie
zabra z kuchni cae zapasy trwaego jedzenia i zanie je do Bazy na wypadek, gdyby zostali
tam uwizieni - Thomas mg sobie jedynie wyobrazi, jak okropna bya to wizja. Reszta
zbieraa zapasy i narzdzia. Thomas zobaczy, jak Minho przenosi z piwnicy do gwnego
budynku bro. Alby wyrazi si jasno, e nie bd ryzykowa: uczyni z Bazy swoj fortec i
musz zrobi wszystko, aby jej broni.
Kiedy Thomasowi w kocu udao si niepostrzeenie oddali od Budoli, poszed
pomc Minho w przenoszeniu pude z noami i kijami owinitymi drutem kolczastym.
Nastpnie Minho powiedzia, e Newt przydzieli mu specjalne zadanie i mniej wicej da
Thomasowi jasno do zrozumienia, aby spywa, odmawiajc udzielania mu jakichkolwiek
wyjanie.
Thomas poczu si zraniony, jednak odszed, tak naprawd chcc porozmawia o

pewnej sprawie z Newtem. Odnalaz go w kocu, gdy przechodzi przez dziedziniec w stron
Mordowni.
- Newt! - zawoa, starajc si go dogoni. - Musisz mnie wysucha.
Newt zatrzyma si tak niespodziewanie, e Thomas, rozpdzony, o mao na niego nie
wpad. Odwrci si i rzuci Thomasowi poirytowane spojrzenie, zdajce si mwi, aby
dobrze si zastanowi, zanim cokolwiek powie.
- Streszczaj si - odpowiedzia.
Thomas o mao nie wzdrygn si, nie wiedzc do koca, jak wyrazi to, co mia na
myli.
- Musicie j wypuci. - Wiedzia, e tylko ona moga pomc, e nadal moe pamita
o czym istotnym.
- Fajnie, e si zakumplowalicie. - Newt zacz odchodzi. - Nie zawracaj mi gowy,
Tommy.
Thomas chwyci go za rk.
- Wysuchaj mnie! Jej obecno co znaczy. Wydaje mi si, e przysano nas tutaj,
ebymy wam pomogli i zakoczyli to wszystko.
- Zakoczyli. Jasne, przez wpuszczenie hordy Bldoercw, aby nas pozabijali.
Syszaem ju dzisiaj kilka walnitych pomysw, ale twj bije je wszystkie na gow.
Thortias wyda z siebie pomruk niezadowolenia, aby Newt dowiedzia si, jak bardzo
by poirytowany.
- Nie, wcale nie sdz, aby o to chodzio.
Newt skrzyowa ramiona na piersi. Wyglda na rozdranionego.
- O czym ty gldzisz, wieuchu?
Odkd Thomas zobaczy wypisane na murze w Labiryncie sowa - departament
rozwoju eksperymentw, strefa zamknita: czas zagady - nie przestawa o nich rozmyla.
Wiedzia, e jeeli ktokolwiek mia mu uwierzy, to wanie Newt.
- Myl, e... jestemy tu w ramach jakiego chorego eksperymentu lub testu, albo
czego podobnego. Ale on zmierza ku kocowi. Nie moemy przecie tkwi tu w
nieskoczono. Ktokolwiek nas tu umieci, chce, aby to si ju zakoczyo. W ten czy w
inny sposb. - Thomas odczu ulg, gdy to z siebie wyrzuci.
Newt przetar oczy.
- I to niby ma mnie przekona, e wszystko jest cacy i e powinienem j wypuci?
Bo ksiniczka si zjawia i nagle wszystko wywrcio si do gry nogami?
- Nie o to chodzi. Nie sdz, aby ona miaa cokolwiek wsplnego z nasz obecnoci

tutaj. Jest jedynie pionkiem. Przysali j tutaj, jako nasze ostatnie narzdzie, wskazwk czy
cokolwiek, co pomogoby nam si std wydosta. - Thomas wzi gboki oddech. - Myl, e
mnie rwnie przysali z tego powodu. To, e zapocztkowaa Koniec, nie oznacza wcale, e
jest za.
Newt spojrza w kierunku Ciapy.
- Wiesz co? W tej chwili mi to powiewa. Jedn noc moe tam przekima.
Przynajmniej bdzie bezpieczna.
Thomas przytakn, wyczuwajc moliwo dojcia do kompromisu.
- W porzdku, musimy sobie jako dzisiaj da rad. Rano, kiedy bdzie ju
bezpiecznie, pomylimy, co z ni zrobi. Pomylimy, co sami mamy dalej robi.
Newt prychn.
- Wydaje ci si, Tommy, e jutro bdzie inaczej? Siedzimy tu ju od ponad dwch
cholernych lat.
Thomasa ogarno przytaczajce przeczucie, e ostatnie wydarzenia byy zacht,
katalizatorem, aby to wszystko zakoczy.
- Poniewa teraz ju musimy znale std wyjcie. Nie bdziemy mieli wyboru. Nie
moemy duej w ten sposb y, z dnia na dzie, patrzc tylko na to, czy uda nam si dotrze
cao i bezpiecznie z powrotem do Strefy przed zamkniciem Wrt na noc.
Newt sta przez chwil w milczeniu. Z kadej strony otaczali ich krztajcy si po
caym dziedzicu Streferzy.
- Musimy da z siebie wicej. Zosta tam, kiedy mury zaczn si przesuwa.
- Dokadnie - powiedzia Thomas. - Wanie o to mi chodzi. By moe uda nam si
zabarykadowa lub wysadzi wejcie do Nory Bldoercw. Zyska troch czasu, aby
przeszuka Labirynt.
- Alby nie zgodzi si na wypuszczenie dziewczyny - powiedzia Newt, skinwszy
gow w stron Bazy. - Facet nie ma o was najlepszego zdania, ale teraz naszym
zmartwieniem jest to, aby przetrwa do rana.
Thomas przytakn.
- Moemy ich pokona.
- Ju raz skopae im tyki, co nie? - Nie czekajc na odpowied, Newt odszed,
wydzierajc si na ludzi, aby dokoczyli prac i udali si do Bazy.
Thomas by zadowolony z rozmowy, lepszego jej przebiegu nie mg sobie
wymarzy. Postanowi si popieszy i porozmawia z Teres, zanim bdzie za pno.
Biegnc do Ciapy, ktra znajdowaa si z tyu Bazy, zerka na gromadzcych si ju

wewntrz Streferw, ktrzy taszczyli ze sob mnstwo rzeczy.


Thomas zatrzyma si przed niewielkim wizieniem, apic oddech.
- Teresa? - zapyta w kocu przez okratowane okienko pozbawionej wiata celi.
Jej twarz wyskoczya nagle po przeciwnej stronie. Wystraszya go.
Zanim zdy si powstrzyma, wyda z siebie zduszony krzyk - chwil pniej
doszed do siebie.
- Potrafisz niele czowieka nastraszy.
- To naprawd sodkie - powiedziaa. - Dzikuj. - W ciemnoci jej bkitne oczy
zaczynay wieci jak u kota.
- Nie ma za co - odpowiedzia, nie zwracajc uwagi na jej sarkazm. - Posuchaj, tak
sobie mylaem... - Zawaha si, zbierajc myli.
- Na pewno wicej ni ten palant Alby - mrukna pod nosem.
Thomas zgadza si z ni, jednak chcia jej jak najszybciej powiedzie o tym, z czym
do niej przyszed.
- Std musi by jakie wyjcie. Musimy si po prostu wysili i zosta w Labiryncie
duej. A to, co napisaa na ramieniu, i co powiedziaa o kodzie, to musi przecie co
oznacza.
Musi - pomyla. Poczu odrobin nadziei.
- Mylaam o tym samym. Ale najpierw, czy moesz mnie std wydosta? - Jej donie
pojawiy si nagle, ciskajc okienne kraty. Thomas poczu absurdaln potrzeb dotknicia
ich.
- Newt powiedzia, e moe jutro wyjdziesz. - Thomas cieszy si, e udao mu si
osign tak wielkie ustpstwo. - Przez noc bdziesz musiaa tu jako wytrzyma. W sumie to
moe by najbezpieczniejsze miejsce w Strefie.
- Dzikuj, e go poprosie. Fajnie bdzie przespa si na tej zimnej pododze. Wskazaa kciukiem za siebie. - Chocia moe powinnam si cieszy, e aden Bldoerca nie
przecinie si przez to okienko?
Wspomnienie Bldoercw zaskoczyo go. Nie przypomina sobie, aby zdy jej o
nich powiedzie.
- Jeste pewna, e niczego nie pamitasz?
Namylaa si przez chwil.
- To dziwne, ale wydaje mi si, e par rzeczy pamitam. Chyba e po prostu o tym
usyszaam, kiedy leaam w piczce.
- W sumie to nie ma teraz adnego znaczenia. Chciaem si z tob zobaczy, zanim

wejd na noc do rodka. - Jednak nie chcia odchodzi. Niemal aowa, e nie zamknito go
razem z ni. Umiechn si w mylach. Mg sobie jedynie wyobrazi reakcje Newta na tak
prob.
- Tom?
Thomas uwiadomi sobie, e wpatrywa si oszoomiony w przestrze.
- Tak?
Jej donie znikny niepostrzeenie w ciemnoci celi. Widzia jedynie jej oczy i blad
powiat jej biaej skry.
- Nie wiem, czy wytrzymam tu przez ca noc.
Thomas poczu, jak ogarnia go niewiarygodny przypyw smutku. Chcia ukra
Newtowi klucze i pomc jej w ucieczce. Wiedzia jednak, e to by absurdalny pomys.
Bdzie musiaa po prostu przez to przej. Spojrza w jej byszczce oczy.
- Przynajmniej nie zapadnie cakowita ciemno. Wyglda na to, e jestemy skazani
na ten szajsozmierzch dwadziecia cztery godziny na dob.
- Taa... - Teresa spojrzaa na Baz za nim, po czym ponownie skupia si na
Thomasie. - Twarda ze mnie dziewczyna, nic mi nie bdzie.
Thomas czu si okropnie, zostawiajc j tam, jednak wiedzia, e nie ma innego
wyboru.
- Dopilnuj, eby wypucili ci z samego rana.
Umiechna si, sprawiajc, e poczu si lepiej.
- Obiecujesz?
- Obiecuj. - Thomas pukn palcami w swoj praw skro. - Jeeli poczujesz si
samotna, to moesz ze mn porozmawia za pomoc... wszelkich twoich sztuczek. Postaram
si ci odpowiedzie. - Pogodzi si ju z tym, niemal tego pragn.
Mia jedynie nadziej, e uda mu si ustali, jak jej odpowiedzie, aby mogli ze sob
porozmawia.
- Niedugo si nauczysz - powiedziaa w mylach.
- Mam nadziej. - Sta w miejscu i nie chcia si stamtd ruszy. Na krok.
- Lepiej ju id. Nie chc mie ci na swoim sumieniu.
Thomas zmusi si do umiechu.
- Dobrze. Do zobaczenia jutro.
I zanim zdy si rozmyli, odszed niepostrzeenie, skrcajc za rogiem w stron
gwnego wejcia do Bazy, w chwili gdy ostatni Streferzy, poganiani przez Newta niczym
zbkane kurczaki, wchodzili wanie do rodka. Thomas wlizgn si za nimi, a na samym

kocu wszed Newt, zamykajc za sob drzwi.


Zanim zdyy si zatrzasn, Thomasowi wydawao si, e usysza pierwszy upiorny
jk Bldoercw, dobiegajcy gdzie z gbi Labiryntu.
Zapada noc.
Wikszo mieszkacw Strefy spaa zazwyczaj na zewntrz, wic zgromadzenie ich
wszystkich wewntrz Bazy spowodowao spory cisk. Opiekunowie przydzielili Streferw do
poszczeglnych pokojw, rozdajc koce i poduszki. Pomimo duej liczby osb oraz
panujcego chaosu, wrd zebranych zapanowaa niepokojca cisza, zupenie jakby nikt nie
chcia zwraca na siebie uwagi.
Kiedy wszyscy ju byli na swoich miejscach, Thomas poszed wraz Newtem, Albym i
Minho na gr, gdzie w kocu mogli dokoczy rozpoczt wczeniej rozmow. Alby i Newt
usiedli na jedynym ku w pokoju, podczas gdy Thomas i Minho spoczli na krzesach
naprzeciwko. Pozostaymi meblami w pokoju bya krzywa drewniana toaletka oraz may
stolik z lamp, z ktrej pyno jedyne wiato. Szara ciemno napieraa z zewntrz na szyby
okien, zwiastujc nadejcie zowrogich wydarze.
- Niewiele brakuje - mwi Newt - abym rzuci to wszystko w choler i pocaowa
Bldoerc na dobranoc. Nie mamy zapasw, wisi nad nami szare niebo, mury si nie
zamykaj. Nie moemy si jednak poddawa i wszyscy o tym wiemy. woki, ktre nas tu
przysay, albo chc nas zabi, albo pobudzi nas do dziaania. Tak czy inaczej, musimy
ruszy tyki, pki jeszcze moemy.
Thomas przytakn, jednak nic nie odpowiedzia. Zgadza si cakowicie, jednak nie
mia adnych konkretnych pomysw w zwizku z tym, co naleao zrobi. Jeeli przetrwaj do rana, to moe razem z
Teres uda im si co wymyli.
Thomas spojrza na Albyego, ktry wpatrywa si w podog, najwyraniej
pogrony we wasnych ponurych mylach. Na jego twarzy wci malowao si zmczenie
oraz przygnbienie, a oczy mia zapadnite i podkrone. Przemiana byo waciwym
okreleniem, biorc pod uwag to, co z nim zrobia.
- Alby? - zapyta Newt. - Chcesz si przyczy?
Alby podnis wzrok, zaskoczenie malowao si na jego twarzy, zupenie jakby nie
zdawa sobie sprawy z tego, e kto inny jeszcze przebywa w pokoju.
- Co? Ach tak. Ogay. Ale widzielicie, co si dzieje noc. Tylko dlatego, e udao si
Superwieuchowi, to wcale nie oznacza, e uda si i nam.
Thomas przewrci oczami i zerkn w kierunku Minho. Mia ju do zachowania

Albyego.
Jeeli Minho myla to samo, to dobrze to ukrywa.
- Popieram Thomasa i Newta. Musimy skoczy z tym mazgajeniem i ualaniem si
nad sob. - Zatar rce i nachyli si do przodu. - W pierwszej kolejnoci jutro z samego rana,
kiedy Zwiadowcy wyrusz do Labiryntu, przydzielicie grupy do studiowania Map na okrgo.
Spakujemy si porzdnie, tak abymy mogli tam zosta przez kilka dni.
- e co? - zapyta Alby gosem, ktry w kocu ujawni jakie emocje. - Co masz na
myli, mwic dni?
- Mam na myli dni. Przy otwartych Wrotach i braku soca i tak nie ma sensu tutaj
wraca. Pora zabawi tam duej i sprawdzi, czy gdzie nie otwieraj si jakie drzwi, kiedy
mury si przesuwaj. Jeeli si jeszcze przesuwaj.
- Nie ma mowy - odpar Alby. - Ukryjemy si w Bazie, a jeeli to si nie sprawdzi, to
mamy jeszcze Pokj Map i Ciap.
Nie moemy, purwa, prosi ludzi, aby poszli tam na pewn mier! Kto by si na to
odway?
- Ja - odpowiedzia Minho. - Thomas.
Wszyscy spojrzeli na Thomasa, ktry po prostu przytakn. Cho myl ta przeraaa
go miertelnie, to zbadanie Labiryntu - prawdziwe spenetrowanie go - byo tym, co chcia
uczyni od samego pocztku, gdy tylko o nim usysza.
- I ja, jeeli bd musia - przemwi Newt, zaskakujc Thomasa. Cho nigdy o tym
nie mwi, to byo oczywiste, e jego utykanie nieustannie przypominao mu o jakich
strasznych wydarzeniach w Labiryncie. - jestem pewien, e wszyscy Zwiadowcy rwnie.
- Z twoim kulasem? - prychn sarkastycznie Alby.
Newt zmarszczy brwi i wbi wzrok w podog.
- Nie bd nikogo prosi o zrobienie czego, jeeli sam, cholera, nie zamierzam wzi
w tym udziau.
Alby osun si na ko i opar nogi na poduszce.
- Wszystko jedno. Rb, co chcesz.
- Rb, co chcesz? - zapyta Newt, wstajc. - Co jest z tob, czowieku? Wydaje ci si,
e mamy jaki wybr? Chcesz, abymy siedzieli na tykach i czekali, a wykocz nas
Bldoercy?
Thomas chcia wsta i przekona Albyego do dziaania, bdc pewnym, e w kocu
pozbdzie si depresyjnego nastroju.
Jednak ich przywdca w najmniejszym stopniu nie okazywa skruchy, nie byo

rwnie po nim wida, aby przejmowa si reprymend.


- To lepsze od wbiegnicia wprost na nich.
- Alby, musisz zacz zachowywa si odpowiedzialnie.
Cho ciko byo mu to przyzna, Thomas wiedzia, e jeeli zamierzali cokolwiek
osign, to potrzebowali Alby ego. Streferzy go podziwiali.
Alby w kocu wzi gboki oddech, po czym spojrza na kadego z nich.
- Zdajecie sobie spraw, e jestem popaprany? Powanie... Przepraszam. Nie
powinienem by duej przywdc.
Thomas wstrzyma oddech. Nie mg uwierzy w to, co Alby wanie powiedzia.
- Jasna cholera - zacz Newt.
- Nie! - krzykn Alby, na jego twarzy malowaa si pokora i rezygnacja. - Nie to
miaem na myli. Posuchaj. Nie powiedziaem, e powinnimy si zamieni. Po prostu
twierdz, e... to wy powinnicie podj decyzj. Nie ufam swoim osdom. Wic... tak,
zrobi, co chcesz.
Thomas widzia, e zarwno Minho, jak i Newt byli rwnie zaskoczeni, co on sam.
- Hmm... ogay - odpowiedzia powoli Newt, jakby nie bdc pewnym, czy to prawda.
- To wypali, obiecuj. Przekonasz si.
- Taa - mrukn pod nosem Alby. Po dugiej przerwie w kocu przemwi, z nut
dziwnego podekscytowania w gosie. - Wiecie co? Przydzielcie mnie do nadzoru Map.
Dopilnuj, aby Streferzy wypruli sobie przy nich flaki.
- Mnie pasuje - powiedzia Minho. Thomas chcia si zgodzi, jednak nie wiedzia,
czy mia prawo gosu.
Alby postawi z powrotem stopy na pododze i usiad wyprostowany.
- Wiecie, to by naprawd gupi pomys z naszej strony, e postanowilimy zosta tu
na noc. Powinnimy by w Pokoju Map i pracowa.
Thomas pomyla, e to bya najmdrzejsza rzecz, jak Alby powiedzia od dawna.
Minho wzruszy ramionami.
- Pewnie masz racj.
- Wic id - powiedzia Alby, skinwszy pewnie gow. - to zaraz.
Newt pokrci gow.
- Zapomnij. Sycha ju byo zawodzenie cholernych Bldoercw. Musimy poczeka
do pobudki.
Alby pochyli si do przodu, opierajc okcie na kolanach.
- Hola, to wy, smrodasy, zaczlicie ca t oywcz gadk. Wic nie biadolcie, kiedy

w kocu zaczem was sucha. Jeeli mam co zrobi, to musz to zrobi, by dawnym sob.
Musz si czym zaj.
Thomas odczu ulg. Mia ju dosy spierania si.
Alby wsta.
- Powanie, musz to zrobi. - Ruszy w kierunku drzwi, jakby naprawd zamierza
wyj.
- Nie mwisz powanie - odezwa si Newt. - Nie moesz tam teraz wyj!
- Id i basta. - Alby wycign z kieszeni swj pk kluczy i zabrzcza nim szyderczo.
- Thomas nie mg uwierzy w jego nagy przypyw odwagi. - Do zobaczenia rano,
smrodaski.
I wyszed.
To byo dziwne uczucie, zdawa sobie spraw z tego, e pora bya coraz pniejsza,
e ciemno powinna pochon cay wiat wokoo, jednak mimo to na zewntrz pulsowao
jedynie blade, szare wiato. Thomas nie potrafi si do tego przyzwyczai, zupenie jakby
potrzeba snu, ktra wzrastaa w nim powoli z kad upywajc minut, bya jako dziwnie
nienaturalna. Czas zwolni swj bieg i zacz si wlec nieustpliwie. Poczu, jakby jutro miao
nigdy nie nadej.
Pozostali Streferzy uoyli si na kach i usadowili na fotelach, wtulajc si w
poduszki i nakrywajc kocami. Starali si zasn. Nikt si nie odzywa, nastrj by wisielczy i
ponury. Sycha byo jedynie ciche powczenie nogami i szepty.
Thomas prbowa ze wszystkich si zasn, wiedzc, e dziki temu czas szybciej
upynie, jednak po dwch godzinach wci mu si ta sztuka nie udawaa. Pooy si na
grubym kocu na pododze, w jednym z pokojw na grze, obok kilku innych Streferw,
cinitych niemal jeden na drugim. ko przypado Newtowi.
Chuck wyldowa w innym pokoju i z jakiego powodu Thomas wyobrazi sobie, e
siedzia skulony w ciemnym rogu, paczc i przyciskajc swj koc do piersi niczym
pluszowego misia. Ten obraz zasmuci go tak bardzo, e stara si go przegoni, jednak na
prno.
Niemal kada osoba miaa przy sobie latark na wszelki wypadek. Pomimo bladej jak
mier powiaty ich nowego nieba, Newt rozkaza zgasi wszystkie wiata. Nie byo
potrzeby cigania na siebie niepotrzebnej uwagi. Zrobili wszystko, co mona byo zrobi w
tak krtkim czasie, aby przygotowa si na atak Bldoercw: pozabijali okna deskami,
zastawili drzwi meblami, a w doniach dzieryli noe...
A jednak Thomas nie czu si bezpiecznie.

Wyczekiwanie na to, co mogo si wydarzy, byo nie do zniesienia. Szpony strachu i


rozpaczy zaczy zaciska si wok jego szyi. Niemal pragn, aby kreatury w kocu
przylazy i zakoczyy t jego mk. Oczekiwanie byo nie do wytrzymania.
Odlege zawodzenie Bldoercw stawao si coraz goniejsze wraz z upywem nocy,
a kada kolejna minuta wydawaa si trwa o wiele duej od poprzedniej.
Upyna kolejna godzina. Nastpnie jeszcze jedna. W kocu przyszed sen, jednak w
ndznych kawakach. Thomas podejrzewa, e musiao by okoo drugiej nad ranem, kiedy
obrci si z plecw na brzuch po raz tysiczny tej nocy. Pooy donie pod policzki i zacz
wpatrywa si w nog ka, ktra w przymionym wietle wygldaa niemal jak cie.
Wwczas wszystko si zmienio.
Z zewntrz dobiegy go gone dwiki maszyn, a wraz z nimi znane mu szczkanie
toczcego si po kamiennej ziemi Bldoercy, podobne do dwikw porozrzucanych
gwodzi. Thomas zerwa si na rwne nogi, tak jak wikszo jego kompanw.
Newt ju sta, wymachiwa rkoma, a nastpnie ucisza wszystkich, przykadajc palec
do ust. Nie zwaajc na chor nog, podszed na palcach do jedynego okna w pokoju, ktre
zabezpieczay trzy popieszenie przybite deski. Przez wielkie szpary mona si byo dobrze
przyjrze temu, co znajdowao si na zewntrz. Zachowujc ostrono, Newt nachyli si
bliej, a Thomas poszed po cichu za nim.
Przykucn obok niego, tu przy najniszej z przybitych desek, przykadajc oko do
szpary. Przebywanie tak blisko ciany byo przeraajcym uczuciem. Jednak jedyne, co
dostrzeg, to pusty dziedziniec. Nie mia wystarczajco duo miejsca, aby spojrze w gr, na
d czy na boki, mg patrze jedynie przed siebie. Po upywie minuty zrezygnowa i opar si
plecami o cian. Newt rwnie odszed i usiad na ku.
Upyno kilka kolejnych minut, w trakcie ktrych co kade dziesidwadziecia
sekund rozbrzmieway rozmaite, przenikliwe dwiki Bldoercw. Zgrzyt toczcego si
metalu poprzedzonego piskiem maych silnikw. Szczk ostrzy o twardy kamie. Najpierw
trzaski, potem dwiki otwierania si czego i ponownie trzaski. Thomas wzdryga si ze
strachu na kady usyszany dwik.
Brzmiao to tak, jakby na zewntrz znajdowaa si ich trjka lub czwrka. Co
najmniej.
Sysza, jak wynaturzone bestiomaszyny s coraz bliej. Czekay na kamiennych
pytach na dole. Zewszd rozlegao si buczenie i mechaniczny stukot.
Thomasowi zascho w ustach. Widzia ich ju twarz w twarz, pamita to wszystko
zbyt dobrze. Powtarza sobie w mylach, aby gboko oddycha. Pozostali Streferzy w pokoju

stali nieruchomo. Nikt nie wyda z siebie nawet dwiku. Strach zawis w powietrzu niczym
miecz nad szyj skazaca.
Jeden z Bldoercw wyda z siebie dwiki, jakby zmierza w stron budynku.
Nastpnie trzaski wydawane przez jego toczce si po kamieniu kolce przybray niski, guchy
ton. Thomas widzia wszystko oczami wyobrani: metalowe ostrza kreatury wbijajce si w
drewnian podog budynku, jej masywne cielsko toczce si wewntrz domu i wspinajce
si na gr do ich pokoju, przeciwstawiajce si grawitacji swoj si. Thomas sysza, jak
kolce Bldoercy rozryway drewno na strzpy, torujc sobie drog na gr. Cay budynek si
trzs.
Skrzypienie, miadenie i amanie drewna - te dwiki stay si dla Thomasa
najbardziej przeraajcymi odgosami na wiecie. Byy coraz goniejsze, coraz blisze.
Pozostali chopcy chodzili nerwowo po pokoju, starajc si trzyma jak najdalej od okna.
Thomas w kocu poszed za ich przykadem, Newt by obok niego. Wszyscy zgromadzili si
pod przeciwleg cian, wpatrujc si w okno.
Gdy dwiki staway si ju nie do wytrzymania - Thomas uwiadomi sobie, e
Bldoerca by tu za oknem - nagle zapada zowroga cisza. Thomas niemal sysza bicie
wasnego serca.
Na zewntrz rozbysy wiata, rzucajc do pokoju przez szpary w oknie pomidzy
deskami dziwne promienie.
Sysza, jak wynaturzone bestiomaszyny s coraz bliej. Czekay na kamiennych
pytach na dole. Zewszd rozlegao si buczenie i mechaniczny stukot.
Thomasowi zascho w ustach. Widzia ich ju twarz w twarz, pamita to wszystko
zbyt dobrze. Powtarza sobie w mylach, aby gboko oddycha. Pozostali Streferzy w pokoju
stali nieruchomo. Nikt nie wyda z siebie nawet dwiku. Strach zawis w powietrzu niczym
miecz nad szyj skazaca.
Jeden z Bldoercw wyda z siebie dwiki, jakby zmierza w stron budynku.
Nastpnie trzaski wydawane przez jego toczce si po kamieniu kolce przybray niski, guchy
ton. Thomas widzia wszystko oczami wyobrani: metalowe ostrza kreatury wbijajce si w
drewnian podog budynku, jej masywne cielsko toczce si wewntrz domu i wspinajce
si na gr do ich pokoju, przeciwstawiajce si grawitacji swoj si. Thomas sysza, jak
kolce Bldoercy rozryway drewno na strzpy, torujc sobie drog na gr. Cay budynek si
trzs.
Skrzypienie, miadenie i amanie drewna - te dwiki stay si dla Thomasa
najbardziej przeraajcymi odgosami na wiecie. Byy coraz goniejsze, coraz blisze.

Pozostali chopcy chodzili nerwowo po pokoju, starajc si trzyma jak najdalej od okna.
Thomas w kocu poszed za ich przykadem, Newt by obok niego. Wszyscy zgromadzili si
pod przeciwleg cian, wpatrujc si w okno.
Gdy dwiki staway si ju nie do wytrzymania - Thomas uwiadomi sobie, e
Bldoerca by tu za oknem - nagle zapada zowroga cisza. Thomas niemal sysza bicie
wasnego serca.
Na zewntrz rozbysy wiata, rzucajc do pokoju przez szpary w oknie pomidzy
deskami dziwne promienie. Nastpnie wski cie przerwa wiato, przesuwajc si tam i z
powrotem. Thomas wiedzia, e to Bldoerca, ktry wycign swoj sond oraz bro,
szykujc si na uczt. Thomas wyobrazi sobie, jak mechaniczne chrzszcze pomagaj
Bldoercy znale drog do rodka. Kilka sekund pniej cie znikn. wiato zatrzymao
si, rzucajc na pokj trzy nieruchome paszczyzny blasku.
Napicie byo nie do wytrzymania. Thomas nie sysza, aby inni choby oddychali.
Pomyla, e mniej wicej to samo musiao dzia si w pozostaych pokojach. Wtedy
przypomnia sobie o Teresie zamknitej w Ciapie.
Mia nadziej, e do niego przemwi, kiedy nagle drzwi od strony korytarza stany
otworem. W caym pokoju wybuchy stumione okrzyki strachu. Streferzy spodziewali si
ataku od strony okna, a nie zza plecw. Thomas odwrci si, aby sprawdzi, kto otworzy
drzwi. Spodziewa si ujrze przeraonego Chucka albo skruszonego Albyego. Jednak kiedy
dostrzeg osob, ktra tam staa, mia wraenie, e jego czaszka zacza si gwatownie
kurczy, przygniatajc jego mzg w nagym zdumieniu.
W drzwiach sta Gally.
W oczach Gallyego pona wcieko. Jego ubranie byo porozdzierane i brudne.
Upad na kolana i nie rusza si, jego pier pulsowaa, gdy oddycha z trudem. Rozejrza si
po pokoju niczym wcieky pies w poszukiwaniu swej ofiary. Nikt nie odezwa si ani
sowem. Zupenie jakby wszyscy wierzyli, e by jedynie wytworem ich wyobrani.
- Zabij was! - wrzasn Gally, pryskajc lin. - Bldoercy was wszystkich
pozabijaj, po jednym kadej nocy, pki si to nie skoczy!
Thomas przyglda si oniemiay, jak Gally wsta i chwiejc si, ruszy przed siebie,
cignc za sob praw nog. Nikt z zebranych w pokoju ani drgn, najwyraniej wszyscy
byli zbyt zszokowani, aby cokolwiek zrobi. Newt sta z szeroko rozdziawion szczk.
Thomas wystraszy si bardziej niespodziewanego gocia anieli Bldoercw, ktrzy
znajdowali si tu za oknem.
Gally zatrzyma si tu przed Thomasem i Newtem. Wskaza na Thomasa

zakrwawionym placem.
- Ty - powiedzia w tak szyderczy sposb, e zabrzmiao to niemal komicznie. - To
wszystko twoja wina! - Bez ostrzeenia, zamachn si lew rk, skadajc do w pi, i
uderzy Thomasa w skro. Krzyczc, Thomas upad powalony na ziemi, bardziej z
zaskoczenia ni z blu. Podnis si, ledwie tylko znalaz si na pododze.
Newt w kocu wyrwa si z ucisku oszoomienia i odepchn Gally ego. Gally
polecia do tyu i upad na stolik przy oknie, a lampa, ktra na nim staa, spada z hukiem na
ziemi i rozbia si na kawaki. Thomas spodziewa si, e Gally rzuci si w odwecie na
Newta, jednak chopak pozbiera si z podogi i zmierzy wszystkich obdnym wzrokiem.
- Std nie ma wyjcia - powiedzia, tym razem cichym, chodnym i przeraliwym
gosem. - Purewski Labirynt wykoczy was wszystkich... Pozabijaj was Bldoercy... po
jednym co noc, pki si to nie skoczy... Tak bdzie lepiej... - Wbi wzrok w podog. - Bd
zabija tylko jednego... ich gupie Wyzwania...
Thomas przysuchiwa si, starajc si opanowa strach, aby zapamita wszystko, co
mwi szurnity chopak.
Newt zrobi krok do przodu.
- Zawrzyj parszywy twarzostan, za oknem jest Bldoerca. Siadaj na tyku i ani sowa,
moe sobie pjdzie.
Gally spojrza na niego, mruc oczy.
- Ty nic nie rozumiesz. Jeste na to za gupi. Zawsze bye. Std nie ma wyjcia, nie
mona ich pokona! Zabij ci, zabij was wszystkich, jednego po drugimi.
Wykrzykujc ostatnie sowa, Gally rzuci si w stron okna i zacz szarpa deski
niczym dzikie zwierz, ktre prbuje uciec z klatki. Zanim Thomas lub ktokolwiek inny
zdoa zareagowa, Gally zdy ju oderwa jedn z nich i rzuci ni o podog.
- Nie! - krzykn Newt, biegnc w jego kierunku. Thomas ruszy za nim, nie mogc
uwierzy w to, co wanie si dziao.
W chwili, gdy dopad do niego Newt, Gally oderwa drug desk. Zamachn si,
trzymajc j w obu doniach, i uderzy Newta w gow, posyajc go z hukiem na ko i
opryskujc krwi przecierado. Thomas powstrzyma go, szykujc si do walki.
- Gally! - krzykn. - Co ty wyprawiasz?!
Chopak splun na ziemi, sapic niczym wcieky pies.
- Zawrzyj purewski twarzostan, Thomas. Zamknij si! Wiem, kim jeste, ale mam to
gdzie. Robi to, co naley.
Thomas poczu, jakby jego nogi przywary do ziemi. By totalnie zaskoczony tym, co

powiedzia Gally. Przyglda si, jak Gally odrywa ostatni z desek. Jak tylko bezuyteczny
ju kawaek drewna uderzy o podog, szyba w oknie eksplodowaa, a do pokoju wpado
tysice kawaeczkw szka, niczym rj krysztaowych os. Thomas zakry twarz rkoma i
rzuci si na podog, starajc si odskoczy jak najdalej od okna. Gdy opad na ko,
odwrci si, gotowy, by spojrze przychodzcej po niego mierci w twarz.
Przez zniszczone okno zdyo si ju w poowie przecisn rozjuszone, ohydne
cielsko Bldoercy z jego metalowymi kleszczami, ktre kapay i trzaskay na wszystkie
strony. Thomas by tak przeraony, e o mao nie dostrzeg, e wszyscy z pokoju uciekli na
korytarz. Wszyscy za wyjtkiem Newta, ktry lea nieprzytomny na ku.
Zastygy z przeraenia, Thomas przyglda si, jak jedno z dugich odny Bldoercy
siga po pozbawione ycia ciao. To wystarczyo, aby przeama w sobie strach. Zerwa si na
nogi, lustrujc podog w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Dostrzeg jedynie noe - w tej
chwili nie mogy mu si do niczego przyda. Ogarna go panika, ktra zeraa go od rodka
niczym rak.
Nagle Gally ponownie si odezwa. Bldoerca cofn odne, zupenie jakby chcia
si przysucha temu, co mia do powiedzenia. Jego cielsko jednak wci napierao, prbujc
wcisn si do wntrza pokoju.
- Nikt tego nie rozumia! - wrzasn chopak, przekrzykujc okropne odgosy kreatury,
ktra taranowaa wejcie do wntrza pokoju, rozwalajc ciany na kawaki. - Nikt nigdy nie
rozumia tego, co zobaczyem. Tego, co si ze mn stao podczas Przemiany! Nie wracaj do
prawdziwego wiata! Nie chcesz... go... pamita!
Gally rzuci Thomasowi dugie szalone spojrzenie, jego oczy byy pene przeraenia.
Nastpnie odwrci si i rzuci na wierzgajce w oknie cielsko Bldoercy. Thomas krzykn,
przygldajc si, jak wszystkie olbrzymie odna kreatury natychmiast si schoway i
zacisny na doniach i nogach Gallyego, uniemoliwiajc mu jakkolwiek ucieczk czy
ratunek. Ciao Gally ego zatopio si w gbczastym cielsku potwora, wydajc przy tym
okropny chlupot. Nastpnie, z zaskakujc szybkoci, Bldoerca wycofa si na zewntrz
poamanej framugi okna i zacz przemieszcza si w stron ziemi.
Thomas podbieg do postrzpionej wyrwy w cianie, spogldajc w d w sam por,
aby ujrze, jak Bldoerca opada na ziemi i zaczyna ucieka przez Stref, a ciao Gallyego
to pojawia si, to znika, kiedy kreatura toczy si po kamiennym dziedzicu. wiata potwora
rzucay upiorn t powiat na otwarte Zachodnie Wrota, przez ktre rozpdzony
Bldoerca chwil pniej uciek, znikajc w otchani Labiryntu. Wtem, par sekund pniej,
kilka pozostaych stworw ruszyo za swoim towarzyszem, warkoczc i szczkajc,

celebrujc odniesione zwycistwo.


Thomas o mao nie zwymiotowa. Zacz odchodzi od okna, jednak co na zewntrz
przykuo jego uwag. Szybko wychyli si przez wyrw w budynku, ktra kiedy bya oknem,
aby przyjrze si dokadniej. Pojedyncza sylwetka mkna przez dziedziniec Strefy w
kierunku wyjcia, przez ktre wanie zabrano Gallyego.
Pomimo kiepskiego wiata, Thomas w jednej chwili uwiadomi sobie, kim by ten
chopak. Krzykn - zawoa, aby si zatrzyma - jednak byo za pno.
Minho, biegnc w szaleczym tempie, znikn w mroku Labiryntu.
wiata rozbysy w caym budynku. Streferzy biegali wokoo, wszyscy mwili naraz.
Kilku chopcw pakao w rogu. Miejscem zawadn chaos.
Thomas nie zwraca na to wszystko uwagi.
Przebieg przez korytarz, nastpnie schodami w d, przeskakujc po trzy stopnie.
Przedar si przez tum na dole i wybieg na zewntrz, pdzc w kierunku Zachodnich Wrt.
Zatrzyma si tu przed progiem Labiryntu - przeczucie nakazao mu si dwukrotnie
zastanowi, zanim tam wejdzie. Newt zawoa go z oddali, odwlekajc podjcie decyzji.
- Minho za nimi pobieg! - krzykn Thomas, gdy Newt go dogoni, przyciskajc may
rcznik do rany na gowie. Plama krwi zdya ju przesikn przez biay materia.
- Widziaem - odpowiedzia, odsuwajc rcznik, aby na niego spojrze. Skrzywi si i
przyoy go z powrotem do gowy. - Purwa, boli jak cholera. Chyba mzg si w kocu
Minho zlasowa, nie mwic ju o Gallym. Zawsze wiedziaem, e to wir.
Thomas martwi si jedynie o Minho.
- Id za nim.
- Znowu chcesz zgrywa bohatera?
Thomas spojrza na Newta, zraniony kliw uwag.
- Wydaje ci si, e robi to, aby wam zaimponowa? Daruj sobie. Zaley mi
wycznie na tym, aby si std wydosta.
- C, jeste staym rozrabiak. Ale w tej chwili mamy gorsze zmartwienia.
- Jakie? - Thomas wiedzia, e jeeli chce dogoni Minho, to nie moe sobie
pozwoli na zwok.
- Kto... - zacz Newt.
- Tam jest! - krzykn Thomas. Minho wybieg wanie zza rogu naprzeciw i bieg
wprost do nich. Thomas przyoy donie do ust. - Co ty wyprawiasz, kretynie!
Minho zaczeka, a przebiegnie przez Wrota, nastpnie pochyli si, opierajc domi
o kolana i wzi kilka gbokich oddechw, nim odpowiedzia. - Chciaem... tylko... si...

upewni.
- O czym? - zapyta Newt. - Po co lecia za Gallym?
Minho wyprostowa si i opar donie na biodrach, wci ledwo apic oddech.
- Spokj, chopaki! Chciaem tylko zobaczy, czy poszli w kierunku Urwiska. W
kierunku Nory Bldoercw.
- No i? - zapyta Thomas.
- Bingo - odpowiedzia, ocierajc pot z czoa.
- A si wierzy nie chce - powiedzia Newt niemal szeptem. - Co za noc.
Thomas prbowa skupi si na Norze Bldoercw i na tym, co to wszystko
oznaczao. Wci powraca jednak mylami do tego, o czym zacz mwi Newt, zanim
dostrzegli wracajcego Minho.
- O czym chciae mi powiedzie? - zapyta. - Mwie, e mamy gorsze...
- Taa. - Newt wskaza kciukiem przez rami. - Wci wida cholerny dym.
Thomas spojrza we wskazanym kierunku. Potne metalowe drzwi Pokoju Map byy
nieco uchylone, a zza nich, w kierunku szarego nieba unosia si strzpiasta smuga dymu.
- Kto podpali skrzynie z mapami - powiedzia Newt. - Wszystkie, co do jednej.
Nie wiedzie czemu, Thomas a tak bardzo nie przejmowa si Mapami - i tak
wydaway mu si bezwartociowe. Sta przed oknem Ciapy, zostawiwszy Newta i Minho,
ktrzy poszli zbada spraw sabotau. Tu przed tym, jak si rozdzielili, Thomas zauway,
e wymienili midzy sob dziwne spojrzenie, niemal jakby przekazywali sobie wzrokiem
jak sekretn wiadomo. Jednak on myla wycznie o jednym.
- Teresa?
W oknie pojawia si jej twarz, domi przecieraa oczy.
- Czy kto zgin? - zapytaa pprzytomna.
- Co ty, spaa? - zapyta. Ulyo mu, gdy zobaczy, e nic jej nie jest.
- Tak - odpowiedziaa. - Dopki nie usyszaam, jak co rozszarpuje Baz na kawaki.
- Co si wydarzyo?
Thomas pokrci gow w niedowierzaniu.
- Nie mam pojcia, jak moga spa przy haasie tych wszystkich Bldoercw.
- Jak wybudzisz si ze piczki, to si przekonasz.
- Nie odpowiedziae na moje pytanie - dodaa w mylach.
Thomas zamruga, przez moment zaskoczony jej gosem - od jakiego czasu ju w ten
sposb do niego nie mwia.
- Skocz ju z tym.

- Po prostu mw, co si stao.


Thomas westchn. Dugo by opowiada, a on nie mia ochoty mwi jej o wszystkim
od samego pocztku.
- Nie znasz Gallyego, ale to wariat, ktry uciek. Teraz pojawi si i rzuci na
Bldoerc, ktry uciek z nim do Labiryntu. To byo naprawd dziwne. - Wci nie mg
uwierzy, e to si naprawd wydarzyo.
- To wiele tumaczy - powiedziaa Teresa.
- Tak. - Obejrza si za siebie, liczc, e ujrzy gdzie Albyego. Na pewno wypuciby
teraz Teres. Streferzy byli rozproszni po caym dziedzicu, jednak nigdzie nie byo wida
ich przywdcy. Odwrci si z powrotem w stron Teresy. - Nie rozumiem. Dlaczego
Bldoercy wycofali si, gdy pojmali Gally ego? Mwi co o tym, e co noc bd zabija
jednego z nas, dopki wszyscy nie bdziemy martwi. Wspomnia o tym co najmniej
dwukrotnie.
Teresa wystawia donie przez kraty, opierajc przedramiona na betonowym
parapecie.
- Tylko jednego co noc? Dlaczego?
- Nie wiem. Mwi, e ma to co wsplnego z... prbami. Albo z wyzwaniami. Z
czym takim. - Thomasem zawadna ta sama dziwna potrzeba co ubiegej nocy - chcia uj
jej do. Powstrzyma si jednak.
- Tom, mylaam o tym, co mi wczoraj powiedziae. Ze Labirynt jest kodem.
Zamknite pomieszczenia sprawiaj, e w cudowny sposb mzg robi to, do czego zosta
stworzony.
- Jak mylisz, co to oznacza? - Ogromnie zaciekawiony, stara si ignorowa wrzaski i
gwar rozbrzmiewajce w Strefie, kiedy reszta mieszkacw dowiedziaa si o podpaleniu
Pokoju Map.
- Mury przesuwaj si co noc, prawda?
- Zgadza si. - Widzia, e do czego zmierzaa.
- A Minho powiedzia, i uwaaj, e jest w tym jaki schemat, tak?
- Tak. - Wszystko zaczo si rwnie ukada w gowie Thomasa w cao, zupenie
jak gdyby odzyskiwa utracon wczeniej pami.
- Nie pamitam, dlaczego powiedziaam ci o tym kodzie. Wiem, e kiedy
wychodziam ze piczki, to rnego rodzaju myli i wspomnienia kbiy mi si w gowie jak
szalone, zupenie jak gdyby kto oprnia mj umys, wysysajc je wszystkie ze rodka.
Czuam wtedy, e musz powiedzie o tym kodzie, zanim o nim zapomn. Musi wic za tym

sta jaki wany powd.


Thomas niemal jej nie sucha. Jeszcze bardziej ni przed chwil, skupia si na
swoich mylach. - Zawsze porwnuj kad Map danego Sektora z t z poprzedniego dnia i
z jeszcze wczeniejszego, i jeszcze wczeniejszego, i tak codziennie. Kady Zwiadowca
analizuje swj Sektor. A co jeeli powinni porwna Mapy z innymi Sektorami... - Urwa
myl, jakby znalaz jaki pocztek.
Teresa kontynuowaa swoje rozwaania, jakby nie zwracaa nie niego uwagi.
- Pierwsz rzecz, jak przywodzi mi na myl sowo kod, s litery. Litery alfabetu.
Moe Labirynt prbuje co powiedzie.
Wszystko uoyo si w jego gowie tak prdko, e niemal dosownie usysza trzask
pasujcych do siebie elementw.
- Masz racj, masz racj! Ale przez cay ten czas Zwiadowcy tego nie dostrzegali.
Analizowali to od zej strony!
Teresa chwycia za kraty, przyciskajc twarz do elaznych prtw.
- Co? O czym ty mwisz?
Thomas chwyci za dwie kraty na obrzeu i przysun si na tyle blisko, e poczu jej
zapach - pachniaa zaskakujco przyjemn woni potu i kwiatw.
- Minho powiedzia, e schematy si powtarzaj, tylko e nie wiedz, co one znacz.
Zawsze jednak analizowali je sektor za sektorem, porwnujc jeden dzie z drugim. Co, jeeli
kady dzie jest oddzieln czci kodu i w jaki sposb naley wykorzysta wszystkie osiem
sektorw?
- Mylisz, e kady dzie stara si ujawni jakie sowo? - zapytaa. - Przemieszczajc
mury?
Thomas przytakn.
- Albo liter dnia, sam nie wiem. Zwiadowcy zawsze sdzili, e przesuwajce si
ciany ujawni jakie wyjcie, a nie
sowo. Parzyli na cao jak na map, a nie jak na obraz. Musimy... - przerwa,
przypominajc sobie o tym, co wanie powiedzia mu Newt. - O, nie.
Oczy Teresy zapony niepokojem.
- Co si stao?
- O nie, o nie, o nie... - Thomas wypuci z ucisku kraty i zrobi krok do tyu. Obrci
si w stron Pokoju Map. Dym nie by ju tak wielki, jednak wci wydobywa si zza drzwi,
tworzc ciemn, mglist chmur, ktra spowijaa wszystko wok.
- Co si stao? - powtrzya Teresa. Zza krat nie moga widzie poncego budynku.

Thomas zwrci si ku niej.


- Nie sdziem, e s wane...
Ale co! - zagrzmiaa.
- Kto podpali wszystkie Mapy. Jeeli by w ogle jaki kod, to wanie przepad.
- Wrc po ciebie - powiedzia Thomas, odwracajc si, by odej. odek piek go
niemiosiernie. - Musz znale Newta i zobaczy, czy zdoano uratowa jakiekolwiek Mapy.
- Zaczekaj! - krzykna Teresa. - Wycignij mnie std!
Nie byo jednak na to czasu i Thomas czu si z tego powodu paskudnie.
- Nie mog. Wrc, obiecuj. - Odwrci si, nim zdoaa zaprotestowa, i pogna w
kierunku czarnej chmury dymu. Poczu od wewntrz ukucia tysicy igie. Jeeli Teresa miaa
racj, to wczeniej mieli wskazwk na wycignicie rki, wskazwk, ktra pomogaby im
si std wydosta, a teraz stracili j w pomieniach... Myl ta bya tak przygnbiajca, e a
sprawiaa mu bl.
Pierwsz rzecz, jak ujrza, gdy dobieg do celu, bya grupa Streferw stojca tu
przed wielkimi stalowymi drzwiami, ktre wci byy uchylone, a ktrych zewntrzn
krawd pokrywaa sadza. Gdy si jednak zbliy, zda sobie spraw, e stali wok i
spogldali na co lecego na ziemi. Dostrzeg Newta, ktry klcza porodku i nachyla si
nad ciaem.
Za nim sta Minho, zrozpaczony i okopcony. To on pierwszy zauway Thomasa.
- Gdzie bye?
- Porozmawia z Teres. Co si stao? - Czeka niecierpliwie na kolejn porcj zych
wiadomoci.
Minho zmarszczy czoo w gniewie.
- Kto podpali Pokj Map, a ty uciekasz, eby sobie pogada ze swoj cholern
dziewczyn? Co jest z tob?
Thomas wiedzia, e ta uwaga powinna bya go zrani, jednak jego umys zaprztao
co zupenie innego.
- Nie sdziem, e ma to jeszcze znaczenie, skoro do tego czasu nie udao wam si w
nich niczego znale...
Minho spojrza na niego ze wstrtem. Blade wiato i kby dymu sprawiy, e jego
twarz wygldaa niemal zowrogo.
- Tak, to idealna pora, eby si podda. Co u...
- Przepraszam. Po prostu powiedz, co si stao. - Thomas wychyli si przez rami
chudego chopaka stojcego przed nim, aby si przyjrze ciau na ziemi.

Alby lea na plecach, a na czole mia olbrzymie rozcicie. Krew sczya si z jego
obu skroni, niektre krople wpaday do oczu, zamieniajc si tam w zakrzepe strupy. Newt
przemywa ostronie ran mokr szmat, zadajc szeptem pytania. Zbyt cicho, aby mona
byo je usysze. Thomas, martwic si o Albyego, pomimo jego zrzdliwego ostatnimi
czasy humoru, odwrci si w stron Minho i powtrzy pytanie.
- Winston znalaz go tu na wp ywego, podczas gdy Pokj Map sta w pomieniach.
Par osb przybiego i ugasio poar, ale byo ju za pno. Wszystkie kufry zostay spalone
na cholerny wir. Z pocztku podejrzewaem Albyego, ale ten, kto to zrobi, rozbi te jego
eb o st, sam widzisz. Wyglda paskudnie.
- Jak mylisz, kto to zrobi? - Thomas nie mg si doczeka, aby im powiedzie o
moliwym odkryciu, ktrego razem z Teres dokonali. Bez Map, nic nie byo jednak pewne.
- Moe Gally, zanim si zjawi i mu odbio? Moe Bldoercy? Nie wiem i mam to
gdzie. I tak nie ma to teraz znaczenia.
Thomasa zaskoczya jego naga zmiana zdania.
- kto tu si niby poddaje?
Minho podnis gow tak szybko, e Thomas a cofn si o krok. Dostrzeg na jego
twarzy gniew, ktry szybko ustpi miejsca nieokrelonemu wyrazowi zdziwienia lub
zdumienia.
- Nie to miaem na myli.
Thomas zmruy oczy w ciekawoci.
- Co...
- Po prostu zawrzyj twarzostan. - Minho przyoy palec do ust, rozgldajc si na
boki, czy kto mu si nie przyglda. - Wkrtce si dowiesz.
Thomas wzi gboki oddech, by zebra myli. Jeeli oczekiwa uczciwoci od
innych, to on rwnie nie powinien by im duny. Z Mapami czy bez, postanowi, e
podzieli si z nimi swoimi spostrzeeniami odnonie moliwego kodu Labiryntu.
- Minho, musz tobie i Newtowi o czym powiedzie. Musimy te uwolni Teres,
pewnie kona z godu, a poza tym przyda nam si jej pomoc.
- Ta gupia dziewucha to ostania rzecz, jak si teraz martwi.
Thomas zignorowa zniewag.
- Po prostu daj nam par minut, mamy pomys. Moe zadziaa, jeeli wystarczajco
wielu Zwiadowcw pamita swoje Mapy.
Te sowa przycigny uwag Minho, jednak ponownie na jego twarzy zagoci ten
sam dziwny wyraz, jak gdyby Thomas nie dostrzega czego oczywistego.

- Pomys? Jaki?
- Po prostu chod ze mn do Ciapy. Ty i Newt.
Minho zastanawia si przez chwil.
- Newt! - zawoa.
- Co jest? - Newt powsta, rozkadajc zakrwawion szmat w poszukiwaniu czystego
skrawka. Thomas nie mg nie zauway, e kady centymetr tkaniny przesiknity by
purpur.
Minho wskaza na lecego na ziemi Albyego.
- Niech Plaster si nim zajmie. Musimy pogada.
Newt rzuci mu pytajce spojrzenie, po czym wrczy szmat najbliej stojcemu
Streferowi.
- Id i znajd Clinta. Powiedz mu, e mamy gorsze zmartwienia ni cholerne drzazgi
w tykach.
Gdy chopak odbieg, by zrobi, co mu nakazano, Newt podszed od Albyego.
- O czym chcesz pogada?
Minho kiwn gow, wskazujc na Thomasa, jednak nie odezwa si.
- Po prostu chodcie ze mn - powiedzia Thomas. Nastpnie odwrci si i ruszy w
stron Ciapy, nie czekajc na odpowied.
- Wypucie j. - Thomas stan przy drzwiach celi, krzyujc ramiona. - Wypucie
j, to wtedy pogadamy. Moecie mi wierzy, e bdziecie chcieli tego wysucha.
Newt pokryty by sadz i brudem, a jego wosy byy potargane i tuste od potu. Z ca
pewnoci nie by w najlepszym humorze.
- Tommy, to nie jest...
- Prosz ci. Po prostu je otwrz i wypu j. Prosz. - Tym razem si nie podda.
Minho sta naprzeciw drzwi z rkami na biodrach.
- Skd wiesz, e moemy jej ufa? - zapyta. - Jak tylko si obudzia, cae to miejsce
szlag trafi. Sama si przyznaa, e co zapocztkowaa.
- Ma racj - powiedzia Newt.
Thomas skin na drzwi w kierunku Teresy.
- Moemy jej ufa. Za kadym razem, gdy z ni rozmawiaem, to mwilimy o tym,
jak si std wydosta. Zesano j tutaj tak samo jak kadego z nas, to gupota posdza j o
spowodowanie rzeczy, ktre si ostatnio wydarzyy.
Newt burkn:
- Wic co, do purwy, miaa na myli, mwic, e co zapocztkowaa?

Thomas wzruszy ramionami, nie chcc si przyzna, e Newt mia racj. Musiao by
jakie wytumaczenie.
- Kto wie, jej umys wariowa, kiedy si obudzia. Moe sami przechodzilimy przez
to w Pudle, gadajc bzdety, zanim si obudzilimy. Po prostu j wypucie.
Newt i Minho wymienili dugie spojrzenie.
- No dalej - nalega Thomas. - Czego si boicie? Ze ucieknie i zadga kadego
Strefera na mier? Dajcie spokj.
Minho westchn.
- W porzdku. Wypu t gupi dziewuch.
- Nie jestem gupia! - wrzasna Teresa gosem stumionym przez ciany. - sysz,
barany, kade wasze sowo!
Newt wybauszy oczy.
- Niez sobie panienk przygruchae, Tommy.
- Popieszcie si ju - powiedzia Thomas. - Zao si, e zanim w nocy wrc
Bldoercy, czeka nas mnstwo pracy. O ile nie pojawi si w cigu dnia.
Newt burkn i wycign klucze, podchodzc do Ciapy. Kilka brzkw pniej drzwi
stany otworem.
- Wychod.
Teresa wysza z niewielkiego budynku, rzucajc Newtowi gniewne spojrzenie, kiedy
go mijaa. Rwnie nieprzyjemnym spojrzeniem obdarzya Minho, nastpnie stana obok
Thomasa. Jej do musna jego. Dreszcze przeszy po caym jego ciele i poczu si
miertelnie zawstydzony.
- Dobra, a teraz mw - powiedzia Minho. - Co jest takiego wanego?
Thomas spojrza na Teres, zastanawiajc si, jak to powiedzie.
- No co? - zapytaa. - Ty mw, mnie maj za seryjn zabjczyni.
- Taa, bo wygldasz tak niebezpiecznie - mrukn pod nosem Thomas, jednak skupi
swoj uwag na Newcie i Minho.
- Kiedy Teresa wychodzia z gbokiego snu, przez jej umys przedzieray si
wspomnienia. Ona, mhm - ledwo powstrzyma si od ujawnienia, e powiedziaa mu o tym w
mylach - powiedziaa mi pniej, e pamita sowa, e Labirynt to kod. e zamiast szuka
wyjcia, powinnimy poszuka wiadomoci, ktr nam przesya.
- Kod? - zapyta Minho. - Jak to moliwe?
Thomas pokrci gow, aujc, e nie zna odpowiedzi.
- Nie wiem na pewno, znasz Mapy lepiej ode mnie. Mam jednak pewn teori.

Dlatego miaem nadziej, e jeszcze pamitacie niektre z nich.


Minho spojrza na Newta, unoszc pytajco brwi. Newt przytakn.
- Co? - zapyta Thomas, zmczony tym, e cay czas co przed nim ukrywali. Zachowujecie si tak, jakbycie mieli jak tajemnic.
Minho przetar oczy obiema domi i wzi gboki oddech.
- Ukrylimy Mapy.
Z pocztku nie zrozumia.
- e co?
Minho wskaza na Baz.
- Ukrylimy cholerne Mapy w zbrojowni, a w ich miejsce umiecilimy atrapy. To
przez ostrzeenie Albyego. I przez ten tak zwany Koniec, ktry zapocztkowaa twoja
dziewczyna.
Thomas by tak podniecony usyszan wiadomoci, e na chwil zapomnia o
powadze sytuacji. Przypomnia sobie, e dzie wczeniej Minho zachowywa si podejrzanie,
mwic, e ma do wykonania specjalne zadanie. Thomas spojrza na Newta, ktry przytakn.
- Nic im nie jest - powiedzia Minho. - Wic jeeli masz jak teori, to gadaj.
- Zaprowadcie mnie do nich - powiedzia Thomas, nie mogc si doczeka, kiedy je
zobaczy.
- W porzdku, chodmy.
Minho zapali wiato, co sprawio, e Thomas zmruy na chwil oczy. Grone cienie
uczepiy si pude z broni, ktre stay porozrzucane na stole i pododze. Ostrza, kije i inne
paskudnie wygldajce narzdzia jakby tam po prostu czekay, gotowe, by w kadej chwili
oy i zabi pierwsz osob, ktra bdzie na tyle gupia, aby si do nich zbliy. Wilgotny,
zatchy zapach potgowa upiorne wraenie jakie sprawia ten pokj.
- Z tyu znajduje si ukryta wnka - wyjani Minho, mijajc kilka pek
zawieszonych w ciemnym rogu. - Tylko kilka osb o niej wie.
Thomas usysza skrzypnicie starych drewnianych drzwi i po chwili Minho cign
po pododze tekturowe pudo. Dwik szurajcego kartonu przypomina n przecinajcy
ko.
- Wsadziem zawarto kadego kufra do osobnego puda, w sumie jest ich osiem.
Wszystkie tam s.
- A to ktre jest? - zapyta Thomas, klkajc przy nim, gotowy, by zacz
eksperyment.
- Otwrz i zobacz. Kada strona jest oznaczona, pamitasz?

Thomas cign za poprzecinane klapy wieka, dopki nie odskoczyy. Mapy z Sektora
Drugiego spoczyway na rozwalonej stercie. Thomas sign i wycign stos.
- Ogay - powiedzia. - Zwiadowcy zawsze porwnywali je w odniesieniu do
poprzedniego dnia, szukajc jakiego schematu, ktry mgby pomc w znalezieniu std
jakiego wyjcia. Powiedziae te, e tak naprawd to nawet nie wiecie, czego szuka, ale i
tak je studiujecie. Zgadza si?
Minho przytakn, ramiona mia nadal skrzyowane na piersi. Wyglda, jakby kto
mia za chwil zdradzi mu tajemnic niemiertelnoci.
- A co - kontynuowa Thomas - jeeli przemieszczanie si cian nie ma nic wsplnego
z map czy te Labiryntem? Co, jeeli zamiast schematu, powinnimy szuka sw? Jakiej
podpowiedzi, ktra pomogaby nam std uciec.
Minho wskaza na Mapy, ktre Thomas trzyma w doni, wzdychajc poirytowany.
- Stary, czy ty masz w ogle pojcie, ile czasu zajo nam przestudiowanie tych map?
Nie sdzisz, e bymy dawno zauwayli, gdyby Labirynt literowa cholerne sowa}
- Moe nie mona ich dostrzec goym okiem, porwnujc kolejne dni. Moe nie
mielicie porwnywa jednego dnia z drugim, tylko patrze na jeden dzie, jako cao?
Newt wybuchn miechem.
- Tommy, moe i aden ze mnie bystrzak, ale wydaje mi si, e bredzisz.
Kiedy mwi, umys Thomasa wirowa jeszcze szybciej. Odpowied bya na
wycignicie rki - czu dobrze, e by prawie u celu. Po prostu tak ciko byo to ubra w
sowa.
- Dobrze, ju dobrze - powiedzia, zaczynajc od pocztku. - Zawsze przydzielalicie
jednego Zwiadowc do jednego sektora, tak?
- Zgadza si - odpowiedzia Minho. Wyglda na szczerze zainteresowanego i
naprawd chcia go zrozumie.
- Zwiadowca tworzy Map codziennie, a nastpnie porwnywa j z tymi z
poprzednich dni, dla danego sektora. A co, jeeli zamiast tego powinnimy porwna te
osiem sektorw
z kadego dnia ze sob? Poniewa kady dzie to oddzielna wskazwka lub kod?
Czy kiedykolwiek porwnywalicie sektory ze sob?
Minho podrapa si po podbrdku i przytakn.
- Tak jakby. Staralimy si sprawdzi, czy tworz jak cao, kiedy si je poczy to zrobilimy. Prbowalimy wszystkiego.
Thomas podcign wyej nogi, przygldajc si Mapom na swoich kolanach. Przez

kartk lec na grze dostrzeg niewyrane linie Labiryntu nakrelone na Mapie pod
spodem. W tej samej chwili wiedzia ju, co ma zrobi. Spojrza na swoich kompanw.
- Papier woskowany.
- e co? - zapyta Minho. - O czym ty...
- Zaufaj mi. Potrzebuj papieru woskowanego i noyczek. I wszystkie czarne markery
i owki, jakie tylko uda ci si znale.
Patelniak nie by zadowolony, kiedy zabrano mu cae pudo rolek papieru
woskowanego, zwaszcza e nie spodziewali si dosta kolejnego zaopatrzenia. Twierdzi, e
uywa go do pieczenia, dlatego zawsze je zamawia. W kocu byli zmuszeni mu powiedzie,
do czego by im potrzebny, aby da si przekona.
Po dziesiciu minutach uganiania si w poszukiwaniu owkw i markerw wikszo znajdowaa si w Pokoju Map i spona - Thomas usiad wraz z Newtem, Minho i
Teres przy stole do pracy, znajdujcym si w piwnicy z broni. Nie znaleli adnych
noyczek, wic Thomas zabra najostrzejszy n, jaki udao mu si znale.
- Oby mia jaki pomys - powiedzia Minho. Ostrzeenie pobrzmiewao w jego
gosie, jednak jego oczy wykazyway zainteresowanie.
Newt pochyli si do przodu, opierajc si okciami na stole, zupenie jakby czeka na
jak magiczn sztuczk.
- Zaczynaj ju, wieuchu.
- Ogay. - Thomas chcia jak najszybciej zacz, by jednak rwnie miertelnie
przeraony, e nic z tego nie wyjdzie. Poda Minho n, po czym wskaza na papier
woskowany. - Wytnij prostokty, mniej wicej wielkoci Map. Newt i Teresa, wy moecie mi
pomc w wyjmowaniu pierwszych dziesiciu Map z kadego puda dla danego sektora.
- Co to ma by, bdziemy teraz wycina stateczki? - powiedzia Minho, trzymajc n
i spogldajc na niego z odraz. - Dlaczego nam nie powiesz, co, do klumpa, robimy?
- Koniec wyjanie - skwitowa Thomas, wiedzc, e bd musieli po prostu zobaczy
to, co wyobrazi sobie w gowie. Wsta i poszed przeszuka wnk z Mapami. - Zrozumiecie,
kiedy wam poka. Jeeli si myl, to trudno, wtedy moemy z powrotem biega jak szczury
w Labiryncie.
Minho westchn, widocznie rozdraniony, nastpnie mrukn co pod nosem. Teresa
przez jaki czas staa cicho, jednak przemwia w mylach do Thomasa.
- Myl, e wiem, co robisz. To genialny pomys.
Thomas przestraszy si, jednak stara si nie da tego po sobie pozna. Wiedzia, e
musi sprawia wraenie, jakby nie sysza adnych gosw w gowie, inaczej uznaliby go za

wariata.
- Chod... pom... mi - stara si jej odpowiedzie, wypowiadajc w mylach kade
sowo z osobna, prbujc wyobrazi sobie wiadomo i j wysa. Nie odpowiedziaa mu
jednak.
- Teresa - powiedzia na gos. - Moesz mi z tym pomc? - Skin gow w kierunku
szafy.
Poszli razem do maego, zakurzonego pokoju i pootwierali wszystkie puda,
wycigajc z kadego z nich niewielki stos Map. Gdy wrcili do stou, Thomas dostrzeg, e
Minho zdoa wyci ju dwadziecia arkuszy, rzucajc nowe kawaki papieru na niezdarny
stos po swojej prawej stronie.
Usiad i wzi kilka z nich. Podnis jeden z arkuszy w stron wiata, dostrzegajc,
jak mieni si mlecznym blaskiem. Dokadnie tego potrzebowa.
Wzi do rki marker.
- No dobrze, niech kady z was wyszuka teraz Mapy z ostatnich dziesiciu dni i
pooy je na tej kupce. Pamitajcie, aby je na grze opisa, tak abymy si nie pogubili. Kiedy
skoczymy, to myl, e uda nam si co zobaczy.
- Co zobaczy? - zapyta Minho.
- Po prostu wycinaj - rozkaza mu Newt. - Myl, e wiem, do czego chopak zmierza.
Thomasowi ulyo, e wreszcie kto zaczyna pojmowa, o co mu chodzio.
Zabrali si do pracy, wyszukujc oryginalne Mapy i ukadajc je na papierze
woskowanym, jedna za drug, starajc si ich nie ubrudzi i nie pomiesza, pieszc si, jak
tylko mogli. Thomas wykorzysta kawaek deski jako prowizoryczn linijk, aby zachowa
proste linie. Wkrtce ukoczy ju pi map, a po chwili kolejnych pi. Reszta rwnie si
nie ocigaa, pracujc gorczkowo.
Rysujc, Thomas zacz odczuwa coraz wiksz panik, nieprzyjemne uczucie, e
ich praca bya kompletn strat czasu. Jednak Teresa, ktra siedziaa obok niego, rysowaa
linie od gry do dou, wzdu i wszerz, wystawiajc jzyk w kciku ust, w peni
skoncentrowana na wykonywanym zadaniu. Z ca pewnoci miaa o wiele wicej pewnoci
co do wykonywanej pracy ni reszta jej kompanw.
Pudo za pudem, sektor za sektorem. Nie przerywali pracy.
- Mam ju dosy - powiedzia w kocu Newt, przerywajc cisz. - Palce mnie pal jak
cholera. Sprawdmy, czy co z tego w ogle bdzie.
Thomas odoy marker i rozprostowa palce u doni, majc nadziej, e si nie mylili.
- Ogay, wecie Mapy z ostatnich kilku dni z kadego sektora, ucie je na stosach

wzdu stou, zaczynajc od Sektora Pierwszego do smego. Pierwszy tutaj - wskaza na


koniec - a do smego tutaj. - Wskaza na drugi koniec stou.
W milczeniu zrobili to, o co ich prosi, sortujc Mapy, ktre uprzednio przygotowali,
dopki osiem stert papieru woskowanego nie spoczo na stole.
Roztrzsiony i zdenerwowany, Thomas podnis po jednej kartce z kadego stosu,
upewniajc si, e pochodziy z tego samego dnia, i trzymajc je w odpowiedniej kolejnoci.
Nastpnie ukada je jedna na drugiej tak, aby kady ze szkicw Labiryntu, ktry znajdowa
si nad i pod, mia t sam dat, dopki na stosie nie znalazo si osiem rnych sektorw
Labiryntu naraz. To, co ujrza, wprawio go w zdumienie. Niemal w magiczny sposb, ich
oczom ukaza si obraz. Teresa wydaa z siebie cichy okrzyk zdumienia.
Linie przecinajce si wzajemnie, w gr i w d, tak gsto, e to, co Thomas trzyma
teraz w doniach, przypominao szachownic. Jednak pewne linie porodku - te, ktre
zdaway si powtarza czciej od pozostaych - utworzyy nieco ciemniejszy obraz od caej
reszty. By delikatny, jednak bez wtpienia tam by.
Na samym rodku strony znajdowaa si litera C.
Thomas poczu przypyw rozmaitych emocji: ulgi, e pomys si sprawdzi,
zaskoczenia, podniecenia oraz ciekawoci, zwizanej z tym, dokd mogo ich to odkrycie
zaprowadzi.
- Wow - powiedzia Minho, podsumowujc odczucia Thomas jednym sowem.
- To moe by zbieg okolicznoci - powiedziaa Teresa. - Szybko, u nastpne.
Thomas posucha, ukadajc osiem stron z kadego dnia w kolejnoci od Sektora
Pierwszego do smego. Za kadym razem w samym rodku poprzecinanej masy linii
formowaa si wyrana litera. Po C bya litera H, pniej W, nastpnie Yi T, a na kocu A i.
Nastpnie Z... A... D.
- Spjrzcie - powiedzia Thomas, wskazujc na utworzone stosy arkuszy,
zdezorientowany, acz szczliwy, e litery byy tak oczywiste. - Labirynt przeliterowa sowo
CHWYTAJ, a. nastpnie ZAD.
- Chwytaj zad - zapyta Newt. - To wcale nie brzmi jak cholerny kod ratunkowy.
- Nie moemy przerwa pracy - powiedzia Thomas.
Kolejnych kilka kombinacji uwiadomio im, e drugim sowem tak naprawd byo
ZADANIE. CHWYTAJ i ZADANIE.
- To na pewno nie jest zbieg okolicznoci - powiedzia Minho.
- Na pewno - zgodzi si Thomas. Nie mg si doczeka, a zobaczy wicej.
Teresa wykonaa gest w kierunku wnki z Mapami.

- Musimy sprawdzi je wszystkie, przejrze wszystkie puda.


- Tak - przytakn Thomas. - Bierzmy si do roboty.
- Nie moemy wam pomc - powiedzia Minho.
Caa trjka spojrzaa na niego. Odwzajemni ich spojrzenia.
- Przynajmniej nie ja i nie Thomas. Musimy i ze Zwiadowcami do Labiryntu.
- Co? - zapyta Thomas. - To jest o wiele waniejsze!
- By moe - odpowiedzia spokojnie Minho - ale nie moemy opuci choby dnia.
Nie teraz.
Thomas poczu olbrzymie rozczarowanie. Bieganie po Labiryncie wydawao si strat
czasu w porwnaniu do moliwoci odkrywania kodu.
- Ale dlaczego? Sam przecie powiedziae, e ten sam schemat w zasadzie powtarza
si od miesicy, jeden dzie niczego nie zmieni.
Minho uderzy doni w st.
- Gwno prawda! Ze wszystkich dni, ten dzisiejszy moe by najwaniejszy, jeeli
mamy si std wydosta. Co mogo si zmieni, co mogo si otworzy. Skoro cholerne
ciany ju si nie zamykaj, to myl, e powinnimy w kocu skorzysta z twojego pomysu,
zosta tam na noc i przeszuka Labirynt dokadniej.
To przykuo uwag Thomasa. Przecie od dawna chcia to zrobi. Rozdarty, zapyta:
- Ale co z kodem? Co z...
- Tommy - przemwi Newt pocieszajcym gosem. - Minho ma racj. Powinnicie i
do Labiryntu. Skrzykn kilku zaufanych Streferw i zajmiemy si tym. - Newt, jak nigdy
wczeniej, brzmia jak przywdca,.
- Ja te - przytakna Teresa. - Zostan i mu pomog.
Thomas spojrza na ni.
- Jeste pewna? - Sam bardzo chcia odkry kod, jednak uzna, e Minho i Newt mieli
racj.
Umiechna si i skrzyowaa ramiona na piersi.
- Jeeli zamierzasz odszyfrowa kod ukryty w zoonym zbiorze rnych labiryntw,
to jestem niemal pewna, e nie dasz sobie rady bez kobiecej gowy. - Jej umiech przerodzi
si w umieszek.
- Skoro tak mwisz - odpowiedzia i sam skrzyowa ramiona, spogldajc na ni z
umiechem. Nie chcia si z ni rozstawa.
- Ogay. - Minho skin gow i odwrci si do wyjcia. - No to ustalone. Idziemy.
Ruszy w stron drzwi, jednak zatrzyma si, kiedy zda sobie spraw, e Thomas nie szed za

nim.
- Nie martw si, Tommy - powiedzia Newt. - Twojej dziewczynie nic nie bdzie. Thomas poczu milion kbicych si wanie w jego gowie myli. Ch poznania kodu,
zaenowanie co do tego, co Newt myla o nim i o Teresie, ciekawo, co mog znale w
Labiryncie. Oraz strach.
Przgoni je jednak. Nie egnajc si, w kocu ruszy za Minho i poszli schodami na
gr.
Thomas pomg Minho zwoa Zwiadowcw, aby przekaza im informacje i
przygotowa ich do wielkiej wyprawy. Zdziwi si, jak wszyscy chtnie zgodzili si z tym, e
jest ju najwyszy czas, aby dogbnie przeszuka Labirynt i zosta tam na noc. Pomimo
strachu i szalejcych nerww, Thomas oznajmi Minho, e sam moe przeszuka jeden z
Sektorw, jednak jego Opiekun nie wyrazi na to zgody. Mieli omiu dowiadczonych
Zwiadowcw, ktrzy mogli si podj zadania. Thomas mia i razem z Minho i na t wie
odczu tak wielk ulg, e niemal byo mu z tego powodu wstyd.
Spakowali plecaki, biorc wicej prowiantu ni zwykle. Nikt nie wiedzia, jak dugo
tam zostan. Pomimo strachu, ktry odczuwa, Thomas nie mg rwnie powstrzyma
swojej ekscytacji - moe nadszed dzie, w ktrym znajd w kocu upragnione wyjcie?
Rozcigali wraz z Minho minie ng przy Zachodnich Wrotach, gdy podszed do
nich Chuck, aby si poegna.
- Poszedbym z wami - powiedzia chopak zbyt radosnym gosem - ale nie umiecha
mi si zgin straszliw mierci.
Thomas rozemia si, zaskakujc tym samego siebie.
- Dziki za sowa otuchy.
- Uwaajcie na siebie - doda Chuck, a ton jego gosu przeszed prdko w szczer
trosk. - Szkoda, e nie mog wam pomc.
Thomas by wzruszony. By pewien, e gdyby naprawd do tego doszo, to Chuck
poszedby razem z nimi, gdyby go o to poprosi.
- Dziki. Na pewno bdziemy na siebie uwaa.
Minho burkn.
- Na to ju za pno. Teraz musimy zaryzykowa, dzieciaku.
- Lepiej ju chodmy - powiedzia Thomas. Zeray go nerwy i chcia wreszcie
wyruszy, przesta o tym myle. Koniec kocw, nocowanie w Labiryncie nie byo wcale
gorsze od pozostania w Strefie przy otwartych Wrotach. Myl ta nie sprawia jednak, e
poczu si lepiej.

- Ogay - skwitowa spokojnie Minho. - Ruszajmy.


- No to - rzuci Chuck, wpatrujc si w swoje stopy, zanim ponownie spojrza na
Thomasa - powodzenia. Moesz by spokojny. Jeeli twoja dziewczyna poczuje si samotna,
to dostarcz jej troch czuoci.
Thomas przewrci oczyma.
- Ona nie jest moj dziewczyn, smrodasie.
- Wow - powiedzia Chuck. - Zacze uywa wyzwisk Albyego. - Najwyraniej
stara si zatai fakt, jak bardzo przeraay go ostatnie wydarzenia. Jego oczy zdradzay
jednak prawd. - Powanie, powodzenia.
- Dziki, to wiele dla mnie znaczy - odpar Minho i sam przewrci oczami. - Na razie,
sztamaku.
- Taa, na razie - wymamrota Chuck, po czym odwrci si, by odej.
Thomas poczu ukucie smutku. Moliwe, e ju nigdy wicej nie zobaczy ani
Chucka, ani Teresy, ani adnego z nich. Poczu nagle, e musi to powiedzie.
- Nie zapominaj, co ci obiecaem! - krzykn. - Zabior ci do domu!
Chuck odwrci si i podnis kciuk w gr. Jego oczy byszczay od ez.
Thomas wyrzuci w gr kciuki u obu doni. Nastpnie wraz z Minho zaoyli plecaki
i wkroczyli do Labiryntu.
Nie zatrzymywali si, dopki nie znaleli si w poowie drogi do ostatniego lepego
zauka w Sektorze smym. Mieli dobry czas - Thomas cieszy si ze swojego zegarka,
zwaszcza kiedy niebo spowijaa szaro - poniewa szybko stao si oczywiste, e od
wczorajszego dnia mury nie przemieciy si. Wszystko byo dokadnie takie samo. Nie
musieli nawet sporzdza Map ani notatek. Ich jedynym zadaniem byo dotarcie do koca i
powrt, w trakcie ktrego zamierzali przeszuka Labirynt w poszukiwaniu czego, czego
wczeniej nie dostrzegli. Czegokolwiek. Minho zarzdzi dwudziestominutow przerw, po
czym wrcili do zadania.
Gdy biegli, nie odzywali si ani sowem. Minho uprzedzi go, e mwienie to jedynie
strata energii, wic Thomas skoncentrowa si na swoim tempie i oddechu. Regularnie.
Rwno. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Zapuszczali si coraz bardziej w gb Labiryntu,
za towarzyszy majc jedynie wasne myli i gony tupot ng po twardym, kamiennym
chodniku.
Gdy mina trzecia godzina, zaskoczya go Teresa, przemawiajc do niego w mylach.
- Robimy postpy, znalelimy ju kilka kolejnych sw. Pki co, nie maj jednak
adnego sensu.

W pierwszym odruchu Thomas chcia j zignorowa, zaprzeczy po raz kolejny, e


kto posiada zdolno wkraczania do jego umysu, do naruszania jego prywatnoci. Chcia
jednak z ni porozmawia.
- Syszysz mnie? - zapyta, wyobraajc sobie te sowa w gowie, wysyajc je w
mylach do niej, w sposb, ktrego nie potrafi wytumaczy. Koncentrujc si, wypowiedzia
sowa ponownie. - Syszysz mnie?
- Tak! - odpowiedziaa. - Naprawd wyranie, kiedy to powtrzye.
Thomas by zszokowany. Tak bardzo, e omal si nie zatrzyma. Poskutkowao!
- Zastanawiam si, dlaczego potrafimy to robi - zawoa w mylach. Wysiek
psychiczny, jaki kosztowao go porozumiewanie si z ni, by ogromny. Czu, e bl gowy
uwi sobie gniazdo w jego mzgu.
- Moe bylimy kochankami - odpowiedziaa Teresa.
Thomas potkn si i run na ziemi. Umiechn si zakopotany do Minho, ktry
odwrci si bez zatrzymywania i spojrza na niego. Thomas podnis si i ruszy za nim.
- Sucham? - zapyta w kocu.
Wyczu jej miech, rozmyty obraz peen barw.
- To takie dziwne - powiedziaa. - Niby jeste dla mnie obc osob, ale wiem, e tak
nie jest.
Thomas, cho zlany potem, odczu przyjemny dreszcz przeszywajcy jego ciao.
- Wybacz, e ci rozczaruj, ale jestemy sobie obcy. Dopiero co ci poznaem,
pamitasz?
- Nie bd niemdry, Tom. Myl, e kto majstrowa przy naszych mzgach i co w
nich umieci, dziki czemu moemy teraz porozumiewa si telepatycznie. To musiao si
sta, zanim si tutaj znalelimy. Dlatego myl, e ju si znalimy.
Zastanawia si nad tym i doszed do wniosku, e najprawdopodobniej miaa racj.
Naprawd zaczyna j lubi.
- Kto majstrowa przy mzgach? - zapyta. - Jak?
- Nie wiem, nie potrafi przywoa tego wspomnienia. Wydaje mi si, e dokonalimy
czego wielkiego.
Thomas zastanawia si nad tym, e odkd tylko pojawia si w Strefie, odczuwa
jak czc ich wi. Chcia dowiedzie si czego wicej i przekona si, co powie.
- O czym ty mwisz?
- Chciaabym to wiedzie. Staram si po prostu podsya ci jakie pomysy i zobaczy,
czy czego ci to nie mwi.

Thomas przypomnia sobie o tym, co mwili Gally, Ben i Alby. O ich podejrzeniach,
e w jaki sposb by przeciwko nim, e by kim, komu nie mogli zaufa. Pomyla rwnie
o tym, co powiedziaa Teresa po raz pierwszy - e on i ona s w jaki sposb za to wszystko
odpowiedzialni.
-en kod musi co oznacza - dodaa. - to, co napisaam na ramieniu, te. e DRESZCZ
jest dobry.
- Moe to nie bdzie miao znaczenia - odpowiedzia. - Moe znajdziemy std wyjcie.
Jeszcze tego nie wiemy.
Thomas zacisn na chwil mocno powieki, prbujc si skoncentrowa. Strumie
powietrza przepywa przez jego klatk piersiow za kadym razem, kiedy rozmawiali niezwyke uczucie wypenienia, ktre go zarazem irytowao, jak i ekscytowao. Otworzy
ponownie oczy, gdy uwiadomi sobie, e Teresa moga czyta rwnie w jego mylach
wtedy, kiedy z ni nie rozmawia. Czeka na odpowied, jednak adna nie nadesza.
- Jeste tam? - zapyta.
- Tak, to zawsze przyprawia mnie o bl gowy.
Ulyo mu, e nie by jedyny.
- Mnie te gowa pka.
- Rozumiem - odpowiedziaa. - Tona razie.
- Nie, zaczekaj! - Nie chcia, aby odchodzia. Sprawiaa, e dziki niej czas bieg
szybciej. Sprawiaa, e bieganie stawao si w jaki sposb atwiejsze.
- Na razie, Tom. Odezw si, jeeli uda nam si co ustali.
- Teresa, a co z tym napisem na twoim ramieniu?
Upyno kilka sekund. Brak odpowiedzi.
- Teresa?
Nie byo jej. Thomas poczu, jakby balon powietrza w jego piersi pk, wypuszczajc
toksyny do jego ciaa. Rozbola go brzuch i myl o bieganiu przez reszt dnia nagle go
przygnbia.
Tak czy inaczej, chcia powiedzie Minho o tym, w jaki sposb mg porozumiewa
si z Teres, podzieli si tym, zanim jego mzg eksploduje. Jednak si nie odway.
Przyznanie si do telepatii nie byo w tej chwili najlepszym pomysem. Wszystko i tak byo
ju wystarczajco dziwne.
Thomas opuci gow i wzi gboki oddech. Bdzie musia trzyma jzyk za zbami
i skupi si na bieganiu.
Dwie przerwy pniej Minho w kocu zwolni tempo, zacz i wzdu dugiego

korytarza, ktry nagle koczy si cian. Zatrzyma si i usiad, opierajc si o cian w


lepym zauku. Bluszcz by tam szczeglnie gsty. Ich wiat wydawa si by zewszd
poronity bujn rolinnoci, ukrywajc twardy, niemoliwy do pokonania kamie.
Thomas doczy do Minho i wygodniali rzucili si na skromn zawarto swoich
pojemnikw z lunchem, na ktry skadaa si kanapka i kawaki owocw.
- To by byo na tyle - powiedzia Minho, wziwszy drugiego ksa. - Przebieglimy ju
przez cay sektor. I co, ani ladu wyjcia.
Thomas wiedzia o tym doskonale, jednak kiedy usysza to na wasne uszy, podama
si jeszcze bardziej.
Nie odzywajc si wicej, dokoczyli posiek i przygotowali si do przeszukania
Labiryntu, nie do koca wiedzc, czego tak naprawd szukali.
Przez nastpnych kilka godzin, Thomas i Minho przeczesywali korytarze, kadc si
na ziemi i wspinajc si po pnczach. Nie znaleli niczego i Thomas czu si coraz bardziej
zniechcony. Jedyn interesujc rzecz, na jak natrafili, bya kolejna tablica z napisem
Departament Rozwoju Eksperymentw, Strefa Zamknita: Czas Zagady. Minho nie chcia
nawet na ni spojrze.
Zjedli kolejny posiek, po czym wrcili do poszukiwa. Niczego nie znaleli i Thomas
powoli zaczyna si godzi z nieuniknionym - w Labiryncie nie byo nic, co mogliby znale.
Gdy zbliaa si pora zamykania Wrt, Thomas zacz wypatrywa oznak
Bldoercw, drc z niepewnoci, kiedy skrcali za kady rg. W doniach, w mocnym
ucisku, trzymali noe. Jednak przed pnoc nie natrafili na nikogo.
Minho zauway Bldoerc, ktry znikn za rogiem przed nimi i nie wrci.
Trzydzieci minut pniej Thomas zauway kolejnego, ktry zrobi dokadnie to samo.
Godzin pniej tu obok nich przemkn rozpdzony Bldoerca, nawet si nie zatrzymujc.
Thomas o mao si nie przewrci z przeraenia.
Wraz z Minho kontynuowali eksploracj.
- Myl, e si z nami bawi - powiedzia Minho chwil pniej.
Thomas zorientowa si, e ju dawno zaprzesta poszukiwa i szed z powrotem w
stron Strefy ze spuszczon gow. Sdzc po wygldzie, Minho czu si dokadnie tak samo.
- Co masz na myli? - zapyta Thomas.
Opiekun westchn.
- Myl, e Stwrcy chc, abymy wiedzieli, e std nie ma wyjcia. ciany si ju
nawet nie przemieszczaj - zupenie jakby to bya jaka gupia gra, ktrej czas dobieg koca.
I chc, abymy wrcili do Strefy i poinformowali o tym pozostaych. O ile chcesz si zaoy,

e jak wrcimy, to okae si, e Bldoercy zabrali kolejn osob? Myl, e Gally mia
racj. Bd nas dalej zabija.
Thomas nie odpowiedzia. Czu, e za tym, co mwi Minho, krya si prawda.
Nadzieja, ktr odczuwa, gdy wyruszali, ju dawno w nim umara.
- Wracajmy ju do domu - rzuci Minho zmczonym gosem.
Thomas nie chcia przyzna si do poraki, jednak przytakn. Wygldao na to, e
kod pozostawa ich jedyn nadziej i postanowi wanie na nim si skupi.
Ruszyli w milczeniu z powrotem do Strefy. Przez ca drog powrotn nie napotkali
adnego Bldoercy.
Zegarek Thomasa wskazywa dziewit trzydzieci rano, kiedy wraz z Minho przeszli
przez Zachodnie Wrota i wrcili do Strefy. Thomas by tak zmczony, e mia ochot si
pooy na miejscu i zasn. Byli w Labiryncie przez jakie dwadziecia cztery godziny.
Niespodziewanie, pomimo braku wiata i wiszcego nad Stref widma kataklizmu,
dzie wyglda zwyczajnie. Streferzy jak zwykle wykonywali swoje obowizki, zajmujc si
hodowl, upraw i sprztaniem. Nie potrzeba byo wiele czasu, aby wkrtce zauwaya ich
grupka chopcw. Nastpnie powiadomiono Newta, ktry chwil pniej do nich przybieg.
- Jestecie pierwszymi, ktrzy wrcili - powiedzia, podchodzc do nich. - Co si
stao? - Dziecicy wyraz nadziei na jego twarzy zama Thomasowi serce. Najwyraniej
sdzi, e znaleli co wanego. - Powiedzcie, e macie dobre wiadomoci.
Spojrzenie Minho byo martwe, utkwione gdzie w odlegym szarym punkcie.
- Nic - odpowiedzia. - Labirynt to jeden wielki, cholerny kawa.
Newt spojrza zdezorientowany na Thomasa.
- Co on plecie?
- Jest zniechcony - odpar Thomas, wzruszajc ramionami. - Niczego nie
znalelimy. Nie byo przesuwajcych si cian, wyjcia, niczego. Czy Bldoercy przyszli w
nocy?
Newt zawaha si, ciemno spowia mu twarz. W kocu, przytakn.
- Tak, zabrali Adama.
Thomas nie zna tego chopaka i mia wyrzuty sumienia, e nawet nic nie poczu.
Tylko jedna osoba, pomyla. Moe Gally mia racj.
Newt mia wanie co jeszcze powiedzie, kiedy Minho nagle wybuchn.
- Mam ju tego do! - wykrzykn, spluwajc w bluszcz, a na jego szyi wyskoczyy
yy. - Mam do! Koniec z tym! Koniec! - Zdj plecak i rzuci nim o ziemi. - Nie ma
adnego wyjcia, nigdy nie byo i nigdy nie bdzie. Wszyscy jestemy upurwieni!

Zziajany Thomas przyglda si, jak Minho zacz ociale stpa w stron Bazy.
Poczu niepokj. Jeeli Minho si podda, to maj powany problem.
Newt nie odezwa si sowem. Zostawi oszoomionego Thomasa samego. Powietrze
spowia rozpacz, gsta i gryzca, niczym kby dymu unoszce si nad poncym Pokojem
Map.
Pozostali Zwiadowcy wrcili w przecigu nastpnej godziny i z tego, co Thomas
usysza, aden z nich niczego nie znalaz. Rzdy pospnych twarzy suny po caej Strefie, a
Streferzy w wikszoci porzucili swoje codzienne obowizki.
Thomas wiedzia, e kod Labiryntu pozostawa teraz ich jedyn nadziej. To musi co
oznacza. Musi. Kiedy wysucha relacji pozostaych Zwiadowcw, otrzsn si z
przygnbienia.
- Teresa? - powiedzia w mylach, zamykajc oczy, jakby w ten sposb miao to
zadziaa mocniej. - Gdzie jeste? Udao ci si co wymyli?
Po dugiej ciszy niemal si podda, dochodzc do wniosku, e nie udao mu si
nawiza z ni kontaktu.
- Sucham. Tom, mwie co?
- Tak - odpowiedzia, podekscytowany, e udao mu si ponownie nawiza z ni
kontakt. - Syszysz mnie? Nie wiem, czy robi to waciwie.
- Czasami s zakcenia, ale dziaa. Troch to dziwaczne, prawda?
Thomas wanie si nad tym zastanawia, bo prawd powiedziawszy, zaczyna si ju
do tego przyzwyczaja.
- Nie jest tak le. Jestecie jeszcze w piwnicy? Widziaem Newta, ale pniej gdzie
si zmyl.
- Nadal tam jestemy. Newt zaatwi trzech Streferw, ktrzy pomagaj nam przy
Mapach. Myl, e mamy ju cay kod.
Serce podskoczyo mu do garda.
- Powanie?
- Przyjd tu.
- Ju id. - By ju w drodze, kiedy to mwi. Zdziwi si, bo w jednej chwili odeszo
cae jego zmczenie.
Newt wpuci go do rodka.
- Minho wci si nie pokaza - powiedzia, schodzc schodami do piwnicy. - Czasem
zachowuje si jak narwaniec.
Thomas zdziwi si, e Minho marnuje czas na dsanie si, zwaszcza w obliczu

moliwoci, jakie kryy si za kodem. Porzuci jednak te myli, kiedy weszli do pokoju.
Wok stou stao kilku Streferw, ktrych Thomas nie zna. Wszyscy wygldali na
wyczerpanych i mieli podkrone oczy. Stosy Map leay porozrzucane po caym pokoju,
pokryway ca podog. Wygldao to, jakby przez pokj przetoczyo si tornado.
Teresa opieraa si o rzd pek, przygldajc si uwanie pojedynczemu arkuszowi
papieru. Gdy Thomas wszed, spojrzaa na niego, po czym ponownie skupia wzrok na kartce.
Zasmucio go to troch - bo sdzi, e ucieszy si na jego widok - jednak chwil pniej
poczu si gupio, e tak pomyla. Najwyraniej bya zajta rozpracowywaniem kodu.
- Musisz to zobaczy - powiedziaa Teresa, jak tylko Newt odprawi swoich
pomocnikw. Poczapali po drewnianych schodach na gr, narzekajc, e caa ich praca
posza na marne.
Thomas odpowiedzia jej, bojc si, e Newt zorientuje si w sytuacji.
- Nie mw do mnie w mylach, kiedy Newt jest w pobliu. Nie chc, aby dowiedzia
si o naszym... darze.
- Podejd tu i rzu na to okiem - powiedziaa na gos, starajc si ukry umiech.
- Padn na kolana i wycauj twoje dymice giry, jeeli rozkminisz, o co w tym chodzi
- powiedzia Newt.
Thomas podszed do Teresy, nie mogc si doczeka, kiedy zobaczy, co te udao im
si ustali. Wrczya mu kartk papieru, unoszc brwi.
- To jest bez wtpienia prawidowe - powiedziaa. - Po prostu nie mam zielonego
pojcia, co to oznacza.
Thomas wzi kartk i uwanie si jej przyjrza. Z lewej strony znajdoway si
oznakowane kka, od jeden do szeciu. Obok kadego z nich znajdowao si sowo napisane
wielkimi literami. CHWYTAJ ZADANIE KREW ZGON TRUP GUZIK
Nic poza tym. Tylko sze sw.
Rozczarowanie zagocio na jego twarzy - by pewny, e jak tylko uzyskaj cay kod,
to jego zastosowanie stanie si dla nich oczywiste. Spojrza na Teres przygnbiony.
- To wszystko? Jeste pewna, e s w odpowiedniej kolejnoci?
Zabraa kartk z powrotem.
- Labirynt powtarza te sowa od miesicy. Przestalimy sprawdza, kiedy stao si to
oczywiste. Za kadym razem po sowie GUZIK, nastpowa tydzie przerwy bez adnego
sowa, a potem schemat si powtarza i wszystko zaczynao si ponownie od sowa
CHWYTAJ. Ustalilimy wic pierwsze sowo i waciw kolejno.
Thomas skrzyowa ramiona i opar si o pki obok Teresy. Bez zastanawiania si,

utrwali wszystkie sze sw, zapisujc je w pamici. Chwytaj, Zadanie, Krew, Zgon, Trup,
Guzik. To nie wryo niczego dobrego.
- Wesoe swka, co nie? - powiedzia Newt, wymawiajc na gos jego myli.
- Taa - skwitowa Thomas penym frustracji pomrukiem. - Musimy cign tu Minho,
moe on wie o czym, o czym my nie pomylelimy. Gdybymy tylko mieli wicej
wskazwek. - Zastyg nieruchomo, ugodzony atakiem zawrotw gowy; upadby na podog,
gdyby nie pki za jego plecami, na ktrych si opar. Przyszed mu wanie do gowy pewien
pomys. Okropny, przeraajcy i paskudny. Najgorszy ze wszystkich okropnych,
przeraajcych i paskudnych pomysw w historii.
Przeczucie podpowiadao mu jednak, e si nie myli. Musia to zrobi.
- Tommy? - zapyta Newt, podchodzc do niego bliej, wyranie zaniepokojony. - Co
ci jest? - Nagle zrobie si blady jak crka mynarza.
Thomas potrzsn gow, uspokajajc si.
- Co?... Ach nic, przepraszam. Bol mnie oczy, musz si przespa. - Przetar skronie
dla efektu.
- Wszystko w porzdku? - zapytaa w mylach Teresa. Spojrza na ni i zauway, e
bya rwnie zaniepokojona, co Newt, a to poprawio mu nastrj.
- Tak. Serio. Jestem po prostu zmczony. Musz si przespa.
- C - powiedzia Newt, wycigajc do i ciskajc go za rami. - Spdzie w
Labiryncie ca cholern noc. Id si zdrzemn.
Thomas spojrza na Teres, a nastpnie na Newta. Chcia si z nimi podzieli tym
pomysem, jednak postanowi tego nie robi. Zamiast tego przytakn i ruszy w stron
schodw.
Thomas mia teraz pomys. Pomimo e by kiepski, to mia jednak plan.
Potrzebowali wicej wskazwek odnonie kodu. Potrzebowali wspomnie.
Postanowi wic da si udli Bldoercy. Przej przez Przemian. Celowo.
Thomas postanowi nie rozmawia z nikim przez reszt dnia.
Teresa prbowaa kilkakrotnie. Powtarza jej jednak, e le si czuje, e chce zosta
sam i chce si przespa w swoim kcie na tyach lasu i moe troch pomyle. Sprbowa
odkry schowan we wasnym umyle tajemnic, ktra wyjaniaby mu, co dalej robi.
Jednak, prawd powiedziawszy, to przygotowywa si na to, co zaplanowa zrobi
wieczorem, starajc si przekona samego siebie, e postpuje waciwie. e nie ma innego
wyboru. W dodatku by absolutnie przeraony i nie chcia, aby ktokolwiek to zauway.
W kocu, kiedy jego zegarek obwieci nadejcie wieczoru, uda si ze wszystkimi do

Bazy. Dopki nie zacz popiesznie pochania przygotowanej przez Patelniaka zupy
pomidorowej i biszkoptw, niemal nie zdawa sobie sprawy z tego, jak bardzo by godny.
Nastpnie przysza pora na kolejn bezsenn noc.
Budole zabili deskami dziury w cianach pozostawione przez Bldoercw, ktrzy
zabrali Gallyego i Adama. Efekt ich pracy wyglda niczym robota bandy pijakw, jednak
deski byy wystarczajco wytrzymae. Newt oraz Alby, ktry mia mocno obandaowan
gow i ktry w kocu poczu si na tyle dobrze, aby mc samodzielnie chodzi, zalecili, aby
Streferzy zamieniali si co noc miejscami spoczynku.
Thomas wyldowa w olbrzymim salonie na parterze, wrd tych samych ludzi, z
ktrymi spa dwie noce wczeniej. W pokoju szybko zapanowaa cisza, cho nie wiedzia, czy
to z powodu zmczenia, czy te strachu jego kompanw, ktrzy mimo wszystko liczyli w
duchu, e Bldoercy nie przyjd ponownie. Tym razem pozwolono pozosta Teresie w
budynku wraz z reszt Streferw. Leaa obok niego, zwinita w kbek na dwch kocach.
Nie wiedzc skd, Thomas wyczuwa, e spaa. Naprawd spala.
Thomas jednak nie potrafi zasn, cho wiedzia, e jego ciao rozpaczliwie
potrzebowao snu. Stara si, tak bardzo stara si zamkn oczy, zmusi si do relaksu.
Jednak na prno. Noc wleka si niemiosiernie, a uczucie wyczekiwania spoczywao na jego
piersi niczym przygniatajcy go ciar.
Wwczas, tak jak wszyscy si tego spodziewali, usyszeli przeraajce, mechaniczne
odgosy Bldoercw znajdujcych si na zewntrz. Nadesza pora.
Wszyscy stoczyli si pod najbardziej oddalon od okien cian, starajc si zachowa
absolutn cisz. Thomas skuli si wraz z Teres w rogu, przyciskajc do piersi kolana i
wbijajc wzrok w okno. Straszna, podjta przez niego decyzja cisna go za serce i nie
chciaa wypuci. Wiedzia jednak, e wszystko mogo od tego zalee.
Napicie w pokoju wzrastao z kad chwil. Streferzy zachowywali cisz, nikt nie
odway si choby poruszy. Odlege zgrzytanie metalu o drewno rozbrzmiao echem po
domu. Dla Thomasa brzmiao to tak, jakby Bldoerca wspina si po cianie z tyu Bazy, z
drugiej strony budynku. Kilka sekund pniej usyszeli kolejne odgosy dochodzce ze
wszystkich stron, najbliszy Bldoerca by tu za ich oknem. Powietrze w pokoju jakby
nagle zamarzo, przemieniajc si w bry lodu. Thomas przycisn pici do oczu,
oczekiwanie na atak wykaczao go.
Huk eksplozji, rozrywanego drewna i tuczonego szka rozbrzmia gdzie na grze,
trzsc caym domem. Thomasa sparaliowa strach, gdy rozlego si kilka krzykw, a potem
usyszeli gony odgos krokw. Gone jki oraz skrzypienie podogi obwieciy zbiegajc

na parter hord Streferw.


- Dorwa Davea! - kto krzykn przenikliwym gosem.
Nikt w pokoju nawet nie drgn. Thomas wiedzia, e prawdopodobnie kadego z nich
dopado poczucie winy z powodu ulgi, jak odczuwali z faktu, e tym razem to zowieszcze
fatum nie dopado ich. e by moe przez jedn noc bd bezpieczni. Drug noc z rzdu
zabrano tylko jednego chopaka i wszyscy zaczli wierzy, e to, co powiedzia Gally, byo
prawd.
Thomas podskoczy, kiedy przeraliwy omot poczony z krzykami i dwikiem
rozupywanego drewna rozbrzmia tu za ich drzwiami, zupenie jak gdyby jaki
elaznoszczki potwr poera ca klatk schodow. Chwil pniej do ich uszu dotara
kolejna eksplozja rozrywanego drewna - drzwi frontowe. Bldoerca przetoczy si przez
dom i wanie wychodzi.
Eksplozja strachu targna Thomasem. Teraz albo nigdy.
Zerwa si na nogi i podbieg do drzwi, otwierajc je na ocie. Usysza krzyk Newta,
jednak zignorowa go i pobieg wzdu korytarza, przeskakujc i unikajc setek rozerwanych
kawakw drewna. Zauway miejsce, w ktrym jeszcze nie tak dawno stay drzwi frontowe,
a na miejscu ktrych znajdowaa si obecnie postrzpiona dziura w cianie, za ktr z kolei
rozpociera si szary mrok. Pogna wprost przez ni i wybieg na dziedziniec.
- Tom!- zawoaa Teresa w jego gowie. - Co ty wyprawiasz?
Nie zwraca na ni uwagi. Po prostu bieg dalej.
Bldoerca trzymajcy Davea - dzieciaka, z ktrym Thomas nigdy wczeniej nie
rozmawia - z warkotem toczy si na swoich kolcach w kierunku Zachodnich Wrt. Pozostali
Bldoercy, ktrzy zebrali si ju na dziedzicu, podali za swoim towarzyszem w stron
Labiryntu. Bez wahania, wiedzc, e inni pomyl, i chce popeni samobjstwo, Thomas
puci si biegiem w ich kierunku, dopki nie znalaz si porodku stada kreatur. Zaskoczeni
Bldoercy zawahali si.
Thomas rzuci si na besti, ktra trzymaa Davea, prbujc go wyrwa z jej ucisku,
liczc, e kreatura wemie na nim odwet. Krzyk Teresy, ktry rozleg si w jego gowie, by
tak gony, e poczu si, jakby kto zatopi sztylet w jego czaszce.
Trzech Bldoercw dopado go naraz, ich dugie kleszcze, szczypce oraz igy
atakoway go ze wszystkich stron. Thomas wymachiwa nogami i rkoma, kopic w
przeraajce metalowe odna oraz drce cielska. Nie chcia, aby go zabrali tak jak Davea,
tylko eby go udlili. Ich nieustpliwy atak przybra na sile i Thomas poczu, jak bl rozlewa
si w kadym centymetrze jego ciaa - ukucie igy poinformowao go, e odnis sukces.

Wrzeszczc, kopa, odpycha i uderza napastnikw, rzucajc swe ciao na kuliste kreatury,
prbujc si im wyrwa. Szamoczc si w przypywie adrenaliny, w kocu dostrzeg wolne
miejsce midzy oprawcami, przez ktre przedosta si i uciek, pdzc co si w nogach.
Gdy tylko udao mu si uciec poza zasig ich miertelnych instrumentw, Bldoercy
zaniechali ataku i wycofali si w gb Labiryntu. Thomas upad na ziemi, jczc z blu.
W nastpnej chwili pojawi si przy nim Newt, a wraz z nim Chuck, Teresa i kilka
innych osb. Newt chwyci go za ramiona i podnis, nastpnie zapa za obie rce.
- Wecie go za nogi! - krzykn.
Thomas poczu, e wiat wok niego wiruje i zebrao mu si na wymioty. Kto, nie
by w stanie powiedzie kto, wykona polecenie Newta. Zaniesiono go przez dziedziniec,
nastpnie przez drzwi frontowe Bazy, wzdu zdewastowanego korytarza, do pokoju i
umieszczono na kanapie. wiat wci krci si i wirowa.
- Co ty nawyprawia? - krzykn mu Newt prosto w twarz. - Jak moge by tak
cholernie gupi!
Thomas musia przemwi, zanim zatopi si w ciemnoci.
- Nie... Newt... nic nie rozumiesz...
- Zamknij si! - wrzasn Newt. - Oszczdzaj siy!
Thomas poczu, jak kto bada jego rce i nogi, jak zrywaj z jego ciaa ubranie,
szukajc uszkodze. Usysza gos Chucka i poczu ulg, e jego przyjacielowi nic si nie
stao. Plaster powiedzia co o tym, e zosta udlony kilkanacie razy.
Teresa siedziaa obok jego stp, ciskajc doni jego praw kostk.
- Dlaczego Tom? Dlaczego to zrobie?
- Poniewa... - Nie mia wystarczajco duo si, aby si skoncentrowa.
Newt krzykn, aby przyniesiono mu Serum Blu. Minut pniej Thomas poczu
ukucie w rami. Ciepo rozeszo si od tego miejsca po caym ciele, uspokajajc go,
umierzajc bl. Jednak wiat wci wydawa si rozpada i wiedzia, e za kilka sekund
wszystko zniknie.
Pokj wirowa, kolory pynnie przechodziy z jednego w drugi, krcc si coraz
szybciej. Kosztowao go to mnstwo siy, jednak zanim ciemno ogarna go na dobre,
zdoa wypowiedzie ostatnie sowa.
- Nie martwcie si - wyszepta, majc nadziej, e go usyszeli. - Zrobiem to celowo...
Thomas straci poczucie czasu, kiedy przechodzi przez Przemian.
Zacza si podobnie jak jego pierwsze wspomnienie z Puda - od ciemnoci i zimna.
Jednak tym razem nie mia uczucia, e co dotykao jego stp lub ciaa. Unosi si pord

pustki, wpatrujc si w otcha ciemnoci. Nic nie widzia, nic nie czu. Jakby kto skrad
wszystkie jego zmysy i umieci go w prni.
Czas wlk si i wlk. Strach przemieni si w ciekawo, ktra zamienia si w
znuenie.
W kocu, po niekoczcym si oczekiwaniu, co zaczo si zmienia.
Nie czu, lecz usysza, jak wzmaga si odlegy wiatr. Nastpnie gdzie w oddali
pojawia si kbica si mga bieli - wirujce tornado dymu, ktre uksztatowao si w dugi
lej i rozcigao tak mocno, a w kocu Thomas nie by w stanie dostrzec zarwno pocztku,
jak i koca biaej trby powietrznej. Pniej poczu wichur tu za jego plecami, wsysan
przez cyklon, ktra targaa jego ubranie i wosy niczym postrzpione podczas sztormu flagi.
Komin gstej mgy zacz przesuwa si w jego kierunku - albo to on przesuwa si w
kierunku mgy, nie potrafi tego stwierdzi - zwikszajc prdko w zastraszajcym tempie.
O ile jeszcze kilka sekund wczeniej widzia odlegy ksztat leja, teraz przed oczyma mia
jedynie paski przestwr bieli.
I wtedy go pochono. Poczu, jak mga zawadna jego umysem, jak strumie
wspomnie wlewa si do jego myli. Wszystko inne przeobrazio si w bl.
I wtedy go pochono. Poczu, jak mga zawadna jego umysem, jak strumie
wspomnie wlewa si do jego myli. Wszystko inne przeobrazio si w bl.
Gos by odlegy i nis si niczym echo w dugim tunelu.
- Thomas, syszysz mnie?
Nie chcia odpowiada. Jego umys wyczy si, nie mogc ju duej znie blu.
Thomas ba si, e bl powrci, jeeli pozwoli si wybudzi. Wyczu wiato po drugiej
stronie powiek, wiedzia jednak, e po ich otworzeniu bl bdzie nie do wytrzymania. Nie
zrobi nic.
- Thomas, to ja, Chuck. Wszystko w porzdku? Stary, prosz ci, nie umieraj.
Nage

wszystko

powrcio.

Strefa,

Bldoercy,

kujce

igy,

Przemiana.

Wspomnienia. Z Labiryntu nie ma wyjcia. Ich jedyn szans byo co, czego nigdy nie
podejrzewali. Co przeraajcego. Thomas pogry si w rozpaczy.
Jczc, zmusi si do otwarcia oczu, zmruy je. Powitaa go okrga twarzyczka
Chucka, wpatrujca si w niego zatrwoonymi oczami. Jednak chwil pniej oczy rozjaniy
si i na tej twarzy zagoci umiech. Pomimo wszystko, pomimo koszmaru caej sytuacji,
Chuck umiechn si.
- Obudzi si! - krzykn w przestrze. - Thomas si obudzi!
Thomas wzdrygn si na tubalny dwik jego gosu. Zamkn ponownie oczy.

- Czy ty musisz si tak wydziera? Nie czuj si najlepiej.


- Przepraszam. Po prostu ciesz si, e yjesz. Masz, chopie, szczcie, e ci nie
pocaowaem.
- Ani mi si wa. - Thomas ponownie otworzy oczy, z wielkim trudem podnis si i
usiad na ku, opierajc si plecami o cian i wycigajc nogi. Bl war si w jego stawy i
minie. - Ile czasu trwaa Przemiana? - zapyta.
- Trzy dni - odpowiedzia Chuck. - W nocy umieszczalimy ci dla bezpieczestwa w
Ciapie, za dnia przenosilimy ci z powrotem tutaj. Co najmniej ze trzydzieci razy mylaem,
e zszede nam na dobre z tego wiata. A teraz prosz, wygldasz jak nowo narodzony!
Thomas mg sobie jedynie wyobrazi, jak niedobrze wyglda.
- Pojawili si Bldoercy?
Rado Chucka znikna z jego twarzy, roztrzaskujc si o ziemi z hukiem, a jego
wzrok zakotwiczy tpo w pododze.
- Tak, zabrali Zarta i dwch innych. Po jednym co noc. Minho ze Zwiadowcami
przeczesali Labirynt, prbujc znale jakie wyjcie albo jakie zastosowanie dla tego
gupiego kodu, ktry odkrylicie, jednak na prno. Jak mylisz, dlaczego Bldoercy
zabieraj tylko jednego sztamaka naraz?
Thomas poczu, jak odek wywraca mu si na drug stron - zna dokadn
odpowied na to pytanie, a teraz jeszcze na kilka innych. Wiedzia wystarczajco duo, aby
doj do przekonania, e czasami wiedza jest do bani.
- Sprowad Albyego i Newta - odpowiedzia w kocu. - Powiedz im, e musimy
zwoa Zgromadzenie. Najszybciej, jak to moliwe.
- Powanie?
Thomas westchn.
- Chuck, wanie przeszedem przez Przemian. Wydaje ci si, e nie jestem
wystarczajco powany?
Bez sowa, Chuck poderwa si i wybieg z pokoju, a jego woanie cicho, im bardziej
si oddala.
Thomas zamkn oczy i opar gow o cian. Nastpnie przemwi w mylach.
- Teresa.
Nie odpowiedziaa od razu, jednak jej gos pojawi si w jego gowie tak wyranie, jak
gdyby siedziaa tu obok niego.
- To byo naprawd gupie, Tom. Naprawd, naprawd gupie.
- Musiaem to zrobi - odpowiedzia.

- Przez ostatnich kilka dni nienawidziam ci. Szkoda, e siebie nie widziae. Twojej
skry, twoich y...
- Ty nienawidzia mnie? - Ucieszy si, e tak bardzo jej na nim zaleao.
Przerwaa mu.
- Chciaam ci w ten sposb powiedzie, e gdyby umar, to bym ci zabia.
Thomas poczu przypyw ciepa w piersi, wycign do i, zdziwiony, naprawd je
poczu.
- C... to mie, dzikuj.
- Powiedz, ile pamitasz?
Zawaha si.
- Wystarczajco duo. To, co mwia o nas obojgu, i o tym, co im zrobilimy...
- A wic to prawda?
- Zrobilimy par zych rzeczy. - Wyczuwa frustracj bijc od niej, jak gdyby miaa
milion pyta i nie wiedziaa, od ktrego zacz.
- Dowiedziae si czego, co pomogoby nam si std wydosta? - zapytaa, jak
gdyby nie chciaa wiedzie, jak penia rol w tym wszystkim. - Wiesz ju, do czego suy
kod?
Thomas zawaha si, nie chcc jeszcze o tym rozmawia - zanim naprawd nie
pozbiera myli. Ich jedyn szans ucieczki moe by pragnienie mierci.
- Moe - odpowiedzia w kocu. - Ale to nie bdzie atwe.
Musimy zwoa Zgromadzenie. Poprosz, aby wzita w nim udzia - nie mam siy,
aby powtarza to drugi raz. Przez jaki czas adne z ich si nie odezwao.
- Teresa?
- Tak?
- Z Labiryntu nie ma wyjcia.
Nie odzywaa si przez dusz chwil, zanim odpowiedziaa.
- Myl, e wszyscy zdajemy ju sobie z tego spraw. Thomas nie mg znie blu w
jej gosie. Czu go w swojej gowie.
- Nie martw si. Stwrcy chc jednak, abymy si wydostali. Mam plan. - Chcia wla
w ni nieco nadziei, bez wzgldu na to, jak nika ona bya.
- Naprawd?
- Tak. Jest straszny i niektrzy z nas mog zgin. Brzmi obiecujco?
- Okropnie. Mw.
- Musimy...

Zanim zdoa dokoczy, do pokoju wszed Newt, przerywajc mu.


- Pniej ci powiem - dokoczy szybko.
- Popiesz si! - odpowiedziaa, po czym znikna. Newt podszed do ka i usiad
obok niego.
- Tommy, prawie nie wida po tobie chorbska. Thomas przytakn.
- Troch mi niedobrze, ale tak poza tym, to czuj si niele. Mylaem, e bdzie o
wiele gorzej.
Newt pokrci gow, na jego twarzy malowaa si mieszanka zoci i podziwu.
- To, co zrobie, byo zarwno odwane, jak i cholernie gupie. Wychodzi na to, e to
twoja specjalno. - Przerwa
i pokrci gow. - Wiem, dlaczego to zrobie. Ktre wspomnienia odzyskae? Co,
co pomoe?
- Musimy zwoa Zgromadzenie - odpowiedzia Thomas, wycigajc nogi i siadajc w
wygodniejszej pozycji. Co zaskakujce, prawie nie odczuwa ju blu, tylko zawroty gowy. Zanim zapomn, co widziaem.
- Tak, Chuck wspomina, zrobi si. Ale dlaczego? Czego si dowiedziae?
- To test, Newt, to wszystko to jest jeden wielki test.
Newt przytakn.
- Tak jak eksperyment.
Thomas pokrci gow.
- Nie, nie rozumiesz. Robi odsiew, sprawdzajc, czy si poddamy, szukajc
najlepszego spord nas. Poddaj nas wyzwaniom, prbuj sprawi, abymy si poddali.
Sprawdzaj nasze zdolnoci do walki, sprawdzaj, czy wierzymy... Przysanie Teresy oraz
wyczenie wszystkiego byo jedynie ostatni czci planu, jeszcze jedn... kocow analiz.
Teraz przysza pora na ostateczny test. Na ucieczk.
Newt zmarszczy czoo, wyranie zmieszany.
- O czym ty mwisz? Wiesz, jak si std wydosta?
- Tak. Zwoaj Zgromadzenie. Teraz.
Godzin pniej Thomas siedzia naprzeciwko Opiekunw, tak jak to miao miejsce
przed tygodniem lub dwoma. Nie wpucili Teresy, co zdenerwowao go niemal tak samo
mocno, jak j. Newt i Minho ufali jej ju, jednak pozostali wci si wahali.
- W porzdku, wieuchu - rozpocz Alby, ktry wyglda o wiele lepiej, siedzc
porodku pokrgu krzese, obok Newta. Wszystkie krzesa oprcz dwch byy zajte brutalnie przypominajc wszystkim, e Zart i Gally zostali zabrani przez Bldoercw. -

Daruj sobie owijanie w klumpa i po prostu mw.


Thomas, wci odczuwajc lekkie zwroty gowy po przebytej Przemianie, zawaha si
przez chwil, prbujc odzyska nad sob panowanie. Mia wiele do powiedzenia, jednak
chcia, aby dobrze go zrozumieli.
- To duga historia - zacz. - Nie mamy teraz czasu, aby przytoczy wam j ca, ale
powiem wam z grubsza, o co w tym chodzi. Kiedy przechodziem przez Przemian,
widziaem przebyski obrazw - cae setki - niczym pokaz slajdw w zawrotnym tempie.
Wiele sobie przypomniaem, jednak tylko niektre ze wspomnie s na tyle wyrane, e mog
o nich opowiedzie. Pozostae s zatarte lub ju si zacieraj. - Przerwa, zbierajc myli po
raz ostatni. - Jednak pamitam wystarczajco wiele. Stwrcy poddaj nas testom. Nie mona
znale wyjcia z Labiryntu. To wszystko wycznie prba.
*
Potrzebuj zwycizcw - lub tych, ktrzy ocalej - do czego wanego. - Zamilk, nie
wiedzc, w jakiej kolejnoci powinien im o tym powiedzie.
- Co to takiego?
- Zaczn od pocztku - powiedzia Thomas, przecierajc oczy. - Kady z nas, co do
jednego, zosta zabrany, kiedy bylimy bardzo modzi. Nie pamitam, jak ani dlaczego, mam
po prostu migawki przed oczami i przeczucie, e co zmienio si na wiecie, e co naprawd
zego si wydarzyo. Nie mam pojcia, co to takiego. Stwrcy nas porwali i wydaje mi si, e
czuli si usprawiedliwieni, robic to. W jaki sposb dowiedzieli si, e dysponujemy
ponadprzecitn inteligencj, i dlatego nas wybrali. Sam nie wiem, wikszo wspomnie jest
mglista i nie ma to i tak wikszego znaczenia. Nie pamitam te niczego odnonie mojej
rodziny oraz tego, co si z ni stao. Jednak po tym, jak nas zabrano, kolejnych kilka lat
spdzilimy na nauce w specjalnych szkoach, wiodc poniekd normalne ycie, a mogli w
kocu sfinansowa i wybudowa ten Labirynt. Wszystkie nasze imiona s po prostu - gupimi
przezwiskami, ktre nam nadali - jak Alby od Alberta Einsteina, Newt od Issaca Newtona
oraz moje - Thomas. Od Edisona.
Alby wyglda, jakby kto uderzy go w twarz.
- Nasze imiona... to nie s nawet nasze prawdziwe imiona?
Thomas pokrci gow.
- Z tego, co wiem, to nigdy si nie dowiemy, jak brzmiay te prawdziwe.
- Co ty gadasz? - zapyta Patelniak. - Ze jestemy jakimi cholernymi sierotami
wychowanymi przez naukowcw?
- Tak - odpowiedzia Thomas, majc nadziej, e wyraz jego twarzy nie zdradza, jak

bardzo czu si przygnbiony.


- Pono jestemy naprawd inteligentni i oni ledz kady nasz ruch, analizujc nasze
zachowania. Obserwuj, kto si poddaje, a kto nie. Przygldaj si, kto przetrwa to wszystko.
Nic dziwnego, e wszdzie wok biega tyle ukolcw. W dodatku, niektrym z nas zostao
co... pozamieniane w gowach.
- Prdzej Patelniak nauczy si gotowa, ni uwierz w tego klumpa, ktrego
wygadujesz - mrukn Winston, wygldajc na zmczonego i obojtnego.
- Po co miabym zmyla? - powiedzia Thomas, unoszc gos. Daem si celowo
udli, aby sobie to wszystko przypomnie! - Lepiej powiedz, jakie ty masz wytumaczenie.
Ze yjemy na obcej planecie?
- Mw dalej - powiedzia Alby. - Ale nie rozumiem, dlaczego aden z nas nie pamita
tego. Przeszedem przez Przemian, jednak wszystko, co widziaem, byo... - Rozejrza si
szybko dookoa, zupenie jak gdyby powiedzia co, czego nie powinien by. - Nie
dowiedziaem si niczego.
- Za chwil powiem ci, dlaczego, jak sdz, dowiedziaem si wicej od pozostaych odpar Thomas, obawiajc si tej czci historii. - Mam mwi dalej, czy nie?
- Mw - powiedzia Newt.
Thomas wzi olbrzymi wdech, jakby mia wzi udzia w wycigu.
- Ogay, w jaki sposb wymazali nasz pami, nie tylko wspomnienia z dziecistwa,
ale take te zwizane z tym, jak znalelimy si w Labiryncie. Wsadzili nas do Puda i wysali
w to miejsce. Na pocztek wiksz grup, a nastpnie po jednym kadego miesica przez dwa
ostatnie lata.
- Ale dlaczego? - zapyta Newt. - Po jak choler?
Thomas unis do w gecie ciszy.
- Zmierzam do tego. Tak jak powiedziaem, chcieli nas przetestowa, zobaczy, jak
zareagujemy na to, co nazywaj Wyzwaniami, i na problem, ktrego nie mona rozwiza.
Sprawdzi, czy potrafimy wsppracowa, czy potrafimy zbudowa spoeczno.
Wszystko zostao uwzgldnione, a problem zosta zaplanowany w oparciu o jeden z
najpowszechniejszych puzzli znanych cywilizacji - o labirynt. Wszystko po to, abymy
myleli, e std musi by jakie wyjcie, co miao zachca nas do jeszcze ciszej pracy, a
jednoczenie zwiksza nasze zniechcenie z powodu braku rozwizania tej sytuacji. Przerwa, aby rozejrze si wokoo, upewniajc si, e wszyscy suchali. - Chc wam
powiedzie, e std nie ma wyjcia.
Rozbrzmia gwar, wszyscy zaczli zadawa pytania naraz.

Thomas ponownie podnis do, aujc, e nie moe po prostu przela swoich myli
do ich mzgw.
- Rozumiecie? Wasza reakcja dowodzi tego, o czym mwiem. Wikszo ludzi ju
dawno by si poddaa. Ale wydaje mi si, e my jestemy inni. Nie potrafimy si pogodzi z
tym, e problem nie moe zosta rozwizany, zwaszcza kiedy jest nim co tak prostego, jak
labirynt. Dlatego zawsze walczylimy, bez wzgldu na to, jak beznadziejna bya sytuacja.
Thomas uwiadomi sobie, e jego gos powoli podnosi si, kiedy przemawia, i
poczu uderzenie ciepa na twarzy.
- Bez wzgldu na powd, mam ju tego dosy! Wszystkiego. Bldoercw,
przesuwajcych si cian, Urwiska - to jest tylko cz gupiego testu. Zostalimy
wykorzystani i zmanipulowani. Stwrcy chcieli, aby nasze umysy pracoway wci nad
rozwizaniem, ktrego nigdy nie byo. To samo tyczy si Teresy, ktr do nas przysali, i
zapocztkowania przez ni Koca - cokolwiek to oznacza - zamknicia tego miejsca, szarego
nieba i wszystkiego innego. Rzucaj nam rne przeszkody, aby zobaczy nasz reakcj, aby
przetestowa nasz wol. Sprawdzi, czy zwrcimy si przeciwko sobie. Na kocu bd
chcieli wykorzysta ocalaych do czego wanego.
Patelniak powsta.
- Aby zabija ludzi? To jest zapewne ta milusia cz ich planu?
Thomas przez chwil poczu strach, niepokj, e Opiekunowie mog skierowa swoj
zo na niego, za to, e tak wiele wie. A miao by jeszcze gorzej.
- Tak, aby zabija ludzi. Bldoercy zabieraj po jednym po kolei tylko dlatego,
ebymy nie zginli wszyscy naraz, zanim to wszystko si zakoczy, tak jak powinno.
Przetrwaj najlepsi. Tylko oni std uciekn.
Patelniak kopn swoje krzeso.
- W takim razie lepiej zacznij gada o tej magicznej ucieczce.
- Powie - odpar cicho Newt. - Zamknij si i suchaj.
Minho, ktry przez cay czas siedzia cicho, odchrzkn.
- Co mi mwi, e nie spodoba mi si to, co za chwil usyszymy.
- Prawdopodobnie nie - powiedzia Thomas. Zamkn oczy i skrzyowa ramiona.
Nastpnych kilka minut bdzie kluczowe. - Stwrcy potrzebuj najlepszego z nas do tego, co
zaplanowali, cokolwiek to jest. Musimy jednak na to zapracowa. - W pokoju zalega
cakowita cisza, wszystkie oczy byy wpatrzone w niego. - Kod.
- Kod? - powtrzy Patelniak gosem, w ktrym zatlia si iskierka nadziei. - Co z
nim?

Thomas spojrza na niego i zamilk dla wzmoenia efektu.


- Nie bez powodu zosta ukryty w przemieszczajcych si murach Labiryntu. Wiem o
tym. Byem przy tym, kiedy Stwrcy to zrobili.
Przez dusz chwil nikt w pokoju nie odezwa si i jedyne, co Thomas dostrzeg, to
pozbawione wyrazu twarze, ktre na niego spoglday. Poczu, jak kropelki potu kapi mu z
czoa, a rce lizgaj si od nieprzyjemnej cieczy. Strach niemal go sparaliowa.
Newt wyglda na cakowicie zdumionego i w kocu przerwa cisz.
- O czym ty mwisz?
- Najpierw musz wam o czym powiedzie. O mnie i o Teresie. Nie bez powodu
Gally oskara mnie o rne rzeczy i kady, kto przeszed przez Przemian, mnie poznaje.
Spodziewa si pyta - wybuchu przerywajcych mu gosw - jednak pokj spowijaa
miertelna cisza.
- Teresa i ja jestemy... inni - kontynuowa. - Jestemy czci Prb Labiryntu od
samego pocztku, jednak wbrew naszej woli, przysigam.
Minho by tym, ktry si teraz odezwa.
- Thomas, o czym ty, do cholery, mwisz?
- Teresa i ja zostalimy przez Stwrcw wykorzystani. Gdybycie odzyskali swoje
wszystkie wspomnienia, to zapewne chcielibycie nas pozabija. Jednak sam musz wam o
tym powiedzie, aby wam udowodni, e moecie nam teraz ufa. Abycie mi uwierzyli,
kiedy wam powiem o jedynym istniejcym sposobie, aby si std wydosta.
Thomas spojrza szybko na twarze Opiekunw, zastanawiajc si po raz ostatni, czy powinien o tym mowie, czy zrozumiej. Wiedzia
jednak, e musi to zrobi. Musi.
Wzi gboki wdech i wydusi z siebie:
- Teresa i ja pomoglimy zaprojektowa Labirynt. Pomoglimy stworzy to wszystko.
Wszyscy wydawali si zbyt zszokowani, aby zareagowa. Puste twarze wpatryway
si w niego ponownie. Thomas uwiadomi sobie, e albo nie zrozumieli, albo mu nie
uwierzyli.
- Co to ma niby oznacza? - zapyta w kocu Newt. - Jeste cholernym
szesnastolatkiem. Jakim cudem moge stworzy Labirynt?
Thomas rwnie zacz w to nieco powtpiewa, jednak by pewien swoich
wspomnie. Bez wzgldu na to, jak szalonym pomysem si to wydawao, wiedzia, e bya to
prawda.
- Bylimy... bystrzy. I sdz, e to moe by cz Wyzwa. Ale, co najwaniejsze,

Teresa i ja posiadamy dar, ktry sprawi, e bylimy niezwykle cenni w trakcie projektowania
i budowania Labiryntu. - Przerwa, zdajc sobie spraw, e to wszystko musiao brzmie
absurdalnie.
- Mwe! - krzykn Newt. - Wyrzu to z siebie!
- Jestemy telepatami! Moemy si ze sob porozumiewa za pomoc naszych
cholernych myli! - Wypowiedzenie tego na gos sprawio, e niemal si zawstydzi, jak
gdyby przyzna si, e jest zodziejem.
Newt zamruga zdziwiony, kto inny zakasa.
- Posuchajcie mnie jednak - kontynuowa Thomas w popiechu, stajc w swojej
obronie. - Oni zmusili nas, abymy im pomogli. Nie wiem jak ani dlaczego, jednak to zrobili.
- Zawaha si. - Moe chcieli si przekona, czy uda nam si zyska wasze zaufanie, pomimo
e bylimy czci ich zespou. Moe od samego pocztku to my mielimy by tymi, ktrzy
mieli za zadanie ujawni drog ucieczki. Bez wzgldu na powd, dziki waszym Mapom
udao nam si ustali kod i musimy go teraz wykorzysta.
Thomas rozejrza si po pokoju i ku jego zaskoczeniu oraz zdziwieniu, nie dostrzeg
zoci na adnej z twarzy.
Wikszo Streferw nadal wpatrywaa si w niego w osupieniu albo krcia gowami
w zdumieniu bd niedowierzaniu. I z jakiego dziwnego powodu, Minho si umiecha.
- To prawda i jest mi przykro z tego powodu - kontynuowa Thomas. - Ale jedno
mog wam powiedzie. Teraz wszyscy pyniemy t sam odzi. Teresa i ja zostalimy tutaj
zesani, tak jak kady z was, i moemy umrze tak samo atwo. Stwrcy widzieli ju
wystarczajco duo, teraz nadszed czas na ostateczny test. Sdz, e musiaem przej przez
Przemian, eby poukada brakujce kawaki tej ukadanki. Tak czy inaczej, chciaem,
abycie znali prawd, ebycie wiedzieli, e istnieje szansa, e moemy to zrobi.
Newt krci gow na boki, wpatrujc si w podog. Nastpnie podnis wzrok i
zwrci si do pozostaych Opiekunw.
- Stwrcy, to oni nam to zrobili, nie Tommy i Teresa. To te smrodasy i gorzko tego
poauj.
- Niewane - powiedzia Minho. - Mam to gdzie. Przejd w kocu do ucieczki.
Thomas poczu, jak cisno go w gardle. Ulyo mu tak bardzo, e niemal odjo mu
mow. By przekonany, e niele oberwie za swoje wyznanie, o ile wczeniej nie zrzuc go z
Urwiska. Pozostaa cz tego, co mia jeszcze do powiedzenia, wydawaa si teraz niemal
atwa.
- W miejscu, do ktrego nigdy wczeniej nie zagldalimy, znajduje si stanowisko

komputerowe. Kod otworzy nam drzwi, przez ktre wyjdziemy z Labiryntu. Sprawi rwnie,
e wszyscy Bldoercy zostan wyczeni, tak wic nie bd mogli nas ciga - o ile uda nam
si przey na tyle dugo, aby tam dotrze.
- Miejsce, do ktrego nigdy wczeniej nie zagldalimy?
- zapyta Alby. - A tobie wydaje si, e niby co robilimy przez ostatnie dwa lata?
- Zaufaj mi, nigdy tam nie bye. Minho powsta.
- No to gdzie ono jest?
- To niemal samobjstwo - powiedzia Thomas, wiedzc, e opnia odpowied. Bldoercy si na nas rzuc, jak tylko sprbujemy to zrobi. Wszyscy naraz. To ostateczny
test.
- Chcia mie pewno, e pojmowali ryzyko. Szanse na to, e wszyscy przeyj, byy
znikome.
- Wic gdzie to jest? - zapyta Newt, nachylajc si na krzele do przodu.
- Nad Urwiskiem - odpowiedzia Thomas. - Musimy wej do Nory Bldoercw.
Alby wsta tak szybko, e jego krzeso przewrcio si do tyu. Jego przekrwione oczy
wyrniay si na tle biaego bandaa owinitego wok czoa. Zrobi dwa kroki naprzd i
zatrzyma si, zupenie jakby zamierza zaatakowa Thomasa.
- Teraz to gadasz jak totalny kretyn - powiedzia, piorunujc wzrokiem Thomasa. Albo zdrajca. Jak moemy ci uwierzy, skoro pomoge zaprojektowa to miejsce i umieci
nas w nim! Nie potrafimy pokona jednego Bldoercy na naszym terenie, a co dopiero
stawi czoa caej hordzie w ich malekiej norze. Co ty tak naprawd kombinujesz?
Thomas by wcieky.
- Co kombinuj? Nic! Po co miabym to wszystko zmyla?.
Ramiona Albyego zesztywniay, a donie zacisny si w pici.
- Z tego, co wiem, to przysano ci tu, aby nas pozabija. Dlaczego mielibymy ci
uwierzy?
Thomas spojrza na niego z niedowierzaniem.
- Alby, czy ty masz jakie problemy z pamici krtkotrwa? Ryzykowaem wasne
ycie, aby ci uratowa w Labiryncie, gdyby nie ja, to ju dawno byby martwy!
- Moe w ten sposb chciae zyska nasze zaufanie. Jeeli jeste w zmowie z tymi
krtasami, ktrzy nas tu zesali, to nie musiae martwi si tym, e Bldoercy mog
wyrzdzi ci krzywd. Moe to wszystko byo tylko przedstawieniem.
W tym momencie zo, ktr odczuwa Thomas, zelaa i przesza we wspczucie.
Co tu byo nie tak, co tu byo podejrzane.

- Alby - wtrci si Minho, przychodzc Thomasowi z pomoc. - To najdurniejsza


teoria, jak w yciu syszaem. Trzy noce temu, o mao co nie da si rozszarpa na strzpy.
Tobie si wydaje, e to bya cz jakiego cholernego przedstawienia?
Alby przytakn, szorstko.
- Moe.
- Zrobiem to - powiedzia Thomas, wyrzucajc z siebie ca swoj zo - po to, aby
odzyska wspomnienia i pomc nam si std wydosta. Czy mam wam pokaza rany i siniaki
na moim ciele?
Alby nic nie odpowiedzia, jego twarz wci kipiaa z wciekoci. Jego oczy zaszy
zami, a na szyi wyskoczyy mu yy.
- Nie moemy tam wrci! - krzykn, odwracajc si, aby spojrze na wszystkich w
pokoju. - Widziaem, jak wygldao nasze ycie i wiem, e nie moemy tam wrci!
- Czy o to wanie chodzi? - zapyta Newt. - Jaja sobie robisz?
Alby odwrci si gwatownie w jego stron, podnoszc zacinit pi. Jednak
powstrzyma si, opuci rk, nastpnie odszed i osun si na krzeso, ukrywajc twarz w
doniach i zalewajc si zami. Nic nie mogo Thomasa bardziej zaskoczy. Nieustraszony
przywdca Streferw paka.
- Alby, porozmawiaj z nami - naciska na niego Newt, nie odpuszczajc. - Co si
dzieje?
- Zrobiem to - powiedzia, kajc przejmujco.
- Co takiego? - zapyta Newt. Wyglda na rwnie zmieszanego, jak Thomas si czu.
Alby podnis wzrok, jego oczy byy zalane zami.
- Podpaliem Mapy. Zrobiem to. Uderzyem si gow o st, abycie pomyleli, e to
kto inny. Skamaem, spaliem wszystko. Ja to zrobiem!
Opiekunowie wymienili spojrzenia, zszokowani, wybauszajc oczy i unoszc brwi.
Dla Thomasa jednak nabrao to sensu. Alby przypomnia sobie, jak paskudne byo jego
wczeniejsze ycie, zanim tutaj trafi, i nie chcia do niego wraca.
- Cae szczcie, e ocalilimy te papierki - powiedzia Minho, cakowicie powanie,
niemal przemiewczo. - Dziki za wskazwk, ktr nam podesae po Przemianie, abymy
je chronili.
Thomas spojrza, aby zobaczy reakcj Alby ego na sarkastyczn, niemal okrutn
uwag Minho, jednak on zachowywa si, jakby jej w ogle nie sysza.
Newt, miast okaza gniew, poprosi Albyego o wyjanienia. Thomas wiedzia,
dlaczego Newt si nie wcieka - Mapy byy bezpieczne a kod ustalony. To nie miao ju

znaczenia.
- Powtarzam ci... - Alby brzmia jakby baga, niemal histerycznie. - Nie moemy
wrci do miejsca, z ktrego przyszlimy. Widziaem je i pamitam okropne, naprawd
okropne rzeczy. Spalon ziemi, chorob zwan Poog. To byo potworne, o wiele gorsze od
tego, co nam zgotowano tutaj.
- Jeeli tutaj zostaniemy, to umrzemy! - krzykn Minho. - Co moe by gorsze od
tego?
Alby wpatrywa si w Minho przez dug chwil, nim odpowiedzia. Thomas
zastanawia si nad sowami, ktre wanie wypowiedzia. Pooga. Brzmiao dziwnie
znajomo i kbio si gdzie na obrzeach jego umysu. By jednak pewien, e nie
przypomnia sobie niczego na ten temat w czasie Przemiany.
- Tak - powiedzia w kocu Alby. - To jest gorsze. Lepiej umrze, ni wraca do
domu.
Minho zachichota i usiad na krzele.
- Czowieku, ale z ciebie wielki ponurak. Jestem z Thomasem. Na sto procent. Jeeli
mamy zgin, to zrbmy to walczc.
- W Labiryncie czy te poza nim - doda Thomas, odczuwajc ulg, e Minho by
zdecydowanie po jego stronie. Nastpnie zwrci si do Albyego i spojrza na niego
powanie. - Wci yjemy w wiecie, ktry zapamitae.
Alby ponownie powsta, jego twarz wyraaa porak.
- Rbcie co chcecie. - Westchn. - To nie ma znaczenia. I tak zginiemy. Powiedziawszy to, podszed do drzwi i opuci pokj.
Newt westchn gboko i pokrci gow.
- Od udlenia nigdy nie by ju sob. To musiao by naprawd parszywe
wspomnienie. Co to, cholera, jest Pooga?
- Nie obchodzi mnie to - odpowiedzia Minho. - Wszystko jest lepsze od zdechnicia
tutaj. Rozprawimy si ze Stwrcami, kiedy ju std wyjdziemy. Ale teraz musimy zrobi to,
co dla nas zaplanowali. Przej przez Nor Bldoercw i wydosta si std. Jeeli niektrzy
z nas umr, to trudno.
Patelniak prychn.
- Doprowadzacie mnie, sztamaki, do obdu. Nie mona wydosta si z Labiryntu i
pomys, aby wbi si na parapetw do kawalerki Bldoercw, jest najgupszym, jaki w
yciu syszaem. Rwnie dobrze ju teraz moemy podern sobie yy.
Pozostali Opiekunowie zaczli si sprzecza, przekrzykujc jeden drugiego. W kocu

Newt wrzasn na nich, aby si zamknli.


Kiedy si uspokoio, Thomas przemwi po raz kolejny.
- Przejd przez Nor albo zgin, prbujc. Wyglda na to, e Minho rwnie. Jestem
pewien, e Teresa take si pisze. Jeeli zdoamy odeprze atak Bldoercw tak dugo, aby
kto zdoa wprowadzi kod i ich wyczy, to bdziemy mogli przejd przez drzwi, przez
ktre oni weszli. Wtedy zdamy test. Wtedy bdziemy mogli stan twarz w twarz ze
Stwrcami.
Umiech Newta pozbawiony by jakiejkolwiek radoci.
- Wydaje ci si, e moemy odeprze atak Bldoerw? Nawet jeeli nas nie
pozabijaj, to na pewno wszystkich nas udl. Wszyscy, co do jednego, mog na nas czeka,
kiedy pjdziemy nad Urwisko - ukolce s tam cay czas. Stwrcy bd wiedzieli, kiedy
bdziemy chcieli uderzy.
Obawia si tego, jednak wiedzia, e nadszed czas, aby zdradzi im ostatni cz
jego planu.
- Nie sdz, aby nas udlili. Przemiana bya Wyzwaniem przeznaczonym na czas
naszej obecnoci tutaj. Jednak ta cz bdzie ju zakoczona. W dodatku jeszcze jedna rzecz
moe przemawia na nasz korzy.
- Tak? - zapyta Newt, przewracajc oczami. - Ju nie mog si doczeka, aby o tym
usysze.
- Stwrcy nic nie zyskaj, jeeli wszyscy zginiemy. Zadanie powinno by cikie, ale
nie niemoliwe do wykonania. Mamy ju pewno, e Bldoercy zostali tak
zaprogramowani, aby zabija kadego dnia tylko jedno z nas. Tak wic kiedy pobiegniemy do
Nory, to ktre z nas moe si powici, aby ocali pozostaych. Wydaje mi si, e tak
wanie powinno by.
W pokoju zapanowaa cakowita cisza, dopki Opiekun Mordowni nie wybuchn
gonym, rechotliwym miechem.
- Ze jak? - zapyta Winston. - Proponujesz wic, abymy rzucili jakiego biednego
dzieciaka bestiom na poarcie, aby pozostali z nas mogli uciec? To jest ta twoja genialna
propozycja?
Thomas nie chcia przyzna przed samym sob, jak kiepsko to brzmiao, jednak
przyszed mu do gowy pomys.
- Zgadza si Winston, ciesz si, e potrafisz si cho na chwil skupi. - Zignorowa
rzucone w jego stron gniewne spojrzenie. - To oczywiste, kto powinien by tym biednym
dzieciakiem.

- Ach tak? - zapyta Winston. - Kto?


Thomas skrzyowa ramiona.
- Ja*
Spotkanie zostao zaguszone przez wielk wrzaw. Newt wsta bardzo spokojnie,
podszed do Thomasa i chwyci go za rami. Nastpnie pocign go w stron drzwi.
- Wychodzisz i to ju.
Thomas by kompletnie zaskoczony.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Powiedziae ju wystarczajco duo. Musimy si naradzi i zdecydowa, co zrobi,
bez twojego udziau. - Dotarli do drzwi i Newt agodnie wypchn go na zewntrz. - Czekaj
na mnie przy Pudle. Kiedy skoczymy, wtedy sobie pogadamy.
Zacz zawraca, jednak Thomas wycign do i zatrzyma go.
- Musisz mi uwierzy, Newt. To jedyny sposb, aby si std wydosta. Moemy to
zrobi. Przysigam. To nasze przeznaczenie.
Newt przysun si do jego twarzy i odpowiedzia zachrypnitym, rozzoszczonym
szeptem.
- Taa, podoba mi si zwaszcza ten fragment, w ktrym zgosie si na ochotnika na
pewn mier.
- Absolutnie zamierzam to zrobi. - Thomas mwi powanie, jednak tylko z powodu
drczcego go poczucia winy, e w jaki sposb przyczyni si do zaprojektowania Labiryntu.
Chocia gdzie w gbi mia nadziej, e bdzie w stanie walczy na tyle dugo, aby
kto zdy wprowadzi kod i wyczy Bldoercw, zanim ci zd go zabi. Ze otworz
si drzwi.
- Ach tak? - zapyta Newt, wygldajc na poirytowanego.
- Taki z ciebie Pan Szlachetny?
- Mam swoje powody. W pewnym sensie to moja wina, e w ogle si tutaj
znalelimy. - Przerwa, wzi wdech, aby uporzdkowa myli. - Tak czy inaczej, id tam
bez wzgldu na wszystko, wic lepiej tego nie zaprzepa.
Newt zmarszczy czoo, jego oczy nagle wypeniy si wspczuciem.
- Jeeli naprawd pomoge zaprojektowa Labirynt, Tommy, to nie jest to twoja
wina. Jeste dzieciakiem, nic nie poradzisz na to, e ci do tego zmusili.
Jednak to, co powiedzia Newt, nie miao znaczenia. Thomas nosi w sobie brzemi
odpowiedzialnoci, a i im duej o tym myla, tym coraz cisze ono si wydawao.

- Po prostu... czuj, jakbym mia was ocali. Jakbym mia si zrehabilitowa.


Newt cofn si, powoli krcc gow.
- Wiesz, co jest zabawne, Tommy?
- Co? - odpowiedzia nieufnie Thomas.
- Ja naprawd ci wierz. W twoich oczach nie ma ani krztyny kamstwa. I nie mog,
cholera, uwierzy, e to powiem. - Zawaha si. - Ale wrc tam i przekonam tych
sztamakw, e powinnimy i do Nory Bldoercw, tak jak powiedziae. Rwnie dobrze
moemy z nimi walczy, zamiast siedzie bezczynnie na zadkach i pozwoli im na to, aby nas
powybijali, jednego po drugim. - Unis palec.
- Ale posuchaj mnie, nie chc ju wicej sysze o twoim umieraniu i caym tym
heroicznym klumpie. Jeeli mamy to zrobi, to wszyscy podejmiemy ryzyko, kady z nas.
Syszysz mnie?
Thomas unis rce w gr, w gecie ogarniajcego go uczucia ulgi.
- Gono i wyranie. Staraem si wam wanie pokaza, e warto zaryzykowa. Jeeli
co noc i tak ktre z nas ma umrze, to rwnie dobrze moemy to wykorzysta.
Newt zmarszczy brwi.
- Czy to nie jest pocieszajce?
Thomas odwrci si i odszed, jednak Newt zawoa go.
- Tommy?
- Tak? - Zatrzyma si, jednak si nie odwrci.
- Jeeli uda mi si przekona tych sztamakw, a to ju bdzie co, to najlepiej uderzy
w nocy. Miejmy nadziej, e wikszo Bldoercw bdzie wtedy w Labiryncie, poza Nor.
- Ogay. - Thomas zgadza si z nim. Mia jedynie nadziej, e Newtowi uda si
przekona reszt Opiekunw. Odwrci si w stron Newta i skin gow.
Newt umiechn si. Na jego przepenionej trosk twarzy pojawia si niemal
niewidoczna linia.
- Powinnimy to zrobi dzi w nocy, zanim ktokolwiek jeszcze zginie. - I zanim
Thomas zdy cokolwiek powiedzie, Newt znikn za drzwiami pokoju, w ktrym
odbywao si Zgromadzenie.
Thomas, lekko zszokowany jego ostatni wypowiedzi, opuci Baz, podszed do
starej awki nieopodal Puda i usiad na niej. Jego umys wirowa. Wci rozmyla o tym, co
Alby powiedzia odnonie Poogi i tego, co to mogo oznacza. Wspomina te o spalonej
ziemi. Thomas nie pamita niczego takiego, ale jeeli to bya prawda, to wiat, do ktrego
starali si dosta z powrotem, nie wyglda zbyt kolorowo. Ale jaki mieli inny wybr? Poza

tym, e Bldoercy atakowali co noc, ich Strefa zostaa praktycznie wyczona.


Sfrustrowany, przestraszony i zmczony swoimi mylami, przywoa Teres.
- Syszysz mnie?
- Tak - odpowiedziaa. - Gdzie jeste?
- Przy Pudle.
- Bd tam za chwil.
Thomas uwiadomi sobie, jak bardzo potrzebowa jej towarzystwa.
- Dobrze. Opowiem ci o planie. Myl, e si na niego zgodz.
- Na czym polega?
Thomas odchyli si do tyu i zaoy nog na nog, zastanawiajc si, jak Teresa
zareaguje na to, co mia jej do powiedzenia.
- Musimy przej przez Nor Bldoercw. Uy kodu, aby wyczy Bldoercw i
otworzy wyjcie.
Zapanowaa cisza.
- Domylaam si, e chodzi o co takiego.
Thomas namyla si przez chwil, po czym doda:
- Masz jaki lepszy pomys?
- Nie. To bdzie straszne.
Uderzy praw pici w drug do, cho wiedzia, e tego nie widziaa.
- Moemy to zrobi.
- Mam wtpliwoci.
- Musimy sprbowa.
Kolejna przerwa, tym razem dusza. Czu, e si zastanawia.
- Masz racj.
- Wydaje mi si, e wyruszymy dzi w nocy. Przyjd do mnie, to dokadniej o tym
porozmawiamy.
- Bd tam za par minut.
cisno go w odku. wiadomo tego, co zaproponowa, plan, do ktrego Newt
stara si przekona Opiekunw, to wszystko zaczynao do niego dociera. Wiedzia, e to
byo niebezpieczne, jednak myl o prawdziwej walce z Bldoercami - nie tylko ucieczce
przed nimi - przeraaa go. Wedug absolutnie najlepszego scenariusza wydarze, zginie tylko
jedno z nich - jednak nawet tego nie mog by pewni. Moe Stwrcy przeprogramuj
swoje kreatury. I wtedy wszystko si moe zdarzy.
Stara si o tym nie myle.

Szybciej, ni si tego spodziewa, przysza do niego Teresa i usiada obok. Swoje ciao
przycisna do jego ciaa, pomimo e mieli mnstwo wolnego miejsca na awce. Uja jego
do. Odwzajemni ucisk tak mocno, e wiedzia, i to musiao j zabole.
- Opowiedz mi - powiedziaa.
Thomas powtrzy jej kady szczeg planu, ktry przedstawi wczeniej Opiekunom,
nie mogc znie widoku niepokoju i przeraenia, ktre wypeniay jej oczy.
- atwo byo go przedstawi - powiedzia, gdy ju wyjawi jej wszystko. - Jednak
Newt sdzi, e powinnimy i dzi w nocy. I teraz wcale to nie brzmi ju tak dobrze. Przeraaa go zwaszcza myl o Chucku i o Teresie w Labiryncie. On mia ju za sob
spotkanie z Bldoercami i wiedzia a nazbyt dobrze, jakie to byo uczucie. Chcia uchroni
swoich przyjaci od tych okropnych dowiadcze. Wiedzia jednak, e to niemoliwe.
- Moemy to zrobi - powiedziaa cichym gosem.
Gdy Thomas usysza jej sowa, zacz si jeszcze bardziej zamartwia.
- Jasna cholera, boj si.
- Jasna cholera, jeste tylko czowiekiem. Powiniene si ba.
Thomas nie odpowiedzia i przez dugi czas po prostu siedzieli na awce, trzymajc si
za rce, nie wypowiadajc adnych sw ani w mylach, ani na gos. Poczu namiastk
spokoju, cho chwilow, i prbowa rozkoszowa si ni tak dugo, jak tylko byo to
moliwe.
Thomas poczu niemal smutek, kiedy Zgromadzenie wreszcie dobiego koca. Gdy
Newt wyszed na zewntrz, wiedzia, e czas odpoczynku si skoczy.
Opiekun dostrzeg ich i podbieg do nich, kutykajc. Thomas zauway, e wypuci
do Teresy bez namysu Newt stan w kocu przed nimi i skrzyowa ramiona na piersi,
spogldajc na nich z gry, gdy siedzieli na awce.
- To jest, cholera, jakie szalestwo, wiesz o tym? - Z jego twarzy nie mona byo nic
wyczyta, jednak w jego oczach wida byo odrobin zwycistwa.
Thomas powsta, odczuwajc, jak fala podekscytowania przetacza si przez jego ciao.
- Zgodzili si?
Newt przytakn.
- Wszyscy. Nie byo tak trudno, jak si spodziewaem. Te sztamaki widziay, co si
dzieje w nocy, kiedy Wrota pozostaj otwarte. Nie moemy si wydosta z tego cholernego
Labiryntu, wic musimy czego sprbowa. - Odwrci si i spojrza na Opiekunw, ktrzy
zaczli zbiera swoich ludzi. - Teraz tylko musimy przekona Streferw.
Thomas zdawa sobie spraw, e to bdzie o wiele trudniejsze od przekonania

Opiekunw.
- Mylisz, e na to pjd? - zapytaa Teresa i wstaa, aby do nich doczy.
- Nie wszyscy - odpowiedzia jej Newt, a Thomas dostrzeg frustracj w jego oczach. Niektrzy z nich zostan i zaryzykuj, masz to jak w banku.
Thomas nie mia wtpliwoci, e ludzie zbledn na sam myl o ich planie.
Przekonanie ich do walki z Bldoercami byo nie lada wyzwaniem.
- A co z Albym?
- A kto go tam wie - odpar Newt, rozgldajc si po Strefie, obserwujc Opiekunw i
ich grupy. - Jestem pewien, e ten skubaniec o wiele bardziej od samych Bldoercw boi si
wrci do domu. Ale spokojnie, dopilnuj, aby poszed z nami.
Thomas aowa, e nie mg przywoa tych samych wspomnie, ktre tak bardzo
drczyy Albyego.
- Jak zamierzasz go przekona?
Newt rozemia si.
- Co wymyl. Powiem mu, e zaczniemy nowe ycie w innej czci wiata i
bdziemy yli dugo i szczliwie.
Thomas wzruszy ramionami.
- Moe nam si uda. Obiecaem Chuckowi, e sprowadz go do domu. Albo e
przynajmniej znajd mu dom.
- No c - wyszeptaa Teresa. - Kade miejsce jest lepsze od tego.
Thomas rozejrza si po Strefie, przysuchujc si sporom wybuchajcym pomidzy
Streferami i ich Opiekunami, ktrzy robili, co mogli, aby przekona swoich ludzi do podjcia
ryzyka i walki na drodze do Nory Bldoercw. Niektrzy Streferzy rozeszli si, jednak cz
zostaa i zdawaa si ich sucha, i przynajmniej rozwaa t opcj.
- Wic co dalej? - zapytaa Teresa.
Newt wzi gboki oddech.
- Musimy ustali, kto idzie, a kto zostaje. Przygotowa si. Przyszykowa jedzenie,
bro i ca reszt. Potem wyruszymy. Thomas, skoro to twj pomys, to gdyby o mnie
chodzio, to dowodziby grup. Jednak i tak bdzie nam wystarczajco ciko przecign
ludzi na swoj stron bez wieucha jako przywdcy - bez obrazy. Wic trzymaj si z boku,
ogay? Tobie i Teresie pozostawiam kwesti kodu.
Thomas by bardziej ni zadowolony z takiego rozwizania - wyszukanie stacji
komputerowej i wprowadzenie do niej kodu byo dla niego wystarczajcym wyzwaniem.
Musia stawi czoa narastajcej fali paniki, ktra go ogarna.

- W twoich ustach to naprawd brzmi jak atwizna - powiedzia w kocu, starajc si


poprawi wszystkim humor.
Newt ponownie skrzyowa ramiona, przygldajc mu si uwanie.
- Tak jak powiedziae, jeli zostaniemy, jeden sztamak ginie. Idziemy, jeden sztamak
ginie. Nie ma wic rnicy. - Wskaza na Thomasa. - Jeeli masz racj.
- Mam. - Thomas wiedzia, e nie myli si co do Nory, kodu, wyjcia i koniecznoci
walki. Ale kwestia, czy zginie jeden czowiek, czy te wielu, pozostawaa dla niego
tajemnic. Tak czy inaczej, jeeli jego instynkt cokolwiek mu podpowiada, to wanie to, aby
nie przyznawa si do jakichkolwiek wtpliwoci.
Newt poklepa go po plecach.
- Ogay. Bierzmy si do roboty.
Nastpne kilka godzin byo prawdziwym szalestwem.
Wikszo Streferw w kocu daa si przekona. Byo ich o wiele wicej, ni
Thomas by sdzi. Nawet Alby postanowi si przyczy. Cho nikt si do tego nie przyzna,
to Thomas mgby si zaoy, e wikszo z nich miaa nadziej, e tylko jedna osoba
zginie z ap Bldoercw, i dlatego wykalkulowali sobie, e to nie oni bd dzisiejszej nocy
szczliwym numerkiem w losowaniu parszywych kreatur. Tych, ktrzy postanowili
pozosta, byo niewielu, ale zachowywali si gono i wydawali si niewzruszeni. Gwnie
chodzili wok, strojc fochy, starajc si wszystkim wmwi, jak wielki popeniaj bd. W
kocu jednak dali za wygran i trzymali si od pozostaych z daleka.
Co si tyczyo Thomasa i pozostaych czonkw komitetu ucieczkowego, to czekao
ich naprawd mnstwo pracy.
Rozdano plecaki, ktre zapeniono prowiantem. Patelniak - Newt powiedzia
Thomasowi, e Kucharz by jednym z ostatnich Opiekunw, ktry zgodzi si i - by
odpowiedzialny za zebranie wszelkiego jedzenia i ustalenie sposobu na jego rwne
rozdzielenie pomidzy wszystkich uczestnikw misji. Zabrali rwnie strzykawki z Serum
Blu, chocia Thomas nie uwaa, aby Bldoercy mogli ich udli. Chuck by
odpowiedzialny za napenienie butelek wod i rozdawanie ich wszystkim. Pomagaa mu
Teresa, a Thomas poprosi j, aby podkolorowaa informacje o podry tak bardzo, jak tylko
to byo moliwe, nawet jeeli bdzie musiaa kama jak z nut. Chuck stara si zachowywa
dzielnie od czasu, kiedy po raz pierwszy dowiedzia si, e wyruszaj, jednak jego spocona
skra i przeraenie w oczach zdradzay prawd.
Minho uda si wraz z grup Zwiadowcw nad Urwisko, zabierajc pncza oraz
kamienie, aby po raz ostatni sprawdzi pooenie Nory Bldoercw. Musieli liczy na to, e

kreatury bd si trzyma swojego codziennego grafika i nie wyjd w cigu dnia. Thomas
rozwaa pomys wskoczenia do Nory od razu, aby wprowadzi szybko kod, jednak nie mia
pojcia, czego moe si tam spodziewa lub co mogoby tam na niego czeka. Newt mia
racj - lepiej poczeka do nocy, z nadziej, e wikszo Bldoercw wypeznie do
Labiryntu.
Gdy Minho powrci cay i zdrowy, Thomasowi wydawao si, e Opiekun by
naprawd przekonany co do tego, e znajdowao si tam wyjcie. Lub wejcie. Zaleao, jak
na to spojrze.
Kiedy Thomas pomaga Newtowi rozdawa bro, przekona si, e pord niej
znajdowao si wiele niezwykych, innowacyjnych egzemplarzy, ktre jeszcze skuteczniej
miay im pomc w walce z Buldoercami. Drewniane drgi zostay przerobione na wcznie
lub owinito je drutem kolczastym, noe naostrzono, a nastpnie przywizano do nich mocne
gazie. Do opat przymocowano tam kawaki potuczonego szka. Zanim dzie dobieg
koca, Streferzy przemienili si w ma armi. Bardzo aosn, fatalnie przygotowan, jak
pomyla Thomas, ale jednak armi.
Kiedy skoczyli, udali si z Teres do tajemnego miejsca na Grzebarzysku, aby
opracowa strategi zlokalizowania stanowiska komputerowego wewntrz Nory Bldoercw
i tego, jak zamierzali wprowadzi do niego kod.
- To my musimy to zrobi - powiedzia Thomas, kiedy oparli si plecami o pochye
drzewa, ktrych niegdy zielone licie zaczy ju szarze z powodu braku sztucznego soca.
- Jeeli si rozdzielimy, to nadal bdziemy w kontakcie i bdziemy mogli sobie pomc.
Teresa podniosa patyk i zacza obiera go z kory.
- Potrzebujemy jednak wsparcia na wypadek, gdy co nam si stao.
- Oczywicie. Minho i Newt znaj sowa kodu - powiemy im, e musz je wprowadzi
do komputera, jeeli co nam... no, sama wiesz. - Thomas nie chcia myle o wszystkich
zych rzeczach, ktre mogy si wydarzy.
- Zatem ten plan to procizna. - Teresa ziewna, zupenie jakby ycie byo zupenie
normalne.
- Pewnie. Pokona Bldoercw, wprowadzi kod i uciec przez wyjcie. Nastpnie
zajmiemy si Stwrcami - zrobimy wszystko, co bdzie trzeba.
- Kod skada si z szeciu sw, a kto wie, ilu tam bdzie Bldoercw. - Teresa
przeamaa patyk na p. - A tak poza tym, to jak mylisz, co oznacza to sowo DRESZCZ?
Thomas poczu si, jakby kto zdzieli go w brzuch. Kiedy nagle usysza, jak Teresa
wypowiada na gos to sowo, poczu, jakby co uruchomio si w jego umyle i wszystko

uoyo si od razu w cao. By zszokowany, e wczeniej nie dostrzeg tego powizania.


- Ten znak, ktry widziaem w Labiryncie. Pamitasz? Metalowy, z wytoczonymi
literami? - Serce Thomasa zaczo bi gwatowniej z podekscytowania.
Teresa zmarszczya na chwil czoo, jednak wkrtce w jej oczach zamigotao wiato.
- Hola. Departament Rozwoju Eksperymentw, Strefa Zamknita: Czas Zagady.
DRESZCZ. DRESZCZ jest dobry - tak napisaam na ramieniu. Co to w ogle oznacza?
- Nie mam pojcia. Dlatego te boj si, e wdepniemy w niezego klumpa, jeeli
zrobimy to, co zamierzamy. To moe by prawdziwa jatka.
- Wszyscy wiedz, na co si pisz. - Teresa wycigna rk i chwycia go za do. Nie mamy nic do stracenia, pamitasz?
Thomas pamita, jednak z jakiego powodu jej sowa ziony pustk. Nie byo w nich
zbyt wiele nadziei.
- Nic do stracenia - powtrzy.
Tu przed sta por zamykania Wrt Patelniak przygotowa ostatni posiek, ktry
mia im pomc przetrwa noc. Nastroje panujce wrd Streferw nie mogy by ju bardziej
ponure, bardziej przepenione strachem. Thomas siedzia obok Chucka, z roztargnieniem
dubic w jedzeniu.
- Powiedz mi - powiedzia chopak z ustami wypchanymi olbrzymi porcj ubijanych
ziemniakw. - Po kim mam imi?
Thomas nie potrafi powstrzyma si od pokrcenia gow - oto niedugo mieli podj
si najniebezpieczniejszego zadania w ich dotychczasowym yciu, a Chucka zeraa
ciekawo odnonie jego imienia.
- Nie wiem, moe na cze Darwina? To ten kole od ewolucji.
- Zao si, e nikt wczeniej nie mwi do niego per kole. - Chuck wsadzi do ust
kolejn porcj ziemniakw i najwyraniej sdzi, e najlepiej rozmawia si z penymi ustami.
- Wiesz co, wcale si a tak nie boj. To znaczy, te ostatnie kilka nocy, kiedy czekalimy, a
Bldoercy przyjd i zabior jednego z nas, to byo najgorsze uczucie w moim yciu. Ale
teraz przynajmniej co wreszcie robimy. Prbujemy. I przynajmniej...
- Przynajmniej co? - zapyta Thomas. Ani przez chwil nie uwierzy, e Chuck si nie
boi. Jego widok, gdy stara zachowa si dzielnie, niemal go rani.
- C, wszyscy zakadaj, e Bldoercy mog zabi tylko jedno z nas. Moe to brzmi
klumpowo, ale napawa mnie to
pewn nadziej. Przynajmniej wikszoci z nas si uda - tylko jeden biedny frajer
bdzie musia si powieci. To lepsze, ni gdybymy mieli zgin wszyscy.

Thomasowi robio si sabo na myl o tym, e ludzie uczepili si tej nadziei. Im wicej
o tym myla, tym bardziej uwaa, e jest to mao prawdopodobne. Stwrcy znali przecie
ten plan, mog wic przeprogramowa Bldoercw. Jednak nawet faszywa nadzieja bya
lepsza od adnej.
- Moe nam wszystkim si uda. Pod warunkiem, e kady stanie do walki.
Chuck przesta na chwil faszerowa si ziemniakami i spojrza uwanie na Thomasa.
- Naprawd tak mylisz, czy tylko starasz si mnie pocieszy?
- Moe nam si uda. - Thomas dokoczy ostatni ks posiku i wzi wielki haust
wody. Nigdy wczeniej nie czu si tak wielkim kamc. Niektrzy polegn. Zamierza jednak
zrobi wszystko, co w jego mocy, aby Chuck nie by jednym z nich. On i Teresa. - Pamitaj,
co ci obiecaem. To wci obowizuje.
Chuck zmarszczy brwi.
- Wielka mi rzecz. Nonstop sysz, e wiat to jeden wielki klump.
- Moe i tak, ale odnajdziemy ludzi, ktrym na nas zaley, zobaczysz.
Chuck wsta.
- Nie chc teraz o tym myle - oznajmi. - Po prostu wycignij mnie z Labiryntu, a
bd wicej ni zadowolony.
- Ogay - zgodzi si Thomas.
Haas dobiegajcy z ssiednich stolikw przyku jego uwag. Newt i Alby zbierali
Streferw, owiadczajc, e nadesza pora, aby wyruszy. Alby zachowywa si normalnie,
jednak Thomas nadal niepokoi si o jego stan psychiczny. Gdyby to od niego zaleao, to
dowodziby Newt, chocia i on czasami bywa narwany.
Panika i strach, ktrych dowiadcza tak czsto w przecigu ostatnich kilku dni,
ponownie z pen si zawadny jego ciaem. To by ten moment. Wyruszali. Starajc si o
tym nie myle, tylko dziaa, podnis swj plecak. Chuck zrobi to samo i udali si w stron
Zachodnich Wrt, ktre prowadziy nad Urwisko.
Thomas dostrzeg rozmawiajcych ze sob Teres i Minho, ktrzy omawiali
opracowany w popiechu plan wprowadzenia kodu.
- Jestecie gotowi? - zapyta Minho, kiedy podeszli. - Thomas, to wszystko to by twj
pomys, wic lepiej, aby wypali. Jeli nie, to zatuk ci, zanim zrobi to Bldoercy.
- Dziki - odpowiedzia Thomas. Nie mg si jednak pozby uczucia ucisku w
odku. Co, jeeli jednak by w bdzie? Co, jeeli jego wspomnienia oka si
nieprawdziwe? Podsunite jakim cudem? Ta myl go przerazia, wic zepchn j w
najdalszy kt umysu. Nie mg si teraz wycofa.

Spojrza na Teres, ktra przestpowaa z nogi na nog, zaamujc rce.


- Wszystko w porzdku? - zapyta.
- Nic mi nie jest - odpowiedziaa z lekkim umiechem, wyranie czym jednak
zmartwiona. - Chc to ju mie po prostu za sob.
- Amen, siostro - skwitowa Minho, ktry wyglda na najbardziej spokojnego,
pewnego siebie i najmniej ogarnitego strachem z nich wszystkich. Thomas mu zazdroci.
Kiedy Newtowi udao si w kocu zebra wszystkich razem, poprosi o cisz i
Thomas odwrci si w jego stron, aby wysucha, co mia do powiedzenia.
- Jest nas czterdzieci jeden osb. - Zarzuci plecak na rami i podnis gruby
drewniany drg owinity drutem kolczastym. Bro wygldaa na miercionon. - Upewnijcie
si, e zabralicie ze sob bro. Poza tym, to nie mam wiele do powiedzenia i nie bd
strzpi cholernego jzyka, wszyscy znacie plan. Bdziemy si trzaska z Bldoercami, aby
przedosta si do ich Nory, nastpnie Tommy wprowadzi swj magiczny kod i odegramy si
na Stwrcach. Proste jak budowa cepa.
Jego sowa ledwo docieray do uszu Thomasa, zaabsorbowanego widokiem
nadsanego Albyego, ktry naciga ciciw swojego uku, wbijajc wzrok w ziemi.
Koczan strza spoczywa przewieszony na jego ramieniu. Thomas odczu wzbierajc w nim
fal niepokoju, e Alby w pewnym sensie moe by jednak niezrwnowaony, e w jaki
sposb moe to wszystko zepsu. Postanowi mie go odtd na oku.
- Czy kto czasem nie powinien wygosi jakiej mowy zagrzewajcej do boju, czy
co? - zapyta Minho, odwracajc uwag Thomasa od Albyego.
- miao - odpowiedzia Newt.
Minho skin gow i odwrci si twarz w stron tumu.
- Uwaajcie na siebie - powiedzia oschle. - I nie dajcie si zabi.
Thomas zamiaby si, gdyby mg, jednak by na to zbyt przeraony.
- wietnie, no to e nas zagrza - odpowiedzia Newt, nastpnie wskaza rk w
stron Labiryntu. - Wszyscy znacie plan. Po dwch latach bycia traktowanym niczym krliki
dowiadczalne, dzi w nocy zakoczymy to wszystko. Dzi w nocy stawimy czoa Stwrcom,
bez wzgldu na to, przez co bdziemy musieli przej, aby si tam dosta. Dzi w nocy
Bldoercy maj prawo si ba.
Kto wyda okrzyk, a po chwili kolejny. Wkrtce wrzawa i bojowe nawoywania
rozlegy si, przeszywajc powietrze niczym grzmot. Thomas poczu w sobie namiastk
odwagi - uchwyci si jej kurczowo, nie wypuszczajc, pragnc, by wzrosa. Newt mia racj.
Dzisiejszej nocy stocz bj. Dzisiejszej nocy zakocz to wszystko na dobre.

Thomas by gotw. Rykn wraz z pozostaymi Streferami. Wiedzia, e powinni


zachowa cisz, nie ciga na siebie jeszcze wikszej uwagi, ale nie przejmowa si tym.
Zabawa wanie si rozpocza.
Newt wyrzuci swoj bro w gr i krzykn:
- Syszycie, Stwrcy?! Idziemy po was!
Powiedziawszy to, odwrci si i wbieg do Labiryntu, niemal nie utykajc. Zanurzy
si w szarej mgle, ktra bya jeszcze ciemniejsza od Strefy, penej cieni i mroku. Streferzy
wok Thomasa, wci wiwatujc, podnieli swoj bro i pobiegli za Newtem, a wraz z nimi
Alby. Thomas pody za nimi, biegnc pomidzy Teres a Chuckiem, unoszc wielk
drewnian wczni z noem przywizanym do jej czubka. Ogarno go niespodziewane
poczucie odpowiedzialnoci za jego przyjaci, ktre niemal go przytoczyo, sprawiajc, e z
trudem przebiera nogami. Jednak nie zatrzymywa si, zdeterminowany, by wygra.
Uda mi si, pomyla. Musz tylko dotrze do Nory.
Thomas utrzymywa stae tempo, biegnc z pozostaymi Streferami wzdu
kamiennych cieek, w stron Urwiska. By przyzwyczajony do biegania po Labiryncie,
jednak to byo co zupenie innego. Odgosy uderzajcych o ziemi stp rozbrzmieway
echem, odbijajc si od cian, a czerwone wiateka ukolcw migotay w bluszczu jeszcze
bardziej przeraliwie ni zwykle - Stwrcy z pewnoci ich obserwowali. Przygotowywali si
do walki.
- Boisz si? - zapytaa go Teresa.
- Gdzie tam, uwielbiam wszystko, co zwaliste i metalowe. Ju nie mog si ich
doczeka. - Nie mia powodw do wesooci i zastanawia si, czy kiedykolwiek jeszcze si
to zmieni.
- Dowcipni - odpowiedziaa.
Bya tu obok niego, jednak patrzya na rozpocierajc si przed nimi przestrze.
- Nic nam nie bdzie. Po prostu trzymaj si blisko mnie i Minho.
- Ach, mj ty Rycerzu w Lnicej Zbroi. Mylisz, e nie potrafi si o siebie
zatroszczy?
Tak naprawd, to wiedzia, e nie musi jej chroni. Teresa bya rwnie twarda, jak
caa reszta.
- Nie, staram si po prostu by miy.
Grupa rozproszya si na ca szeroko korytarza, biegnc staym, acz szybkim
tempem, co sprawio, e Thomas zacz si zastanawia, jak dugo wytrzymaj ci, ktrzy nie
byli przyzwyczajeni do biegania po Labiryncie. Jak gdyby w odpowiedzi na jego

myl, Newt cofn si w kocu, klepic Minho w rami.


- Teraz ty prowadzisz - usysza Thomas.
Minho przytakn i pobieg do przodu, prowadzc Streferw przez kolejne zakrty.
Kady krok by dla Thomasa mczarni. Caa odwaga, ktr w sobie zebra, obrcia si w
strach i zastanawia si, kiedy Bldoercy w kocu za nimi rusz. Zastanawia si, kiedy
rozpocznie si walka.
Biegli dalej przed siebie, a Streferzy, nieprzywykli do pokonywania takich odlegoci,
apali z trudem wielkie hausty powietrza. Nikt jednak nie zrezygnowa. Pokonywali kolejne
metry, ale po Bldoercach nie byo ladu. Thomas poczu, jak maleka iskierka nadziei
rozpala jego ciao - moe uda im si dotrze, zanim zaatakuj. Moe.
W kocu po upywie godziny - a bya to najdusza godzina w yciu Thomasa - dotarli
do alei prowadzcej do ostatniego zakrtu przed Urwiskiem, krtkiego korytarza z prawej
strony, ktry odchodzi od niej niczym laseczka litery T.
Thomas, z walcym sercem i z opywajcym potem ciaem, przypieszy i znalaz si
tu za Minho. Teresa bya przy nim. Minho zwolni przed zakrtem, po czym zatrzyma si,
unoszc rk w gr, dajc reszcie znak, by zrobili to samo. Nastpnie odwrci si i spojrza
na Thomasa przeraonymi oczyma.
- Syszae to? - wyszepta.
Thomas pokrci gow, starajc si stumi w sobie uczucie, jakie wywoa w nim
przeraony wyraz twarzy Minho.
Minho podkrad si do przodu i wyjrza zza ostrej krawdzi muru, spogldajc w
stron Urwiska. Thomas widzia ju wczeniej, jak to robi, kiedy ledzili Bldoerc. Tak jak
wtedy, Minho gwatownie odskoczy i odwrci si twarz w jego stron.
- O nie - jkn Opiekun. - Tylko nie to.
Teraz Thomas usysza to, o czym chwil wczeniej mwi Minho. Odgosy
Bldoercw. Zupenie jakby ukrywali si, czekajc na nich, a teraz zaczli budzi si do
ycia. Nie musia nawet patrze - wiedzia, co Minho zamierza powiedzie, zanim ten zdy
jeszcze otworzy usta.
- Jest ich przynajmniej tuzin. Moe pitnastu. - Wycign rce i przetar oczy doni.
- Czekaj na nas!
Lodowaty dreszcz strachu przeszy Thomasa gbiej ni kiedykolwiek wczeniej.
Spojrza na Teres, chcc co powiedzie, jednak powstrzyma si, kiedy spojrza na jej blad
twarz. Nigdy wczeniej nie widzia u nikogo tak wielkiego przeraenia.
Newt i Alby doczyli do Thomasa i reszty. Najwyraniej sowa Minho rozeszy si

szeptem wrd zgromadzonych Streferw, poniewa Newt, podchodzc do nich, powiedzia:


- Przecie od samego pocztku wiedzielimy, e bdziemy musieli z nimi walczy. Jednak drenie jego gosu go zdradzio. Stara si jedynie powiedzie to, co trzeba.
Thomas odczu to samo. atwo byo mwi o walce, w ktrej nie mieli nic do
stracenia, o nadziei, e tylko jeden z nich polegnie, o szansie na to, aby w kocu uciec. Ale
kiedy ma do tego doj, kiedy wrg by dosownie za rogiem, jego serce i umys ogarny
wtpliwoci, czy podoa zadaniu. Zastanawia si, dlaczego Bldoercy bezczynnie czekali.
Zukolce z pewnoci poinformoway ich o tym, e si zbliaj. Czy Stwrcy zabawiali si ich
kosztem?
Co zawitao mu w gowie.
Moe zabrali ju kogo ze Strefy, pomyla. Moe uda nam si przez nich przej, w
przeciwnym razie, dlaczego tak po prostu by tam...
Gony haas zza jego plecw wyrwa go z zadumy. Odwrci si, by dostrzec
kolejnych Bldoercw z wysunity- O nie - jkn Opiekun. - Tylko nie to.
Teraz Thomas usysza to, o czym chwil wczeniej mwi Minho. Odgosy
Bldoercw. Zupenie jakby ukrywali si, czekajc na nich, a teraz zaczli budzi si do
ycia. Nie musia nawet patrze - wiedzia, co Minho zamierza powiedzie, zanim ten zdy
jeszcze otworzy usta.
- Jest ich przynajmniej tuzin. Moe pitnastu. - Wycign rce i przetar oczy doni.
- Czekaj na nas!
Lodowaty dreszcz strachu przeszy Thomasa gbiej ni kiedykolwiek wczeniej.
Spojrza na Teres, chcc co powiedzie, jednak powstrzyma si, kiedy spojrza na jej blad
twarz. Nigdy wczeniej nie widzia u nikogo tak wielkiego przeraenia.
Newt i Alby doczyli do Thomasa i reszty. Najwyraniej sowa Minho rozeszy si
szeptem wrd zgromadzonych Streferw, poniewa Newt, podchodzc do nich, powiedzia:
- Przecie od samego pocztku wiedzielimy, e bdziemy musieli z nimi walczy. Jednak drenie jego gosu go zdradzio. Stara si jedynie powiedzie to, co trzeba.
Thomas odczu to samo. atwo byo mwi o walce, w ktrej nie mieli nic do
stracenia, o nadziei, e tylko jeden z nich polegnie, o szansie na to, aby w kocu uciec. Ale
kiedy ma do tego doj, kiedy wrg by dosownie za rogiem, jego serce i umys ogarny
wtpliwoci, czy podoa zadaniu. Zastanawia si, dlaczego Bldoercy bezczynnie czekali.
Zukolce z pewnoci poinformoway ich o tym, e si zbliaj. Czy Stwrcy zabawiali si ich
kosztem?

Co zawitao mu w gowie.
Moe zabrali ju kogo ze Strefy, pomyla. Moe uda nam si przez nich przej, w
przeciwnym razie, dlaczego tak po prostu by tam...
Gony haas zza jego plecw wyrwa go z zadumy. Odwrci si, by dostrzec
kolejnych Bldoercw z wysunitymi kolcami i wijcymi si metalowymi odnami, zmierzajcych korytarzem od
strony Strefy wprost na nich. Thomas otworzy usta, by co powiedzie, kiedy do jego uszu
dobiegy kolejne odgosy, z drugiej strony dugiej alei - odwrci si i ujrza zgraj kolejnych
Bldoercw.
Wrg otacza ich ze wszystkich stron, odcinajc im cakowicie drog ucieczki.
Streferzy ruszyli w kierunku Thomasa, formujc zwarty szyk, zmuszajc go do
cofnicia si na otwart przestrze, gdzie korytarz prowadzcy do Urwiska przecina dug
alej. Jego oczom ukazaa si horda najeonych kolcami Bldoercw, ktrych wilgotne i
olizge ciaa poruszay si w rytmie nabieranego i wypuszczanego powietrza. Czekali w
napiciu. Pozostae dwie grupy Bldoercw utworzyy zwarty krg, zatrzymujc si
zaledwie kilka metrw od nich.
Thomas, przezwyciajc strach, ktry nim zawadn, gdy do jego wiadomoci
dotara groza sytuacji, powoli obrci si w miejscu. Byli otoczeni. Nie mieli teraz wyboru,
nie mieli dokd uciec. Ostry, przeszywajcy bl sia spustoszenie w jego gowie.
Streferzy cienili si jeszcze bardziej, tworzc zwart grup wok niego. Kady z
nich zwrcony twarz na zewntrz, stoczeni na samym rodku skrzyowania w ksztacie
litery T. Thomas zosta wcinity pomidzy Newta i Teres. Dosownie czu drenie Newta.
Nikt nie odezwa si nawet sowem. Jedynymi dwikami dobiegajcymi do ich uszu byy
upiorne jki i warkot maszyn pochodzcy od Bldoercw, stojcych nieruchomo, zupenie
jakby napawali si widokiem puapki, ktr na nich zastawili. Ich obrzydliwe cielska
podnosiy si i opaday w rytm mechanicznych, charczcych oddechw.
- Co oni robi? - krzykn do Teresy. - Na co oni czekaj?
Nie odpowiedziaa mu, co go zaniepokoio. Wycign rk i ucisn jej do.
Streferzy wok niego stali w milczeniu, ciskajc kurczowo swoj prowizoryczn bro.
Thomas spojrza na Newta.
- Masz jaki pomys?
- Nie - odpowiedzia lekko drcym gosem. - Nie rozumiem, na co oni, cholera,
czekaj.
- Nie powinnimy byli tu przychodzi - powiedzia Alby. Byo tak cicho, e jego gos

zabrzmia niemal dziwnie, zwaywszy na guche echo wytworzone przez ciany Labiryntu.
Thomas nie by w nastroju na wysuchiwanie lamentw. Musieli co zrobi.
- W Bazie wcale nie byoby lepiej. - Przykro mi, e to mwi, jednak lepiej bdzie,
jeli umrze jedno z nas ni wszyscy. - Naprawd mia nadziej, e obietnica odebrania tylko
jednego ycia kadej nocy okae si teraz prawd. Widok caej hordy Bldoercw z tak
bliska porazi go dogbnie swoj rzeczywistoci. Czy oni naprawd mogli si udzi, e
zdoaj pokona te wszystkie kreatury?
Po dugiej ciszy, Alby w kocu odpowiedzia:
- Moe powinienem... - Urwa i zacz i w ich kierunku, w stron Urwiska, powoli,
jakby by w transie. Thomas przyglda si temu z podziwem. Nie mg uwierzy wasnym
oczom.
- Alby! - zawoa Newt. - Wracaj tu natychmiast!
Zamiast odpowiedzie, Alby zerwa si do biegu. Ruszy wprost na hord
Bldoercw, ktra staa pomidzy nim a Urwiskiem.
- Alby! - wrzasn Newt.
Thomas rwnie wyda z siebie zduszony krzyk, jednak Alby zdy ju dobiec do
watahy potworw, wskakujc na jednego z nich. Newt odsun si od Thomasa i ruszy w
jego stron. W tym momencie piciu lub szeciu Bldoercw nagle oyo i zaatakowao
przywdc Streferw, przygniatajc jego ciao mas olizgej skry i metalu. Thomas
wycign rce, szarpn Newta i przycign go do tyu.
- Puszczaj! - wrzasn Newt, wyrywajc si z ucisku.
- Oszalae! - krzykn Thomas. - Nic nie moesz zrobi!
Kolejnych dwch Bldoercw odczyo si od watahy i rzucio si na Albyego,
wac jeden na drugiego, chwytajc kleszczami i atakujc chopaka, zupenie jak gdyby
chcieli rozerwa go na strzpy i zademonstrowa swoje bezwzgldne okruciestwo. Z
jakiego powodu Alby w ogle nie krzycza. Thomas zupenie straci go z oczu. Gdy nadal
usiowa powstrzyma Newta, w duchu dzikowa, e nie musi tego oglda. Newt w kocu
ustpi, upadajc na plecy w gecie rezygnacji.
Alby odszed na dobre, pomyla Thomas, prbujc zwalczy odruch zwrcenia
zawartoci swojego odka. Ich przywdca tak bardzo ba si powrci do miejsca, ktre
widzia w swoich koszmarach, e zamiast tego postanowi si powici dla nich. Zgin.
Odszed na zawsze.
Thomas pomg Newtowi si podnie. Nie mg przesta wpatrywa si w miejsce,
w ktrym znikn jego przyjaciel.

- Nie mog w to uwierzy - wyszepta Newt. - Nie mog uwierzy w to, co wanie
zrobi.
Thomas pokrci jedynie gow. Widok Albyego ponoszcego tak mier wywoa u
niego zupenie nieznane mu dotd impulsy blu - przenikliwego, poruszajcego blu
wiadomoci, ktry by o wiele gorszy od tego fizycznego. Nawet nie wiedzia, czy miao to
w ogle cokolwiek wsplnego z Albym - w kocu nigdy za nim nie przepada. Jednak myl,
e to, co wanie zobaczy, moe spotka Chucka albo Teres...
Minho podszed do nich, ciskajc Newta za rami.
- Nie moemy pozwoli, aby jego ofiara posza marne. - Odwrci si do Thomasa. Bdziemy z nimi walczy, jeli zajdzie potrzeba, robic wyrw w ich szeregach aby razem z
Teres zdoa dotrze nad Urwisko, wlaz do Nory i zrobi to, co naley. Bdziemy ich
powstrzymywa, dopki nie krzykniesz, abymy za wami ruszyli.
Thomas spojrza na kad z trzech grup Bldoercw - ani jedna nie ruszya si
jeszcze w ich stron - i przytakn.
- Miejmy nadziej, e jeszcze przez jaki czas si nie wybudz. Na wprowadzenie
kodu bdziemy zapewne potrzebowali okoo minuty.
- Jak moecie by tacy okrutni? - wyszepta Newt, a Thomasa zaskoczyo obrzydzenie
w gosie.
- A czego si spodziewae? - odpowiedzia Minho. - Mamy si wystroi i urzdzi
teraz pogrzeb?
Newt nie odpowiedzia, nadal wpatrujc si w miejsce, w ktrym Bldoercy zdawali
si poywia ciaem Alby ego. Thomas nie mg si powstrzyma od spojrzenia w tamt
stron. Dostrzeg jaskrawoczerwon plam na cielsku jednej z kreatur. Znw przewrcio mu
si w odku i szybko odwrci wzrok.
Minho mwi dalej:
- Alby nie chcia wraca do swojego dawnego ycia. On si dla nas powici, do
cholery, a oni nie atakuj, wic moe to podziaao. Bdziemy okrutni, jeeli pozwolimy, by
jego ofiara posza na marne.
Newt jedynie wzruszy ramionami i zamkn oczy.
Minho odwrci si i spojrza na stoczon grup Streferw.
- Posuchajcie mnie! Naszym priorytetem jest ochrona Thomasa i Teresy. Musimy
pomc im dosta si nad Urwisko i do Nory, aby...
Przerway mu odgosy Bldoercw budzcych si do ycia. Thomas spojrza
przeraony w ich stron. Kreatury po obu stronach ponownie zaczy ich dostrzega. Kolce

wystrzeliway z ich tustej skry. Ich cielska dray i dygotay. Nastpnie wszystkie potwory
ruszyy naprzd, powoli rozkadajc miertelne narzdzia tortur, celujc w Thomasa i
pozostaych Streferw. Gotowi, by zabi. Zacieniajc swj bojowy szyk, niczym ptl wok
szyi skazaca, Bldoercy miarowo sunli w ich stron.
Ofiara Albyego okazaa si cakowicie bezsensowna. po obu stronach ponownie
zaczy ich dostrzega. Kolce wystrzeliway z ich tustej skry. Ich cielska dray i dygotay.
Nastpnie wszystkie potwory ruszyy naprzd, powoli rozkadajc miertelne narzdzia tortur,
celujc w Thomasa i pozostaych Streferw. Gotowi, by zabi. Zacieniajc swj bojowy
szyk, niczym ptl wok szyi skazaca, Bldoercy miarowo sunli w ich stron.
Ofiara Albyego okazaa si cakowicie bezsensowna.
Thomas chwyci Minho za rami.
- Musz si jako przez nich przedosta! - Skin gow w stron toczcej si midzy
nimi a Urwiskiem grupy Bldoercw. Wygldali niczym wielka dudnica masa najeona
kolcami i mienica si byskiem stali. W niewyranej szarej powiacie wygldali jeszcze
groniej.
Thomas czeka na odpowied, podczas gdy Minho i Newt wymienili dugie
spojrzenie. Wyczekiwanie na walk byo gorsze od samego strachu przed ni.
- Zbliaj si!- krzykna Teresa. - Musimy co zrobi!
- Dowodzisz - powiedzia w kocu Newt do Minho, gosem niewiele goniejszym od
szeptu. - Utwrz przejcie dla Tomrriyego i dziewczyny. Zrb to.
Minho skin gow. Determinacja jarzca si w stalowym spojrzeniu uwydatnia jego
rysy. Nastpnie odwrci si twarz do Streferw.
- Idziemy prosto nad Urwisko! Napierajcie w sam rodek, zepchnijcie te cholerne
pokraki pod ciany. Najwaniejsze, aby Thomas i Teresa dostali si do Nory Bldoercw!
Thomas odwrci od niego wzrok, spogldajc z powrotem na nadcigajce kreatury.
Znajdoway si ju o kilka metrw od nich. Chwyci za marn imitacj wczni.
- Musimy trzyma si blisko siebie - powiedzia do Teresy. - Niech oni zajm si
walk, my musimy dosta si do tej Nory. - Poczu si jak tchrz, jednak wiedzia, e
jakiekolV
wiek starcie - i mier - pjdzie na marne, jeeli nie wprowadz kodu i nie otworz
wyjcia prowadzcego do Stwrcw.
- Wiem - odpowiedziaa. - Musimy trzyma si razem.
- Gotowi?! - krzykn Minho tu obok Thomasa, unoszc w jednej rce owinit
drutem kolczastym maczug, a dugi srebrny n w drugiej. Wycelowa n w hord

Bldoercw. Ostrze rozbyso lustrzanym blaskiem. - Teraz!


Opiekun Zwiadowcw rzuci si do przodu, nie czekajc na odzew. Newt ruszy tu za
nim, razem z pozostaymi Streferami, tworzc zwart grup wrzeszczcych chopcw,
nacierajcych z broni w doni w sam rodek hordy krwioerczych potworw. Thomas
chwyci do Teresy, czekajc, a wszyscy ich min, czujc obijajce si o niego ciaa, ich pot
oraz przeraliwy strach, wyczekujc okazji, kiedy sam bdzie mg rzuci si do biegu.
W chwili, kiedy rozbrzmiay pierwsze odgosy wpadajcych na Bldoercw
chopcw - przerywany wrzaskami dwik drzewa roztrzaskujcego si o stal - Chuck
przebieg obok Thomasa, ktry szybko wycign rk i chwyci go za rami.
Chuck potkn si, po czym spojrza na Thomasa wzrokiem tak przeraonym, e
Thomas poczu, jak co pko mu w sercu. W uamku sekundy podj decyzj.
- Trzymaj si Teresy i mnie - powiedzia zdecydowanie, nie pozostawiajc cienia
wtpliwoci.
Chuck spojrza przed siebie na rozgorza bitw.
- Ale... - Zamilk i Thomas wiedzia, e chopiec ucieszy si na sam myl o tym,
cho wstydzi si do tego przyzna.
Thomas usiowa ocali jego godno.
- Potrzebujemy twojej pomocy w Norze Bldoercw, na wypadek, gdyby jedno z
tych paskudztw tam na nas czekao.
Chuck szybko przytakn. Za szybko. Ponownie Thomas poczu ukucie smutku w
sercu i potrzeb zaprowadzenia Chucka bezpiecznie do domu, mocniejsz ni kiedykolwiek
przedtem.
- No to ustalone - powiedzia Thomas. - Chwy Teres za drug rk. Idziemy.
Chuck zrobi, co mu powiedziano, starajc si ze wszystkich si zachowywa dzielnie.
I, co Thomas rwnie zauway, nie odzywajc si ani sowem, prawdopodobnie po raz
pierwszy w yciu.
- Zrobili wyrw! - krzykna w mylach Teresa do Thomasa, powodujc krtkie
ukucie blu, ktre przeszyo jego czaszk. Wskazaa przed siebie i Thomas dostrzeg wskie
przejcie formujce si porodku korytarza oraz zaciekle walczcych Streferw, ktrzy starali
si zepchn Bldoercw pod ciany.
- Teraz! - krzykn Thomas.
Pogna naprzd, cignc Teres oraz Chucka, biegnc jak najszybciej, z wczniami i
noami przygotowanymi do walki, wprost w sam rodek obryzganego krwi, wypenionego
krzykiem kamiennego korytarza. W stron Urwiska.

Wok nich szalaa bitwa. Streferzy walczyli, niesieni podsycan strachem adrenalin.
Odgosy odbijajce si echem od cian byy kakofoni przeraenia - ludzkie krzyki, brzk
metalu uderzajcego o metal, ryk silnika, upiorne wrzaski Bldoercw, warkot piy, trzask
kleszczy, krzyk woajcych o pomoc chopcw. Wszystko byo rozmyte, spowite krwi,
szaroci i byskiem stali. Thomas stara si nie rozglda na boki, tylko przed siebie, biegnc
przez wsk szpar uformowan przez jego towarzyszy broni.
Nawet kiedy biegli, Thomas powtarza w mylach sowa kodu. CHWYTAJ,
ZADANIE, KREW, ZGON, TRUP, GUZIK. Musieli dobiec do celu, jeszcze tylko kilka
metrw.
- Co wanie rozcio mi rami! - krzykna Teresa.
W chwili, w ktrej to powiedziaa, Thomas poczu ostre ukucie w nodze. Nie
odwraca si za siebie ani jej nie odpowiedzia. Wszechogarniajce poczucie beznadziejnoci
sytuacji byo niczym wzburzony potop czarnej wody, ktry zalewa ich ze wszystkich stron,
zmuszajc do poddania si. Zwalczy je, napierajc wci do przodu.
W kocu dostrzeg Urwisko, otwierajce si szarociemne niebo, jakie pi metrw od
nich. Ruszy naprzd, cignc za sob przyjaci.
Walka rozgrywaa si po ich obu stronach. Thomas postanowi na to nie patrze, nie
mg te pomaga. Bldoerca wtoczy si na jego drog. Jaki chopiec, ktrego twarzy nie
widzia, pojmany przez metalowe kleszcze, dga zaciekle grub, tust skr, prbujc uciec
z morderczego ucisku. Thomas uchyli si w lewo, nie zatrzymujc si. Przebiegajc obok,
usysza wrzask - rozdzierajcy gardo skowyt, ktry mg jedynie oznacza porak Strefera
i jego straszliwy koniec. Krzyk nis si dalej, przeszywajc powietrze, przytaczajc
pozostae dwiki walki, a w kocu ucich wraz ze mierci chopca. Thomas poczu, jak
zadrao mu serce, majc nadziej, e nie by to nikt, kogo zna.
- Nie zatrzymuj si! - powiedziaa Teresa.
- Wiem! - odkrzykn Thomas na gos. Kto min go w pdzie. Bldoerca natar z
prawej strony, wymachujc ostrzami. Nadbiegajcy Strefer odci je, atakujc go dwoma
dugimi mieczami. Trzask i szczk metalu rozbrzmiewa w ich walce. Do uszu Thomasa
dobieg odlegy gos, wykrzykujc w kko wci te same sowa. Mwi o jego ochronie. To
by Minho, a rozpacz i zmczenie przepeniay jego krzyk. Thomas wci bieg.
- Jeden o mao co nie dopad Chucka! - usysza gos Teresy, ktry rozbrzmia
tubalnym echem w jego gowie.
Jeszcze wicej Bldoercw ruszyo na nich, jeszcze wicej Streferw przyszo im z
pomoc. Winston podnis uk i strzay Albyego i zacz ciska zakoczone stal drzewce

we wszystko, co si ruszao i nie przypominao czowieka, chybiajc czciej, anieli trafiajc


do celu. Chopcy, ktrych Thomas nie zna, biegli obok niego, grzmocc swoj
prowizoryczn broni w miercionone narzdzia Bldoercw, wskakujc na nich, atakujc
zaciekle. Odgosy - brzki, szczki, krzyki, jki i zawodzenie, ryk silnikw, warkot pi, trzask
amicych si ostrzy, pisk kolcw szorujcych o podog, przyprawiajce o ciarki na plecach
bagalne proby o pomoc - wszystko to osigno szczytowe natenie, stajc si dla Thomasa
kakofoni nie do wytrzymania.
Thomas zacz krzycze, jednak nie przestawa biec przed siebie, dopki nie dotarli do
Urwiska. Zatrzyma si gwatownie tu przy krawdzi. Teresa i Chuck wpadli na niego,
niemal posyajc ca ich trjk w bezkresn otcha. W uamku sekundy Thomas odszuka
wzrokiem miejsce, w ktrym znajdowaa si Nora Bldoercw. W powietrzu, zawieszone
niczym w prni, unosiy si pncza winoroli, ktrych koce zatapiay si w gbi nicoci.
Wczeniej Minho i kilku Zwiadowcw wycignli liny z bluszczu i przywizali je do
pncza przylegajcego do kamiennych murw. Nastpnie przerzucali lune koce nad
Urwiskiem, dopki nie trafili w Nor Bldoercw. Teraz sze lub siedem lin cigno si od
kamiennej krawdzi do niewidzialnego kwadratu, unoszc si w powietrzu i rozpywajc w
nicoci.
Nadesza pora, aby skoczy. Thomas zawaha si, odczuwajc ostatni ucisk
panicznego przeraenia. Za sob sysza okropne odgosy bitwy, przed sob mia iluzj.
Musia si otrzsn.
- Ty pierwsza. - Chcia i na kocu, aby mie pewno, e Bldoerca nie dopadnie
jej albo Chucka.
Ku jego zdziwieniu, Teresa nie zawahaa si ani przez chwil. cisnwszy jego do, a
nastpnie rami Chucka, zeskoczya z krawdzi, natychmiast prostujc nogi, z rkoma przy
ciele. Thomas wstrzyma oddech, dopki nie wlizgna si do miejsca pomidzy ucitymi
linami bluszczu i znikna. Wygldao to, jakby jej istnienie zostao wymazane jednym
szybkim ruchem.
- Wow! - krzykn Chuck, ujawniajc namiastk dawnego siebie.
- Tak, masz racj - powiedzia Thomas. - Twoja kolej.
Zanim chopak zdoa si sprzeciwi, Thomas zapa go pod pachy i cisn jego tors.
- Odepchnij si nogami, a ja ci podrzuc. Gotowy? Raz, dwa, trzy! - Stkn z
wysiku, podnoszc go i przerzucajc w stron Nory.
Chuck wrzasn, lecc w powietrzu, i niemal nie trafi do celu, jednak jego nogi
zdoay si przelizgn. Nastpnie jego brzuch i ramiona trzasny o krawdzie niewidzialnej

dziury, zanim cae jego ciao rozpyno si w powietrzu. Odwaga chopca poruszya jego
serce. Kocha tego dzieciaka. Kocha go jak wasnego brata.
Thomas napi pasy plecaka i cisn mocno prowizoryczn wczni w prawej doni.
Odgosy dobiegajce zza jego plecw byy straszne, byy potworne i Thomas czu si winny,
nie pomagajc kompanom.
- Skup si na swoim zdaniu - powiedzia jednak do siebie.
Przygotowujc si na nieuniknione, stukn wczni w kamienn posadzk, a
nastpnie odbi si lew nog od krawdzi Urwiska i skoczy, wylatujc w mroczne
powietrze. Przycign wczni do klatki piersiowej, kierujc palce ku doowi i zastygajc w
bezruchu.
Potem wpad do Nory.

*
Gdy tylko znalaz si w Norze Bldoercw, lodowaty dreszcz przeszy jego skr,
poczynajc od palcw u stp, a nastpnie przechodzc w gr, przez caego jego ciao,
zupenie jak gdyby wskoczy do lodowatej wody. wiat wok wydawa si jeszcze
mroczniejszy. Kiedy wyldowa, jego stopy uderzyy o lisk powierzchni i ugiy si pod
nim. Thomas upad na plecy, wpadajc wprost na Teres. Razem z Chuckiem pomogli mu si
podnie. To by cud, e nie wybi komu wczni oka.
Nora Bldoercw byaby ciemna jak smoa, gdyby nie promie wiata z latarki
Teresy, ktry rozprasza t ciemno. Rozgldajc si dookoa, Thomas zorientowa si, e
stali w kamiennym cylindrze, wysokim na trzy metry. By wilgotny i pokryty byszczc,
brudn mazi. Przed nimi rozciga si wielki tunel. Mia kilkadziesit metrw dugoci,
zanim znika z pola widzenia, zatapiajc si w mroku. Thomas spojrza na dziur, przez ktr
przeskoczyli. Wygldaa jak kwadratowe okno zawieszone w gbokiej, bezgwiezdnej
przestrzeni.
- Komputer jest tam - powiedziaa Teresa, przycigajc jego uwag.
Skierowaa wiato latarki w gb tunelu, na may kwadrat pokrytego brudem szka, z
ktrego wyaniao si ciemnozielone wiato. Poniej znajdowaa si klawiatura
przytwierdzona do ciany pod takim ktem, e stojc, mona byo z atwoci na niej pisa.
Oto by, czekajc, a kto wprowadzi do niego kod. Thomas nie mg powstrzyma si od
myli, e to byo zbyt proste, zbyt pikne, aby mogo okaza si prawd.
- Wpisuj sowa! - krzykn Chuck, klepic Thomasa w rami. - Szybko!
Thomas skin na Teres, aby to zrobia.

- Chuck i ja bdziemy pilnowa, aby aden Bldoerca si tu nie przedar. - Mia


nadziej, e Streferzy odwrcili ich uwag i zdoaj utrzyma kreatury z dala od Urwiska.
- Okay - odpowiedziaa Teresa - Thomas wiedzia, e bya zbyt rozsdna, aby
niepotrzebnie traci czas na ktnie. Podesza do monitora i klawiatury, i zacza co
wpisywa.
- Czekaj! - zawoa do niej w mylach. - Jeste pewna, e pamitasz sowa?
Odwrcia si do niego i spojrzaa uraona.
- Nie jestem idiotk, Tom. Tak, potrafi zapamita...
Gony huk dobiegajcy z gry i zza ich plecw przerwa jej i sprawi, e Thomas
nagle podskoczy. Odwrci si szybko i dostrzeg wpadajcego do Nory Bldoerc, ktry
niemal w magiczny sposb zstpi ze spowitego czerni sklepienia. Wkraczajc, potwr
schowa swoje kolce i odna, wyldowa z chlupoczcym hukiem, tuzin ostrych i
przeraajcych narzdzi pojawio si z powrotem, stwarzajc wok niego miercionon
aur.
Thomas pchn Chucka za siebie i stan przed kreatur, wycigajc wczni,
zupenie jakby swoj postaw mg j przestraszy.
- Po prostu wpisz kod! - krzykn.
Cienki metaliczny prt wyskoczy z wilgotnej skry Bldoercy. Thomas dostrzeg, e
byo to dodatkowe rami zakoczone trzema obrotowymi ostrzami. Zmierzao w kierunku
jego twarzy.
Chwyci oburcz zakoczenie wczni, ciskajc j mocno i kierujc grot w ziemi tu
przed sob. Zakoczone ostrzami rami zbliyo si do niego na odlego p metra, gotowe,
by poci jego skr na kawaki. Gdy byo ju zaledwie o kilkanacie centymetrw od niego,
Thomas napi minie i zamachn si wczni, starajc si ze wszystkich si zada cios.
Uderzy w metalowe odne, ktre z trzaskiem pofruno w gr, po czym zaczo szybko
spada, a w kocu zatopio swe ostrza w cielsku Bldoercy. Potwr wyda z siebie wcieky
wrzask i cofn si o kilka krokw w ty, chowajc z powrotem kolce. Thomas z trudem apa
i wypuszcza powietrze.
- Moe uda mi si go powstrzyma - powiedzia popiesznie do Teresy. - Tylko si
popiesz!
- Prawie skoczyam - odpowiedziaa.
Bldoerca ponownie pokaza im swoj bro. Ruszy z furi do przodu, wycigajc z
cielska kolejne odne i wystrzeliwujc je przed siebie. Tym razem byy to ogromne kleszcze,
ktre kapay, usiujc uchwyci wczni. Thomas zamachn si, wywijajc wczni nad

gow, wkadajc w atak wszystkie swoje siy. Wcznia zderzya si z podstaw kleszczy.
Usysza grzmot i dwik zgniatania, po czym ujrza, jak cae odne odrywa si od stawu i
lduje na ziemi. Nastpnie z czego, co przypominao pysk, Bldoerca wyda dugi,
przeszywajcy wrzask i ponownie si wycofa. Kolce znw znikny.
- To co mona pokona! - krzykn Thomas.
- Nie pozwala mi wprowadzi ostatniego sowa! - powiedziaa do niego Teresa w
mylach.
Nie do koca j syszc i rozumiejc, Thomas wyda z siebie ryk i rzuci si do
przodu, wykorzystujc chwil saboci Bldoercy. Wymachujc wczni na prawo i lewo,
wskoczy na przysadziste cielsko kreatury, grzmocc w dwa metalowe, atakujce go odna.
Unis wczni nad gow, zapar si nogami, czujc, jak grzzn w obrzydliwym cielsku, po
czym pchn wczni, zatapiajc drg we wntrznociach kreatury tak gboko, jak tylko
potrafi. ta mazista breja wylaa si z jego ciaa, rozpryskujc si na nogi Thomasa.
Nastpnie wypuci z ucisku rkoje broni i odskoczy, cofajc si w stron Chucka i
Teresy.
Thomas przyglda si z chor fascynacj, jak Bldoerca wierzga spazmatycznie,
plujc t rop na wszystkie strony. Kolce wysuway si w gr i choway z powrotem w
skrze. Jego pozostae odna miotay si w powietrzu w cakowitym chaosie, czasami
dgajc wasne ciao. Wkrtce zacz spowalnia, tracc energi z kad stracon kropl krwi
- lub paliwa.
Kilka sekund pniej zupenie przesta si porusza. Thomas nie mg w to uwierzy.
Naprawd nie mg w to uwierzy. Wanie pokona Bldoerc, jednego z potworw, ktre
od ponad dwch lat terroryzoway mieszkacw Strefy.
Spojrza na Chucka, ktry obserwowa cae zajcie z wybauszonymi oczami.
- Zabie go - powiedzia chopiec. Rozemia si, jak gdyby ten jeden czyn
rozwizywa wszystkie ich problemy.
- To nie byo takie trudne - wymamrota Thomas, nastpnie odwrci si w stron
Teresy, ktra rozpaczliwie wystukiwaa sowa na klawiaturze. W jednej chwili wiedzia, e
co byo nie tak.
- O co chodzi? - zapyta, niemal krzyczc. Podbieg do niej i, zagldajc przez jej
rami, zobaczy, e nieustannie wpisywaa sowo GUZIK, jednak na ekranie nic si nie
pojawiao.
Wskazaa na brudny kawaek szka, otoczonego zielonkaw powiat.
- Wpisaam wszystkie sowa i kade, jedno za drugim, pojawio si na ekranie.

Nastpnie co zabrzczao i znikny. Teraz nie pozwala mi wprowadzi ostatniego sowa.


Nic si nie dzieje!
Kiedy w kocu sowa Teresy dotary do jego wiadomoci, Thomas poczu, jak krew
zastyga mu yach.
- Ale... dlaczego?
- Nie wiem! - Sprbowaa ponownie. Potem jeszcze raz. Ekran monitora pozostawa
niewzruszony.
- Thomas! - krzykn Chuck za ich plecami. Thomas odwrci si i zobaczy, jak
Chuck wskazuje na wejcie do Nory. Kolejna kreatura wdzieraa si do rodka. Obserwowa,
jak Bldoerca opada z pluskiem na martwe ciao swojego pobratymca, podczas gdy kolejny
stwr ju poda za nim.
- Co tak dugo?! - krzykn przeraliwie Chuck. - Powiedziae, e si wycz, kiedy
wprowadzisz kod!
Obaj Bldoercy wyprostowali si, wysunli swoje kolce i ruszyli wprost na nich.
- Nie pozwala nam wprowadzi sowa GUZIK - powiedzia Thomas w zamyleniu,
nie zwracajc si tak naprawd do Chucka. Zastanawia si nad rozwizaniem...
- Nie rozumiem. - powiedziaa Teresa.
Bldoercy zbliali si, byli o zaledwie kilka krokw od nich. Czujc, jak jego
determinacja rozpywa si w ciemnoci, Thomas zapar si nogami i unis pici bez
przekonania. Powinno przecie zadziaa. Kod powinien...
- Moe po prostu powinnicie nacisn na ten guzik - powiedzia Chuck.
Thomas by tak zaskoczony przypadkowym stwierdzeniem, e odwrci si od
Bldoercw i spojrza na chopca. Chuck wskazywa na miejsce nieopodal podogi, tu pod
ekranem i klawiatur.
Zanim zdy si poruszy, Teresa opada na kolana. Zerany ciekawoci i przelotn
nadziej, Thomas doczy do niej. Usysza jk i ryk Bldoercy tu za swoimi plecami.
Ostre kleszcze chwyciy jego koszulk. Wtedy poczu ukucie blu, jednak wpatrywa si
tylko przed siebie.
Kilka centymetrw nad podog, na cianie umieszczony by may, czerwony
przycisk. Widniay na nim dwa czarne sowa, tak oczywiste, e nie mg uwierzy, e
wczeniej je przeoczy. Wycz Labirynt.
Kolejna fala blu wyrwaa Thomasa z osupienia. Bldoerca pochwyci go
szczypcami i zacz cign do tyu. Drugi z nich ruszy za Chuckiem i wanie zamachiwa
si na niego dugim ostrzem.

Guzik.
- Nacinij! - krzykn Thomas.
Teresa nacisna.
Wcisna przycisk i nastaa absolutna cisza. Nastpnie z gbi mrocznego tunelu
doszed ich dwik otwierajcych si drzwi.
Niemal w jednej chwili Bldoercy zamarli, ich zowieszcze narzdzia zostay
wcignite z powrotem przez tuste cielska, ich wiata zgasy, maszyneria wewntrz ucicha.
A drzwi...
Thomas upad na ziemi, wypuszczony z ucisku oprawcy, i pomimo blu
dobiegajcego z kilku szarpanych ran na plecach i ramionach, odczu nagy przypyw euforii.
trudem apa powietrze, nastpnie rozemia si, po czym zaka, nim znowu wybuchn
miechem.
Chuck szybko odsun si od Bldoercy i wpad w ramiona Teresy. Obja go,
przyciskajc mocno do siebie.
- Dokonae tego, Chuck - powiedziaa Teresa. - Bylimy tak bardzo przejci tym
gupim kodem, e nie przyszo nam do gowy, aby si rozejrze za jakim guzikiem, za
ostatnim sowem, ostatnim elementem ukadanki.
Thomas ponownie si rozemia. Nie mg uwierzy, e po tym wszystkim, przez co
przeszli, tak szybko udao im si wykona zadanie.
- Ona ma racj, Chuck. Ocalie nas, stary! Mwiem ci, e jeste nam potrzebny! Thomas zerwa si na rwne nogi i doczy do pozostaej dwjki w grupowym ucisku,
niemal oszalay z radoci. - Chuck jest naszym cholernym bohaterem!
- A co z reszt? - powiedziaa Teresa, kiwajc gow w stron wyjcia. Thomas
poczu, jak jego rado rozpywa si. Cofn si i spojrza w gr.
Jak gdyby w odpowiedzi na jej pytanie, kto wpad wanie przez czarny kwadrat w
suficie. Niemal cae jego ciao pokryte byo ranami i zadrapaniami.
- Minho! - krzykn Thomas, odetchnwszy z ulg. - Nic ci nie jest? Co z
pozostaymi?
Minho, potykajc si, ruszy w stron zaokrglonej ciany tunelu, nastpnie opar si o
ni, z trudem apic powietrze.
- Stracilimy mnstwo ludzi... Wszdzie peno krwi... A potem po prostu przestali si
rusza. - Przerwa, biorc naprawd gboki oddech i wypuszczajc z puc chmur powietrza.
- Udao wam si. Nie mog uwierzy, e to naprawd zadziaao.
Nastpnie pojawi si Newt, a po nim Patelniak. Pniej Winston i pozostali. Wkrtce,

osiemnastu chopcw doczyo do Thomasa i jego przyjaci w tunelu, tworzc w sumie


grup dwudziestu jeden Streferw. Wszyscy pokryci byli szlamem kreatur i ludzk krwi, a z
ich ubra pozostay zaledwie strzpy.
- A co z pozostaymi? - zapyta Thomas, przeraony tym, co moe za chwil usysze.
- Poowa z nas - oznajmi Newt drcym gosem - nie yje.
Nikt nie odezwa si ju sowem. Milczenie trwao przez dusz chwil.
- Wiecie co? - powiedzia Minho, prostujc si nieco. - Moe i poowa z nas zgina,
ale za to poowa z nas, purwa, przeya. I nikt nie zosta udlony - dokadnie tak, jak sdzi
Thomas. Musimy si std wydosta.
Zbyt wielu, pomyla Thomas. Stanowczo zbyt wielu. Rado opucia go,
zamieniajc si w przygniatajc go aob po stracie dwudziestu ludzi, ktrzy oddali swoje
ycie w imi wolnoci. Pomimo wiadomoci, e gdyby nie sprbowali uciec, to wszyscy z
nich mogli by niebawem martwi, wci bolaa go mier jego towarzyszy, nawet jeeli nie
zna wszystkich zbyt dobrze. Tyle osb odeszo. Czy mona to nazwa zwycistwem?
- Wynomy si std - stwierdzi Newt. - to teraz.
- Dokd idziemy? - zapyta Minho.
Thomas wskaza w stron dugiego korytarza.
- Usyszaem dwik otwierajcych si drzwi.
Prbowa odepchn od siebie koszmarne wizje wygranej wanie batalii. Nie chcia
teraz myle o tych wszystkich poniesionych stratach. Wiedzia, e jeszcze nie byli
bezpieczni.
- Chodmy wic - zdecydowa Minho, po czym odwrci si i ruszy wzdu tunelu,
nie czekajc na odpowied.
Newt przytakn, przepuszczajc pozostaych Streferw przodem. Ruszyli za Minho,
jeden po drugim, dopki oprcz niego nie zostali ju tylko Thomas, Teresa i Chuck.
- Pjd na kocu - powiedzia Thomas.
Nikt si nie sprzeciwia. Newt jako pierwszy, nastpnie Chuck, pniej Teresa,
zapucili si w gbi mrocznego tunelu. Ciemno zdawaa si pochania nawet wiato
latarek. Thomas pody za przyjacimi, nie odwracajc si nawet, by spojrze na martwe
cielska Bldoercw.
Po jakiej minucie usysza wrzask dobiegajcy z przodu, po ktrym nastpi kolejny i
jeszcze jeden. Krzyki zaczy cichn, jak gdyby ludzie, ktrzy je wydawali, spadali w d...
Zaczli szepta midzy sob, idc w kierunku usyszanych odgosw, kiedy Teresa w
kocu odwrcia si do Thomasa.

- Wyglda na to, e tutaj tunel ostro opada w d.


Thomas poczu ucisk w odku na sam myl o tym. Wygldao to na jak gr przynajmniej dla kogo, kto stworzy to miejsce.
Sysza sabnce w oddali krzyki Streferw, a wreszcie przysza kolej na Newta, a
pniej na Chucka. Teresa powiecia latark w d, na stromo opadajc, czarn, gadk
metalow zsuwni.
- Chyba nie mamy wyboru - powiedziaa do niego w mylach.
- Chyba nie. - Thomas mia silne przeczucie, e to nie bya droga do wyjcia z ich
koszmaru. Mia jedynie nadziej, e nie prowadzia do kolejnej hordy Bldoercw.
Teresa zjechaa w d z niemal radosnym wrzaskiem, a Thomas pody za ni, zanim
zdy si rozmyli. Wszystko byo lepsze od Labiryntu.
Jego ciao opado stromo w d, pdzc po liskiej, oleistej brei, ktra wydzielaa z
siebie paskudny odr przypominajcy spalony plastik i smrd wydajcego z siebie ostatnie
tchnienie silnika maszyny. Krci si w kko, dopki nie udao mu si wycign ng przed
siebie. Usiowa oprze donie o podoe, aby spowolni si pdu. To byo bezcelowe - tusta
breja pokrywaa kady centymetr tunelu. Nie mia si czego chwyci.
Krzyki pozostaych Streferw rozbrzmieway w tunelu, odbijajc si echem od cian,
podczas gdy oni zelizgiwali si po ociekajcym tuszczem torze. Panika cisna go za serce.
Nie mg pozby si wraenia, e zostali poknici przez jak gigantyczn besti, i e
zjedali wanie w d jej dugiego przeyku tylko po to, aby wyldowa lada moment w jej
trawionym kwasami odku. Zupenie jakby jego myli wanie si urzeczywistniay, zapach
dobiegajcy do jego nozdrzy uleg zmianie, przechodzc w co, co przypominao teraz smrd
stchlizny. Zacz si krztusi. Ze wszystkich si stara si na siebie nie zwymiotowa.
Tunel zaczyna zakrca, przechodzc w spirale na tyle wyboiste, e udao im si
zwolni. Thomas wjecha stopami wprost w Teres, uderzajc j w gow. Cofn si i
momentalnie ogarno go uczucie cakowitej boleci. Wci spadali, a czas cign si w
nieskoczono.
Zjedali wci w kko wzdu rury. Nudnoci napieray z wntrza jego odka,
napdzane przez odgos pluskajcej o jego ciao brei, odr i nieustanny ruch w kko. Mia
wanie wystawi gow na bok i zwymiotowa, kiedy Teresa wydaa z siebie ostry krzyk.
Tym razem nie rozbrzmiao adne echo. Chwil pniej Thomas wylecia z tunelu i
wyldowa wprost na niej.
Ciaa walay si wszdzie, jedni leeli na drugich, jczc i wijc si w zamieszaniu,
starajc si nawzajem odepchn. Thomas wierzgn rkoma i nogami, aby zsun si z

Teresy, po czym odczoga si kawaek dalej, aby zwymiotowa.


Wci drc z przejcia, wytar usta doni i zorientowa si, e cay pokryty by
mazistym brudem. Usiad, wycierajc obie donie o ziemi i przyjrza si miejscu, w ktrym
si znaleli. Dostrzeg te, e pozostali zebrali si w grup, przygldajc si nowemu
otoczeniu. Thomas widzia przebyski tego miejsca w trakcie Przemiany, jednak tak naprawd
to nie pamita o nim a do teraz.
Znajdowali si w olbrzymiej podziemnej komorze, wystarczajco wielkiej, aby
pomieci dziewi lub dziesi budynkw wielkoci Bazy. Od podogi a po sklepienie, od
jednej strony a do drugiej, cao pokryta bya rnego rodzaju maszynami, kablami,
przewodami i komputerami. Z jednej strony pomieszczenia - po jego prawej stronie znajdowa si rzd okoo czterdziestu wielkich, biaych kapsu, ktre wyglday jak olbrzymie
trumny. Naprzeciw nich, po drugiej stronie, znajdoway si wielkie szklane drzwi, cho
owietlenie sprawiao, e nie mona byo dostrzec, co znajdowao si po ich drugiej stronie.
- Patrzcie! - rozleg si czyj krzyk, jednak Thomas zdy ju to sam dostrzec i
wstrzyma oddech. Przeszed go dreszcz, niczym pezajcy po jego ciele pajk, przyprawiajc
go o gsi skrk.
Na wprost nich znajdowa si rzd okoo dwudziestu okien z przyciemnianymi
szybami, jedno przy drugim. Za kadym z nich znajdowaa si jaka osoba - mczyni,
kobiety, wszyscy bladzi i szczupli, siedzieli i obserwowali Streferw, spogldajc przez szyb
ze zmruonymi oczami. Thomas wzdrygn si przeraony - wszyscy wygldali niczym
duchy. Wcieke, dne poywienia, zowrogie zjawy, ktre nigdy nie zaznay szczcia za
ycia, a co dopiero, kiedy byy ju martwe.
Thomas wiedzia oczywicie, e to nie byy duchy. To byli ludzie, ktrzy zesali ich
do Strefy. Ludzie, ktrzy odebrali im ich ycie.
Stwrcy.
Thomas cofn si o krok i zauway, e pozostali zrobili to samo. Kiedy Streferzy
wpatrywali si w rzd okien, w stojcych za nimi obserwatorw, pomieszczenie wypenia
grobowa cisza. Thomas zauway, e jeden z obserwatorw spojrza w d i co zapisa, inny
wycign rk i zaoy okulary. Wszyscy mieli na sobie czarne paszcze. Pod paszczami
mieli biae koszule, na ktrych z prawej strony, na piersi, wyszyte byy jakie sowa. Ich
twarze byy ziemiste i wyniszczone do tego stopnia, e a przykro byo na nie patrze.
Wci nie odrywali wzroku od Streferw. Jaki mczyzna pokrci gow, jaka
kobieta skina. Kolejny mczyzna wycign rk i podrapa si po nosie - najbardziej
ludzki odruch, jaki Thomas u nich dostrzeg.

- Co to za ludzie? - wyszepta Chuck, jednak jego gos roznis si echem po komorze,


odbijajc si ze zgrzytem od jej krawdzi.
- To Stwrcy - odpowiedzia Minho, nastpnie splun na podog. - Zrobi wam z
pyskw origami! - krzykn tak gono, e Thomas o mao nie zakry uszu domi.
- Co robimy? - zapyta Thomas. - Na co oni czekaj?
- Pewnie posali po wsparcie Bldoercw - powiedzia Newt. - Pewnie ju tu...
Przerwa mu gony, powolny, akustyczny sygna, niczym klakson olbrzymiej,
cofajcej si ciarwki, jednak ten by o wiele bardziej doniosy. Dochodzi ze wszystkich
stron, huczc i rozbrzmiewajc echem po caej komorze.
- Co znowu? - zapyta Chuck, nie ukrywajc niepokoju w gosie.
Z jakiego powodu wszyscy spojrzeli na Thomasa, ktry w odpowiedzi wzruszy
ramionami. Nic wicej nie pamita i teraz wiedzia tyle samo co inni. By przeraony.
Wycign szyj, badajc cae pomieszczenie w poszukiwaniu rda dwiku. Nic si jednak
nie zmienio. Nastpnie, ktem oka dostrzeg, e pozostali Streferzy spogldaj w stron
szklanych drzwi. Zrobi to samo. Serce zabio mu szybciej, gdy ujrza, e drzwi s otwarte.
Sygna ucich i w komorze znw zapanowaa martwa cisza, jak gdyby znajdowali si
w przestrzeni kosmicznej. Thomas wstrzyma oddech i wyczekiwa przeraony,
przygotowany w kadej chwili na okropnoci, jakie lada chwila miay si pojawi.
Zamiast tego do pomieszczenia weszy dwie osoby.
Jedn z nich bya kobieta. Dorosa. Sprawiaa wraenie zupenie zwyczajnej. Miaa na
sobie czarne spodnie i bia koszul z przypinanymi rogami konierzyka i z logo na piersi sowem DRESZCZ wypisanym duymi, niebieskimi literami. Jej brzowe wosy sigay do
ramion. Miaa pocig twarz i ciemne oczy. Idc w stron grupy, ani si nie umiechaa, ani
nie krzywia, jak gdyby zupenie nie zauwaya lub nie przejmowaa si tym, e tam stali.
Znam j - pomyla Thomas. Jednak byo to bardzo niewyrane wspomnienie. Nie
potrafi sobie przypomnie, jak si nazywaa ani co miaa wsplnego z Labiryntem, jednak
wydawaa mu si znajoma. Nie chodzio wycznie o jej wygld, ale o sposb, w jaki si
poruszaa - sztywno, bez krztyny radoci. Zatrzymaa si kilka krokw przed Streferami i
powoli zlustrowaa ich wszystkich wzrokiem, spogldajc od lewej do prawej strony.
Drug osob, ktra staa obok niej, by chopiec ubrany w za du bluz, z
zacignitym na gow kapturem, skrywajcym jego twarz.
- Witam z powrotem - odezwaa si w kocu kobieta. - Ponad dwa lata i tylko kilku
martwych. Zdumiewajce.
Thomas rozdziawi usta ze zdumienia. Poczu, jak zo zalewa czerwieni jego twarz.

- Sucham? - zapyta Newt.


Jej oczy wpatryway si uwanie w tum, nim spoczy na Newcie.
- Wszystko przebiego zgodnie z planem, Panie Newton. Cho musz przyzna, i
zakadalimy, e troch wicej z was podda si po drodze.
Zerkna na swojego towarzysza, nastpnie wycigna do i zdja kaptur z jego
gowy. Podnis wzrok, jego oczy zaleway si zami. Kady Strefer w pomieszczeniu
wcign powietrze ze zdumienia. Thomas poczu, jak uginaj si pod nim kolana.
To by Gally.
Thomas zamruga, nastpnie przetar oczy, jakby spoglda na zjaw. Zerao go
przeraenie i wcieko.
To by Gally.
- Co on tu robi! - wrzasn Minho.
- Jeste ju bezpieczny - odpowiedziaa kobieta, jak gdyby go nie usyszaa. - Prosz,
uspokj si.
- Uspokj si?! - warkn Minho. - Kim ty jeste, eby nam mwi, i mamy si
uspokoi? Chcemy zobaczy si z policj, z burmistrzem, z prezydentem, z kimkolwiek! Thomas obawia si tego, co moe zrobi Minho, jednak z drugiej strony chcia, aby uderzy
j w twarz.
Zmruya oczy, spogldajc na Minho.
- Nie masz pojcia, o czym mwisz, chopcze. Oczekiwaam wicej dojrzaoci po
kim, kto wanie przeszed pomylnie przez Prby Labiryntu. - Jej protekcjonalny ton
zszokowa Thomasa.
Minho chcia jej ju odpowiedzie, jednak Newt szturchn go okciem.
- Gally - rzuci Newt. - O co tu chodzi?
Ciemnowosy chopiec spojrza na niego. Jego oczy rozbysy na chwil, po czym
nieznacznie pokrci gow. Nie odpowiedzia.
Co jest z nim nie tak - pomyla Thomas. wietnie, z deszczu pod rynn.
Kobieta skina gow, jak gdyby bya z niego dumna.
- Ktrego dnia bdziecie mu wdziczni za to, co dla was zrobi. I mog wam to
jedynie obieca i ufa, e si z tym pogodzicie. Jeeli nie, wtedy to wszystko okae si jedn
wielk pomyk. Nastay mroczne czasy, Panie Newton. Mroczne czasy. - Zawahaa si. Jest, oczywicie, jeszcze jedno, ostateczne Wyzwanie. - Odsuna si.
Thomas skupi wzrok na Gallym. Chopiec cay si trzs, jego twarz bya trupio
blada, przez co jego zapakane, przekrwione oczy wyrniay si na jej tle niczym plamy krwi

na biaej kartce papieru. Jego usta byy zacinite; minie wok nich dray, zupenie jakby
chcia co powiedzie, lecz nie mg.
- Gally? - zapyta Thomas, prbujc przezwyciy w sobie nienawi, jak go darzy.
Sowa wyrway si z ust Gallyego.
- Oni... potrafi mnie kontrolowa... Ja nie... - Wybauszy oczy, jego wasna rka
doskoczya do jego garda, jakby si dusi. - Ja... musz... to... - kade sowo byo chrapliwym
kaszlem. Nastpnie znieruchomia, na jego twarzy pojawi si spokj, a ciao zaczo si
rozlunia.
Wyglda zupenie jak Alby, kiedy lea w ku, po tym jak przeszed przez
Przemian. To samo przytrafio si jemu. Co sprawio, e...
Jednak Thomas nie mia czasu, aby dokoczy t myl. Gally sign za siebie i
wycign z tylnej kieszeni jaki dugi, byszczcy przedmiot. wiata komory odbijay si od
jego srebrnej powierzchni. To by sztylet, mocno cinity w jego doni. Z niespodziewan
szybkoci, zamachn si i rzuci noem w Thomasa. Gdy tylko to zrobi, Thomas usysza
po swojej prawej stronie krzyk, wyczu jaki ruch zmierzajcy w jego stron.
Ostrze obrcio si w powietrzu. Thomas dostrzeg kady jego ruch, zupenie jakby
wiat zamar, a on przyglda si wszystkiemu w zwolnionym tempie, jedynie po to, by w
peni mc poczu ogarniajce go przeraenie. N lecia, obracajc si nieprzerwanie, wprost
na niego. Zduszony krzyk formowa si w jego gardle. Chcia zrobi unik, jednak nie potrafi
ruszy si z miejsca.
Wtedy, w niewytumaczalny sposb, pojawi si Chuck, nurkujc w powietrzu, tu
przed nim. Thomas poczu, jakby jego stopy utkwiy w bryle lodu. Mg si jedynie
przyglda, cakowicie bezradny, przeraajcej scenie, ktra rozgrywaa si przed jego
oczami.
Z odraajcym, mokrym, tpym odgosem, sztylet ugrzz w piersi Chucka, zatapiajc
si a po rkoje. Chopiec wrzasn, upad na podog, jego ciao zadrao w konwulsjach.
Krew tryskaa z rany ciemnym szkaratem. Jego nogi uderzyy o podog, stopy wierzgay na
prawo i lewo w agonii. Czerwona lina wyciekaa z jego ust. Thomas poczu, jakby wiat
wok si zawali, miadc mu serce.
Upad na ziemi, i chwyci rozedrgane ciao Chucka w ramiona.
- Chuck! - krzykn. Jego gos by niczym kwas pustoszcy jego gardo. - Chuck!
Chopiec trzs si spazmatycznie, krew zalewaa donie Thomasa, tworzc wok
wielk kau szkaratu. Jego oczy wywrciy si biakami na wierzch. Krew wypywaa
strukami z jego nosa i ust.

- Chuck... - powiedzia Thomas, tym razem szeptem. Musiao by co, co mogli


zrobi. Oni mogli go uratowa. Oni...
Chopak przesta wierzga, znieruchomia. Jego oczy powrciy do normalnego
pooenia, wpatrywa si w Thomasa, kurczowo trzymajc si ycia.
- Thom... mas. - Jedno sowo, ledwo syszalne.
- Trzymaj si, Chuck - powiedzia Thomas. - Nie umieraj, walcz. Niech kto
sprowadzi pomoc!
Nikt si nie ruszy i gboko w rodku Thomas wiedzia dlaczego. Nic nie mogo mu
ju teraz pomc. To koniec. Oczy Thomasa zaszy czarnymi plamami. Sala przechylaa si i
koysaa.
Nie, pomyla. Nie Chuck. Tylko nie on. Kady, tylko nie Chuck.
- Thomas - wyszepta Chuck. - Odszukaj... moj mam. - Z jego puc wybuchn
przejmujcy kaszel, rozpryskujc krew dookoa. - Powiedz jej...
Nie dokoczy. Zamkn oczy, a jego ciao opado bezwadnie, wydajc z puc ostatnie
tchnienie.
Thomas wpatrywa si w martwego przyjaciela.
Co si w nim zmienio. Gboko w jego piersi zrodzio si ziarno wciekoci. dza
zemsty. Nienawi. Co mrocznego i przeraajcego. A nastpnie eksplodowao,
przedzierajc si przez puca, szyj, ramiona i nogi. Przez jego umys.
Wypuci ciao przyjaciela, wsta i z dreniem odwrci si w stron przybyszw.
Straci nad sob panowanie. Cakowicie i zupenie straci nad sob panowanie.
Ruszy do przodu, rzuci si na Gallyego, chwytajc go palcami, jakby to byy
szpony. Dopad do jego garda, cisn
wywrciy si biakami na wierzch. Krew wypywaa strukami z jego nosa i ust.
- Chuck... - powiedzia Thomas, tym razem szeptem. Musiao by co, co mogli
zrobi. Oni mogli go uratowa. Oni...
Chopak przesta wierzga, znieruchomia. Jego oczy powrciy do normalnego
pooenia, wpatrywa si w Thomasa, kurczowo trzymajc si ycia.
- Thom... mas. - Jedno sowo, ledwo syszalne.
- Trzymaj si, Chuck - powiedzia Thomas. - Nie umieraj, walcz. Niech kto
sprowadzi pomoc!
Nikt si nie ruszy i gboko w rodku Thomas wiedzia dlaczego. Nic nie mogo mu
ju teraz pomc. To koniec. Oczy Thomasa zaszy czarnymi plamami. Sala przechylaa si i
koysaa.

Nie, pomyla. Nie Chuck. Tylko nie on. Kady, tylko nie Chuck.
- Thomas - wyszepta Chuck. - Odszukaj... moj mam. - Z jego puc wybuchn
przejmujcy kaszel, rozpryskujc krew dookoa. - Powiedz jej...
Nie dokoczy. Zamkn oczy, a jego ciao opado bezwadnie, wydajc z puc ostatnie
tchnienie.
Thomas wpatrywa si w martwego przyjaciela.
Co si w nim zmienio. Gboko w jego piersi zrodzio si ziarno wciekoci. dza
zemsty. Nienawi. Co mrocznego i przeraajcego. A nastpnie eksplodowao,
przedzierajc si przez puca, szyj, ramiona i nogi. Przez jego umys.
Wypuci ciao przyjaciela, wsta i z dreniem odwrci si w stron przybyszw.
Straci nad sob panowanie. Cakowicie i zupenie straci nad sob panowanie.
Ruszy do przodu, rzuci si na Gallyego, chwytajc go palcami, jakby to byy
szpony. Dopad do jego garda, cisn je, i upad na ziemi, lec na nim. Usiad okrakiem na
jego piersi, przycisn go nogami, aby nie mg uciec, i zacz go okada piciami.
Przytrzyma Gallyego lew rk, napierajc na jego szyj, a praw pici okada
jego twarz. Zadawa cios za ciosem. W d, i w d, i w d, uderza go goymi, zacinitymi
piciami w policzek i nos. By chrzst koci, bya krew, byy potworne wrzaski. Thomas nie
wiedzia, ktre byy goniejsze - Gallyego czy te jego wasne. Bi go, uderza, dajc upust
kademu promilowi wciekoci, ktry pulsowa w jego yach.
W kocu Minho i Newt odcignli Thomasa, cho jego rce wci zadaway ciosy,
nawet jeli trafiay tylko w powietrze. Cignli go po pododze. Walczy z nimi, wi si i
rzuca, wrzeszcza, aby go zostawili w spokoju. Jego oczy byy wbite w Gallyego, ktry lea
nieruchomo na pododze. Thomas czu wylewajc si z niego nienawi, zupenie jakby
poczya ich widoczna linia ognistej czerwieni.
I wtedy, tak po prostu, wszystko znikno. Pozostay jedynie wspomnienia o Chucku.
Wyrwa si z ucisku Minho i Newta i podbieg do bezwadnego, martwego ciaa
przyjaciela. Chwyci go ponownie w ramiona, nie zwracajc uwagi na krew, nie zwracajc
uwagi na zastyg twarz chopca.
- Nie!- zaka Thomas, zerany smutkiem. - Nie!
Teresa pooya do na jego ramieniu. Odrzuci j.
- Daem mu slowo\ - wrzasn, zdajc sobie spraw, e w jego gosie byo co
dziwnego. Niemal obd. - Daem mu sowo, e go ocal, e zabior go do domu! Daem mu
sowo!
Teresa nie odpowiedziaa, jedynie skina gow, wbijajc wzrok w podog.

Thomas przytuli ciao Chucka do piersi, przycisn je tak mocno, jak tylko mg, jak
gdyby to mogo w jaki sposb przywrci mu ycie lub pokaza, jak bardzo by mu
wdziczny za ocalenie, za to, e by jego przyjacielem, kiedy nikt inny nie chcia nim by.
Thomas wci paka. Z oczu wyleway mu si zy. Gboki, przejmujcy szloch
rozbrzmiewa po sali, wywoujc niemal fizyczny bl.
W kocu schowa cay swj smutek gboko w sercu, usiujc zdusi w sobie bolesny
przypyw cierpienia. W Strefie Chuck sta si dla niego symbolem - wiatem przewodnim
dajcym mu nadziej, e w jaki sposb uda im si z powrotem wszystko na wiecie
naprawi. Spa w kach. Dostawa causa na dobranoc. Je bekon i jajka na niadanie,
chodzi do prawdziwej szkoy. By szczliwym.
Ale Chuck ju nie y. Jego bezwadne ciao, ktre Thomas wci kurczowo trzyma
przy piersi, wydawao si teraz zimnym talizmanem - zowrog zapowiedzi, e nie tylko ich
marzenia nigdy si nie speni, ale take przypomnieniem, e moe w ich yciu nigdy nie
byo nadziei; e nawet pomimo ucieczki czekay ich wycznie ponure dni i ycie
przepenione smutkiem.
Powracajce do niego wspomnienia byy bardzo mgliste. A do wiata spowitego mg
wiato nie dociera.
Thomas stara si nie dopuszcza do wiadomoci tego, co teraz czu. Zrobi to dla
Teresy. Dla Newta i Minho. Z czymkolwiek przyjdzie im si zmierzy, bd razem, i tylko to
miao teraz dla niego znaczenie.
Wypuci ciao Chucka i osun si do tyu, usiujc nie patrze na jego koszulk,
niemal czarn od krwi. Gdy ociera zy z twarzy i policzkw, pomyla, e powinien by
zawstydzony swoim nagym wybuchem saboci, jednak czu zupenie inaczej. W kocu
podnis wzrok. Spojrza na Teres i w jej ogromne niebieskie oczy przepenione smutkiem.
By pewien, e tak samo wspczuje jemu, jak cierpi z powodu Chucka.
Wycigna rk, uja jego do i pomoga mu wsta. Gdy si wyprostowa, nie
zwolnia ucisku, a on wcale nie protestowa. cisn j mocniej, starajc si jej powiedzie w
ten sposb to, co teraz czu. Nikt nie odezwa si sowem, wikszo wpatrywaa si w ciao
Chucka bez emocji, zupenie jakby pozbawieni byli uczu. Nikt nie spojrza na Gallyego,
ktry oddycha, cho wci lea nieruchomo.
Kobieta z DRESZCZem na koszuli przerwaa cisz.
- Wszystko dzieje si z jakiego powodu - powiedziaa. Wszelkie lady zoliwoci
znikny z jej gosu. - Musisz to zrozumie.
Thomas popatrzy na ni, usiujc w swoim spojrzeniu przekaza ca wezbran w nim

nienawi. Nie uczyni jednak adnego gestu.


Teresa pooya drug do na jego rce, chwytajc go za rami.
- Co teraz? - zapytaa.
- Nie wiem - odpowiedzia. - Nie potrafi...
Jego zdanie zostao przerwane przez seri krzykw i haas przed wejciem. Do rodka
wesza kobieta. Bya wyranie spanikowana, krew odpyna z jej twarzy. Odwrcia si w
stron drzwi. Thomas pody za jej spojrzeniem.
Kilku mczyzn i kilka kobiet ubranych w usmolone jeansy i cakowicie przemoczone
kurtki wtargno z uniesion broni, wydzierajc si i przekrzykujc wzajemnie. Nie mona
byo zrozumie, co takiego mwili. Ich bro - niektrzy mieli karabiny, inni pistolety wygldaa na archaiczn, przestarza. Niemal jak zabawki porzucone kilka lat wczeniej w
lesie, przypadkowo odkryte ostatnio przez nastpne pokolenie dzieciakw, ktre chciay si
pobawi w wojn.
Thomas przypatrywa si zszokowany, jak dwch nowo przybyych powalio kobiet
DRESZCZ na podog. Nastpnie jeden z nich cofn si i podnis bro, mierzc do celu.
- Niemoliwe - pomyla Thomas. - Nie...
Byski rozwietliy powietrze, kiedy z broni wyleciao kilka kul, ktre uderzyy z
hukiem w ciao kobiety. Bya martwa.
Thomas wykona kilka krokw w ty, niemal si potykajc.
Jaki mczyzna podszed do Streferw, kiedy pozostali czonkowie jego grupy
ustawili si wok nich i wymachujc broni na prawo i lewo, zaczli strzela w okna
obserwacyjne, roztrzaskujc je na kawaki. Thomas usysza krzyki, zobaczy krew. Odwrci
wzrok i skupi si na mczynie, ktry do nich podszed. Mia ciemne wosy, mod twarz,
aczkolwiek pokryt zmarszczkami wok oczu, zupenie jakby kady dzie swojego ycia
spdzi, zamartwiajc si tym, jak przetrwa do dnia nastpnego.
- Nie mamy czasu na wyjanienia - powiedzia mczyzna gosem penym napicia. Po prostu podajcie za mn i biegnijcie tak szybko, jak gdyby od tego zaleao wasze ycie.
Bo tak jest.
Powiedziawszy to, mczyzna skin kilka razy w stron swoich kompanw, po czym
odwrci si i wybieg przez wielkie szklane drzwi, trzymajc bro sztywno przed sob.
Wystrzay i krzyki agonii wci odbijay si echem od cian komory, jednak Thomas robi, co
mg, aby nie zwraca na nie uwagi i skupi si na wykonaniu polecenia.
- Jazda! - krzykn jeden z wybawcw. Tylko w ten sposb Thomas mg o nich
myle.

Po krtkim wahaniu Streferzy wykonali polecenie, niemal wpadajc na siebie


nawzajem w popiechu, aby czym prdzej opuci komor, uciec od Bldoercw i Labiryntu
tak daleko, jak tylko to byo moliwe. Thomas, nadal trzymajc Teres za rk, pobieg z
nimi, doczajc do grupy. Nie mieli innego wyjcia - musieli zostawi ciao Chucka.
Thomas czu pustk, by cakowicie otpiay. Przebieg wzdu dugiego korytarza do
sabo owietlonego tunelu, potem krtymi schodami na gr. Wszdzie panowaa ciemno i
zewszd dochodzi zapach elektroniki. Biegnc, zobaczy nastpny korytarz, potem kolejne
schody i znw korytarz. Pragn odczuwa bl po stracie Chucka, entuzjazm z powodu ich
ucieczki, rado, e Teresa bya razem z nim. Jednak widzia zbyt wiele i teraz nie pozostao
w nim nic, jedynie emocjonalna pustka. Nie zatrzymywa si.
Niektrzy z mczyzn i kobiet biegli na przedzie i prowadzili ich, inni, z tyu,
pokrzykiwali, zmuszajc do mobilizacji i szybszego biegu.
Dotarli do kolejnej pary szklanych drzwi. Przebiegli przez nie, wprost w potn
ulew, ktra runa na nich z czarnego nieba. Nie byo wida nic oprcz przymionego
wiata, ktre gaso we wci napierajcych strumieniach wody.
Przywdca mczyzn nie zatrzyma si, dopki nie dobiegli do wielkiego autobusu,
ktrego boki byy wgniecione i porysowane, a wikszo szyb popkana. Deszcz zalewa
wszystko, sprawiajc, e pojazd wyda si Thomasowi olbrzymi besti, ktra wyaniaa si z
gbi oceanu.
- Do rodka! - zawoa mczyzna. - Szybko!
Posuchali, formujc zwart grup przed drzwiami, gdy wsiadali, jedno po drugim.
Streferzy przepychali si i szamotali, pokonujc trzy stopnie w gr i zajmujc miejsca.
Thomas sta na kocu, Teresa tu przed nim. Spojrza w niebo, poczu uderzenie
kropli na twarzy - byy ciepe, niemal gorce i miay dziwn gsto. Co dziwne, wywoay w
nim niepokj, sprawiy, e zacz ponownie zwraca uwag na otoczenie. Moe to z powodu
intensywnoci ulewy.
Skoncentrowa si na autobusie, na Teresie i na ucieczce.
Byli niemal przy drzwiach, kiedy niespodziewanie czyja rka uderzya go w rami,
chwytajc go za koszul. Thomas krzykn, gdy kto szarpn go w ty, wyrywajc go z
ucisku Teresy, ktra odwrcia si w momencie, gdy Thomas uderzy o ziemi, rozpryskujc
wok mgiek drobnych kropel. Ostry bl przeszy jego kark, a po chwili zobaczy kobiec
gow pochylajc si tu nad nim, i zasaniajc mu Teres.
Jej tuste wosy dotykay jego gowy. W ciemnoci nie widzia jej twarzy. Do jego
nosa doszed okropny zapach przypominajcy odr zgniych jaj i skwaniaego mleka.

Kobieta cofna si przed wiatem czyjej latarki na tyle, aby ujawni swoje rysy. Jej blada,
pomarszczona skra bya pokryta obrzydliwymi ranami, z ktrych wydzielaa si ropa.
Ogarno go miertelne, paraliujce przeraenie.
- Ocalisz nas wszystkich! - zawoaa szkaradna kobieta, a lina wylatywaa z jej ust na
wszystkie strony, obryzgujc Thomasa. - Ocalisz nas przed Poog! - Rozemiaa si, a jej
miechprzypomina suchy kaszel.
Kobieta zajczaa, kiedy jeden z wybawcw chwyci j oburcz i szarpn, odcigajc
od Thomasa, ktry doszed ju do siebie i zerwa si na nogi.
Wrci do Teresy, obserwujc, jak mczyzna odciga kobiet, ktra bezsilnie
wierzgaa nogami i cay czas wbijaa wzrok w Thomasa. Wskazaa na niego, woajc:
- Nie wierz w ani jedno ich sowo! Ocalisz nas przed Poog!
Kiedy mczyzna znajdowa si ju kilka metrw od autobusu, rzuci kobiet na
ziemi.
- Le albo odstrzel ci eb! - krzykn do niej. Nastpnie odwrci si w stron
Thomasa. - Do autobusu!
Thomas, trzsc si ze strachu, odwrci si i pody za Teres po schodach, a
nastpnie wbieg do rodka pojazdu.
Wybauszone pary oczu obserwoway go, kiedy szli na ty auta. Usiedli i przytulili si
do siebie. Czarna woda spywaa po zewntrznej stronie szyb. Deszcz bbni ciko o dach.
Niebo nad nimi rozdar grzmot.
- Co to byo? - zapytaa Teresa w mylach.
Thomas nie potrafi odpowiedzie, jedynie pokrci gow. Myli o Chucku ponownie
zalay jego umys, zamazujc wci wiee wspomnienie szalonej kobiety. Ona go nie
obchodzia, tak samo jak nie odczuwa adnej ulgi z powodu ucieczki z Labiryntu.
Chuck...
Kobieta, jedna z wybawicieli, usiada naprzeciw Thomasa i Teresy. Przywdca grupy,
ktry przemawia do nich wczeniej, wsiad do autobusu, usiad za kierownic i uruchomi
silnik za pomoc korby. Autobus zacz si toczy do przodu.
Gdy tylko ruszyli, Thomas dostrzeg za oknem jaki ruch. Naznaczona ranami kobieta
podniosa si i pobiega w stron przedniej czci autobusu, wymachujc gwatownie rkoma,
krzyczc co niezrozumiaego, zaguszonego dwikami burzy. Jej oczy przepenia obd lub
przeraenie - Thomas nie potrafi dokadnie stwierdzi.
Nachyli si do okna w chwili, kiedy posta kobiety rozpyna si w strugach
deszczu.

- Sta! - wrzasn Thomas, jednak nikt go nie usysza. A nawet jeli tak, to nikt si
nie przej.
Kierowca doda gazu - szarpno autobusem, gdy uderzyli w ciao kobiety. Niemal
wyrzucio go z siedzenia, kiedy przednie koa przetoczyy si po niej, a chwil pniej
usyszeli dudnienie tylnych k. Thomas spojrza na Teres, ktrej wyraajca odraz twarz
zdawaa si odzwierciedla jego uczucia.
Bez sowa, kierowca docisn stop peda gazu i autobus ruszy do przodu, w smagan
deszczem noc.
Nastpna godzina bya dla Thomasa niewyran plam wiate i dwikw.
Kierowca pdzi z niebezpieczn prdkoci przez miasteczka i miasta, rzsisty deszcz
przesania wikszo widokw. wiata i budynki byy wypaczone i rozmyte, niczym twr z
narkotycznych halucynacji. W jednym miejscu ludzie pdzili za autobusem, ich ubrania i
wosy byy potargane, a ich przeraone twarze oszpecone dziwnymi ranami, takimi jak te,
ktre Thomas widzia wczeniej u szalonej kobiety. Uderzali piciami o boki autobusu, jak
gdyby chcieli wej do rodka, jak gdyby chcieli uciec od swojego okropnego ywota.
Autobus nigdy nie zwalnia. Teresa przez cay czas siedziaa w milczeniu obok
Thomasa.
W kocu zebra w sobie wystarczajco wiele odwagi, aby odezwa si do kobiety
siedzcej naprzeciwko.
- O co tu chodzi? - zapyta, nie wiedzc, jak to wyrazi.
Kobieta spojrzaa na niego. Jej czarne, mokre wosy kleiy si do twarzy. Jej ciemne
oczy przepenione byy smutkiem.
- To duga historia. - Jej gos by o wiele milszy, ni Thomas si spodziewa. Napawa
go nadziej, e naprawd bya przyjazna, e wszyscy ich wybawcy tacy byli. Pomimo e
rozjechali czowieka z zimn krwi.
- Prosz - powiedziaa Teresa. - Prosz nam co powiedzie.
Kobieta spogldaa to na Teres, to na Thomasa, po czym westchna.
- Upynie troch czasu, zanim odzyskacie swoj pami, o ile w ogle j odzyskacie.
Nie jestemy naukowcami, nie mamy pojcia co ani jak wam robili.
Serce zadrao Thomasowi na myl, e moe ju nigdy nie odzyska swoich
wspomnie, jednak chcia wiedzie.
- Kim oni s?
- Zaczo si od rozbyskw sonecznych - powiedziaa kobieta, jej wzrok stawa si
nieobecny.

- Co to... - zacza pyta Teresa, jednak Thomas j uciszy.


- Pozwl jej mwi - powiedzia do niej w mylach. - Wyglda na to, e chce.
- Dobrze.
Kobieta sprawiaa wraenie jakby bya w transie, nie odrywaa spojrzenia od
niewyranego punktu w oddali.
- Nie mona byo tego przewidzie. Rozbyski s czym normalnym, jednak te byy
niespotykane, potne, coraz wiksze - i kiedy w kocu je zauwaono, po kilku minutach ich
ciepo uderzyo ju w Ziemi. Najpierw spony nasze satelity i tysice ludzi zgino na
miejscu, miliony w przecigu kilku nastpnych dni, a obszar niezliczonych kilometrw
zmieni si w pustkowie. Nastpnie pojawia si choroba.
Zawahaa si, wzia gboki oddech.
- Jako e ekosystem zosta zniszczony, nie mona byo nad ni zapanowa - nie udao
si jej nawet zatrzyma w Ameryce Poudniowej. Dungle przestay istnie, jednak insekty
przeyy. Ludzie nazywaj to teraz Poog. To co naprawd, naprawd przeraajcego.
Tylko najbogatszych mona leczy, jednak nikogo nie mona uzdrowi. Chyba e pogoski z
And oka si prawdziwe.
Thomas o mao jej nie przerwa - dziesitki pyta kbiy si w jego gowie.
Przeraenie zerao jego serce. Siedzia i sucha, a kobieta kontynuowaa.
- A co si tyczy was, was wszystkich, to jestecie garstk z milionw sierot.
Sprawdzali tysice i wybrali wanie was do wielkiego, najwikszego testu. Wszystko, przez
co przeszlicie, zostao staranie zaplanowane i zorganizowane. Jako katalizator, aby zbada
wasze reakcje, wasze fale mzgowe, wasze myli. Wszystko po to, aby znale tych, ktrzy
mogliby nam pomc znale sposb na pokonanie Poogi.
Ponownie przerwaa, pocigajc za kosmyk wosw za uchem.
- Wikszo z fizycznych efektw wywoao co zupenie innego. Najpierw zaczy
si urojenia, pniej zwierzce instynkty zaczy wypiera te ludzkie. W kocu poary je,
niszczc resztk czowieczestwa. To wszystko dzieje si w mzgu. Pooga yje w mzgu
zainfekowanych. To co przeraajcego. Lepiej umrze, ni si zarazi.
Kobieta przestaa wpatrywa si w nico i skupia wzrok na Thomasie, nastpnie
spojrzaa na Teres, po czym ponownie na Thomasa.
- Nie pozwolimy, aby robili to dzieciom. Przysiglimy na wasne ycie, e bdziemy
walczy z DRESZCZEM. Nie moemy utraci naszego czowieczestwa, bez wzgldu na to,
jak si to skoczy.
Zoya rce na kolanach i spojrzaa na nie.

- Z czasem dowiecie si wicej. yjemy na dalekiej pnocy. Od And dziel nas


tysice kilometrw. Mwi na to Pogorzelisko. To miejsce znajduje si wok czego, co
ludzie nazywali kiedy Rwnikiem, teraz jest tam jedynie skwar i piach, na ktrym roi si od
dzikich istot, trawionych przez Poog, ktrym nie mona ju pomc. Staramy si
przekroczy t ziemi, staramy si znale lek. Jednak do tego czasu, bdziemy walczy z
DRESZCZem i powstrzymywa wszelkie eksperymenty i testy. - Spojrzaa uwanie na
Thomasa, nastpnie na Teres. - Mamy nadziej, e si do nas przyczycie.
Nastpnie odwrcia wzrok, spogldajc za okno.
Thomas popatrzy na Teres, unoszc brwi pytajco. Pokrcia po prostu gow, a
nastpnie opara j na jego ramieniu i zamkna oczy.
- Jestem zbyt zmczona, aby teraz o tym myle - powiedziaa. - Chc, abymy byli
bezpieczni.
- Moe jestemy - odpowiedzia. - Moe.
Usysza, jak Teresa zasypia, jednak wiedzia, e jemu nie bdzie to dane. Poczu
targajc nim burz sprzecznych emocji, jednak nie potrafi rozpozna adnej z nich. Ale i tak
byo to lepsze od pustki, ktr odczuwa wczeniej. Siedzia, wpatrujc si w strugi deszczu i
wszechogarniajc ciemno za oknem, a sowa Pooga, Choroba, Eksperyment,
Pogorzelisko oraz DRESZCZ kryy nieustannie po jego gowie. Mg mie jedynie
nadziej, e teraz wszystko bdzie o wiele lepiej, ni kiedy byli w Labiryncie.
Trzsc si i koyszc w rytm jadcego autobusu, czu uderzajc o jego rami gow
Teresy. Gdy wjechali na wybj na drodze, poruszya si lekko, po czym ponownie zapada w
sen. Sysza te szepty rozmw pozostaych pasaerw, jednak wci powraca tylko do
jednej myli.
O Chucku.
Dwie godziny pniej autobus si zatrzyma.
Zaparkowali na zaboconym parkingu przed jakim budynkiem z kilkoma rzdami
okien. Kobieta i pozostali wybawcy wprowadzili dziewitnastu chopcw i jedn dziewczyn
przez frontowe drzwi, na pitro, a nastpnie do olbrzymiej sypialni, w ktrej znajdowaa si
seria pitrowych ek ustawionych wzdu jednej ze cian. Po drugiej stronie stay stoliki i
komody. Okna z zasonami zdobiy kad ze cian.
Thomas przyj to wszystko z chodnym zdumieniem. Czu, e po tym, co przey, ju
nic nie bdzie w stanie go zaskoczy.
Pokj by peen barw. Jasnota farba, czerwone koce, zielone zasony. Po
przytaczajcej szaroci Strefy poczu si, jakby przeniesiono ich wprost na drug stron

tczy. Widzc to wszystko, widzc czyste i przygotowane dla nich ka, dowiadczy niemal
przytaczajcego uczucia normalnoci. To byo zbyt pikne, aby mogo by prawdziwe.
Minho podsumowa to najdokadniej, wkraczajc do ich nowego wiata:
- O purwa, umarem i dostaem si do nieba.
Thomas nie potrafi si cieszy, zupenie jakby w ten sposb mgby zdradzi Chucka.
Co jednak poczu. Iskierk.
Ich kierowca wybawca pozostawi ich w rkach niewielkiej grupy personelu dziewiciu lub dziesiciu mczyzn i kobiet, ktrzy ubrani byli w czarne spodnie na kant,
biae koszule, mieli nienagannie uoone wosy, a ich donie i twarze byy zadbane.
Umiechali si.
Kolory. ka. Personel. Thomas poczu, jak niewyobraalna rado prbuje
wydosta si z jego ciaa. Cho gdzie wewntrz niej czaia si olbrzymia dziura. Mroczna
otcha depresji, ktra moe ju nigdy nie ustpi - wspomnienia o Chucku i o jego brutalnym
zabjstwie. O jego powiceniu. Jednak pomimo wszystkich tych rzeczy, o ktrych
powiedziaa im kobieta w autobusie, o wiecie, do ktrego powrcili, Thomas, po raz
pierwszy, odkd wyszed z Puda, poczu si naprawd bezpieczny.
Przydzielono im ka. Ubrania i przybory toaletowe zostay im rozdane, a kolacj
podano do stou. To bya pizza. Prawdziwa, autentyczna, z cigncym si serem. Thomas
poera ze smakiem kady najmniejszy kawaek Gd zdominowa wszystkie inne emocje, i
uczucie zadowolenia i ulgi emanowao z jego twarzy.
Wikszo chopcw nie odzywaa si ani sowem, by moe obawiajc si, e jeeli
to zrobi, wszystko wok zniknie. Jednak na wielu twarzach goci szeroki umiech. Thomas
tak bardzo przywyk do obrazu rozpaczy, e widok umiechnitych twarzy niemal go
zaniepokoi. Zwaszcza e z trudem przychodzio mu zaakceptowanie radoci, ktr sam
odczuwa.
Wkrtce po posiku nikt ze Streferw nie protestowa, kiedy kazano im pooy si do
ek.
A ju z ca pewnoci nie by to Thomas. By tak zmczony, e mgby nie
wychodzi z ka przez nastpny miesic.
Thomas dzieli ko z Minho, ktry upiera si, aby zaj grn prycz. Newt i
Patelniak byli tu obok nich. Personel umieci Teres w osobnym pokoju, odprowadzajc j,
zanim zdya si poegna. Thomas tskni za ni rozpaczliwie ju w trzy sekundy po jej
odejciu.
Kiedy ukada si do snu na wygodnym materacu, przerwa mu gos z gry.

- Hej, Thomas - odezwa si Minho tu nad nim.


- Tak? - By tak zmczony, e ledwo wykrztusi z siebie sowa.
- Jak mylisz, co si stao ze Streferami, ktrzy zostali?
Thomas nie zastanawia si nad tym wczeniej. Jego umys zaprztay myli o
Chucku, a teraz i o Teresie. - Nie wiem, ale biorc pod uwag, ilu z nas zgino, aby tu
dotrze, to nie chciabym by teraz na ich miejscu. W caej Strefie roi si pewnie teraz od
Bldoercw. - Nie mg uwierzy w to, jak nonszalancko zabrzmia jego gos, gdy
wypowiada te sowa.
- Mylisz, e moemy czu si tu bezpieczni? - zapyta Minho.
Thomas zastanawia si przez chwil nad tym pytaniem. Bya tylko jedna odpowied,
ktrej mg si uczepi.
- Tak, myl, e jestemy tu bezpieczni.
Minho powiedzia co jeszcze, jednak Thomas ju go nie sucha. Wyczerpanie niemal
go poerao. Jego umys powrci do wspomnie o krtkim pobycie w Labiryncie, do dnia,
kiedy zosta Zwiadowc. Myla, jak bardzo tego pragn, odkd tylko si tam pojawi.
Wydawao mu si, jakby to wszystko dziao si przed stu laty. Jakby to by tylko sen.
Szmery rozmw niosy si po pokoju, jednak Thomas mia wraenie, e pochodz z
innego wiata. Wpatrywa si w deski ka nad nim, czujc, jak ogarnia go nadcigajcy sen.
Chcia jednak jeszcze porozmawia z Teres.
- Ijak twj pokj? - zapyta j. - Szkoda, e ci tu nie ma.
- Ach tak? - odpowiedziaa. - Wrd tych wszystkich smrodasw wok? Nie,
dzikuj.
- Chyba masz racj. W cigu ostatniej minuty Minho puci bka ju ze trzy razy. Thomas wiedzia, e to by kiepski dowcip, ale na wicej nie mia ju si.
Wyczu, e si zamiaa, i aowa, e nie mg zrobi tego samego. Nastaa duga
cisza.
- Naprawd bardzo mi przykro z powodu Chucka - powiedziaa w kocu.
Thomas poczu ostre ukucie i zamkn oczy, zatapiajc si gbiej w rozpaczy nocy.
- Potrafi by irytujcy - powiedzia. Zawaha si, przywoujc wspomnienie o nocy,
kiedy Chuck przestraszy Gallyego w azience. - Ale to boli. Czuj, jakbym straci brata.
- Wiem.
- Obiecaem mu...
- Przesta, Tom.
- Sucham? - chcia, aby Teresa sprawia, by poczu si lepiej, by ten bl w magiczny

sposb znikn.
- Przesta mwi o obietnicy. Poowa z nas je zoya. Wszyscy bylibymy ju
martwi, jeeli zostalibymy w Labiryncie.
- Ale Chuckowi si nie udao - odpowiedzia Thomas. Zerao go poczucie winy,
poniewa wiedzia, e w jednej chwili wymieniby go za ktregokolwiek ze Streferw w tym
pokoju.
- Odda ycie, aby ci ocali - powiedziaa Teresa. - Sam dokona wyboru. Nie
pozwl, aby to poszo na marne.
Poczu, jak zy napywaj mu do oczu; jedna z nich ucieka i spyna po jego prawej
skroni, zatapiajc si we wosach. Upyna pena minuta, w trakcie ktrej adne z nich nie
odezwao si ani sowem. Nastpnie Thomas powiedzia:
- Teresa?
- Tak?
Ba si ujawni swoje myli, jednak to zrobi.
- Chc sobie ciebie przypomnie. Przypomnie sobie o nas. Wiesz, jak to byo kiedy.
- Ja te.
- Wyglda na to, e my... - nie wiedzia, jak mia to powiedzie.
- Wiem.
- Zastanawiam si, co przyniesie jutro.
- Dowiemy si za kilka godzin.
- No tak. No to... dobranoc. - Chcia powiedzie wicej, o wiele wicej. Jednak sowa
ugrzzy w jego mylach.
- Dobranoc - odpowiedziaa mu w chwili, gdy zgaszono wiata.
Thomas przewrci si na bok, zadowolony, e w ciemnoci nikt nie mg zobaczy
wyrazu jego twarzy.
To nie by do koca umiech czy wyraz zadowolenia. Ale prawie tak.
Teraz jednak, prawie mu w zupenoci wystarczao.
DO: Moich wsplnikw OD: Ava Paige, Kanclerz
TEMAT: RE: SPOSTRZEENIA ODNONIE PRB LABIRYNTU, Grupa A
Niezalenie od przyjtych kryteriw, myl, e wszyscy moemy si zgodzi co do
tego, e Prby okazay si sukcesem. Dwudziestu ocalaych, wszyscy dobrze wyszkoleni do
naszego planowanego przedsiwzicia. Wyniki testw byy zadowalajce i zachcajce.
Zabjstwo chopca i ratunek okazay si cennym zakoczeniem. Musielimy wstrzsn ich
systemem, zobaczy, jak zareaguj. Szczerze powiedziawszy, to jestem zdumiona, e pomimo

wszelkich przeciwnoci, udao nam si zebra tak du grup dzieciakw, ktre nigdy si nie
poddaj.
Co dziwne, najtrudniejszym momentem ich obserwacji bya chwila, kiedy utwierdzili
si w przekonaniu, e jest ju po wszystkim, e s bezpieczni. Nie ma jednak czasu na al.
Dla dobra naszych ludzi, musimy i dalej.
Mam swoje wasne przemylenia odnonie tego, kto powinien zosta wybrany na
przywdc, jednak powstrzymam si w tym momencie od wypowiedzi, aby nie wpywa na
wasze decyzje. Dla mnie jednak wybr jest oczywisty.
Wszyscy zdajemy sobie spraw z powagi sytuacji. Jeeli o mnie chodzi, to jestem
dobrej myli. Pamitacie, co dziewczyna zapisaa na ramieniu, zanim utracia pami? Jaka
bya jedyna myl, ktrej postanowia si uczepi? DRESZCZ jest dobry.
Obiekty w kocu odzyskaj pami i zrozumiej powd, dla ktrego poddalimy ich
tym wszystkim trudnym wyzwaniom. Misj DRESZCZU jest suba i ocalenie ludzkoci za
wszelk cen. Naprawd jestemy dobrzy.
Prosz, przedstawcie wasne spostrzeenia. Obiekty dostan jedn noc odpoczynku
przed wdroeniem Etapu Drugiego. Pki co, bdmy dobrej myli.
Wyniki prb Grupy B byy rwnie niezwykle interesujce. Potrzebuj czasu, aby
przetworzy dane, jednak moemy do tego powrci rano.
Zatem do jutra.
KONIEC KSIGI PIERWSZEJ

Przetrwae Labirynt. Jeste jednym z Wybracw.


Ale czas prb jeszcze si nie skoczy.
Przed Tob kolejne wyzwanie, ktremu musisz stawi czoa.
Przetrwaj tylko najlepsi...
James Dashner - Prby Ognia tom II trylogii Wizie Labiryntu
Znalezienie wyjcia z Labiryntu miao oznacza koniec. adnych wicej zagadek.
adnych kolejnych prb. I adnego uciekania.
Thomas by pewien, e uciekajc ze Streferami odzyska swoje ycie z powrotem. Ale
nikt nie wiedzia, do czego tak naprawd wracaj.
W Labiryncie ycie byo proste. Mieli ywno, dach nad gow i poczucie
bezpieczestwa... Dopki Teresa nie zapocztkowaa koca. Jednak w wiecie poza murami
Labiryntu, koniec zosta zapocztkowany ju dawno temu.
Spalona przez rozbyski soneczne i wysuszona przez nowy brutalny klimat Ziemia
jest obecnie pustkowiem. Rzd upad, a wraz z nim wszelki porzdek i teraz Poparzecy,
ludzie z ciaami pokrytymi ropiejcymi ranami, doprowadzeni do szalestwa przez Poog mordercz chorob zbierajc swe niwo - wcz si po zgliszczach wymarych miast w
poszukiwaniu swojej kolejnej ofiary... I poywienia.
Zamiast upragnionej wolnoci Streferzy zostai poddani kolejnej prbie. Musz
przej przez Pogorzelisko, najbardziej wypalony skrawek ziemi i w dwa tygodnie dotrze do
azylu. A DRESZCZ ju dopilnowa, aby na tej drodze czekay na nich kolejne prby i
wyzwania.
Thomas moe si jedynie zastanawia - czy gdzie w mglistej otchani jego pamici
znajduje si klucz do wolnoci? Czy te ju na zawsze bdzie zdany na ask organizacji
DRESZCZ?

You might also like